Przezbrojenie medialne, czyli kurs na dobro wspólne
Takie czasy przyszły, że jeśli uda się znaleźć w medialnych archiwach, iż Jarosław Kaczyński wypowiedział się niegdyś podobnie, jak dzisiaj mówi Donald Tusk, to czerscy nie posiadają się z radości, że ten drugi nie jest gorszy od pierwszego. A jeszcze niedawno za samą próbę zestawienia obu delikwentów na jednakowych prawach, czerscy wykluczali takiego gościa z grona ludzi poważnych i wiarygodnych. Tak przemija chwała tego świata, chociaż trzeba przyznać, że w tym konkretnym przypadku chwała nie spieszyła się zanadto z przemijaniem.
Tuż po bankructwie sieci kantorów wyborczych w Wałbrzychu, które zorganizowała Platforma Obywatelska dla potrzeb wyborów samorządowych, miało miejsce znamienne wystąpienie. Ówczesny szef regionu Jacek Protasiewicz oświadczył z powagą operetkowego kacyka, że jego partia ma najwyższe standardy i najlepszych ludzi, czego dowodem miało być rozwiązanie struktur partii w Wałbrzychu.
Zapomniał oczywiście dodać, że rozpędzenie szemranej paczki nastąpiło po ujawnieniu szalbierstwa przez wymiar sprawiedliwości.
Wystąpienie Protasiewicza, chełpienie się najwyższymi standardami w chwili totalnej kompromitacji partii było oczywiście krwawą groteską i tak powinno być potraktowane, a raczej stratowane przez media w normalnym kraju. Jednak w ówczesnym państwie Tuska to przeszło jakoś bez echa, czerscy to zgodnie przemilczeli, ktoś coś tam bąknął bez przekonania, ktoś inny się leciutko skrzywił.
Miarą zmiany i przewartościowania poglądu elektoratu na scenę polityczną jest oczywiście zmiana narracji mainstreamowych mediów – dzisiaj Protasiewicz za taki kabaret zostałby rozjechany na placek. Dzisiaj tylko polityczny psychopata i straceniec albo ktoś na kształt i miarę Stefana Niesiołowskiego może powtarzać wyświechtane bzdury o Platformie Obywatelskiej broniącej Polaków przed Prawem i Sprawiedliwością, co jest zresztą ciekawym paradoksem, nie tylko semantycznym.
Jeśli bowiem się przyjrzeć całościowo rządom Tuska; całemu zbiorowi matactw, przekrętów, złamanych przyrzeczeń, niedotrzymanych obietnic, afer i oszustw popełnionych pod egidą jego partii, to można Niesiołowskiemu przyznać rację – oni sami faktycznie bronią się przed prawem i sprawiedliwości, zaś Polakom bronią dostępu do tych dobrodziejstw demokratycznego państwa prawa. Nie dziwota więc, że już jedynie człowiek regularnie przelatujący nad kukułczym gniazdem godzi się na funkcję herolda tych bzdur. Straszak pisowski zardzewiał doszczętnie i można nim się jedynie od psów opędzać, jakby to ujął pan Zagłoba.
Zatem kurs narracji musiał być zmieniony, bo symbol Platformy Obywatelskiej jako antypisowskiego przedmurza stał się anachroniczny aż do śmieszności. Teraz mamy kurs na dobro państwa, więc państwo stało się nagle dla czerskich mediów dobrem wspólnym władzy i opozycji. „Byłoby dobrze, gdyby obie strony - i rząd, i opozycja - zaprzestały propagandy, a skupiły się na konkretach” – pisze zatroskany redaktor Gadomski, który do tej pory mieszał z błotem pisowskie propozycje.
To przypomina jako żywo wyżej wymienione wystąpienie Protasiewicza po Wałbrzychu. Kiedy uwielbiany faworyt doprowadził budżet do zapaści, a jego minister finansów okazał się być wyłącznie cwanym buchalterem, to nagle przypomniano sobie o standardach demokracji - roli opozycji. Ci sami ludzie, którzy zaledwie parę tygodni temu twierdzili, że nie powinno się protestować przeciwko decyzjom władzy wybranej w demokratycznych wyborach. A teraz przejrzeli na oczy i zobaczyli współodpowiedzialność opozycji za państwo, kiedy hochsztaplerstwo rządu osiągnęło rozmiar większy niż największy dywan i żadną miarą nie da się przykryć.
Broni się więc Tuska, że nie jest gorszy od Kaczyńskiego w kwestii uczestnictwa w referendum, bo obaj sugerowali nieuczestniczenie. Jeszcze kilka miesięcy temu byłoby to niemożliwe, a każdy stawiający Kaczyńskiego na równoprawnym poziomie z Tuskiem, zostałby odsądzony od czci i wiary. Dzisiaj już się nie da, bo nikt w takie przedstawienie nie uwierzy. To nie jest rzecz jasna przezbrojenie moralne, ale na pewno początek przezbrojenia medialnego.
Z tym, że Kaczyński mówił warunkowo o sobie – „gdybym był łodzianinem, nie wybrałbym się na to referendum”. Tusk natomiast najpierw wciskał ludziom rzewną propagandę o powinności obywatelskiej, a kiedy okazuje się, iż ta powinność może jemu zaszkodzić, to zrobił w tył zwrot i teraz namawia tych samych ludzi do bojkotu referendum. Trudno nie przyznać, że Platforma Obywatelska ma teraz najwyższe podwójne standardy.
A na koniec jeszcze jedna jaskółka zmiany standardów w partii żartobliwie zwanej obywatelską. Kiedy miało dojść do debaty pomiędzy Sikorskim i Komorowskim, kandydatami prezydenckimi w wewnątrzpartyjnych prawyborach, premier Tusk mówił, że „oczekiwania, iż kandydaci jednej partii politycznej będą mieli różne programy polityczne są bezzasadne”. Zabawna historia, bo dzisiaj Tusk odmawia debaty z Gowinem z powodu drastycznie różnych programów politycznych, gdyż ma to według niego szkodzić partii. Mamy więc w partii Tuska także znaną skądinąd hydrę rewizjonizmu, co dopełnia groteski.
Nasz szczery przywódca nagadał w ciągu tych kilku lat rządzenia tyle głupot, że teraz niemal każda jego wypowiedź obraca się przeciwko niemu. Pan dał pamięć swojemu ludowi i to determinuje marny koniec krętaczy.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 995 odsłon