Wdowy smoleńskie, fragment 12

Obrazek użytkownika Redakcja
Kraj
Zapraszamy do lektury kolejnej części wydanej przez wydawnictwo Rafael pod patronatem Niepoprawnych książki "Wdowy smoleńskie". Dziś czwarta i ostatnia część rozmowy z Ewą Kochanowską.


(...)

Coraz częściej mówi się już nie o katastrofie, tylko zamachu. Tuż przed wyborami codzienna „Gazeta Polska” na pierwszej stronie napisała, że prezydent został zabity. Również komisja Macierewicza doszła do wniosku, że był to zamach. Pani wcześniej krytykowała Macierewicza, mówiąc że niezbyt dobrze wykorzystał swoją wizytę w Stanach Zjednoczonych.
On nie podjął pewnych wątków, które sugerowałam, więc trochę byłam dotknięta. Chociaż teraz, z perspektywy czasu, widzę, że mogło mu być to nie na rękę. Nawiązał natomiast kontakty z naukowcami z NASA. Przyznam, że go nie doceniłam. On poszedł w stronę praktyczną: udowodnijmy, co było niemożliwe w tym, co napisano w raporcie MAK. Sprawdzili wszystko dokładnie, wykorzystując te dane, które znalazły się w rosyjskim opracowaniu. I okazało się, że nic tam się nie zgadza.
Zawsze twierdziłam, że mieliśmy tu, w Polsce, dowody, których nie wykorzystano. Były zdumiewające rzeczy. Wyobrażałam sobie, że jak ciała przyjadą z Moskwy do Polski, to my przeprowadzimy dokładną autopsję. Prokuratura stoi murem, nie odpowiadając na pisma w sprawie ekshumacji. W ten sposób nic nie można zrobić. Oglądamy zdjęcia w prokuraturze. To jest po prostu makabryczne. Nawet na nich dostrzec można nienaturalne objawy. Na zachowanych szczątkach widać, jakby skóra poddana była oparzeniu. Tu nie ma woli wyjaśnienia czegokolwiek.
Dokumentacji z sekcji zwłok nieprzystającej do osób poległych broni się jak niepodległości. My, pokrzywdzeni, kiedy idziemy oglądać materiały sekcyjne, musimy zostawić telefon. Nawet mój stary model, który tylko łączy i wybiera numery, nie ma funkcji nagrywania czy robienia zdjęć. musi także iść do „więzienia”, czyli do skrytki. Nie można mieć przy sobie kartki, ołówka. Dopiero osoba pozbawiona wszystkich tych przedmiotów może zostać dopuszczona do czytania akt. Wcześniej trzeba podpisać oświadczenie, że wszystko, o czym się dowiemy, zachowamy w tajemnicy. Dodatkowo dwie osoby siedzą po przeciwnej stronie biurka albo jest się posadzonym w pokoju wyposażonym w kamery. Nie mogłam w to uwierzyć.

Przeglądając akta, nie wolno robić notatek?
Nie wolno. Jeden ze współżałobników uczy się tego, co przeczyta, na pamięć, potem wychodzi i zapisuje to, co zapamiętał. Rozumiem, że nie wolno upublicznić tych informacji, ale dlaczego pokrzywdzonym zabrania się wynotować parę szczegółów?

Może taka procedura obejmuje wszystkie działania prokuratury wojskowej? Czy tylko w tym zakresie ją wprowadzono?
Niektóre akta są jawne i o nich możemy mówić. W przypadku sekcji zwłok klauzula tajności jest ściśle przestrzegana. Akt zgonu mam. Chciałabym mieć również protokół sekcji zwłok mojego męża. Nie dostanę, bo jest tajny. To są dziwne rzeczy.

