Z dni przed Wrześniem.
Ostatnie dni pokoju.
Dziś chciałbym nawiązać do mojego postu sprzed tygodnia „Tuż przed katastrofą”. Jak już pisałem kilka dni temu ostatnie dni przed wybuchem wojny minęły naszym rodakom najczęściej podczas kopania rowów przeciwlotniczych. Ale nie tylko. Ostatnie dni sierpnia 1939 roku nastrajały do wypoczynku i relaksu. Ci, którzy nie wyjechali na letnie wywczasy- jak zwykło się wówczas mawiać mogli zapoznać się z nowinkami technicznymi,czyli…telewizją. Tak właśnie mało z nas kto wie, że II wojna światowa zastała nas z telewizją w tle.
W sobotę 26 sierpnia 1939 roku w Warszawie przy ulicy Konopnickiej 6 w gmachu Związku Chrześcijańskiej Młodzieży Męskiej rozpoczęła się Doroczna Wystawa Radiowa. Pierwotnie miała trwać dwa tygodnie i zakończyć się 10 września. Jak zawsze prezentowano na niej nowoczesne odbiorniki radiowe ale hitem tej wystawy i głównym gwoździem programu był nowiutki telewizor Phillips. Aby przyciągnąć większą liczbę zwiedzających w prasie tamtych dni ukazały się takie oto reklamy (cyt.org.) ” Poraz pierwszy w Polsce pokaz telewizji na aparaturze Phillipsa. DWR 26 VIII – 10 IX 1939″ Owej soboty zwiedzający mogli obejrzeć w telewizorze Phillips występy aktorki Ireny Zaleskiej i film propagandowy Polskiego Radia. Ciekawscy, którzy nie zmieścili się na pokazie w gmachu YMCA te programy zobaczyć mogli też w siedzibie Polskiego Radia przy Zielnej, Państwowym Instytucie Telekomunikacyjnym przy Ratuszowej i Urzędzie Telekomunikacyjnym przy Poznańskiej. Wrażenie było ogromne. Gdyby telewizja ruszyła u nas na dobre w tym czasie bylibyśmy piątym państwem na świecie, które mogłoby pochwalić się nadawaniem regularnego programu telewizyjnego po III Rzeszy, USA, Wielkiej Brytanii i ZSRR.. W Polsce prace nad telewizją trwały od końca lat 20-tych a w marcu 1937 roku na dachu warszawskiego drapacza chmur czyli gmachu Prudential przy placu Napoleona (dziś hotel „Warszawa”) zamontowano antenę telewizyjną i nadajnik. Jednak pierwszy próbny sygnał wysłał on dopiero 5 października 1938 roku nadając film „Barbara Radziwiłłówna” Sygnał miał zasięg w promieniu około 20 km od stolicy. Do sierpnia 1939 roku kilkakrotnie emitowano filmy fabularne dla wąskiej grupy przedstawicieli polskich władz. Dopiero Doroczna Wystawa Radiowa miała zaprezentować ogółowi wynalazek telewizji. Kto wie…gdyby nie wojna to może regularny program TVP nadawałoby od mniej więcej 1941 roku a nie 1952…
Jak już pisałem w zeszłym tygodniu w ostatnia przedwojenną niedzielę 27 sierpnia odbył się mecz z Węgrami. Nasze zwycięstwo było druzgocące. Uczta fanów piłki nożnej była tym większa, że do tej pory nigdy nie wygraliśmy z piłkarzami węgierskimi a tu nagle 4 gole z czego aż trzy strzelił znakomity zawodnik Ruchu Chorzów i król polskich strzelców Ernest Wilimowski. „Gazeta Polska” z poniedziałku 28 sierpnia zamieściła obszerna relację z owego meczu, który zgromadził na warszawskim stadionie Wojska Polskiego aż 20 tysięcy widzów. Sportowi komentatorzy już ostrzyli sobie zęby na kolejną ucztę kibiców czyli mecz z Bułgarią, który planowo miał odbyć się w następną niedzielę 3 września na tym samym stadionie. Czy tym razem też będzie zwycięstwo?- zdawali się pytać kibice. i odliczali dni do kolejnego meczu.
Jednak ten poniedziałek przyniósł też ogromną tragedię. Krótko przed południem w przechowalni bagażowej dworca kolejowego w Tarnowie wybuchła umieszczona w walizce bomba zegarowa. Wybuch był ogromny, zawaliła się część dworcowego budynku zabijając 18 osób w tym dwuletnią dziewczynkę. Skuteczna akcja naszej policji doprowadziła do szybkiego ujęcia sprawców owej masakry, którymi okazali się dwaj Niemcy. Ci, którzy zginęli na tarnowskim dworcu oraz dwaj polegli jeszcze w sobotę 26 sierpnia na granicy w powiecie mławskim kapral Feliks Ignacy Grabowski i strażnik graniczny Wojciech Wiśniewski byli pierwszymi ofiarami II wojny światowej.
