Szpieg z Watykanu oskarża księdza
pierwsza rozprawa odbędzie się 1 grudnia  2011 roku, o godzinie 11.00 w Sądzie dla Warszawy-Mokotowa przy ulicy  Ogrodowej 51. 

Proces karny wytoczony przez esbeka księdzu Isakowiczowi-Zaleskiemu otwiera bardzo niebezpieczną furtkę – pokazuje,  że można wystąpić o skazanie księdza nawet na więzienie za jego opinię.
 Aldona Zaorska  - Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski  może trafić do więzienia. To nie są żarty. Kapłana nowohuckiej  Solidarności, autora książki „Księża wobec bezpieki na przykładzie  archidiecezji krakowskiej” (2007 r.), niestrudzonego obrońcę pamięci  Polaków zamordowanych na Wołyniu przez UPA, człowieka, który ma status  pokrzywdzonego przez służbę bezpieczeństwa oskarżył… ppłk Edward  Kotowski – oficer SB, komunistyczny szpieg przez 4 lata zlokalizowany w  Watykanie, który jako swoje „źródła informacji” miał dostojników  kościelnych. Oskarżenie zostało sformułowane w związku z wywiadem,  jakiego ksiądz Isakowicz – Zaleski udzielił w 2009 roku i wygłoszoną  podczas tego wywiadu przez niego opinią. Esbecki podpułkownik zarzuca  księdzu podanie nieprawdy. Według informacji podanych dotychczas w  mediach esbek domaga się publicznych przeprosin zadośćuczynienia w  wysokości 50 tys. złotych. Oczywiście zadośćuczynienia na swoje konto.  Warto przy tym wiedzieć, że jeśli sąd zasądzi owo „zadośćuczynienie”, w  przypadku jego nie zapłacenia (a 50 tys. to suma niebagatelna), ksiądz  Isakowicz-Zaleski i tak może powędrować za kratki nawet na 1 rok. W ten  sposób można powiedzieć, że esbek niejako pośrednio występuje o karę  więzienia. Zupełnie jak jego towarzysze „za starych, dobrych lat”. 
 
„Pamiątka” po towarzyszu Jaruzelskim 
Niezależnie od meritum sprawy, najistotniejszym jej „elementem” jest  sama podstawa prawna, w oparciu, o którą ona się toczy. Jest to ni  mniej, ni więcej tylko artykuł 212 Kodeksu Karnego, wprowadzony do tegoż  kodeksu w stanie wojennym. Wtedy miał on służyć pacyfikowaniu wolnego  słowa, kneblowaniu ludzi, którzy mogli wypowiadać się w mediach. Pomimo  upływu tylu lat nie zmienił się ani na jotę. Nadal w polskim prawie  funkcjonuje następujący przepis: 
art. 212
§ 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub  jednostkę organizacyjną nie mającą osobowości prawnej o takie  postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej  lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu  lub rodzaju działalności, podlega grzywnie, karze ograniczenia albo  pozbawienia wolności do roku. 
§2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w §1 za 
pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. 
§3. W razie skazania za przestępstwo określone w §1 lub 2 sąd może  orzec nawiązkę na rzecz pokrzywdzonego, Polskiego Czerwonego Krzyża albo  na inny cel społeczny wskazany przez pokrzywdzonego. 
§4. Ściganie przestępstwa określonego w §1 lub 2 odbywa się z oskarżenia prywatnego.
Od dawna jest on przedmiotem bardzo ostrej krytyki, dosłownie ze  wszystkich stron. Przeciwko temu artykułowi od kilku lat protestują  środowiska dziennikarskie oraz Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Izba  Wydawców Prasy i Stowarzyszenie Gazet Lokalnych. Od dawna jest on też  krytykowany przez polityków ale, co równie znamienne – żaden z nich nie  poczynił kroków w celu jego wykreślenia z polskiego ustawodawstwa.  Najwyraźniej, pomimo oficjalnych deklaracji, jego istnienie przeszkadza  politykom tylko dopóki sami nie zaczną sprawować władzy. W ten sposób  „212” jest do dziś wykorzystywany i, co jeszcze bardziej szokujące –  wykorzystują go często ludzie związani z bezpieką, żeby kneblować  dziennikarzy. Właśnie w takich procesach, wytoczonych z art. 212 kk.  dziennikarzom przez byłych esbeków, skazani zostali dziennikarze –  Dorota Kania i Jerzy Jachowicz. W ten sposób artykuł ten staje się  kneblem uniemożliwiającym pisanie prawdy o 
działalności  SB. Być może dlatego za jego pozostawieniem opowiedzieli się politycy  SLD, np. Piotr Gadzinowski czy Izabela Sierakowska, jak wiadomo  zainteresowani, by byłym esbekom i ubekom 
nie stała się zbyt duża „krzywda”. Najwyraźniej nie przeszkadza im, że  tekst tego przepisu jest sprzeczny z art. 10 Europejskiej Konwencji Praw  Człowieka, 
art. 11 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej oraz Rezolucją Parlamentu Europejskiego z 4 lipca 2006 roku. 
Oczywiście każdy, nawet były esbek, ma prawo dochodzić swych racji  przed sądem (chociaż sami esbecy praw swoim ofiarom wielokrotnie  odmawiali). Właśnie po to jest Kodeks Cywilny, w którym znalazły się  przepisy dotyczące ochrony dobrego imienia osób fizycznych i prawnych  (np. firm). 
Na ich podstawie też można żądać 
odszkodowania.  Jednak proces karny niesie za sobą zupełnie inne konsekwencje – przede  wszystkim – zastosowanie kodeksu karnego oznacza, że w przypadku  przegranej, fakt skazania, niezależnie od wysokości kary, będzie po  prostu wpisany do rejestru karnego, tak samo jak w przypadku pospolitych  przestępców. W wielu przypadkach oznacza to zamknięcie drogi do  podejmowania konkretnych zawodów, ale nie tylko z tego powodu przepis  „212” jest określany jako prawdziwe kuriozum na skalę całej Unii  Europejskiej. Warto bowiem zauważyć, że jego istnienie narusza po prostu  prawo do wolności słowa, do informowania społeczeństwa, co jest  przecież ustawowym obowiązkiem mediów. W ten sposób doszło do  kuriozalnej sytuacji, w której mamy dwa wykluczające się nawzajem  przepisy. 
 