Może materiały te utajnia się dla dobra śledztwa?
Jakie dobro śledztwa? Mam jeden poważny zarzut. Można było opublikować autopsję gen. Błasika?. Można było 15 minut po katastrofie ogłosić, że była to wina pilotów, co w normalnych, cywilizowanych warunkach nie następuje wcześniej niż po wnikliwym procesie?. Ta absolutna zgodność z Rosjanami na początku, brak asertywności. Nie muszę mieć dowodów na to, że był to zamach. Zaczynam mieć podejrzenia. Takie zachowanie jest niepokojące.

Czyli nie ma woli wyjaśnienia?
Nie będzie woli wyjaśnienia. Kto ma to wyjaśnić? SLD? Ruch Palikota? PO? PSL? Jak Prawo i Sprawiedliwość będzie się tym zajmować, to je ośmieszą i wdepczą w ziemię.
Dwa razy PiS nie wygrał tej sprawy. W wyborach prezydenckich, kiedy to był gorący i świeży temat, Kaczyński odstąpił od niego. Rozumiem, że polityk może tak postąpić w kampanii, zwłaszcza że tam był jego brat i to ciężko jest przekuć na „zimno” w polityczny sukces. Platforma Obywatelska nie miała żadnych zahamowań. Jak mówi Jacek Świat, zagarnęli, co się dało.

Jak spojrzymy na kampanię wyborczą do sejmu i senatu, to wydaje się, że PiS zatańczył tak, jak mu PO zagrało. Zgodzili się na wszystko, także na to, że nie będą mówić o Smoleńsku. Może zabrakło takiej radykalnej postawy w PiS?
Trudno powiedzieć jak by było, gdyby PiS grał mocniej kartą Smoleńską. Przed wyborami prezydenckimi mogły być to jedynie podejrzenia, ale teraz, w czasie wyborów parlamentarnych, są już mocne dowody.

Komisja Macierewicza dostarczyła przecież cenny i bardzo wymowny materiał.
Rzeczywiście, Macierewicz dokonał ważnej rzeczy.

W kampanię wyborczą wpisywało się również wydanie książki Jarosława Kaczyńskiego pt. Polska naszych marzeń.
A widział Pan cudny plakat z Jarosławem Kaczyńskim i jego książką? Bardzo dobrze zrobiony. Sympatyczny, miły, wyluzowany człowiek. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, poprosiłam o zatrzymanie samochodu, żeby lepiej go obejrzeć. Można było, dało się. Coś absolutnie przeciwnego niż wściekła, tradycyjna PO-wska nagonka.

Ale wyciągnięto z książki fragment mówiący o nieprzypadkowym wyborze Angelii Merkel na kanclerza Niemiec.
I wokół tego zaczęło się międlenie. Mówiono, że niemiecka prasa pisała o tym. Nie znam niemieckiego. Co mnie obchodzi, co oni piszą u siebie. Mnie interesuje to, co się dzieje w Polsce.
Zdumiewa mnie postawa, jaką reprezentował Jarosław Gugała, dziennikarz Polsatu, w rozmowie z Hoffmanem, rzecznikiem PiS. Co za brak honoru i realizmu polegający na głębokiej wierze, że jak będziemy bardziej ulegli, to będziemy bardziej szanowani. Jest zupełnie na odwrót. Im bardziej będziemy niezależni, będziemy mieli swoje stanowisko, swoje interesy, których pilnujemy, tym bardziej się będą z nami liczyć. Nawet nie trzeba mieć za dużo rozumu, żeby to widzieć. Szczeniaczka traktuje się jak szczeniaczka. My leżymy z łapkami do góry i łasimy się, żeby nas po brzuszku głaskano. W efekcie coraz częściej dowiadujemy się, że „Solidarność” nie odegrała znaczącej roli w rozpadzie systemu komunistycznego, Niemcy zburzyli mur berliński i to było ważne wydarzenie, bo wolność Europy zaczęła się od tego, powstanie warszawskie to hańba, gdyż zginęło tylu niewinnych ludzi. A czy ktokolwiek ośmieliłby się powiedzieć, że powstanie w getcie nie było bohaterskie? Było przecież tak samo skazane na niepowodzenie albo jeszcze bardziej. Przecież za Wisłą nie stały wojska rosyjskie, tak jak to miało miejsce w sierpniu 1944 roku. Czy ktoś z tych, którzy się zapluwają, że niepotrzebne ofiary i głupie powstanie, ośmieli się to powiedzieć?
W Warszawie, pośrodku miasta buduje się ogromne muzeum powstania żydowskiego w getcie. Czy teraz będzie to jedyne powstanie, które będziemy uznawali, a naszego będziemy się wstydzić? Wszystko do tego zmierza.