Tragedia w Tarnowie była wynikiem wzmożonej akcji dywersantów niemieckich na terenie całego kraju. Mniej więcej tydzień przed wybuchem wojny na polsko-niemieckim przejściu granicznym koło Katowic zatrzymano samochód konsula niemieckiego w Katowicach, którym podróżował niemiecki obywatel a zamieszkały w śląskiej stolicy Hans Thien. Dzięki Jego zeznaniom policja zatrzymała dużą grupę dywersantów działających na Śląsku. Grupa ta miały w określonym momencie podłożyć 20 bomb zegarowych a sygnał do akcji miało dać w ustalony wcześniej sposób Radio Wrocław.
W tym samym czasie wykryto składy broni należące do dywersantów w okolicach Poznania i Łodzi. Natomiast w samej Łodzi przy ulicy Przędzalnianej 86 w piekarni należącej do miejscowego Niemca klienci całkiem przypadkowo wykryli kolejny skład broni. W ostatnich dniach sierpnia gazety co rusz przynosiły takie informacje co z jednej strony powodowało niepokój ale i wzmagała czujność.
Powszechną plagą byli paskarze, którzy zawyżali w swoich sklepach
ceny na podstawowe artykuły spożywcze. Gazety pełne były zdjęć witryn sklepowych zaopatrzonych w napisy typu: „Tu był sklep paskarza. Wyjechał do Berezy.” Takich ludzi piętnowano publicznie. Za przykład może posłużyć lektura „Gońca Warszawskiego” z 29 sierpnia 1939 roku gdzie pojawia lista około 50 kupców stołecznych,- paskarzy. Imię, nazwisko i adres sklepu na zawsze miał Ich ustawić na marginesie społecznym i być przestrogą dla kolejnych amatorów łatwego zarobku.
31 sierpnia „Ilustrowany Kurier Codzienny” starał się uspokajać: „Żywności mamy w bród. Żywność jest, można powiedzieć w nadmiarze. Mówimy o Krakowie ale tak samo jest w całej Polsce. Wystarczy jej do zrobienia zapasów przez wszystkich.” Wraz z groźbą wojny wzmagało się zapotrzebowanie na żywność. Prasa i radio podkreślały, że jej nigdzie nie zabraknie. Jednak zwykli ludzie postanowili tworzyć domowe zapasy. Cukier, mąką, sól czy konserwy to w ostatnich sierpniowych dniach towary pierwszej potrzeby. Gromadzono też naftę, zapałki czy czarne story, którymi miano zasłaniać okna w czasie zaciemnienia. Spodziewając się nalotów bombowych ludzie dość powszechnie zaczęli zaklejać okna paskami z papieru na krzyż w nadziei, że uchroni to szyby przed wypadnięciem w czasie bombardowań. Aby uchronić mieszkania od ewentualnych pożarów z domów znikały firanki czy dywany. Każdy właściciel samochodu czy szofer miał obowiązek przysłonić reflektory swego pojazdu pokrowcem skutkiem czego rzucały one tylko lekki snop światła nocą. Złą stroną tego pomysłu było wzmożenie wypadków drogowych w czasie zaciemnienia. W czwartkowy wieczór 31 sierpnia Maria Dąbrowska zapisała w swoim dzienniku; „Oblepiamy okna paskami z papieru. Podniecenie, zwariowany czas…”
Atmosfera, jak słusznie zauważyła autorka „Nocy i dni” była podniosła.
30/31 sierpnia o godzinie 2 w nocy na słupach ogłoszeniowych całego kraju zaczęto rozwieszać różowe plakaty mobilizacyjne. Cały czwartek na dworcach było widać czułe pożegnania nowo powołanych rezerwistów, którzy odjeżdżali do swych macierzystych jednostek. Czwartkowy „Express Poranny” relacjonował te wydarzenia nie zapominając o tych, ktorzy muszą zostać w domu: ” Dzielnie zachowują się Polki. Serdeczny uścisk dłoni i pocałunek- to wystarczy na pożegnanie z obywatelem, którego Ojczyzna powołała do szczytnej służby w szeregach.” A poniżej krótka rozmowa z powołanym: „Kelner w barze na Marszałkowskiej ma pięciu braci. Wszyscy są już w wojsku. Jutro on idzie-szósty z kolei brat.
- To prawdziwe szczęście dla nas-mówi-sześciu braci i sześciu żołnierzy!
Wieczorem z radością zdejmie biały kitel. Już jutro w dzielnym żołnierzu nie poznacie dawnego kelnera!” Czy przypuszczał, że już kilkanaście godzin później przyjdzie Mu spełnić swój obowiązek żołnierza? Czy w ogóle zdążył dotrzeć do jednostki nim się zaczęło? Czy przeżył? Tego nie wiem. Ale tego dnia dla czytelników i klientów swego baru był bohaterem. Jednym z wielu.
