Kolejna tajemnica WRON?

Obrazek użytkownika yuhma
Historia

Jeśli ta informacja się potwierdzi, będzie to bomba, której nie uda się jaruzelitom rozbroić.

Wokół stanu wojennego narosło wiele mitów. Najlepiej znany z nich mówi o uratowaniu kraju przed ruską interwencją. Na ten temat powiedziano już chyba wszystko, nie ma co powtarzać. Sekta jaruzelitów i tak do końca świata będzie głosić, że ich patron to zbawca Ojczyzny. Przecież istotą sekty jest wiara wyłącznie w słowa guru, choćby przeczył im każdy dokument.

Inny mit jaruzelitów powiada, że stan wojenny to tak naprawdę była zabawa w policjantów i złodziei. Władza łagodnie obeszła się z przeciwnikami, w zasadzie nikomu krzywdy nie zrobiła, a ofiary po prostu miały pecha. Najpełniej sformułował to założenie przywódca i założyciel sekty, Adam Michnik, w pamiętnym wywiadzie udzielonym wspólnie z generałem Kiszczakiem Monice Olejnik i Agnieszce Kublik:

Gdy oceniam stan wojenny z dzisiejszej perspektywy, to myślę, że to był taki stan wojenny, w którym władze kierowały się logiką unikania ofiar. To nie był pucz typu pinochetowskiego, w którym chodzi o fizyczną eliminację wroga. (...) To jednak był wyjątkowo łagodny zamach stanu. Najłagodniejszy zamach stanu w XX wieku.

Może dla Adama Michnika 56 ofiar śmiertelnych i wciąż niepoliczone ofiary pobić, kalectwa, zniszczone życiorysy to drobiazg.  81 ofiar pacyfikacji obozu internowanych w Kwidzyniu – cóż to takiego? Jaruzelita jest ponad takie drobiazgi.

5 lat temu „Rzeczpospolita” opublikowała reportaż Mai Narbutt zatytułowany „Musimy kończyć, kop sobie grób”. Autorka opisała metody SB stosowane w czasie stanu wojennego, a tytuł nie miał nic wspólnego z tanią sensacją - idealnie oddawał stan rzeczy. Jaruzelici po prostu wyniośle nie dostrzegli artykułu.

Nie mam najmniejszej wątpliwości, że również tego, co znajdziecie poniżej, członkowie sekty nie dostrzegą, w najlepszym razie wyśmieją.

Kolejna tajemnica WRON

Jakiś czas temu byłem umówiony z panią Joanną Wierzbicką-Rusiecką na odebranie od niej różnych pamiątek, które zostaną zaprezentowane na stronie Wielka Solidarność. Pani Joanna postanowiła przy okazji przejrzeć inne swoje materiały, a nuż znajdzie się jeszcze coś dla mnie. I znalazło się...

Jeśli ta informacja się potwierdzi, będzie to bomba, której nie uda się jaruzelitom rozbroić. Natychmiast po otrzymaniu tego materiału rozesłałem go do wszystkich znajomych, ze szczególnym uwzględnieniem osób, które były mocno zaangażowane w działalność podziemną w trakcie stanu wojennego. Otrzymałem jedno potwierdzenie na zasadzie: „słyszałem o tym od człowieka, który słyszał o czymś takim od kogoś innego”. Mało. Ale na tyle dużo, by przejść do publicznej prezentacji.

Jeszcze dwa wyjaśnienia. W informacji pada nazwa miejscowości „Sztutno”. Nie ma takiej nazwy na mapie Polski, o czym lojalnie uprzedziła mnie pani Joanna. Nie znalazłem jej również w ruskim internecie, choć próbowałem różnych kombinacji. Wytłumaczeń widzę kilka – albo informator celowo podał nieprawdziwą nazwę (dlaczego, zaraz zrozumiecie sami), albo i jego celowo wprowadzono w błąd. Bo skąd on mógł wiedzieć, gdzie się znajduje? Wprowadzono go do jakiegoś pomieszczenia, ktoś mu powiedział: "Jesteś w obozie w Sztutnie" i tyle.
Druga sprawa - z tego, co mi wiadomo Arłamów oddano do wyłącznej dyspozycji Wałęsy, nie mogli więc tam przebywać wyżsi oficerowi. Tu widziałbym przykład typowej dezinformacji z początków stanu wojennego. Ponieważ ofiary "Sztutna" nie widziały wśród siebie wyższych oficerów, a wiedziały z różnych źródeł, że Wałęsa jest w Arłamowie, dośpiewały sobie tam pułkowników i generałów. A prawda zapewne jest taka, że wyższym oficerom WRON-a postanowiła oszczędzić tego, co szykowała dla poruczników i kapitanów.
Być może... Zapewne... Mroczne pytania, a gdzie odpowiedzi?

