Kto stawia lisom zadania!

Obrazek użytkownika Szeremietiew
Kraj

W minioną niedziele 11 listopada w stolicy Polski przeszedł kolejny raz wielki Marsz Niepodległości.

Media reżimowe dwoiły się i troiły (udział osób trzecich?) by dowieść, że w Warszawie było kilka podobnych liczebnością marszy; socjalistów w liczbie kilkudziesięciu, którzy paradowali bez „socjaldemokratów” z SLD; następnie pochód podobno tysiąca „antyfaszystów”, zdaje się łącznie z osłaniającymi ich policjantami, przy czym policjantów było tam więcej niż od tych ochranianych „antyfaszystów”; wreszcie był przemarsz prawomyślnych manifestantów spod znaku kotylionowego Bronka z gen. Ścibor-Rylskim, który w PRL zamienił swoją bohaterską służbę Ojczyźnie na Służbę Bezpieczeństwa i byłym endekiem Gertychem, którego „Gazeta Wyborcza” chciała kiedyś wkładać do wora, a wór do jeziora.


Komorowskiemu pomylił się 11 listopada z 1 maja...

W tej ostatniej manifestacji mimo obfitych zachęt i nachalnej propagandy widać było więcej gapiów na chodnikach niż osób idących w orszaku kotylionowego Bronka.

Kiedy wreszcie TVP Info zaczęło pokazywać Marsz Niepodległości pani redaktor ze studia zaczęła dopytywać ilu jest tych demonstrantów redaktora obserwującego idących niepodległościowców. Ten zaś powiedział – pamiętam jak liczyliśmy, ilu ludzi jest w strefie kibica w czasie Euro 2012, no porównując, to tutaj jest na pewno ponad 100 tys. ludzi. W tym momencie pani redaktor straciła zainteresowanie liczba maszerujących, a po pewnym czasie usłyszałem, że w Marszu bierze udział „kilkanaście tysięcy”.
Podobnie jak w ubiegłym roku pojawili się zadymiarze i ich wyczyny stały się kanwą do wszystkich opowieści jakimi strasznymi dla bezpieczeństwa Polski są uczestnicy Marszu Niepodległości. Novum w relacjach było jednak takie, że tym razem autorami zamieszek nie byli uczestnicy Marszu, nawet ci straszni z ONR, ale jacyś bliżej nie zdefiniowani „kibole”. Kiedy jednak zapoznamy się z relacjami uczestników zdarzeń nasuwa się wniosek, że burda wywołana na Marszu nie była czyms przypadkowym, ale dobrze zaplanowanym i przemyślanym działaniem. Według licznych źródeł, także zdjęć i filmów wykonane przez internautów, duża grupa zamaskowanych mężczyzn pojawiła się na skrzydle Marszu i biegnąc w kierunku policji rzucała w ich kierunku petardami hukowymi (takich używają żołnierze GROM!). Ci „atakujący” osobnicy w kominiarkach na twarzach wpadli w policjantów, a oni... przepuścili ich poza uformowany kordon??? I następnie utworzyli kordon oddzielając kilkadziesiąt tysięcy ludzi od czoła Marszu, w którym znajdowali się jego organizatorzy i parlamentarzyści chronieni przez immunitety (co dziwnym trafem „uszanowali” zamaskowani chuligani, którzy wyraźnie czekali z atakiem do czasu przejścia posłów). Wówczas uczestnicy Marszu zostali zaatakowani przez oddziały policji, która użyła gazu łzawiącego i broni gładkolufowej. Pojawiły się także „polewaczki”. Tego co się działo nie widziało czoło Marszu, bowiem całe zdarzenie przykrył dym gazów łzawiących zmieszanych z czerwonym dymem petard potęgując wrażenie niewyobrażalnych rozruchów. Na ekranach telewizorów wyglądało to bardzo groźnie.


Zaznaczcie miejsce gdzie stoimy towarzysze, to może się przydać.

Powtórzymy: nastąpił atak licznej i dobrze zorganizowanej dużej grupy zamaskowanych mężczyzn przeprowadzony w taki sposób, aby wyglądało, że uczestnicy Marszu atakują policję, a ta nie podjęła żadnych działań by „wyłuskać” chuliganów, ale ich przepuściła zapewniając im bezpieczną ucieczkę z miejsca zdarzenia. Zamiast zatrzymania chuliganów umundurowana policja odcięła czoło pochodu od reszty demonstrantów strzelając i używając gazu i... zaczęła wzywać spokojnie zachowujący się tłum do „zachowania spokoju”.


Panowie kto pamięta, gdzie tu kiedyś stało ZOMO?