Tym, którzy zostali w miastach ówczesne media tłumaczyły i przypominały jak należy zachowywać się w czasie nieprzyjacielskich ataków. „Goniec Warszawski” z środy 30 sierpnia tłumaczył dokładnie co trzeba czynić gdy atak lotniczy zastanie nas na ulicy, w mieszkaniu lub w podróży. Te praktyczne porady być może już za klika dni uratowały wielu ludziom życie.
30 sierpnia 1939 roku zaczęło w Polsce obowiązywać zaciemnienie. Władze, które wiedziały, że wojna wisi już na włosku dla bezpieczeństwa odwołały wszelkie zaplanowane wcześniej sportowe imprezy. Między innymi wspominany wyżej mecz z Bułgarią. Ale również planowane na 3 wrześnie wyścigi motocyklowe o Grand Prix Polski i zawody balonowe o Puchar Gordon-Benetta we Lwowie. Odwołano też dwa mecze bokserskie z Irlandią planowane na 5 i 9 września.
Również Polskie Radio szykowało się na wypadek wojny. We wtorek 29 sierpnia znany dziennikarz radiowy Józef Małgorzewski nagrał pierwszy wojenny komunikat. Brzmiał bardzo złowieszczo: ” A więc wojna! Z dniem dzisiejszym wszystkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie publiczne i prywatne przestawiany na specjalne tory. Weszliśmy w okres wojny. Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym-walka aż do zwycięstwa!” Dziennikarz wspominał po latach, że nagranie to schowane zostało głęboko w szafie pancernej w nadziei, że nigdy nie zostanie wyemitowane. Nagranie przeleżało w szafie tylko ponad dwie doby.
W piątkowy słoneczny poranek w Warszawie wyły od 5:30 syreny alarmowe. Wielu zbudzonych tak nagle jednak wierzyło, że to jeszcze ćwiczenia…, że to jeszcze nie wojna. Jednak radio nadawało już komunikat Małgorzewskiego. Wielu zapamiętało ten poranek jako piękny i słoneczny. Jednak ten poranek postawił życie naszych rodaków na głowie. Pamiętajmy o tym w najbliższą środę 1 września gdy kątem oka zerkniemy na kolejne rocznicowe relacje z Westerplatte. Wielu nie nie myśli nawet, że minęło 71 lat. Dużo czy mało? Sam nie wiem…ważne, że nasi rodzice czy dziadkowie stracili wówczas swój świat…
http://www.mogilno.in/2747/ostatnie-dni-wolnosci
OSTATNIE DNI WOLNOŚCI
Tragiczne dni września 1939 r. poprzedziły wydarzenia, których relacje możemy poznać dzięki prasie lokalnej.
Wybrane informacje z lipca i sierpnia tegoż roku ukazują dzień powszedni i nastroje, jakie panowały w Mogilnie i okolicy w ostatnich dniach wolności.
Dzień 1 września od 73 lat dla wszystkich Polaków był i jest dniem szczególnym. W dniu tym, wspominaliśmy i wspominamy tragiczne dla milionów rodaków początki wojennej zawieruchy i tragizm ponad pięcioletniej okupacji hitlerowskiej. Naród polski, jak żaden doświadczył okrucieństwa, eksterminacji i masowej likwidacji - ludobójstwa. Wspominając i czcząc ten dzień, pamięcią sięgamy wspomnień i opowieści naszych rodziców, dziadków, krewnych i znajomych. Sam nie doświadczyłem tegoż okrucieństwa, zaś jego rozmiar i ofiary złożone przez najbliższych poznałem z opowieści członków mej rodzinny, którzy cudem przeżyli mroczne dni okupacji, doświadczając szczególnego okrucieństwa.
O tym, że sąsiad zachodni szykuje się do wojny z Polską wiedziano na długo przed jej wybuchem. Młode państwo, które zaledwie od 20 lat odradzało się z kajdan zaborczej niewoli, nie było gotowe do odparcia militarnej potęgi, jaką stanowiło państwo niemieckie rządzone przez Hitlera i pojone ideologią nazizmu i narodowego socjalizmu. W tym młodym odradzającym się państwie, w jego Zachodniej części, w województwie poznańskim leżał sporych rozmiarów powiat ze swą stolicą w Mogilnie. Gdy nastał lipiec i sierpień 1939 r. mogilnianom stało się wiadomym, że wojna zbliża się milowymi krokami i nie ma od niej odwrotu. Prasa regionalna wydawana w Poznaniu, Bydgoszczy i Inowrocławiu informowała, z jednej strony o normalności życia codziennego, z drugiej zaś o zbliżającej się wojnie. Władze powiatowe poczęły rozsyłać do poszczególnych burmistrzów miast i wójtów zarządzenia, które wynikały z „prawa wojennego”. W pierwszej kolejności odwołano wszystkich urzędników Magistratu z urlopów. Zarządzono powszechną mobilizację, a stosowne obwieszczenia rozklejono po całym powiecie. Kilkuset mieszkańców miasta i okolicy otrzymało wezwania do natychmiastowego stawienia się w macierzystych jednostkach wojskowych. W pośpiechu szykowano młodych mężczyzn ekwipując ich do podróży. Miasto przygotowywało się na najgorsze, choć wielu uważało, że do bezpośredniego starcia nie dojdzie.