Świat chyba dowiedział się o powstaniu warszawskim. Negatywne zdanie ministra Sikorskiego nic tu wielkiego nie spowodowało.
27 sierpnia wydawałam córkę za mąż. Gościłam ponad osiemdziesiąt osób z wielu krajów. Wszystkich wysłałam do muzeum Powstania Warszawskiego, żeby sobie obejrzeli. Byli wstrząśnięci tym, co zobaczyli. Oni nie zdawali sobie sprawy z tego, co się w Warszawie działo podczas okupacji hitlerowskiej. Tak propagujemy naszą historię.
Pamiętam, jakie było ogromne zainteresowanie Polską w okresie „Solidarności”. W 1992 roku byłam w Wielkiej Brytanii, gdy Lech Wałęsa przyjechał tam z wizytą. Odniósł wówczas kolosalny sukces. Później, bodajże w 1997 lub 1998 roku, byłam w Cambridge, gdzie Wałęsa przyjechał z wykładami na zaproszenie Student Union. Profesorowie pchali się na spotkanie z nim drzwiami i oknami. Jeden, drżąc z przejęcia, mówił, że jest bardzo szczęśliwy, iż może stać obok tak wielkiego człowieka.
Była wielka rzecz, która się działa na naszych oczach i która się rozlazła, jak wszystko. Wszystko się spruło, nie ma. Wróciliśmy do sławy najlepszego hydraulika we Francji. Wygląda na to, że bez naszej historii i tradycji w Europie jesteśmy tylko hydraulikami. Kiedy jednak sięgniemy w głąb, okazuje się, że byliśmy przez wieki potęgą, krajem, z którym liczono się na wszystkich znaczących dworach królewskich w Europie.

Teraz okazuje się, że wybieramy los hydraulika.
Mój mąż potwornie obawiał się, że będziemy tanią siłą roboczą dla Europy. Teraz okazuje się, że może także i dla Chińczyków. Jesteśmy ogromnie zadłużeni, euro się sypie. Chińczycy wykupią, co się da, i będziemy u nich pracować.

Wracając do powstania warszawskiego, jak Pani przyjęła wiadomość, że w obronie bohaterskich powstańców stanęli kibice piłkarscy, wielokrotnie atakowani w mediach za jawne krytykowanie rządu?
Ja mam osobiste więzy z kibicami. Przed kilku laty po interwencji mojego męża na meczu ukazał się wielki napis: „Kibice Legii dziękują rzecznikowi praw obywatelskich”. Interwencja podjęta przez mojego męża dotyczyła biletów na mecze. Sprzedawano kibicom bilety, po czym nie wszystkich wpuszczano na stadion. Było to zrozumiałe, jak ktoś chciał wnieść na mecz jakieś niebezpieczne narzędzie czy też niedozwolony napitek. Okazało się jednak, że służby porządkowe wpuszczały na stadion według swojego widzimisie. Tym, którym nie zezwolono wejść, nie zwracano pieniędzy za niewykorzystane bilety. Po interwencji rzecznika praw obywatelskich, jeżeli kogoś nie wpuszczono bez konkretnego powodu, kasa zwracała pieniądze za bilety. W efekcie tej interwencji na meczu transmitowanym przez telewizję rozwinięto wielki transparent.
Tak więc ja do kibiców mam bardzo sympatyczny stosunek. Natomiast sama nigdy nie byłam na żadnym meczu.
Nie wiem, czy Pan orientuje się, jak działają struktury kibiców? Żeby zostać aktywnym kibicem, to trzeba być patriotą, Polakiem i oczywiście fanem drużyny. Młodzi kibice, którzy chcą zagrzewać do boju swoją drużynę, muszą przyswoić sobie pewnego rodzaju wiedzę historyczną.

