Wspomnienie * leszek.sopot

Obrazek użytkownika wilre
Artykuł

 

O Was i za Was

(  )

Dla mnie jednym z największych przeżyć tej pielgrzymki było niespodziewane spotkanie z matką Teresą z Kalkuty. Po mszy w kościele Wszystkich Świętych, podczas inauguracji Kongresu Eucharystycznego, Ojciec Święty przywołał słowa ks. Jerzego Popiełuszki mówiące o śmierci i zmartwychwstaniu, o drodze przez krzyż do zwycięstwa. W tym kontekście wskazywał, że trzeba wciąż się wyzwalać z nienawiści i egoizmu. Po jej zakończeniu wyszedłem przez wąskie boczne wyjście z kościoła. Po chwili wymknęła się z kościoła z towarzyszącą mniszką Matka Teresa i czekała na kogoś w uliczce. Przyklęknąłem blisko niej, aby zrobić zdjęcie drobniutkiej zakonnicy. Gdy zrobiłem, pobłogosławiła mnie i pogładziła po włosach. Przemknęła mi wówczas przez głowę taka myśl: tak wiele miłości jest w tej małej kobiecie, taki zdawałoby się mało znaczący gest... Dlaczego tak mało jest takich gestów wśród ludzi, co im przeszkadza, aby tą miłością darzyć innych, aby ufać ludziom i nie okłamywać ich, nie oszukiwać. Przecież to jest takie proste, tak, jak ten mały, ale jakże ciepły ruch ręką. Ba, ale nie jest to przecież takie proste, także dla mnie…

 

Podczas pielgrzymki Ojca Świętego do Polski w 1987 r. jedno z najbardziej wstrząsających przemówień usłyszałem 11 czerwca w Gdyni, gdy Papież zacytował na koniec swojej homilii słowa Chrystusa: „Czemu zwątpiliście, małej wiary?”. Słowa te zabrzmiały w kraju, w którym panowała atmosfera zwątpienia w podstawowe wartości, dlatego mogły i powinny wstrząsnąć, ja czułem się zaszokowany. Słowa budziły sumienie, ale i postawiły pytanie: w co wierzyć, w ludzi czy ideę? Jeśli ludzie błądzą, jeśli prawda nie może zwyciężyć, to jak działać, na kim się oprzeć? Papież chciał, aby biblijną scenę zrozumieć na nowo w sytuacji lat 80., wstrząsał nami, byśmy z wiarą wypełniali powołanie i nie poddawali się. Trzeba ryzykować sobą, poświęcić osobistą korzyść, ale trzeba być wiernym zasadom moralnym, inaczej życie jest nic nie warte...

Gdańsk witał Papieża 12 czerwca w sposób specjalny. To tu miała się odbyć najważniejsza dla „Solidarności” msza. Dlatego wszyscy ściągali do Gdańska z całej Polski, z transparentami i z nadzieją. Każdy wiedział, że usłyszy głośno to, co nikt inny powiedzieć nie mógł, że będzie mówił „o was i za was” – za bitą, poniewieraną, zlikwidowaną, zepchniętą do podziemia, za zbolałą i bezradną, ale wierną – także Jemu wierną – i wierną tym wszystkim wartościom, w które On i miliony Polaków wierzyło: za godność człowieka, miłość, sprawiedliwość, wierność, uczciwość, prawdę i dobro.Zwycięstwo nie jest łatwo osiągnąć. W drodze do celu trzeba się zmierzyć z wieloma przeciwnościami i przeżyć niejedno Westerplatte. Tym zwycięstwo jest cenniejsze i tym troskliwiej należy dbać o jego późniejsze owoce – jeśli mają się zdarzyć – im więcej wysiłku i ofiar musiano poświęcić dla jego osiągnięcia. Bardzo łatwo wybrać złą drogę, nie każdy jest zdolny do trafnego wyboru między dobrem a złem. Papież wzywał na Westerplatte, że „nie można zdezerterować”. Każdy sam może dziś zrobić rachunek sumienia, czy „porządek praw i wartości” potrafił „utrzymać” i „obronić”. Dla wielu byłby to bardzo gorzki rachunek sumienia.

Dojście przed pomnik Poległych Stoczniowców było zablokowane nawet dla akredytowanych dziennikarzy. Przepuszczano osoby z wpiętymi znaczkami w kształcie samolocika. Byli to wyselekcjonowani aktywiści partyjni z całego województwa oraz funkcjonariusze SB. Na widok Papieża podchodzącego do pomnika odwrócili się tyłem. Była to świadoma manifestacja władz partyjnych, której celem było poniżenie Papieża i „Solidarności”. Podły, niegodny pomysł rządzących. Chyba w żadnym innym kraju na świecie Ojciec Święty nie został tak poniżony, by odwrócono się do niego plecami. Odwróconych tyłem Papież pobłogosławił.