Niepewność, co do kolejnych wakacyjnych dni potęgowały zmiany na najwyższych szczeblach władz powiatowych i miejskich. Na miejsce starosty powiatu mogileńskiego Stanisława Zenktelera, który 15 czerwca dekretem ministerstwa spraw wewnętrznych został przeniesiony do Kępna stanowisko to powierzono Wiktorowi Suszyńskiemu. Został on mianowany stosownym dekretem wojewody, wcześniej piastując urząd starosty dzienneńskiego w odległym hen województwie wileńskim. Zaś 28 czerwca 1939 r. wprowadzono na wakujący urząd Burmistrza Mogilna Kazimierza Czyszewskiego. Ceremonia odbyła się na posiedzeniu Rady Miejskiej. Posiedzenie zagaił wiceburmistrz Giezek, po czym wicestarosta Binek dokonał wprowadzenia nowego burmistrza poprzez odczytanie dekretu nominacyjnego Wojewody Poznańskiego i podanie ręki nowemu burmistrzowi. Pan wiceburmistrz Giezek w serdecznych słowach podziękował Zarządowi Miejskiemu, Radzie Miejskiej i władzom samorządowym powiatu za harmonijną współpracę w czasie jego urzędowania, po czym przemówił nowy burmistrz, który zapewnił tutejsze społeczeństwo, że praca jego pójdzie w kierunku zadowolenia obywateli miasta, a szczególnie starać się będzie o ulżenie doli bezrobotnych, ubogich i harmonijną współpracę z władzami nadzorczymi.
Przed wprowadzeniem w urząd burmistrza Czyszewskiego przysięgę odebrał inspektor samorządu gminnego Mierzwiński przy udziale Zarządu Miejskiego – informował 4 lipca „Dziennik Poznański”.
Na początku lipca – donosił „Dziennik Poznański” z 7 dnia tego miesiąca - burmistrzował jeszcze wiceburmistrz Giezek, który przewodniczył posiedzeniu Rady Miejskiej, na którym postanowiono sprzedać parcelę miejską przy ul. Jana Kausa Sobieralskiemu z Parlinka. Ten urządzał tam przedsiębiorstwo budowlane (nadmienić należy, że w Mogilnie nie było takiego przedsiębiorstwa polskiego, jedyne istniejące należało do Niemca). Uzupełniono też Komitet Opieki Społecznej, do którego wybrano: Piszorę, Sieleckiego, Wolffa, Hycalskiego, Kowalskiego.
Od kwietnia 1936 r., to jest od czasu przejścia burmistrza Kazimierza Tyczewskiego na emeryturę, zarządzał miastem wiceburmistrz Roman Giezek, z małą przerwą, kiedy to w charakterze komisarycznego burmistrza pracował Bronisław Kurzętowski z Chełmży. Interesujący się miastem mogli zaobserwować, iż Roman Giezek, jako wiceburmistrz, mimo swoich zajęć zawodowych, poświęcał dużo czasu dla dobra miasta. Za jego rządów dokonano na terenie miasta Mogilna dużo prac inwestycyjnych. Rynek został pokryty nową nawierzchnią, uregulowana została ulica Kasztanowa i pokryta brukiem, zniwelowano boisko sportowe, które ogrodzono, zasypano bagniska na plantach miejskich, odnowiono ratusz i budynki miejskie. Powołane Komitety Pomocy Zimowej dla Bezrobotnych pracowały wydajnie pod osobistym kierownictwem wiceburmistrza Giezka ku ogólnemu zadowoleniu mas bezrobotnych. Wiosną zawiązała się Spółka Melioracyjna posiadaczy gruntów położonych przy rzece Pannie w celu uregulowania koryta rzeki, aby uniknąć wiosennych powodzi na terenie plantów miejskich. Na ten cel uzyskało miasto 10 tys. zł kredytu z Wojewódzkiego Funduszu Pracy. Na krótko przed zdaniem swego urzędu zatrudnił bezrobotnych przy kładzeniu nawierzchni na bokach Placu Marszałka Piłsudzkiego.
30 czerwca zdał swój urząd na ręce burmistrza Kazimierza Czyszewskiego – donosił 11 lipca „Dziennik Poznański”.
