Bajka o kości Alvina

Obrazek użytkownika Wolność Najakąsięzgadzam
Humor i satyra

Za siedmioma górami, za siedmioma dolinami,
za siedmioma rzekami, gdzieś w krainie
dalekiej dalekiej dam, co sławi się
e no tre, no tre.
Mariusz to bohatyr, jakich mało
chciał swemu wiernusowi, towarzyszowi
swemu nie innemu, no chyba że jego
mateczki rodzicielki i dobrodziejki,
strażniczki domowego ogniska, dać
w podarunku podarek.
Podarek ten musiał być szczególny,
dlatego najlepszym i najmniej
oczywistym wyborem był ten,
co się zowie os, właśnie ten.
Wybrał się zatem na wielkie targi,
gdzieś gdzie wszystko ocieka wysoką
jakością, lecz ceny były tam wygórowanie
niepoważne.
Udał się bohaterski człek dalej,
dalej i dalej, ponieważ dla swego
towarzyszy daleko by się udało,
dlatego też zaszedł na sto łokci,
a może nawet i dwieście stóp.
W ciemnym zaułku, bo żarówki
już dawno został wykręcone,
w przytulnie czystym miejscu,
jak to w zaułkach z kontenerami
przepełnionymi dobrami niechcianymi
z domów i domostw większych i mniejszy,
ze wszystkich tych pobliskich,
a także tych dalszy, ponieważ tak ci
on popularny, że zachęca wielu
nawet podatników z innych dzielnic,
do korzystania zeń, dla dobra
kieszeni gawiedzi wżdy.
Zanurzając się w skrzynie skarbów,
walcząc z bestiami znalazł skarb!
krzycząc: ossa! ossa! w tej
chwili, krokiem wolnym i pewnym,
bez nerwów odszedł nie prędko,
a za nim bez powodu tłum przyjaźnie
nastawionych dachowców domowych
i tych o nagich ogonach w jednym
szeregu, solidarnie, wszyscy razem.
Skarb był na tyle wyjątkowy,
że takich, jak on było nieco trochę
niż wiele, ale nawet nie różniąc się
od innych, był pożądany.
Z uśmiechem na twarzy, niezmęczony
otarł spocone czoło i policzył
zaraz wszystkie zadarcia i zadrapania,
stwierdził ich wielość, uśmiechnął się,
wzruszył ramionami i zawołał Burosława.
"Burek!", pies zaczekał i wybił się
w kierunku progu, a matula, uciszyła
spokojnie tę dwójkę na dwojako:
"Nie drzyj się tak!" uprzejmie do
syn i "Zamknij się kundlu!" równie
grzecznie do pieska.
Piesek dostał kość, była taka sama,
jak inne, nie kosztowała w kategoriach
wiele mniej, przynajmniej jeśli chodzi
o kwestie pieniężne, pomerdał ogonem,
zaszczekał jeszcze raz i zaczął
konsumpcję nie wybrzydzając. Skarb
nawet nie pomyślał, żeby uciekać,
nie wybrzydzał w kwestii wyboru,
tego kim zostanie jego skromna
koścista osoba obdarowana. Burkowi,
zaś nie było w głowie zastanawiać
się na kwestiami egzystencionalnymi
prezentu, który dostał, ani o
jego rodowodzie, a szczerze powiedziawszy
nie wierzył w istnienie innych skarbów,
podobnych to tego, ponieważ jak na psa
przystało wierzy tylko w to co ma
przed nosem i pozwala mu przeżyć.
Nikogo nie dziwi, że nie wierzy
w istnienie innych tworów, które
mogłyby pomóc mu w przetrwaniu. Co
więcej, nie wierzył nawet w istnienie
danej kontenerowej niespodzianki.
Głodny musi jeść, pies je to co ma
przed oczami i nie przebiera. Tyle,
że pies ratlerek pojemny brzuszek
ma i nadal głodny, głodny czeka,
lecz głodu zaspokoić nie może.
Biedaczek nie wie czemu, bo przecież
dostęp do nowin, wieści wszelakich
domownicy, w których opiec bytuje mają.
Pies miał szczęście.

Brak głosów