Ministerstwo Edukacji Narodowej robi wszystko, by Polacy nie znali swojej historii. W gimnazjum lekcje z tego przedmiotu kończą się na pierwszej wojnie światowej.
Nie mogę tego pojąć. Jak można wymyślić taką bzdurę, dążyć do odcięcia od korzeni! Niewiele osób w Polsce potrafi powiedzieć, co robił ich pradziadek, gdzie mieszkał, czym się zajmował. Tracimy podstawową, rodzinną tożsamość. A może lansują taką modę na anonimowość potomkowie tych, którzy mają się czego wstydzić?
W Wielkiej Brytanii wiedzą wszystko o swoich przodkach od Wilhelma Zdobywcy, od 1066 roku. A może właśnie chodzi o to, żeby być wyrwanym, zagubionym, łatwym do zmanipulowania, a nie o to, żeby mieć kręgosłup, poczucie integralność, wartości, których człowiek przestrzega, mimo że jest to niewygodne?
Moje dzieci były wychowane za granicą. Jedno jest większym fanatykiem polskości od drugiego. Syn, gdy wyjechałam do Londynu, miał sześć lat. Dziś jako dorosły człowiek jest prawdziwym fanatykiem Polski. Podczas naszego podróżowania po świecie zorientował się, że nie chce być brany za Brytyjczyka, nie będzie udawał, że jest Francuzem. On jest Polakiem. Gdy studiował w Anglii, oczywiście biało-czerwony szalik był na szybie i flaga z okna zwisała, a na ścianie nad biurkiem wisiał orzeł w koronie, żeby przypadkiem ktoś go nie pomylił z obywatelem Malty czy innym Europejczykiem.
Zastanawiam się, czy Polacy nie mają teraz tego samego, co Czesi, gdzie wyrżnięto arystokrację i została sama służba. Katyń, powstanie warszawskie, potem dożynanie resztek, a pozostali wyemigrowali. W rezultacie może już tylko została służba, która nie umie się zachować. Nie ma poczucia tradycji, dumy narodowej, tożsamości.

Te tradycje przecież mieliśmy bardzo mocne.
Oczywiście, że mieliśmy. Na każdym zakręcie historii ta trawa jest wyrywana razem z korzeniami i trzeba czasu, aby odrosła. Mimo wszystko nie mogę dopuścić takiej ewentualności, że już zawsze będziemy jacyś tchórzliwi, skundleni, mali i podławi. Dlatego jeżdżę na odsłanianie tablic smoleńskich, miejsc pamięci – to jest krzepiące i daje nadzieję

Właśnie Palikot chce to robić. Czy doprowadzenie do tej sytuacji nie jest czasem konsekwencją grzechu zaniechania? Brak reakcji na ataki na krzyż, wpuszczenie satanisty do telewizji publicznej.
Mam krytyczny stosunek do Kościoła za nieprzeprowadzenie lustracji. Bardzo chętnie podczepili się pod grubą kreskę ogłoszoną przez premiera Tadeusza Mazowieckiego. Niektórzy biskupi z wielką pasją występowali przeciwko lustracji. Biedny ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski ma tu ciężką sytuację. Także bierność Kościoła wobec haniebnych ekscesów ma Krakowskim Przedmieściu już zaczyna się mścić. Nie ma też wśród hierarchów takiej osobowości, która by nie wywoływała konfliktów, ale budziła szacunek.