Ogromne napięcie wywołane pogłoskami o zbliżającej się wojnie towarzyszyło mieszkańcom Mogilna i powiatu niemalże przez cały okres letni. Niekończące się dyskusje, prowadzone podczas spotkań, w gronie rodzinnym, w pracy, w miejscach publicznych wywoływały niepokój i zakłócały dotychczasowy rytm życia codziennego. Głośno komentowano doniesienia prasowe i radiowe. Atmosferę podniecenia potęgowały sierpniowe przygotowania do obrony. Jak na pierwszych stronach gazet pisano o napięciach politycznych, tak strony regionalne były spokojniejsze, choć również zawierały wątki pojone duchem patriotyzmu i umiłowania Ojczyzny. Dzięki zachowanym rocznikom prasowym możemy wczuć się w atmosferę tamtych dni, jak panowała na pograniczu kujawsko-wielkopolskim. Zdawałoby się po lekturze, że były to dni całkiem zwyczajne.
Jak informował 9 sierpnia „Dziennik Poznański: Powrócił z urlopu i zaczął urzędować Powiatowy Komendant Policji pan komisarz Zychler. Ciekawy mecz piłki nożnej został rozegrany na boisku sportowym P. W. i W. F. pomiędzy miejscową „Pogonią” a Klubem Sportowym „K. P. W.” Poznań. Wynik 5:3 na korzyść gości.
Natomiast w stolicy powiatu w Mogilnie 18 sierpnia, po przyjęciu 230 polskich dostawców mleka na członków, odbyło się nadzwyczajne walne zebranie spolszczonej mleczarni „Molkereigenossenschaft”. W zebraniu uczestniczyło ok. 400 osób w tym 300 członków, a przewodniczył mu Ludomir Frezer dziedzic z Osówca. Do prezydium wybrano starostę Suszyńskiego, powiatowego prezesa Kółek Rolniczych ks. prob. Romualda Sołtysińskiego z Rzadkwina, i kontrolera mleczarskiego inż. Zawadę z Poznania. Protokółował sekretarz Zarządu gminnego Cerkaski. Uzupełniono Radę Nadzorczą o radcę Józefa Trzcińskiego z Świerkówca i Józefa Ossowskiego z Pałuczyny. Trzciński wniósł o zmianę statutu.
Ta sama gazeta informowała o dwóch wypadkach. Jeden w Hucie Padniewskiej, gdzie z wiśni spadł Leon Graczyk doznając złamania obu nóg i ran głowy. Natomiast w Palędziu Szlacheckim nijaki Czesław Skorupiński z Huty Palędzkiej po wejściu do jeziora, na skutek udaru serca, padł martwy. Ale i też czytamy, że K. S. „Pogoń” w ramach Dnia Sportowca, który odbył się w Mątwach, pokonała tamtejszy „Solway” 4:3. Bramki zdobyli: Olszewski - 3 i Kolczyński - 1. Na 29 sierpnia zaplanowany był mecz z „Wartą” w Poznaniu. Zaś w piątek 25 sierpnia „Dziennik Poznański” donosił, iż z dniem 1 września parafię św. Jana Apostoła i Ewangelisty obejmie nowy proboszcz ks. prof.. Zieliński z parafii Łubowo.
Gazety zaczęły apelować do społeczeństw: „Przygotujmy plan opieki nad rodzinami powołanych do służby rezerwistów” oraz donosiły: „Rząd podjął decyzje dziś w nocy” – nie podając, jaką, „W ciężkich chwilach Ameryka jest z nami”, „Londyn ostrzega Hitlera i przeprowadził mobilizację”.
Z Mogilna donoszono, że Brązowym Krzyżem Zasługi za prace na polu społecznym odznaczono Jana Szarzyńskiego z Mogilna. Powrócili z urlopu Naczelnik Urzędu Skarbowego p. Glinkowski oraz Powiatowy Lekarz Weterynarii p. Lanowski.
26 sierpnia w niedzielę na apel burmistrza Mogilna Kazimierz Czyszewskiego i urzędnika Zarządu Miejskiego Mariana Wesołowskiego zebrał się tłum ok. 2 000 ludności z łopatami i kilofami – kobiety i mężczyźni od 7 do 80 lat, w ramach pogotowia obronnego dla kraju. Od godz. 14,00 do 18,00 pracowano za miastem przy pracach ziemnych, rowach przeciwczołgowych. Pracami kierował kap. Koskowski. Manifestacji i zbiórce towarzyszyły okrzyki na cześć Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej, Pana Prezydenta, Armii Polskiej i jej Wodza Marszałka Rydza-Śmigłego. Jak napisano 1 września w „Dzienniku Poznańskim”: …tłum składał się z niezliczonego obywatelstwa wszystkich stanów, wyznań i narodowości. Po powrocie na Rynek podziękował im przedstawiciel Armii, były wiwaty i odśpiewano „Nie rzucim ziemi” i „Jeszcze Polska nie zginęła”. Podobnej manifestacji nie pamiętają tu najstarsi mieszkańcy miasta.