Po słowach Ojca Świętego: „Nie może być walka silniejsza od solidarności”, wypowiedzianych 12 czerwca na gdańskiej Zaspie, zgromadzeni przerwali Papieżowi oklaskami. Wielokrotnie Mu wówczas przerywano. „Solidarność” identyfikowano wtedy jako zaprzeczenie siły i walki, którą posługiwała się władza. Papież upominał, że nie można stawiać na konfrontację, gdyż „Solidarność” nie może być walką, niezbędne jest porozumienie. To była podstawowa lekcja, którą Papież głosił w Gdańsku i jednocześnie najważniejsza wskazówka dla całego społeczeństwa, „Solidarności” i opozycji. Jego słowa przeciwstawiały się podziałowi na „my” i „oni”. Przeciwstawiały się logice podziału, która, gdy funkcjonuje w życiu społecznym, jest szalenie niebezpieczna.

Jan Paweł II w homilii wygłoszonej w Gdańsku wskazał, że nie ma innego wyjścia niż współpraca, że jeżeli się tego nie zrobi, to stracą wszyscy. Papież wymuszał na wszystkich, którzy Go kochali, aby przeciąć gordyjski węzeł, który uniemożliwiał rozmowy pomiędzy władzą i opozycją. Nie namawiał do kapitulacji, ale do wierności ideałom i wytrwałości. „Solidarność” od początku odrzuciła stosowanie przemocy – nie użyto jej w Sierpniu ’80 i podczas stanu wojennego. Papież mówił o tym, co było istotą w postępowaniu „Solidarności” i czym miała się kierować dalej. Przeciwstawiał się tym samym wszystkim tym, którzy głosili radykalne hasła – były sprzeczne z gdańską lekcją Jana Pawła II, a więc nie mogły zdobyć społecznego poparcia. Jego słowa to był także apel do rządzących, z którymi rozmawiał i apelował do ich poczucia odpowiedzialności. Jego nauczanie powodowało zmiany i po przeciwnej stronie barykady. Papież wezwał jednocześnie wszystkich do walki, ale nie przeciw komukolwiek, ale przeciw złu. Nauczał, że sprzeciw jest niezbędny dla obrony społecznej solidarności. Sprzeciw nie może być jednak pusty. Musi mu towarzyszyć dialog i miłość.

Na trasie papieskiej pielgrzymki Gdańsk był miastem – symbolem i zachował się tak, jak na symbol przystało. Msza na Zaspie była inna od wszystkich odprawionych wcześniej i później. Można było odczuć entuzjazm, ogromną radość i odczuć ducha wspólnoty. Ludzie potwierdzili tu swoje przywiązanie do Niego i do „Solidarności”, nie tylko dlatego, że mówił o nas i za nas, ale dlatego, że mówił samą prawdę, a wierzono, że ludzie „Solidarności” właśnie tylko prawdą żyją i dla niej się poświęcają.

„Solidarność”, jej idea i Jan Paweł II to była jedność, którą nie można od siebie oddzielić. Jedność od pierwszego dnia sierpniowego strajku w 1980 roku, gdy Jego portret został powieszony na bramie stoczni. Nie, wcześniej – od czasu wypowiedzenia przez Niego słów na placu Zwycięstwa w Warszawie: „Niech zstąpi Duch Twój i odmieni oblicze ziemi, tej ziemi!”. Ponad milion ludzi na Zaspie potwierdziło, że w odmianę „tej ziemi” wierzą, że temu przesłaniu są i pozostaną wierni.

Przez wiele następnych dni ludzie przychodzili pod ołtarz na Zaspie, snuli się w miejscach, gdzie jeszcze czuło się Jego obecność, słyszało Jego mocny, krzepiący głos. Chcieli czuć nadzieję w powracającej beznadziejności. Wielu może liczyło, że władza zdobędzie się na autentyczne pojednanie ze społeczeństwem. Niestety, rządzący tej wyjątkowej sytuacji nie wykorzystali.

Jan Paweł II do ok. 1,3 mln ludzi w Gdańsku mówił: „Codziennie się za Was modlę, tam w Rzymie, i modlę się za ludzi pracy, i modlę się za to szczególne, wielkie dziedzictwo polskiej »Solidarności«. Modlę się za tych ludzi, którzy są związani z tym dziedzictwem, w szczególny sposób za tych, którym wypadło, czy wypada ponosić ofiary z tego powodu. I modlić się nie przestanę, bo sprawa jest wielka” – te słowa nie musiały „dojrzewać”. Były jednoznaczne. Oznaczały dla wszystkich wyzwanie i wzięcie na siebie odpowiedzialności, aby słowa Ojca Świętego wypełniły się treścią. Po ich wypowiedzeniu „Solidarność” nie mogła być, jakby chcieli ci z prawej i z lewej strony, „zamkniętym rozdziałem”. Musiała się odrodzić a wraz z nią cała Polska.

(zdjęcia są mojego autorstwa)  SEE

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)