Dokąd zmierza nasz kraj po katastrofie 10 kwietnia?
Na filmie Pogarda mówiłam, że znajdujemy się na niebezpiecznym zakręcie. Teraz, po wyborach, wydaje mi się, że ten zakręt minęliśmy.
W Polsce od drugiej wojny światowej, albo i wcześniej, bardzo silne są wpływy rosyjskie i one się pogłębiają. Większość społeczeństwa tego nie widzi lub nie chce widzieć, żyjąc w nieświadomości. Ludziom wydaje się, że przesadza się, mówiąc o tym. Polska jest rozprzedawana. Rosjanie nigdy stąd nie wyszli. To jest ich strefa wpływów i będzie coraz bardziej. Po drugiej stronie są Niemcy, które załatwiają z Rosją swoje interesy. Rurociąg północny jest tego doskonałym przykładem. Widać, co się dzieje i co będzie się działo. Polska zostaje zmarginalizowana, zepchnięta, sprzedana i zniszczona.

Uważa Pani, że doszło do jakiegoś porozumienia między Rosją a Niemcami nad naszymi głowami?
Tak, oni zawsze mieli sympatię do siebie. Przecież carowie rosyjscy pochodzili z Niemiec. Bardzo duże środowiska Niemców żyły i pracowały na Wschodzie. Bez wróżenia i bez daleko idących uogólnień, oczywiste jest, że oni się porozumieją prędzej czy później albo już to zrobili. Polska stanie się znów jakimś niewygodnym korytarzem, który trzeba będzie zaorać. Tego się boję.
Doskonale widziałam, jak po katastrofie Rosjanie natychmiast chcieli wykorzystać sytuację. Wystąpili przeciw tarczy rakietowej, mówiąc że jest nam niepotrzebna. To, czego tak obawiał się mój mąż, teraz się spełnia na moich oczach.

Mąż Pani miał takie obawy?
Oczywiście. On to przeżywał bardzo osobiście. Polska była dla niego tak ważna, że był to dla niego problem emocjonalny, uczuciowy. To był Kochanowski. Z tego rodu wywodzili się powstańcy, żołnierze, twardzi chłopi, którzy tej ziemi bronili zaciekle.

Od kiedy zaczął zauważać taką złą tendencję w Polsce?
Na początku uniesiony był „Solidarnością”. Potem była pierwsza wizyta Jana Pawła II w nowej Polsce, kiedy u nas było już po przemianach, po wyborach czerwcowych w 1989 roku. To była pielgrzymka do ojczyzny w 1991 roku. Proszę przeczytać homilie Ojca Świętego, które wówczas wygłosił. On ostrzegał nas przed różnymi niebezpiecznymi rzeczami.

Podczas tej pielgrzymki Papież przedstawił nam dekalog na nowe czasy. Mówił, jak mamy żyć w wolnej Polsce, czego powinniśmy się wystrzegać, na co zwracać uwagę. To była znacząca pielgrzymka, jednak – jak się później okazało – niezbyt dobrze odebrana przez naród. Dom Wydawniczy „Rafael” podjął się realizacji filmu dokumentalnego przypominającego to, co do nas mówił Ojciec Święty. To znamienne, że Pani mąż też zwrócił na to uwagę.
To była pod pewnymi względami bardzo nieudana wizyta. Nie było entuzjastycznych, wiwatujących tłumów. Papież mówił o wyzwaniach, przestrzegał przed niebezpieczeństwami. Ludzie nie chcieli o tym słyszeć. Wtedy mój mąż powiedział: „On ma rację”.
Są zagrożenia. Ludzie tak powierzchownie traktują to, co mówi. Są dumni, że mieliśmy papieża Polaka, ale to się w żaden sposób nie przekłada na refleksję, którą miał Karol Wojtyła, na wiarę, wychowanie, myślenie, na tradycję.

Po odzyskaniu wolności Boga i wiarę zastąpiliśmy Unią Europejską.
My Boga i wiarę zastąpiliśmy obrazkiem Ojca Świętego. Wszyscy jeździli do Watykanu, fotografowali się z Papieżem. Kierowali się przeżyciem, nie refleksją.
Wtedy, w 1991 roku, mój mąż zastanawiał się, czy już nacieszyliśmy się Ojcem Świętym. Zaczął wówczas czytać dokładnie wszystkie homilie. Potem powiedział: „Przecież on głosi bardzo trudne, ciężkie rzeczy. My tak nie chcemy. My chcemy nieustającej akademii ku czci. A on mówi, że teraz trzeba się wziąć do roboty”.

