Wypowiedz J. Kaczyńskiego

Obrazek użytkownika Kajeka
Notka

(foto. Krzysztof Lach)
“Czy dziś Platforma ma się czego bać? Nie ma wątpliwości, że ma. I to nie tylko sprawy smoleńskiej, ale także choćby afery hazardowej. Pan Tusk i pan Schetyna nie upublicznili billingów swoich telefonów komórkowych. Czy zachowają spokój, gdy ujawnienie tych danych będzie nieuniknione, gdy staną się równi wobec prawa z innymi obywatelami? W mojej ocenie będą bronili władzy za wszelką cenę” – mówi Jarosław Kaczyński w rozmowie z Katarzyną Gójską-Hejke i Tomaszem Sakiewiczem.

Czy mamy do czynienia ze zmianą polityki USA wobec Polski i jednocześnie z zaostrzeniem działań Kremla wobec nas?
Nie rozstrzygałbym tej sprawy. Jeśli chodzi o politykę amerykańską, to rzeczywiście Biały Dom wykonuje w naszą stronę pewien gest – to wizyta prezydenta Obamy. Dla mnie istotniejsze są jednak plany ulokowania w Łasku żołnierzy USA z samolotami F-16. Pełna finalizacja tego projektu będzie dopiero realnym argumentem za twierdzeniem, że Ameryka postanowiła umocnić swoją obecność w naszej części Europy. Choć przyznam jednocześnie, że nigdy nie zgadzałem się z tymi, którzy twierdzili, iż USA wycofały się z Europy Środkowo-Wschodniej i mamy do czynienia z odnawianiem podziałów geopolitycznych sprzed początku lat 90. Nic bardziej mylnego. Rosja nie potrzebuje do realizacji swoich interesów przywrócenia bloku wschodniego. Stosuje subtelniejsze metody i również jest bardzo skuteczna.

Jak Pan ocenia dzisiejszą pozycję Polski na arenie międzynarodowej?
Polska pod rządami Donalda Tuska dokonała aktu autodegradacji i, co bardziej zaskakujące, dobrowolnie zgodziła się na rażącą nierównoprawność stosunków z Rosją. Sprawa smoleńska jest tutaj bardzo drastycznym, ale nie jedynym przykładem. W Unii Europejskiej zgodziła się na wszystko, co godzi w nasze interesy, w tym szczególnie pakiet klimatyczny, Euro Plus, przegrała całkowicie w sferze personalnej – słaby komisarz, któremu dzisiaj odbierają jeszcze kompetencje, brak znaczącego udziału w obsadzie stanowisk w dyplomacji europejskiej, a także w kwestiach związanych z lokowaniem europejskich instytucji (Europejski Instytut Technologiczny nie znalazł się we Wrocławiu). Po Polsce jeździ sobie Erika Steinbach, która – gdyby nasz kraj był praworządny – musiałaby usłyszeć zarzuty obrazy narodu polskiego. Trzeba będzie to wszystko odwrócić, choć to nie takie proste.

Kto dziś gra pierwsze skrzypce w obozie władzy?
Na pewno dochodzi do poważnych zawirowań. Obóz PO nie funkcjonuje dziś tak jak kiedyś. Wtedy był niekwestionowany numer jeden – Tusk, numer dwa – Schetyna, który nie zagrażał liderowi, ale też sam nie musiał się martwić o własną pozycję. Po aferze hazardowej ta organizacja uległa zmianie. Dla mnie jednak wiele wyjaśniłaby wiedza na temat rzeczywistych motywów wystawienia Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich. Tu pozwolę sobie na małą dygresję. Przeglądałem ostatnio książkę wydaną przed Polskie Towarzystwo Socjologiczne, poświęconą nastrojom społecznym wobec katastrofy smoleńskiej. Zamieszczono w niej również badania dotyczące poparcia potencjalnych kandydatów na prezydenta tuż przed 10 kwietnia. 9 kwietnia dowiedziałem się od Leszka, że jego notowania wzrosły, jednak nie znałem skali tego wzrostu. Teraz zobaczyłem, że był większy, niż wówczas przypuszczałem. Zatem wczesną wiosną ubiegłego roku obóz władzy rzeczywiście nie miał pewności co do zwycięstwa w wyborach prezydenckich. I to jest argument za wystawieniem Komorowskiego, którego można było w kampanii zaprezentować jako kandydata również godnego uwagi środowisk patriotycznych. Na zasadzie wielkiego nieporozumienia, ale jednak.

Czy potrafi Pan odpowiedzieć na pytanie, jakie są motywy polityki zagranicznej rządu Tuska czy szerzej – całego obozu władzy? Co chce osiągnąć? Do czego zmierza?
Odpowiadając na te pytania, muszę cofnąć się do początku lat 90. Donald Tusk był wtedy bardzo aktywny, aktywny był Kongres Liberalno-Demokratyczny. Ich ówczesne pomysły to federalizacja kraju (landyzacja), sfera szczególnej współpracy z Niemcami na zachodzie Polski, z ZSRR (jeszcze istniał) na wschodzie, ciszej, ale zdecydowanie, mówili o zastąpieniu Wojska Polskiego niewielkimi siłami samoobrony. Jan Krzysztof Bielecki sam mnie do tego pomysłu przekonywał. Generalnie ich ówczesne pomysły wcielone w życie zaowocowałyby pozbawieniem Polski znaczącej podmiotowości na arenie międzynarodowej. Czy dzisiejsza polityka rządu i prezydenta to w jakimś stopniu realizacja tamtych pomysłów? To bardzo ważne pytanie, ale trudno na nie udzielić jednoznacznej odpowiedzi.

