Memento Mori

Obrazek użytkownika RomanDorna
Blog

Memento Mori

To nasze, począwszy od pierwszych momentów dziecięcej świadomości, idące wiernie z nami przez całe życie, wielkie, choć nieświadome pragnienie. Pragnienie każdego człowieka. Być powinno.
Bo całe życie szukamy miłości i sprawiedliwości. Szczęścia. Pragniemy ich, ale nie chcemy przyjąć do wiadomości, ani nawet dopuścić do siebie myśli, że aby prawdziwie ich zaznać, musimy umrzeć. Ale przedtem, tak długo jak Bóg zaplanował, żyć. Żyć dobrze. Nie ma innej możliwości. Są tylko chwilowe namiastki szczęścia.
Pragnienie, to taka wyższa forma poszukiwań czegoś, czego nie mamy w zasięgu ręki, nawet długiej. Wiemy, że to istnieje, wiemy jak się nazywa, może nawet ma w naszych wyobrażeniach swój specyficzny kolor, albo zapach, może nawet nie pragniemy tego egoistycznie tylko dla siebie, ale ciągle jest to tylko i nadal naszym pragnieniem.
Człowiek musi posiadać pragnienia, bo jeżeli nawet wyda mu się, że pragnienie owo zaspokoił, natychmiast stworzy sobie następne. Nie zazna pokoju, dopóki...

Co jest Twoim największym pragnieniem ? Dzisiaj, w tej chwili.
Wymień w myślach te kilka, a moze jesteś bogaty w marzenia, więc kilkanaście tych pragnień... już ?
Chyba się nie mylę i jestem prawie pewien, że wśród tych różnych różności pragnień, mających zapewnić Ci poczucie szczęścia, nie znalazła się szczęśliwa, dobra śmierć.
I w takiej odpowiedzi, można by rzec, nie ma błędu, jeżeli założyć, że jesteś ateistą.
W tym wypadku nie obawiaj się, że będę próbował zmienić Twój światopogląd, bo jeżeli do tej pory nie osiągnęli tego Twoi rodzice, szkoła, prawdziwy dobry ksiądz, nie zobaczyłeś Boga w cudowności oczu małego dziecka, precyzji mrowiska lub pszczelego ula, albo w miliardzie gwiazd, to dzisiejszy świat daje Ci coraz mniejsze szanse na Jego odkrycie. Dziczeje, poganieje.
Ale jeżeli tylko zapragniesz wiary, gdzieś ją zgubiłeś, to moja rada, zwróć się z taką prośbą prosto do Niego, Bóg też tego pragnie i czeka na Ciebie. A śmierci i tak nie unikniesz, jedynie lęk przed nią będzie większy u Ciebie niż u mnie, gdy nadejdzie.
Gorzej, jeżeli jesteś wierzący. To znaczy dobrze, że jesteś wierzący, ale gorzej, jeżeli na Twojej liście pragnień, nie ma pragnienia dobrej śmierci, bo to może oznaczać, że jesteś
coraz bardziej typowym przykładem niewierzącego wierzącego. A co po śmierci ?
Miłość, ale i Sprawiedliwość. To, o czym zawsze, świadomie lub nie, marzyliśmy.
Z miłością po śmierci, to nam po drodze, ale ta sprawiedliwość, to jakoś nam nie leży.