Jeśli ktoś wie cokolwiek na ten temat, niech napisze do redakcji Bibuły Mulimedialnej

A teraz oddaję głos pani Joannie...

 

Joanna Maria Wierzbicka-Rusiecka

Do dziś mam senne koszmary...

Musiała to być późna jesień – listopad(?) 1982. Syn mój Aleksander Rusiecki siedział jeszcze w Uhercach, a ja – myślę, że tak właśnie było – przyjechałam z widzenia w Uhercach i miałam jakąś sprawę do żony Arkadiusza Melaka, który także był internowany w Uhercach, skąd wyszedł ostatni, w parę dni po Alku.

Było już ciemno. Na postoju taksówek, na styku Waryńskiego i Placu Konstytucji, oczywiście taksówek nie było. Zatrzymałam przejeżdżający samochód, wybierając prezentujący się dość żałośnie. Adresu żony Arka nie znałam, miałam w głowie jedynie plan, jak się tam – po drugiej stronie Wisły – dojeżdża. Ten plan już kiedyś wcześniej narysował mi Stefan Melak - brat Arkadiusza mieszkający gdzie indziej. Moje informacje, przekazywane kierowcy, nie były zapewne zbyt precyzyjne, patrzył na mnie jakoś dziwnie i wciąż pytał o adres. Wreszcie wypaliłam: "Jeśli pan z bezpieki, to źle pan trafił. Tu chodzi o lewy romans, a nie o jakąś konspirację". Byliśmy już kawał drogi za Wisłą i kiedy nagle wjechał w jakąś ciemną bramę, poczułam się nieswojo. Zatrzymaliśmy się, podał mi latarkę, ściągnął kurtkę i granatową flanelową koszulę w kratkę – to pamiętam bardzo dobrze. Odwrócił się do mnie tyłem (siedziałam obok niego) i powiedział: "Proszę obejrzeć moje plecy". To, co zobaczyłam w świetle latarki, było przerażające.

Ruszyliśmy. Po chwili zaczął opowiadać. Niektóre fragmenty, które w załączonym dokumencie ujęłam w cudzysłów, udało mi się po ciemku nabazgrać na jakiejś kartce. Gdy zamilkł, zatrzymaliśmy się niedaleko od miejsca, do którego miałam dotrzeć. Zrezygnowałam z dojazdu pod dom Melaków – wolałam wysiąść wcześniej i zniknąć w byle jakiej bramie.

Jednak zanim wysiadłam, zapisałam moje imię i nazwisko, adres i telefon. Podałam kierowcy kartkę i powiedziałam: "Jeśli zechce pan opowiedzieć mi więcej, sprawdzić, czy dobrze zapamiętałam naszą rozmowę, proszę zadzwonić i przyjść".

Nie zadzwonił, nie przyszedł. O jego dane rzecz jasna nie prosiłam. Odczekałam kilka tygodni i wysłałam zamieszczoną poniżej informację sprawdzonym kanałem do Amnesty International. Jednak nie wiadomo mi, żeby informacja moja została opublikowana. Plecy mego rozmówcy jeszcze długo prześladowały mnie w sennych koszmarach. Nie sądzę, żeby nasza znajomość mogła być skutkiem jakiejś prowokacji.

A oto tekst notatki z tego spotkania:

OBÓZ DLA WOJSKOWYCH I FUNKCJONARIUSZY MO

istniał od stycznia do września '82 w miejscowości Sztutno (nad morzem). Przebywali tam szeregowi, podoficerowie i oficerowie – do pułkownika włącznie. (Generałowie i niektórzy pułkownicy trzymani byli w Arłamowie – Bieszczady).

W Sztutnie przebywało stale 250-300 osób, z tym, że łącznie przewinęło się przez obóz (szacunkowo) ok. 1500 ludzi.

Ludzie przebywający w Sztutnie nie posiadali żadnego statusu: nie byli formalnie ani internowani, ani aresztowani. Jedynym formalnym zabiegiem była degradacja do stopnia szeregowca. Rodziny nie były powiadamiane nie tylko o miejscu pobytu, ale nawet o losie swych bliskich. Nie istniały: żadna korespondencja, paczki, opieka kościoła, kontakty z otoczeniem.