Polacy, którzy oczekują zmian, z zazdrością patrzą na Węgry, gdzie rządy sprawuje konserwatysta Wiktor Orban. Po ostatnich przegranych wyborach Jarosław Kaczyński także mówił o tym, że nastaną kiedyś takie czasy, że to my będziemy takim Budapesztem. Będziemy mieli w Polsce takiego Orbana?
Ja bardzo bym tego chciała.

Ale ten właściwy Orban został przez Węgrów wymodlony.
Jeżeli ci, którzy zginęli, mają posłuchanie u Boga, to cała nadzieja przed nami. Ci, którzy zginęli pod Smoleńskiem, mieli wizję Polski zupełnie inną od tego, co jest teraz.
Wie Pan, jak mi jest ciężko i smutno. Już nawet nasz pies odszedł z panem na wieczny spacer. Na pociechę oglądam sobie często stronę internetową mojego męża. Tam są jego różne wywiady: prasowe, radiowe, telewizyjne. Nie było sprawy, którą rzecznik nie musiał zająć się teraz, natychmiast!. Oglądam to z nostalgiczną przyjemnością. Czasami są tam przebłyski dowcipu, nieco sarkastycznego humoru mojego męża, który tak strasznie lubiłam, Kiedy wracał z tych wywiadów, a ja musiałam obowiązkowo je oglądać, oczekiwał mojego komentarza, co było bardzo dobre, a co mniej. Po tych wystąpieniach często mówił po drodze do swojego kierowcy: „Panie Mirku, proszę nic nie mówić, moja żona mi wszystko powie”.
Okrywam się tymi wspomnieniami jak ciepłym szalem. Przy okazji nachodzi mnie taka refleksja. Czy ktokolwiek wie, kto obecnie jest rzecznikiem praw obywatelskich i co on robi, na przykład dzisiaj? Męża czepiano się o wszystko: o toples, o małżeństwa homoseksualne. Nieustannie był atakowany. Jeszcze musiał przepraszać feministki. „Czy Pan przeprosi feministki?” – pytała Monika Olejnik, nasza narodowa specjalistka od przepraszania. Nieliczne były wywiady, kiedy mógł mówić merytorycznie i udowadniać swoje racje. Większość była atakiem i napaścią, że rzecznik czegoś nie robi. Ten obecny nie robi nic. Nie występuje w żadnych mediach.
W badaniach, ile razy w mediach występuje dana osoba, Janusz Kochanowski potrafił być wymieniony około 70 razy dziennie. Obecny rzecznik wydaje się być całkowicie nieobecny.
Tak jest z wszystkimi, którzy odeszli. Trzeba przyznać, że pomimo powiedzenia, iż nie ma ludzi niezastąpionych, ci, którzy zginęli pod Smoleńskiem, w większości okazali się jednak nie do zastąpienia: Sławomir Skrzypek, prezes Narodowego Banku Polskiego, Janusz Kurtyka, prezes IPN, generałowie, wspaniali dowódcy, i oczywiście prezydent Lech Kaczyński, którego wielkość wielu doceniło dopiero po jego śmierci, i tylu, tylu innych. Bez nich to już jest inny świat.