Przeglądając „Dziennik Poznański z 27 sierpnia” znajdujemy wielce patriotyczną informację: Święto Żołnierza Polskiego w Mogilnie. Z okazji XIX rocznicy Cudu nad Wisłą do Mogilna przybyło Wojsko Polskie. Miasto przybrane zostało uroczyście, niemal z każdego okna powiewała biało-czerwona. Na Placu Marszałka Piłsudzkiego ustawiono liczne maszty z flagami i barwami narodowymi. Na długo przed przybyciem wojska zapełnił się Plac tłumem publiczności. O godz. 9,15 zaczęły przybywać pierwsze oddziały a potem organizacje, stowarzyszenia i Cechy ze sztandarami. Przybyłe wojsko ustawiło się w szeregu. Płomienne przemówienie wygłosił starosta Suszyński, na które odpowiedział pan pułkownik. Po przeglądzie wyruszono do kościoła na mszę św. Cmentarz kościoła farnego nie mógł pomieścić tłumów, które wypełniły przyległe ulice. Mszę św. z Groty Najświętszej Marii Panny odprawił ks. prob. Romuald Sołtysiński z Rzadkwina oraz wygłosił kazanie Na zakończenie nabożeństwa odśpiewano „Boże coś Polskę”. Z kościoła udał się pochód na Plac Marszałka Piłsudzkiego gdzie odbyła się defilada. Na tryb stanął pan starosta Suszyński w towarzystwie przedstawicieli władz państwowych i komunalnych oraz liczni oficerowie. Serca rosły a z oczu łzy płynęły na widok dzielnie maszerujących żołnierzy polskich i junaków z P. W. i W. F. Licznie zebrana publiczność obrzuciła żołnierzy kwiatami i wznosiła niemilknące okrzyki „niech żyją”. Po defiladzie odbył się wspólny obiad żołnierski, w którym udział wzięli również przedstawiciele władz, kupiectwa i miejscowych stowarzyszeń. Po południu miały miejsce pokazy na boisku P. W. i W. F. baterii zaprzężonej, woltyżerki itp. W konkursach hipicznych nagrody zdobyli oficerowie: por. Szafer, por. Szymkowski, ppor. Hajer, por Łampicki. Wręczenie nagród dokonał radca Szumlański z Kątna, prezes Powiatowego Koła Hodowców Koni, a żona jego udekorowała konia zwycięzcy. W święcie udział brało całe Mogilno z szeroką okolicą, a przeżyte chwile pozostaną w sercu każdego mogilnianina na zawsze.
30 sierpnia „Dziennik Poznański” donosił: Na terenie powiatu mogileńskiego krążą Żydzi i proponują sprzedaż materiału czeskiego, który jest pochodzenia krajowego i który można dostać za połowę ceny w sklepach polskich. Wędrujący Żydzi żerują na społeczeństwie polskim.
Na apel starosty mogileńskiego Wiktora Suszyńskiego zaczęto tworzyć w całym powiecie mogileńskim Straże Obywatelskie. W ich skład weszli pozostali w mieście członkowie organizacji paramilitarnych: „Strzelca”, „Sokoła”, „Bractwa Kurkowego” oraz P.W. i W.F.
Z chwilą wybuchu wojny do starosty i policji dotarły rozkazy o internowaniu obywateli polskich niemieckiego pochodzenia, wobec których są podejrzenia o ewentualną współpracę z najeźdźcą hitlerowskim.
Prezydent Rzeczypospolitej 30 sierpnia zarządził mobilizację powszechną. Pierwszym dniem mobilizacji był czwartek 31 sierpień 1939 r. Następne dni liczyły się kolejno, jako 2-gi, 3-ci, 4-ty i t. d. dzień mobilizacji. Wielu mogilnian było już w macierzystych jednostkach, wielu ruszyło na hasło powszechnej mobilizacji. Ale i w mieście zapanowała panika. Poczęto na gwałt wykupywać towary spożywcze. Nie pomagały zarządzenia i apele burmistrza.
Już rano 1 września do Mogilna dotarła wiadomość o napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę. Prasa, jaka ukazała się tego dnia donosiła o regionie, jakby nic się nie działo („Dziennik Bydgoski”):
Gębice. (mk) Pod przewodnictwem prezesa p. Łagiewskiego odbyło się zebranie Towarzystwa. Gimnastycznego „Sokół”. Omawiano sprawy obecnej sytuacji politycznej w świecie. Poza tym postanowiono zorganizować oddział „Sokoląt” z początkiem września br. Werbowanie młodzieży już nastąpiło.