Co pewien czas grupy ludzi były wywożone – jak mówiono – na Śląsk do kopalń. Nie wiadomo nam nic o dalszym losie tych ludzi. Przebywający w obozie byli nieustannie bici i torturowani. Rozmówca osoby piszącej niniejszy tekst stwierdził, iż wielokrotnie czuł, że umiera i śmierć była jego jedynym pragnieniem. Budził się z omdlenia i znów był bity.

"Wszyscy byliśmy pozbawieni męskości" – powiedział. "Katowano nas nieustannie. Nie sposób było przejść obok naszych strażników, by nie oberwać butem lub pałą. Nie wiem, co im podpisałem i nic mnie to nie obchodzi. Do niczego nie może zobowiązywać mnie mój podpis, złożony w momencie, gdy byłem tylko krwawiącym mięsem, stworem, który może już tylko wyć z bólu".

Człowiek ten po dwóch miesiącach od opuszczenia obozu ma jeszcze czarne plecy i gnijące ciało.

Obóz został rozwiązany (wiadomość niepotwierdzona) we wrześniu [1982]. Ludziom, którzy wyszli stamtąd na wolność, zapowiedziano, że udzielenie komukolwiek jakiejkolwiek informacji skończy się dla nich śmiercią.

Poniżej zamieszczam fotokopię notatki sporządzonej przeze mnie natychmiast po spotkaniu z ofiarą tortur. [Dodajemy także notatkę przepisaną na maszynie, na kalce przebitkowej].

Brak głosów

Komentarze

O tym, ze wojskowi, którzy się sprzeciwili stanowi wojennemu, znikali bez śladu - wiem od mojej mamy. Ja siedziałam, a moja córka była wtedy w klasie z dziewczynką, której ojciec zniknął tak właśnie. Jej matka powiedziała o tym tylko mojej mamie. Potem ja zmieniłam szkołę córce, a ta pani gdzieś wyjechała. Dziś mama nie żyje, a córka nie pamięta, bo miała wtedy 7 lat i była w szoku z powodu mojego internowania. Ale że byli przetrzymywani bez prawa jakiegokolwiek kontaktu i informacji dla rodziny - to wiem na pewno. Gdzie - nie wiem, bo nikt wtedy nie wiedział. I nigdy się (co dziwne) o tym potem nie mówiło.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#141936

trudno w to uwierzyć. 1500 to liczba osób chyba zbyt duża aby ktoś mógł liczyć że nic nie przedostanie się do opinii publicznej. Zwłaszcza po 30 latach. Niemniej zawsze warto sprawdzać nawet najbardziej niewiarygodne relacje. Co do nazwy, mam dwa skojarzenia z północnej Polski: Stutthof (niemiecki obóz koncentracyjny na Mierzei Wiślanej) i Szczytno - ze Szkołą Oficerską Milicji Obywatelskiej.

Vote up!
0
Vote down!
0
#141939

Albo Sztutowo, albo Szczytno

Vote up!
0
Vote down!
0
#141944

Vote up!
0
Vote down!
0
#141947

to tak naprawdę sprawa drugorzędna, przecież nie pojadę i nie będę prowadził śledztwa. Jeśli się znajdą świadkowie, chyba będą wiedzieć więcej.
Na razie uzyskałem kolejne potwierdzenie na zasadzie: "Mój wujek, pułkownik, mówił o Sztutowie".

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#142025

 Po wrzuceniu tej nazwy do Googla wychodzi Sztutowo, w czasie okupacji Stutthof. Skad wiec te trudnosci, ze znalezieniem Sztutowa?

Vote up!
0
Vote down!
0
#142029

Pomyśl.
Zobacz aktualne foto Muzeum obozu i okolicy .

Szkoła w Szczytnie czemu nie -
Uważam to kryptonim "bazy" ośrodka.

Sztum ?????

Vote up!
0
Vote down!
0
#142032

 Stumm, po niemiecku gluchy, ta sama fonetyka,  moze w ich sensie oznaczac, cos czego nigdy nie uslyszymy? 

Vote up!
0
Vote down!
0
#142035

Znalezienie Sztutowa to pryszcz, ale więzień mówił o Sztutnie.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#142040

 Przepraszam, moje przeoczenie!