Prowokacja nie udała się. Marsz Niepodległości przeszedł. Słowa najwyższego uznania nalezą się uczestnikom Marszu, że nie dali się sprowokować, pochwalić należy opanowanie organizatorów Marszu i wykazaną odwagę, w tym także ze strony posłów PiS stanowczo reagujących na prowokacje. Ale trzeba też dostrzec, co zmieniło się w taktyce wrogów Marszu. Przypomnijmy, że w roku ubiegłym kiedy na Placu Konstytucji „nieznani sprawcy” też wywołali burdę organizatorzy Marszu po prostu poszli w drugą stronę zostawiając zadymiarzy za plecami. Marsz przeszedł spokojnie, bez osłony policyjnej, minął rosyjską ambasadę, Belweder zasiedlony przez Bronisława Bula i Kancelarię premiera Tuska. Prowokatorzy dopadli uczestników Marszu dopiero na Placu Na Rozdrożu, gdzie jakiś kryminalista podpalił pozostawiony na zachętę samochód TVN i gdzie zdołała przemieścić się wraz z chuliganami policja, która zaraz zaczęła grozić „środkami przymusu bezpośredniego” i ogłaszać, że Marsz rozwiązuje. Organizatorzy nie dali pretekstu do ataku i Marsz rzeczywiście rozwiązali.
W tym roku ten "ktoś", kto steruje działaniami prowokatorów wyciągnął wnioski z tamtej sytuacji. To widać, po przebiegu zdarzeń. Tym razem nie było bowiem burdy przed czołem przemarszu, ale za nim. Pozwolono, aby Marsz ruszył, a następnie uderzono w taki sposób, by czoło Marszu odciąć od reszty, żeby organizatorzy nie mogli wykonać operacji - „w tył zwrot”. Konstruktorzy prowokacji spodziewali się, że Marsz pozbawiony kierownictwa, złożony w większości z ludzi młodych, potraktowanych gazem i pałkami nie wytrzyma i dojdzie do zamieszek. Autorzy tego planu tak pewni byli sukcesu, że nawet nie mieli w zapasie żadnego „podpalacza”. Może zresztą nie zwrócono TVN należności za spalony samochód i teraz stacja, która ostatnio cienko przędzie, nie chciała dać kolejnego na zniszczenie?


Stróże prawa chronią porządek


...aby ktoś taki go nie zburzył .

Z przemówienia w sprawie dotyczącej śmiertelnego postrzelenia Bogdana Włosika. „...dochodzi do bezpośredniej, konfliktowej konfrontacji tłumu z wyspecjalizowanymi do takich działań oddziałami ZOMO i ORMO. Działają też po cywilnemu funkcjonariusze milicji i Służby Bezpieczeństwa. Działania tych ostatnich polegają na penetracji okolic, mieszaniu się w tłum. Wytyczne dla nich są jasno sformułowane ‘działać tak, aby nie dopuścić do dekonspiracji’”.
Dziś widzimy kontynuację tej "tradycji".

Mamy w Polsce chuliganów i zadymiarzy gotowych na różne „ustawki”, czyli bijatyki. Nie ulega tez wątpliwości, że przy okazji wielkich zgromadzeń mogą pojawić się ochotnicy do zadymy. Powstaje jednak pytanie, dlaczego 11 listopada tylko w przypadku Marszu Niepodległości doszło do burd. Nikt nie „dymił” w czasie przemarszu socjalistów i „antyfaszystów”, nie wspominając już o spacerze Komorowskiego. Dlaczego więc ci „kibole” nie znoszący - jak wiemy od dziennikarzy tzw. mainstrimu - lewaków i „kochających inaczej” nie zaatakowali ich przemarszów tylko Marsz Niepodległości?

Rzecznik prasowy policji zapewniał, ze policja nie prowokowała. Był równie wiarogodny jak ktoś zapewniający, ze lis przyszedł do kurnika po to, aby chronić kury. Nie ulega wątpliwości, że „komuś” przeszkadza wielkie polskie patriotyczne zgromadzenie i ten „ktoś” chciałby Marsz Niepodległości skompromitować, chciałby wystraszyć jego uczestników. Tym „kimś” jest przełożony prowokatorów z 11 listopada. To on stawia zadania tym "lisom" i trzeba zrobić wszystko, aby go zdemaskować!

Brak głosów

Komentarze

I robią to bardzo pracowicie już od sławetnej nocy czerwcowej!
Im nawet nie trzeba stawiać zadań, oni w lot POjmują co trzeba pisać!
pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#309059

I robią to bardzo pracowicie już od sławetnej nocy czerwcowej!
Im nawet nie trzeba stawiać zadań, oni w lot POjmują co trzeba pisać!
pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#309061