Mogilno. (mk) Donosiliśmy o wyprowadzeniu się do Mogilna żyda Joska Hammera, który w realności Cichego z Szubina otworzył skład towarów krótkich. Żyd, chcąc ukryć wyznanie, zmieniał napis na firmie na Józef Hamer. Poznano się na tym i ub. nocy skreślono napis na firmie, zastępując go właściwym imieniem. Na domostwie Cichego napisano: „Marny jest twój byt, bo u ciebie zamieszkał Żyd”.
- Dnia 28 bm. przeszła nad miastem i najbliższą okolicą krótka, lecz gwałtowna burza z piorunami i ulewnym deszczem, dokonując ogrom zniszczeń.
- Zakończone zostały kolonie letnie dla „Orląt”, które przez dwa tygodnie odbywały się w lesie Suszewskim, własność p. Frezera z Osówca. W kolonii młodzież nie tylko, że wypoczywała na łonie natury, ale szkoliła się w wychowaniu wojskowym pod kierunkiem komendanta P.W. i W. F. por. Gałęzewskiego. Kolonie trwały dwa tygodnie dzięki wsparciu Komitetu Pow. Pomocy Dzieciom i Młodzieży oraz p. Frezera.
W drugi dzień wojny, 2 września donoszono, ż zakończone zostały w Mogilnie prace inwestycyjne na Placu Marszałka Piłsudskiego (Piłsudzkiego), którego jezdnie pokryto nowym brukiem, a boki cementowymi płytami.Plac przedstawia się obecnie wspaniale. Zarząd Miejski jest dłużny 9 000zł bezrobotnym, powstańcom i dostawcom za wykonane prace. Zarząd złożył wniosek o pokrycie tego długu z Wojewódzkiego Biura Funduszu Pracy w Poznaniu.
Opis zdjęć:
1. Obelisk w Szczeglinie upamiętniający miejsce kaźni
2. Tablica pamiątkowa
Ostatnie dni wolności
Pod takim tytułem ukazał się artykuł w ostatnim przedwojennym numerze "Przewodnika Katolickiego" datowanym 3 września 1939 roku, omawiający ówczesną sytuację Polski. Jak wyglądały ostatnie dni wolności w Junikowie?
W początkach sierpnia przebywała w Junikowie grupa oficerów i żołnierzy realizująca budowę umocnień polowych. Mieszkali w willi Naumana.
Pamiętam, jak bardzo byłem zbudowany i jak bardzo mi zaimponował widok owych młodych oficerów służących w mundurach do Mszy św.
Od połowy sierpnia można było spotkać już tylko nielicznych, którzy sądzili, że sytuacja jakoś pomyślnie się rozwiąże.
Zdecydowana większość społeczeństwa wyczuwała nieuchronność zbliżającego się konfliktu zbrojnego. Świadomość grozy sytuacji potęgowało ogłoszenie nakazu kopania w obejściach rowów przeciwlotniczych i pojawienie się uzbrojonych patroli tzw. Straży Obywatelskiej utworzonej z miejscowej ludności. We dnie i w nocy, w obawie przed dywersją, pilnowano torów kolejowych. Nie było też dnia, aby spokojnego junikowskiego nieba nie przecinały białe smugi lecących na dużej wysokości, niemieckich samolotów zwiadowczych.
W ostatnią niedzielę sierpnia można już było oglądać zasieki z drutu kolczastego, przecinające w okolicy dzisiejszej firmy farmaceutycznej GlaxoSmithKlein, ulicę Grunwaldzką. Słaby oddział wojska obsadził wykopane uprzednio rowy strzeleckie na skraju placu ćwiczeń oraz punkt obserwacyjny na dachu domu p. Suwiczaka (narożnik ulicy Grunwaldzkiej i Małoszyńskiej).
Prawie codziennie po kilku mężczyzn otrzymywało nakaz mobilizacyjny. PKP rozpoczęła akcję ewakuacji rodzin kolejarskich w głąb Polski. Rodziny te, nota bene, znalazły się później bezbronne w ogniu Luftwaffe. Prasa odwołała rozpoczęcie nowego roku szkolnego. Na falach eteru rozbrzmiewały dziarskie piosenki wojskowe jak: "Morze, nasze morze wiernie ciebie będziem strzec, mamy rozkaz się utrzymać, albo na dnie twoim lec", lub trochę swobodniejsze kończące się refrenem: "Nie czas nam panny całować, pójdziemy wojować".
Na drzewie przydrożnym przed domem p. Nowaka (ulica Krośnieńska) zawieszono lemiesz od pługa, służący jako gong alarmowy.
O wybuchu wojny w owym rozsłonecznionym dniu 1 września 1939 roku ludność Junikowa dowiedziała się dopiero od tych nielicznych, którzy w owych czasach mieli aparaty radiowe. Ta elektryzująca wieść rozeszła się jednak lotem błyskawicy. Ludność komentowała fakt przekroczenia granic polskich przez niemieckie wojska i o bombardowaniu polskich miast.
