Marcin Wolski "Cud nad Wisłą"

Obrazek użytkownika biedny_żuczek
Kultura

Marcin Wolski „Cud nad Wisłą”

Co by było, gdyby…
Co by było, gdyby Piekło porozumiało się z Niebem w kwestii Polski? Zawarło pakt o nieagresji? Odpuściło sobie gnębienie tego srodze doświadczonego przez los państwa? Zapewne historia tego świata potoczyłaby się zupełnie inaczej. Zapewne…
Autor „Cudu nad Wisłą”, satyryk, pisarz, poeta, dziennikarz Marcin Wolski daje się uwieść tej wizji. Oto Szatan zakłada się z Aniołem i odstępuje na rok od siania zamętu w nadwiślańskim kraju. Jest 12. września 1989, czas przemian ustrojowych, dla Polski Wolskiego - kokosowy czas.

Daj im wodza na miarę wyzwań.*

Autor modyfikuje najnowszą historię. Oto na czele rządu staje dawny przywódca „Solidności”, Lew Szwendała. Czytelnik bez trudu zestawi tę postać z byłym prezydentem, ale pisarz serwuje sporą dawkę zaskoczenia – Szwendała to wódz mądry, inteligentny, powściągliwy, znający kilka języków obcych, odpowiedzialny. Wie, jak rozmawiać z przywódcami wielkich mocarstw, z kim nawiązywać kontakty, zawierać sojusze, by nasz kraj rósł w siłę, a ludziom… itd. Sam zdumiony tą nagłą przemianą, nie skupia się nad ich przyczyną, ale wykorzystuje pro publico bono, całą swoją energię poświęca służbie narodowi, kierując się wyłącznie dobrem powierzonego mu państwa.

- Tylko jakie państwo? – pomyślał Szwendała – Według Platona czy Arystotelesa? A może ideałem, który należało rozważyć, było „Państwo Boże” św. Augustyna?
Przestraszył się. Nigdy dotąd podobne myśli nie chodziły mu po głowie.

Nie waha się przyznać do błędów. Ze skruchą wyznaje, że był TW Ciulkiem. Charakterystyka tej postaci pozostawia jednak pewien niedosyt – nie jesteśmy świadkami przemiany; autor nie pokazał nam Szwendały przed metamorfozą, a szkoda, bo efekt kontrastu wzmocniłby przekaz.
Wolski nie przestaje zaskakiwać czytelnika. Nad Wisłą następuje seria cudownych zjawisk. Kraj pnie się ku prawdziwej wolności i niezależności politycznej. Zdrajcy narodu zostają ukarani (nieliczni, których gryzie sumienie, sami wymierzają sobie sprawiedliwość), ubecy odsunięci od sprawowania władzy, żadnych układów z dawnym aparatem partyjnym, żadnej grubej kreski, wzorcowa prywatyzacja, skok gospodarczy na miarę tygrysa Europy.
Czy rzeczywiście mogłoby tak być, zdaje się pytać autor? Przykro uświadomić sobie, ile Polska zaprzepaściła przez układy, małostkowość, tchórzostwo w podejmowaniu decyzji, chciwość i głupotę. Pisarz zmusza czytelnika do niewesołej refleksji.
W książce Wolskiego postacie są historyczne, noszące jedynie z lekka zakamuflowane nazwiska, np. Karuzelski, Kiszonka, Turoń, bracia Indykiewiczowie. Parodia nazwisk zasługuje na wysokie uznanie. Głównie od intencji i inwencji tych przywódców, posunięć słusznych bądź nie zależy przyszłość narodu. Póki co, kraj kwitnie. Niebawem stanie się potęgą. Czyżby? Po roku i tygodniu karencji wkracza do akcji Diabeł i to wkracza w sposób mrożący czytelnikowi krew w żyłach. Autor pozostawia czytelnika z przerażającą refleksją - może jednak wcale nie mogłoby być tak pięknie? Znamienna staje się opinia Szatana:

Tutejsi ludzie pozostaną sobą. Zdemoralizowaną postsowiecką hołotą, która szybko znudzi się demokracją i zatęskni do dawnego pana. (…) A jakich mają przywódców? Chłopokróla i salonowych inteligenciaków, którzy umierają ze strachu przed własnym narodem, że pewnego dnia rozliczy ich minione grzeszki i wytknie im nie najlepsze pochodzenie etniczne. (…) Ten skądinąd sympatyczny narodek skazany jest na wieczną niemoc, na kordianizm, walenrodyzm, uwikłanie między apatią tumiwisizmu i euforią mesjanizmu, który po niewczasie przekształca się w kundlizm…

Książka jest smutna w swojej wymowie, ale czyta się ją z uśmiechem, bo zabawna. Wolski to przecież satyryk, twórca politycznych szopek noworocznych, polskiego ZOO. Jędrny język, kwieciste porównania, metafory czasami na granicy dobrego smaku, żart – to atuty stylu. W charakteryzowaniu swoich bohaterów wyciąga niekiedy fakty, za które charakteryzowani mogliby się obrazić. Czyżby prywatne rozgrywki odwetowe?
Aby nie zanudzić czytelnika polityką z pogranicza fantasy, serwuje dodatek: wątek miłosno – kryminalny z Diabłem – a jakże – w tle. Szatan raz przybiera imię Pokusa, innym razem Aborcja. Ten aspekt książki współgra z wielką polityką poprzez powiązania rodzinne i zawodowe bohaterów, aby spleść się z nią na dobre w tragicznym finale.
Książki nie polecam wszystkim urodzonym po 80. roku, nieznającym realiów epoki postsolidarnościowej na tyle, by odszyfrować nazwiska i wychwycić wszystkie niuanse związane z ich właścicielami. Dla nich będzie to nudna, bezrefleksyjna książka fantasy.

*Wszystkie cytaty pochodzą z książki Marcina Wolskiego „Cud nad Wisłą”.

Brak głosów

Komentarze

Książki nie polecam wszystkim urodzonym po 80. roku, nieznającym realiów epoki postsolidarnościowej na tyle, by odszyfrować nazwiska i wychwycić wszystkie niuanse związane z ich właścicielami. Dla nich będzie to nudna, bezrefleksyjna książka fantasy.

Oj, nie zdziw się biedny Żuczku. "Dolinę nicości" Wildsteina rozszyfrowałem co do nazwiska! Dycha za recenzje, dzięki za wiadomość o książce. Nawet o niej nie wiedziałem.

Jedno pytanie - czy Wolski znów uległ swojej erotomańskiej pokusie i wepchnął nachalnie kilka scen rodem z pornografii?

---
A na drzewach, zamiast liści...

Vote up!
0
Vote down!
0

---
A na drzewach, zamiast liści...

#125591

Cieszy, że się zdarzają wyjątki :)
A tym razem Bóg ustrzegł od pornografii.

Vote up!
0
Vote down!
0
#125888

Przeczytałem ją jesienią.
I nawet napisałem gdzieś już, że Wolski powinien wysłać ją Wałęsie. Żeby wiedział, co stracił.
Ale po zastanowieniu, uważam, że i tak nic by z niej nie zrozumiał.
Za to my możemy zrozumieć więcej.

Polecam ją, jest warta lektury

Vote up!
0
Vote down!
0

mirek603

#125640