Niedźwiedzia przysługa Michnika

Obrazek użytkownika seaman
Kraj

Redaktor naczelny Gazety Wyborczej poczuł się zobowiązany w pożegnalnym tekście naprostować meandry politycznych wyborów zmarłego wczoraj Tadeusza Mazowieckiego. Niestety, to chyba zadanie na miarę rozwiązania problemu kwadratury koła, bo w jednej z najważniejszej kwestii pojechał po łebkach, niektóre pominął, a całość zmieścił w nic nie mówiącej formule o spójnej i konsekwentnej linii życia.
W przypadku człowieka, który w najstraszniejszym okresie PRL przez 7 długich lat firmował swoją twarzą kolaborancki PAX, takie postawienie sprawy zakrawa na kpinę. Ten okres w życiu zmarłego polityka Adam Michnik skwitował krótkim zdaniem: - „W imię wartości personalistycznych Maritaina i Mouniera znalazł się w PAX-ie w latach 40. i w imię tych samych wartości zerwał z PAX-em w 1955 roku.” A chwilę wcześniej Michnik nazwał Mazowieckiego chrześcijaninem z ducha Jerzego Turowicza między innymi. Można by się uśmiać, gdyby nie fakt, że człowiek wczoraj zmarł i stoi już przed Bogiem.

A to stwierdzenie Michnika jest naprawdę do śmiechu, bowiem tak się składa, że również Turowicz był zafascynowany filozofią Maritaina i między innymi ta fascynacja go pchnęła w stronę dokładnie przeciwną niż poszedł opiewany przez Michnika Mazowiecki. Turowicz w 1945 roku założył Tygodnik Powszechny, który wtedy był wręcz antytezą PAX. Pisał o tym Czesław Miłosz właśnie w pośmiertnym wspomnieniu o Jerzym Turowiczu: "Nie tylko w zakresie "Mądrości i sztuki" Turowicz był "maritainistą". Całe jego stanowisko wobec wielkich społecznych problemów stulecia i wobec Soboru Watykańskiego nosi cechy "Humanizmu integralnego" jak nazywa się jedna z maritainowskich książek. Rzecz dziwna, w swoich ostrożnych, zawsze wyważonych sądach, w darze umiaru, Turowicz jest bliski Maritainowi także temperamentem(...)W jakim stopniu jego przyrodzonym zdolnościom i temperamentowi pomagała znajomość myśli Maritaina, będą mogli opowiedzieć jego bliscy współpracownicy. Warto jednak zauważyć, że jako redaktor i polityk był wystawiony na niezliczone pokusy stopniowego i maskowanego przejścia na pozycje marksistów, czego klasycznym przykładem była grupa "Paxu" wyznająca katolicyzm, a jakże, spod znaku św. Tomasza z Akwinu. Tutaj okazywały się pożytki z zaprawy w myśli rygorystycznej, ale nie totalitarnej”.

Tak więc, jeśli wierzyć Michnikowi, mamy do czynienia z dziwnym zjawiskiem, że dwóch niezwyczajnie inteligentnych ludzi pod wpływem myśli tego samego filozofa stanęło po przeciwnych stronach barykady. Jeden wybrał kolaborację z reżimem komunistycznym, czyli pomoc władzy w niszczeniu Kościoła Katolickiego, bo do tego sprowadzała się rola PAX w tych latach. Drugi natomiast utworzył bastion sprzeciwu wobec tych praktyk, bo taką rolę odgrywał Tygodnik Powszechny z Turowiczem, Jasienicą, Gołubiewem, Kisielewskim, Tyrmandem i innymi. Najlepiej ujął to Tyrmand, który napisał wówczas, że ludzie PAX-u to były „urzędowe hieny i sępy reżimu na katolickim obszarze”.

Wygląda więc na to, że albo myśli Maritaina były tak mętne, iż każdy wniosek można było z nich wyczytać albo można zakwestionować inteligenckość obu delikwentów. W każdym razie obie postawy jednocześnie są nie do pogodzenia, lecz to chyba nie dręczy zbytnio Michnika, skoro uważa, że Mazowiecki wyszedł z PAX-u pod wpływem tych samych przemyśleń, które go nurtowały, gdy tam wchodził. Bardzo ciekawy przypadek, zwłaszcza że Michnik nie bierze pod uwagę innych możliwych czynników, które w tamtym czasie pchały ludzi do PAX-u, a które są dość oczywiste.