Kto dziś odgrywa dominującą rolę w naszej polityce zagranicznej – premier czy prezydent?
W mojej ocenie są dwa ośrodki. Zresztą podobnie było, gdy żył mój śp Brat. Wtedy Kancelaria Prezydenta miała rzeczywiście inne priorytety dyplomatyczne niż rząd Tuska. Dziś wydaje się, iż oba ośrodki działają nieporównanie bardziej spójnie – choć doprawdy nie sposób określić cele tych działań. Bronisław Komorowski jest na pewno bardziej aktywny w relacjach z Rosją. Donald Tusk zachowuje dziś wobec Kremla większy dystans – przynajmniej pozornie. Bo przecież porozumienie z Putinem po katastrofie smoleńskiej – do dziś zresztą tajne – wskazuje, iż faktyczne tendencje są inne.

Minął rok od katastrofy smoleńskiej. Jaka jest dziś Pana wiedza na temat przyczyn tej tragedii?
Usystematyzowany opis samej tragedii, zdarzeń ją poprzedzających oraz tych, które nastąpiły później, przedstawimy jeszcze przed wyborami parlamentarnymi. Problemem jest oczywiście dotarcie do dowodów, na podstawie których można wyciągać stuprocentowe wnioski. Tak jak mówię od dawna, do tragedii 10 kwietnia nie doszłoby, gdyby nie wojna polsko-polska, którą dzisiejszy obóz władzy i popierający go establishment prowadził z Lechem Kaczyńskim od wielu lat. Jednak katastrofy nie byłoby także bez Rosjan. I to trzeba otwarcie powiedzieć. Gdyby Rosjanie zastosowali normalne procedury lotnicze, rządowy Tu-154 wylądowałby. Nie w Smoleńsku, ale by wylądował. Tymczasem o sposobie postępowania z samolotem wiozącym głowę naszego państwa decydował ktoś w Moskwie. Kazał sprowadzać go do 100 m. Inni Rosjanie fałszywie naprowadzali pilotów, informując ich, że są na kursie i ścieżce. Dziś wiemy, że mimo to załoga realizowała standardową procedurę odejścia od lotniska. Nie popełniła błędów – jak nam wmawiają od początku przedstawiciele władzy na Kremlu. Co się zatem wydarzyło, że samolot nie odleciał, lecz runął na ziemię? Nawet dziecko dziś nie wierzy, że zatrzymała go brzoza. Nie wiemy, dlaczego wszystkie urządzenia tupolewa przestały działać 15 m nad ziemią, z awaryjnym zasilaniem włącznie. Nie wiemy, dlaczego Rosjanie nie dopuścili Polaków do rzekomych sekcji zwłok. Nie wiemy, dlaczego w Polsce nie przeprowadzono oględzin ciał – choć takiego postępowania wymaga i logika, i nasze prawo. Pytań bez odpowiedzi jest tak wiele, że grzechem przeciwko rozumowi jest unikać podejrzeń o chęć ukrycia prawdy. Możliwe, że Rosjanie chaosem i niechlujstwem w postępowaniu po katastrofie chcieli Polskę upokorzyć na arenie międzynarodowej. To wewnętrznie jakoś spójne wytłumaczenie. Zresztą w pełni osiągnęli ten cel. Jednak skala owego niechlujstwa, kłamstw czy niszczenia dowodów jest tak ogromna, że bardziej prawdopodobne wydaje się jednak ukrywanie prawdy o rzeczywistych przyczynach katastrofy.

Czy zbliżające się wybory parlamentarne nie będą dla Tuska szczególne? Gdy straci władzę i tym samym pozbawi się ochrony ze strony instytucji państwa, które mu podlegają, może ponieść odpowiedzialność, choćby za tajny do dziś pakt z Putinem zawarty po katastrofie.
Cofnę się w przeszłość. Już po wyborach w 2005 r. podczas rozmów o koalicji między nami a PO wielokrotnie słyszałem, że warunkiem wspólnego rządu jest zapewnienie politykom Platformy bezpieczeństwa. Pytałem, o co konkretnie chodzi. Odpowiadali: wiesz o co. Naprawdę nie wiedziałem. Czy dziś Platforma ma się czego bać? Nie ma wątpliwości, że ma. I to nie tylko sprawy smoleńskiej, ale także choćby afery hazardowej. Pan Tusk i pan Schetyna nie upublicznili billingów swoich telefonów komórkowych. Czy zachowają spokój, gdy ujawnienie tych danych będzie nieuniknione, gdy staną się równi wobec prawa z innymi obywatelami? W mojej ocenie będą bronili władzy za wszelką cenę. I dlatego tak ważna jest mobilizacja wszystkich, którym drogi jest los polskiej demokracji w dniu wyborów – również w roli mężów zaufania.

Całość rozmowy w najnowszym numerze tygodnika “Gazeta Polska”

A już wkrótce z “GP” “Co mogą martwi jeńcy” - wyjątkowy film Anny Ferens, zdobywca prestiżowej nagrody “Ponad granicami” dla najlepszego filmu dokumentalnego, przyznanej na 7 New York Polish Film Festival

Brak głosów