Kiedy Pani maż dostrzegł, że to wszystko zmierza w złą stronę?
W pewnym momencie dosyć szybko wypisał się z „Solidarności”. Powiedział, że nie chce w tym uczestniczyć. Uważał, że ludzie niewłaściwie to wykorzystują.
Był wielkim zwolennikiem lustracji, odsunięcia od urzędów i stanowisk osób tworzących i wspierających zbrodniczy komunistyczny system. Napisał na ten temat książkę Czy zbrodnie minionych systemów powinny być rozliczone?. Pisał, jak to jest ważne dla społeczeństwa. Z najwyższym przejęciem patrzył na brak rozliczenia. Uważał, że jest to szkodliwe dla kraju i narodu. Zbrodnia musi zostać nazwana po imieniu, ukarana i dopiero wtedy przebaczona. Takie stawianie sprawy wszystkim dobrze robi. Ustawia się wyraźna hierarchia wartości. Od czasu do czasu sięgam po tę książkę i czytam pewne ważne, dzisiaj prawie prorocze fragmenty.

Przeciwnicy lustracji mówili, że w Polsce pewna grupa domaga się szafotów. Ogłoszono, że nie będzie „polowania na czarownice”.
Najpierw zobaczmy, czy one są. Może my jesteśmy w błędzie. Może nie trzeba na nikogo polować.

Okazało się, że jednak są. Do obecnego parlamentu też weszli tajni współpracownicy. Zabrakło Pani męża, rzecznika spraw obywatelskich, oraz Janusza Kurtyki, prezesa IPN, którzy te sprawy od razu by wyciągnęli na światło dzienne
Zabrakło Kochanowskiego jak Januszowi Korwinowi-Mikke nie zarejestrowano list, bo komisja wyborcza nie zdążyła ich sprawdzić (!?). Złamano w ten sposób konstytucję. To jest sprawa dla rzecznika spraw obywatelskich. Jeżeli nie jest to powód do unieważnienia wyborów, to co nim jest? Zabrakło Kochanowskiego, kiedy marszałek obecnego sejmu wygaszał mandat kandydatom na posłów następnej kadencji. A przede wszystkim zabrakło go po katastrofie…

Polska idzie w stronę modelu rosyjskiego. Niby to państwo demokratyczne, które ma opozycję, ale tak jak w Rosji, jest ona ściśle kontrolowana
Obecnie czytałam historię FOZZ-u (Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego) na którymś z wolnościowych portali. Ile osób mających z tym związek zginęło w dziwnych okolicznościach, począwszy od samego Michała Falcmana, który odkrył i ujawnił tę aferę.
W prawie wszystkich gangsterskich sprawach żywych nie ma, bo się wieszają w celach jak szaleni. W sprawie Smoleńskiej dzieje się podobnie. Wypadek archeologa z żoną. Przypadek. Potem szefowa katedry medycyny sądowej AM we Wrocławiu, która miała podpisać we Wrocławiu sekcję zwłok Zbigniewa Wassermanna, miała wypadek samochodowy. Dzieją się dziwne rzeczy. Jak tak poskładać, to trochę tych przypadków za dużo.
Pozostali, którzy się nie zgadzają, obrzucani są najgorszymi wyzwiskami, odsądzani od czci i wiary, ich poczytalność jest kwestionowana.

To właśnie jest model rosyjskiej demokracji. To jest obraz zatrważający. Co nam tak właściwie zostaje?
Trzeba powalczyć. Zginąć na barykadzie wzorem powstańców. To jest jedyne wyjście. Mamy się poddać i dać się zmuzułmanić? Tak nie można żyć, tak można tylko wegetować.

fragment 2: Ewa Błasik

fragment 3: Ewa Błasik
fragment 4: Ewa Błasik
fragment 5: Beata Gosiewska
fragment 6: Beata Gosiewska
fragment 7: Beata Gosiewska
fragment 8: Beata Gosiewska
fragment 9: Ewa Kochanowska
fragment 10: Ewa Kochanowska
fragment 11: Ewa Kochanowska
przygotowanie: B78
tu zamówisz książkę

Brak głosów

Komentarze

A to co mówi p Kochanowska, o warunkach w jakich pokrzywdzeni zapoznają sie z aktami, raczej nie jest szerzej znane.

Vote up!
3
Vote down!
-1
#255440

Falzmanna, a nie Falcmana.

Vote up!
2
Vote down!
-3
#255585