„Stalinowski” przepis w rękach esbeka 
Na czym dokładnie opiera się akt oskarżenia sformułowany przez byłego  esbeka wobec księdza Isakowicza-Zaleskiego do końca nie wiadomo, bowiem  będzie on odczytany dopiero na pierwszej rozprawie, a ta prawdopodobnie  będzie utajniona. 
Ale kuriozalność całej sytuacji polega nie tylko na podstawie procesu,  ale także na tym, kto w nim występuje. Z jednej strony – esbek, szpieg,  pracujący w instytucji zwalczającej Kościół (chociaż on sam twierdzi coś  przeciwnego, że jego „praca” miała „zbliżyć” Kościół i władze PRL), z  drugiej człowiek, który był przez SB zwalczany a i dziś dla wielu  środowisk jest bardzo „niewygodny”. Jakby tego było mało – mamy też do  czynienia z sytuacją, w której przedstawiciel instytucji zwalczającej  Kościół w karnym procesie po raz pierwszy występuje przeciwko księdzu za  wypowiedzenie opinii. Opinii, nie publikacji naukowej czy chociażby  artykułu. Czy to oznacza, że w Polsce nie wolno już mieć poglądów i  swobodnie o nich mówić? Czy w ten sposób nie wracamy do czasów  stalinowskich, kiedy za każdą wypowiedź można było trafić za kratki? Tu  już nie chodzi tylko o księdza Isakowicza-Zaleskiego. 
Proces ten otwiera  bardzo niebezpieczną furtkę – pokazuje, że można wystąpić o skazanie  księdza na więzienie za jego opinię. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację,  w której ktoś pozwie innego księdza za inny wywiad, fragment kazania  czy komentarz. W Polsce nie brakuje osób, które z ochotą skorzystają z  takiego „precedensu”. 
W tej sytuacji logicznym wydaje się zajęcie  stanowiska przez Kościół a konkretnie przez Krakowską Kurię. Jednak na  dzień dzisiejszy stanowiska tego po prostu… brakuje. Nie ma żadnej  opinii, żadnej wypowiedzi wskazującej na słowa poparcia dla księdza  Zaleskiego. Czy krakowska Kuria czeka na rozwój wypadków i całą lawinę  takich procesów? Biorąc pod uwagę, kto dostał się do Sejmu i jakie  opinie coraz częściej pojawiają się w mediach, taka sytuacja nie jest  wykluczona. Czy dopiero, gdy posypie się lawina tego typu oskarżeń  sprawą zajmie się Episkopat Polski? I czy wtedy nie będzie za późno?  
 
I co dalej? 
Na razie wiadomo tylko, że pierwsza rozprawa odbędzie się 1 grudnia  2011 roku, o godzinie 11.00 w Sądzie dla Warszawy-Mokotowa przy ulicy  Ogrodowej 51. Jeśli strony zgodzą się na jej jawność (ale znając  zwyczaje stających przed sądem byłych esbeków należy raczej w to  wątpić), okaże się, o co eks-towarzyszowi chodzi. Potem okaże się, jakie  są granice wolności słowa w Polsce. Niestety, przykład dwóch  znakomitych dziennikarzy – Doroty Kani i Jerzego Jachowicza, skazanych  przez polskie niezależne sądy na podstawie oskarżeń byłych esbeków,  budzi poważne obawy o wynik procesu. 
http://warszawskagazeta.nowyekran.pl/post/37010,szpieg-z-watykanu-oskarza-ksiedza