Zawsze tak gadali i narzekali na współczesny im świat ! – krzykniesz na mnie, gdy powiem z jakimś, może nawet lękiem w głosie, że przyszło nam żyć w okropnych czasach. Że świat zwariował.
Właściwie, protestując, masz rację, świat nie zwariował. Świat jest bardzo precyzyjnie prowadzony wedłóg diabolicznego planu, który za swój główny cel, ma wyeliminowanie w nas, podawanego w wątpliwość, istnienia pojęcia szczęścia duchowego jakie kiedyś da nam Bóg i zastąpienia go pojęciem szczęścia tu i teraz, zmysłowego, materialnego, pełnego wolności, – póki żyjem !
Właśnie dlatego, że Twoja lista pragnień, tak obfita, nie objęła Twojej dobrej śmierci,
zasugerowałem, że może tracisz już wiarę i ktoś się z tego cieszy.
Kto i dlaczego ?
Nie będę prorokiem, gdy wyciągnę wniosek, że jeżeli czytasz ten tekst, to prawie na pewno jesteś Polakiem. Z tego prawie automatycznie (dla optymistów Kościoła), należy wręcz wyciągnąć wniosek następny, że jesteś katolikiem. Ja też. Podobno Polska, to 90 i plus % katolików. Małe założenie.
Jeżeli dodamy do siebie katolików tych wierzących, tych deklaratywnych, tych (co za durne pojęcie) wierzących nie praktykujących i tych inaczej wierzących, jak np. P. Geremek, któremu nigdy nie było po drodze do Kościoła Katolickiego, ale którego po śmierci bardzo uroczyście żegnali polscy biskupi (nie słyszałeś o ekumenizmie ?), to i ja się zgadzam. Jest nas ponad 90 %.
Sam przyznasz, że w takiej sytuacji, odpowiedz katolika na wyżej zadane pytanie –
kto i dlaczego cieszy sie z upadku wiary ?, jest bardzo retoryczna.
Umownie ujmując, to – diabeł, bo kocha zapełniać piekło. Ciebie też „kocha” tam mieć.
Dlaczego się uśmiechnąłeś ?
Bo to jakoś śmiesznie i głupio, żeby w XXI wieku, jakieś diabły, może z rogami i piekło pełne kotłów ze smołą, co ?
Nie powiem ci - nie wiem i nie chcę wiedzieć. Wiem, że jest i że jest straszne, bo sam Jezus to mówił, myślisz, że to kłamczuch ? No, jeżeli tak myślisz.
Obyś się nie upewnił, bo nie będzi ci do śmiechu.
Inna sprawa, tu masz rację, że w Kościele chyba też wiara w sprawiedliwość Boga zanika, ustępując miejsca li tylko, wierze w Boże Miłosierdzie.
Ja też nie pamiętam kazania o tzw. rzeczach ostatecznych. Księżom też „głupio” o tym mówić.
W świecie (świeckim), to sie nazywa wychowanie bezstresowe. Niczego zakazywać, niczego nakazywać, niczego nie karcić, nie bronić, pełny luz – szlus. I już pełno wokoło nas tych rozwydrzonych, małych i dużych diabełków tym pokarmem odżywianych.
W Kościele, też coraz „luzniej” i „przyjemniej”, obawy te same – zbyt duży stres może doprowadzić do tego, że lud się obrazi i nie przyjdzie, a do tego jeszcze ofiary spadną. Skutek mamy odwrotny.
Dookoła coraz więcej pustych kościołów, albo jak to trafnie ujął pewien,
już śp. ksiądz Teofil, pełne kościoły pustych ludzi.
Bo ludzie (katolicy to też ludzie) chcą zapomnieć o śmierci. Żle się czują z tym słowem.
Zrobią wszystko, nawet za duże pieniądze, aby usuwać zmarszczki, jakieś celulity, za wszelką cenę chcą mieć włosy na głowie (panowie), odmładzające kuracje hormonalne,
oczyszczają i wzmacniają w swoim środku co tylko się da, aby odsunąć zły (?) starczy wygląd i złe skojarzenia.
A zapominają, że w samym środku ich środka, tkwi coś abolutnie cudownego, nie do stworzenia i do podrobienia – dusza. Nieśmiertelna dusza.
I myślę, że Kościół popełnia błąd, ucząc, że powinniśmy tak żyć, aby osiągnąć życie wieczne. Bo przecież każdy z nas już je otrzymał w momencie zapłodnienia w łonie naszych matek. Gra naszego życia toczy sie tylko o to, gdzie to życie wieczne bedziemy wiecznie spędzać. Wieczne szczęście, czy wieczne, pełne ciągłych strasznych cierpień, nieszczęście. Myślałeś o tym ?
Bo tylko od nas, od naszego życia, od naszej wolnej i nieprzymuszonej woli współpracy z Bogiem, lub Jego odrzucenie, jeden czy drugi cel, ale na pewno osiągnięty, zależy.
Pytanie jest z gruntu żle postawione, bo nie chodzi o to CZY będziemy żyć wiecznie,
ale o to, GDZIE tą wieczność będziemy spędzać.

Możesz być nawet Premierem, czy Prezydentem tak pięknego i bogatego (bo jest) kraju jak Polska, możesz być Biskupem czy Kardynałem Kościoła Katolickiego, możesz wykorzystując swoją wielką władzę (bo w tych dwóch ośrodkach ona tkwi) służyć prawdzie świeckiej i Prawdzie duchowej, albo w jednym i drugim przypadku służyć kłamstwu i Złu.
Można mówić i kłamać. Człowiek się da okłamać.
Bóg nie.
I wtedy moment śmierci która nieuchronnie przyjść musi, mimo jej ciągłego odsuwania i maskowania, życia na szczytach władzy świeckiej czy duchowej, życia w wielkim komforcie lub biedzie, stanie sie dla ciebie wielkiego i dla mnie malutkiego, momentem oczekiwanej, upragnionej i nieuchronnej Sprawiedliwości.
Zastanów się nad tym.
Dobry łotr zdążył.

Brak głosów