Około godziny 10.00 w zalegającej jeszcze nad lotniskiem 3 pułku lotniczego w Ławicy mgle, pisze Z. Szymankiewicz w "Kronice Miasta Poznania" nr 4 1989, s. 61, pojawił się nie rozpoznany dwumotorowy samolot, do którego artyleria lotniska oddała strzały ostrzegawcze.
Około godz. 12.20 – 12.30 pojawił się nad Junikowem nadlatujący od południa wśród złowrogiego warkotu silników, w szyku bojowym, dywizjon znaczony czarnymi krzyżami bombowców Heinkel – 111 z 26 pułku bombowego Luftwaffe. W chwilę później słychać było głuche detonacje spadających na lotnisko bomb. Natychmiast (jak opisuje R. Szubański
"W obronie polskiego nieba" Warszawa 1979, s. 53 – 54) pozostawiony na lotnisku klucz operacyjny polskich myśliwców wystartował wprost z hangarów. Gdy "PeZeteLki" dochodziły do zamykających kolumnę bombowców, zaatakowane zostały przez osłaniające je Messerschmitty – 109. Polacy spisali się znakomicie i wykorzystując w walce większą zwrotność swych maszyn, zestrzelili dwa samoloty wroga. Jeden z nich spadł w granicach Poznania, drugi w okolicach Szamotuł.
Fragment tej powietrznej walki rozgrywał się dokładnie nad willą Neumana. Osobiście obserwowałem przez moment polskiego myśliwca jak nisko nad drzewami parku wykonując akrobatyczną ewolucję tzw. beczkę, strzelał do lecącej przed nim niemieckiej maszyny. Po tym nalocie widziałem z okna mojego mieszkania na piętrze czarne grzyby dymów na lotnisku.
W tych czasach Lasek Marceliński miał zaledwie kilkanaście centymetrów wysokości i lotnisko z wysokości pierwszego piętra było widoczne "jak na dłoni". Nieco później ogłoszono w Junikowie wezwanie władz do opuszczenia Junikowa w kierunku Krzesin.
Około godz. 15.00 Luftwaffe dokonała ponownego nalotu na Ławicę, jednak już tylko kilkoma bombowcami (R. Szubański "Działania powietrzne nad Wielkopolską w 1939 r." Wojskowy Przegląd Historyczny 1988r.) Strzelała artyleria przeciwlotnicza usytuowana w Zakładach Cegielskiego. Widziałem lot srebrzystych pocisków na niebieskim tle nieba, błyski i czarne obłoczki wybuchów.
W godzinach popołudniowych rozwieszono afisze z odezwą prezydenta RP Ignacego Mościckiego w związku z zaatakowaniem Polski przez Niemców. Pamiętam, że jeden z takich afiszy wisiał na płocie p. Piętów na narożniku ulicy Krośnieńskiej i Świebodzińskiej.
Do dziś brzmią mi w uszach zaszyfrowane meldunki wojskowe nadawane tego dnia przez radio: "Halo, Halo! Uwaga! Uwaga! LK 3 nadchodzi" i po chwili: "Halo, halo! Uwaga! Uwaga! LK 3 już przeszedł".
Późnym wieczorem rozległy się syreny. Alarm. W blasku księżyca wyszliśmy do ogrodu by schronić się w rowie przeciwlotniczym. Po kilku jednak minutach alarm odwołano. Radio oznajmiło, że samoloty nie doleciały do Poznania.
W dniu 12 września 1939 r. rano, niemieckie oddziały motocyklowe wkraczały od strony Plewisk przez Junikowo do Poznania.
"Posener Tageblat" uprzedzał o tym niemiecką mniejszość narodową, podając nawet godzinę. Na narożniku ulicy Junikowskiej i Grunwaldzkiej, dokładnie przy dzisiejszej posesji p. Górczaków, oczekiwała z kwiatami grupa miejscowych Niemców. Pamiętam jak kolumna zatrzymała się, jak sobie wzajemnie wśród serdecznych uśmiechów "heilowali".
I jeszcze jedna ciekawostka. Na wysokości dzisiejszej ulicy Dziewińskiej, gdzie znajdowały się zabudowania gospodarstwa Niemca Emila Schulza, stał z karabinami patrol Straży Obywatelskiej. Kolumna niemiecka zatrzymała się i po wylegitymowaniu i zabraniu im broni, pojechała dalej do Poznania. Jeszcze tego samego dnia oddziały Wehrmachtu obsadziły budynek Szkoły Powszechnej (obecnie Liceum Plastyczne).
Tak skończyły się ostatnie dni wolności. Zaczęła się niewola, która pochłonęła liczne ofiary także spośród mieszkańców Junikowa. I któż mógł wówczas przypuszczać, że trwać ona będzie dokładnie pół wieku.
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1289 odsłon