Vote up!
0
Vote down!
0
#142046

Liczba wstrząsająca. Ale czy nierealna? Czy faktycznie niemożliwe, żeby nikt się nie wyrwał ze swoimi przeżyciami?
Polecam wspomnienie o Piotrze Bednarzu, legendzie dolnośląskiej "S", który w więzieniu miał jakoby próbować samobójstwa. Dopiero po jego śmierci jego znajoma Ksenia Kopystyńska ogłosiła, że SB próbowała go zamordować za odmowę współpracy. Bednarz wymógł na niej, że za jego życia nikomu nie ujawni prawdy. Wolał żyć napiętnowany przez Labudę i Frasyniuka jako słabeusz niż rzucić wyzwanie SB.
http://hej-kto-polak.pl/wp/?p=202

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#142037

Mało prawdopodobne by człowiek ten miał zrobioną charakteryzację filmową poprzez naklejenie na plecy czegoś, co przypominało zmaltretowaną skórę.
Gdyby to była prowokacja, prawdopodobnie pociągnięto by ją jeszcze przez jakiś czas.
Człowiek ten nie sugerował przecież, że takie doświadczenia mogą dotknąć i cywilów. Powiedział, że obóz został rozwiązany.

Z drugiej strony, skoro pracował jako taksówkarz to musiał zdobyć uprawnienia, przejść badania lekarskie wzroku, ocenę sprawności psychoruchowej.
Jak miał całe plecy jeszcze granatowo-sine i gnijące to musiałby być pobity niedawno. W takim stanie leżałby na brzuchu, nawet jeżeli nie w szpitalu, to w domu, a on już pracuje?
Opis jest przerażający, pozom okrucieństwa charakterystyczny dla stalinizmu. Przypominają o torturach jakim poddawano oficerów sił specjalnych w Rosji podejrzanych o zdradę.
Nie twierdzę, że to nie jest prawda, wydaje mi się, że wdarły się w opowiadanie pewne niedokładności.
Będę czekała na dalsze informacje, które może coś wyjaśnią.

Vote up!
0
Vote down!
0
#141970

Nie znasz pani Joanny. Zaręczam Ci, to nie jest sentymentalna kobietka, która dałaby się nabrać na charakteryzację. Sądzę, że to, co zobaczyła, to były siniaki, krwiaki, blizny. Z tym gniciem chyba jednak przesadziła, pewnie chodziło o zaropiałe rany.
Ten facet nie pracował jako taksówkarz, wziął ją "na łebka".

Niedokładności są (miejsce, liczba ofiar) na pewno, ale całość tchnie autentyzmem.
No i mam coraz więcej potwierdzeń (już trzy ;-) że niepokorni żołnierze znikali z dnia na dzień bez śladu.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#142028

Wstrzasające, ale kto to pociagnie ? bo chyba nie  "odzyskany"  IPN.
Ps
 jaruzelici - sam cymes neologizm, myślę ,że kiedys znajdzie się w słowniku

Vote up!
0
Vote down!
0
#141980

Nie wiem, kto to pociągnie. IPN wydaje się adresem najwłaściwszym, ale ja myślę, że to też będzie taki sprawdzian siły netu. Nie dopisałem tego, bo wydawało mi się oczywiste - liczę, że każdy pośle tę wiadomość dalej, że w końcu jakiś świadek to przeczyta i odważy się odezwać.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#142030

gość z drogi

ano kolejna do wyjaśnienia,10

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#142051

I pomyśleć, że są durnie, które mówią: "po co się w tym grzebać? to już przeszłość, zostawmy to historykom" (np. mój brat).
Tyle że historycy jakoś nie palą się do badań, a w sytuacji spalenia większości akt świadectwa świadków sa bezcenne.
A po drugie - dopóki nie zamkniemy przeszłości, nie mamy przyszłości.

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#142052

gość z drogi

jesteśmy im to winni,my żyjący........ i .Pamiętający.......Solidarnie

10 

dobra akcja..powodzenia  :)

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#142071

Dziękuję...

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#142093

szutnie istnieje ale to juz nie jest polska od wojny...

to bylo wies kolo starego wilna

http://www.langline.com/Parish%20Affiliations%20and%20Villages%20S.htm

Vote up!
0
Vote down!
0
#142094

Czyli żadnego morza w pobliżu, nie pasuje...

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#142095

morze od szutnie to jakies 200km to nie wie co dla ciebie w poblizu

Vote up!
0
Vote down!
0
#142096

Jakieś 200-500 metrów :-) Góra kilometr. Oni w tym obozie słyszeli szum morza

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________________

Pozdrawiam każdym słowem

#142097