Organizacja Bolesława Piaseckiego była niewątpliwie kolaborancka, a jej proweniencja wręcz straszna. Piasecki zakładał ją otrzymawszy na to koncesję od sowieckiego generała NKWD Iwana Sierowa, a z ramienia władz komunistycznej Polski patronat nad PAX sprawowała osławiona funkcjonariuszka bezpieki Luna Brystygierowa. To ona była twórcą sieci agenturalnej w kuriach i parafiach, ona kierowała prześladowaniami. I właśnie koncesjonowani katolicy z PAX byli jej w tym dziele niezmiernie pomocni.

Jednak PAX miał pewien jaśniejszy ton, jego karta nie była totalnie czarna. Dzięki tej organizacji uniknęło pewnej śmierci w powojennej Polsce wielu narodowców, którzy życie ocalili dzięki współpracy z Piaseckim. Taki Ryszard Reiff, który przewędrował setki kilometrów uciekając z sowieckiego łagru, położyłby niechybnie głowę po przybyciu do Polski, gdyby go właśnie PAX nie przygarnął. Można i trzeba piętnować kolaborację z komunistami, ale ja bym się nie podejmował tego w przypadku ludzi, których życie leży na szali. Nie powinno się oceniać ludzkich postaw w warunkach ekstremalnych, a przynajmniej nie wtedy, kiedy się samemu nie doświadczyło takiej próby. Może i Mazowiecki miał coś, co chciał ocalić, nawet za dużą cenę? Może się bał tak bardzo, że musiał pójść do Piaseckiego? Może coś lub kogoś chronił przed komunistami? Ludzka rzecz, zwłaszcza, że liczył sobie wówczas 21 lat.

Nie wiem, jak było w przypadku Mazowieckiego, ale stwierdzenie, że przystąpił do takiej organizacji „w imię wartości personalistycznych Maritaina i Mouniera” przyprawia mnie o pusty śmiech. Tu już może lepiej byłoby spróbować, czy nie ma czegoś na rzeczy w opinii Stefana Kisielewskiego o Mazowieckim, że „zawsze wierzgał, gdy się mówiło coś przeciwko socjalizmowi”?

Jeszcze gorzej wypada w tym rachunku filozof Emmanuel Mounier, którego Michnik czyni drugim po Maritainie mentorem młodego Mazowieckiego. Ten z kolei – według tego samego tekstu Czesława Miłosza - „podczas wojny otarł się o kolaborację z rządem Vichy (należąc do tzw. grupy Uriage), po to, żeby po wojnie przyłączyć się do chóru sławiącego państwo Stalina i pływać w zupie prokomunistycznego Paryża”. Miłosz dalej wyraża przekonanie, że to dobrze, iż Turowicz nie stał się „personalistą” w ujęciu Mouniera. No, ale redaktor Michnik nie ma nic przeciwko temu, żeby kolaboranta faszystowskiego rządu okupowanej Francji i apologetę stalinizmu uczynić natchnieniem Mazowieckiego.

Powstało zatem całkiem komiczne pomieszanie pojęć, intencji i skutków, szkoda, że w obliczu śmierci, bo uśmiałbym się, gdyby nie ten smutny fakt. Mamy dwóch katolickich inteligentów Mazowieckiego i Turowicza, którzy pod wpływem dwóch innych katolickich inteligentów Maritaina i Mouniera dokonali dwóch drastycznie przeciwstawnych wyborów w tym samym czasie. I mamy dwóch intelektualistów Michnika i Miłosza, z których jeden usprawiedliwia zły wybór Mazowieckiego wyznawaniem „wartości personalistycznych”, natomiast drugi pochwala dobry wybór Turowicza dokonany także pod wpływem tych samych wartości. Tyle są warte inteligenckie fascynacje i rozhowory o wyborach pod wpływem wartości.

Najgorzej na całym zamieszaniu wyszedł chyba Michnik: zamierzał napisać tren żałobny, a wyszedł groch z kapustą.

Adam Michnik o Tadeuszu Mazowieckim: 'Niewielu polityków było tak brutalnie i nieuczciwieatakowanych jak On'

Turowicz i Jacques Maritain

Brak głosów