Szajby posłów okupujących Sejm mogą być pożyteczne, choć powinni więcej ćwiczyć

Obrazek użytkownika Anonymous
Artykuł

Posłowie okupujący salę sejmową za dwie sprawy zasługują na pochwałę, za dwie – wręcz przeciwnie.

Najpierw to wręcz przeciwnie. Po pierwsze, każdy artysta wie, że najgorsza na scenie jest nuda. Raz wprawdzie zdarzyło się, że artysta celowo przynudzał – Andy Warhol realizując film „Sleep”, w którym jego kolega John Giorno jest przez osiem godzin pokazywany jak śpi, ale nie można tej formy nadużywać. Na scenie musi być show. A co mamy na scenie w Sejmie? Mamy to, o czym Zdzisław Maklakiewicz jako inżynier Mamoń mówił w filmie „Rejs”: „Nuda… Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic. Taka, proszę pana… Dialogi niedobre… Bardzo niedobre dialogi są. W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje”. Szef klubu PO Sławomir Neumann twierdzi, że na sali sejmowej posłowie jego partii i Nowoczesnej kontynuują posiedzenie. I nawet ta wersja nie trzyma się kupy. Żeby coś kontynuować, to trzeba coś robić, a nie siedzieć, spać jeść, przechadzać się i robić sobie selfie. A już w kategoriach scenicznych jest po prostu tragedia i naciągactwo. Zero pomysłowości, wysiłku, zaangażowania, kreatywności, co można podciągnąć pod kompletne „olewanie” widza. Na scenie nie można być takim nierobem i rozsiewać wokół siebie wyłącznie nudę. Etos pracy leży i kwiczy, a w dodatku cała Polska to widzi.
Posłowie zapewne za czas spędzony w sali sejmowej nie oddadzą płaconych im pieniędzy, ale czy za takie brakoróbstwo należy im się zapłata. W żadnym razie. Gdzie nowe skecze, zabawne dialogi, scenki rodzajowe? Kompletnie nic, a wręcz jakieś ponure deklaracje, dukane pokątnie albo odczytywane z kartki. Tam nawet nikt porządnych prób nie robi, tylko od razu są przedstawienia. Nic dziwnego, że są one totalną porażką. I jeszcze to kompletnie amatorskie oświetlenie, beznadziejne kostiumy i w ogóle fatalna scenografia. Momentami ci artyści wyglądają jak zombie. A czy ktoś taki jest dobrą reklamą sztuki scenicznej? W żadnym wypadku. I nic nie zmienia to, że na scenie od czasu do czasu pojawiają się przyblakłe gwiazdy typu Grzegorza Schetyny, Ewy Kopacz, Stefana Niesiołowskiego, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej czy Ryszarda Petru. Oni wpadają na chwilę, a nie mając dobrego tekstu, wypadają równie fatalnie jak ambitna młodzież. A naród patrzy i psuje sobie gust tym niedopracowanym kiczem.
Ktoś mógłby powiedzieć, że jednak posłowie się starają, bo przecież m.in. panie Agnieszka Pomaska, Monika Wielichowska, Kamila Gasiuk-Pihowicz, Joanna Scheuring-Wielgus czy panowie Sławomir Nitras, Michał Szczerba, Paweł Olszewski, Cezary Tomczyk bądź Jakub Rutnicki biegają po Sejmie i okolicy jak kot z pęcherzem, wrzeszczą, robią dziwne miny i miewają nieskoordynowane ruchy, ale nie tym polega prawdziwa sztuka sceniczna.
Te osoby po prostu na coś cierpią, ale nikt im nie udziela pomocy. I to jest okropne, godne napiętnowania i zasadniczo negatywne, gdyż potrzebującym pomocy (niektórym tylko ambulatoryjnej, choć większości chyba jednak szpitalnej) powinno się pomagać. Obserwowanie cierpiących tylko znieczula i wywołuje lęk, zamiast przeradzać się w konkretne sposoby przynoszenia ulgi. Nie może tak być, że pani posłanka Pomaska czy pan poseł Nitras wręcz błagają o pomoc, dając znać swoim zachowaniem, że pilnie potrzebują fachowej interwencji, a nic się nie dzieje. Można było nawet odnieść wrażenie, że za chwilę zrobią sobie krzywdę. Być może oni próbowali nawet sobie pomóc domowymi sposobami, zażywając co tam mieli w szufladzie czy apteczce, ale wiadomo jak się kończy takie leczenie na własną rękę. Słyszymy o tym przy każdej reklamie paraleków. A przecież nie możemy pozwolić na to, żeby pani Pomaska czy pan Nitras zmarnowali sobie karierę tylko dlatego, że nikt im w porę nie przyszedł z fachową pomocą.
Było o negatywach, więc teraz pora na kwestie pozytywne. Największą zaletą obecności posłów na sejmowej sali jest to, że oni są właśnie tam, a nie we własnych domach czy mieszkaniach, pośród bliskich. Wyobraźmy sobie, jakie katusze przeżywałyby rodziny tych państwa, gdyby mieli ich na głowie. Zamęczaliby bliskich swoimi fobiami, kompleksami czy urojeniami, zastraszali natręctwami. Pomyślmy, jak na małej powierzchni byłoby trudno przebywać z silnie wzmożonymi panią posłanką Pomaską czy panem posłem Nitrasem. To mogłoby być naprawdę niebezpieczne, a w Sejmie i okolicy jest dużo miejsca, więc to ich podniecenie jakoś się rozładowuje. Sądzę zresztą, że większości z tych posłów nikt w domu nie lubi, a są mało przydatni w przygotowaniu świąt, bo raczej nic nie potrafią, co udowadniają przebywając w Sejmie. Pętaliby się po domach i mieszkaniach wkurzając bliskich i psując im krew, więc ci są szczęśliwi, że w gorącym, przedświątecznym okresie mają ich z głowy. Przez to same święta mogą przebiec w lepszej atmosferze. A o to przecież chodzi.
Inna pozytywna kwestia, to oddziaływanie terapeutyczne i pedagogiczne. Przeciętni ludzie też czasem cierpią na różne szajby i dziwactwa, ale się wstydzą, wpadają w kompleksy, mają wyrzuty sumienia. A kiedy widzą rozhisteryzowanych, nabuzowanych, a wręcz dzikich posłów, natychmiast mogą się lepiej poczuć. No bo jeśli posłowie tacy są, to oni nie muszą się zadręczać, gdy akurat odbije im szajba albo nic im się nie udaje, nie potrafią się składnie wysłowić. Wtedy się uspokoją, że to jednak nic nadzwyczajnego, że da się z tym żyć i nie trzeba się specjalnie wstydzić. W efekcie nie będą się czuli wykluczeni, dyskryminowani, nie będą wytykani palcami. Można wprawdzie się czepiać, że Sejm nie jest od tego, żeby takie funkcje spełniać, ale skoro politycy PO czy Nowoczesnej nic innego nie potrafią, dobrze, że robią to, co im najlepiej wychodzi. Może to nas wprawdzie razić, ale pomyślmy o cierpieniach ich samych oraz ich bliskich wtedy, kiedy nie mogą się wyładować tak jak robią to obecnie w Sejmie, a wtedy dostrzeżemy w tych szajbach i odlotach pozytywne jądro. Co było do udowodnienia.
Zdjęcie Stanisław Janecki
autor: Stanisław Janecki

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.1 (2 głosy)