Paradygmat kozła ofiarnego. W Polsce ofiara życia tych, którym już nie było dane wrócić, jest niedoceniana
Społeczne lekceważenie ofiary życia żołnierza rodzi negatywne skutki dla rodziny. W przypadku ofiar takich jak załoga rozbitego w Smoleńsku Tu-154M dochodzi jeszcze atmosfera nagonki i oskarżeń.
– Kiedy coś się wydarzy, zaczyna się szukać winnych. Próbuje się znaleźć kozła ofiarnego. Nawet nie po to, żeby go ukarać, ale by zmniejszyć poczucie własnej winy i zaniedbań w systemie – mówi dr Radosław Tworus, kierownik Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. To zespół tej kliniki pracuje nad profilem psychologicznym załogi Tu-154M, zleconym przez prokuraturę.
Rodziny poległych na służbie polskich żołnierzy z goryczą patrzą na rangę nadawaną pamięci o ich kolegach w armiach państw Zachodu. W Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii bliscy tych, którzy oddali życie za ojczyznę, bez względu na czas i okoliczności są otaczani troską państwa, cieszą się społecznym uznaniem, ku ich czci są organizowane uroczystości z udziałem najwyższych władz. W Polsce ofiara tych, którym już nie było dane wrócić z misji, jest niedoceniana.
– Inaczej przeżywają żałobę matki i żony żołnierzy. Rodzi się potrzeba sublimacji tego zdarzenia. Przecież on nie mógł zginąć niepotrzebnie. Jeśli zginął, to ma to jakiś sens. Pojechał tam nie jako najemnik, żeby się dorobić, ale jako reprezentant państwa z woli jego najwyższych władz. A więc nie może to być ani zapomniane, ani strywializowane. W Polsce te misje nie są traktowane w kategoriach racji stanu, a przecież oni walczą także w polskim interesie, chociaż nie tak bezpośrednio. To, że starają się wykonywać jak najlepiej swoją pracę, nie wystarczy – mówią psychiatrzy wojskowi, na co dzień udzielający pomocy żołnierzom i ich rodzinom. To samo dotyczy osób, które wprawdzie wracają żywe, ale z poważnymi problemami i urazami.
MON tnie program
Sami żołnierze rzadko używają górnolotnych określeń takich jak „służba Polsce”, ale żal im, że w odbiorze społecznym nie ma to takiego wydźwięku. – Nagła strata osoby młodej jest odbierana zawsze przez rodziny podobnie. Oczywiście ma znaczenie, w jakich okolicznościach zginął, że zginął w walce, w jakiejś słusznej sprawie. Niedocenianie jego ofiary wywołuje równie przykre skutki u rodzin – tłumaczy dr Radosław Tworus. W przypadku takich ofiar jak załoga rozbitego w Smoleńsku Tu-154M dochodzi jeszcze atmosfera nagonki i oskarżeń o złe przygotowanie, błędy czy wręcz spowodowanie katastrofy.(...)
Dłuższa nieobecność w domu żołnierza – syna, męża i ojca – może wpłynąć na rodzinę dezintegrująco. Po powrocie z misji potrzebna jest odbudowa związku. – Spotykają się ludzie, którzy patrzą na siebie innymi oczami. Powrót do domu to nie jest przejście z pokoju do pokoju, ale do zupełnie innych konstelacji zdarzeń, wartości, sytuacji, ludzi – wyjaśnia profesor Ilnicki. Stres bojowy występuje u wszystkich uczestników misji bojowych w różnym nasileniu. Jego źródłem są czynniki stresogenne (stresory) występujące w strefie działań wojennych: lęk przed zranieniem, śmiercią, trudne warunki klimatyczne, obce kulturowo środowisko, tęsknota za rodziną, obciążenia związane z misją, wysiłkiem, niedoborem snu. Gdy działanie tych bodźców przekroczy możliwości adaptacyjne żołnierza, pojawia się u niego tzw. stres traumatyczny, forma urazu bojowego. Jego następstwem jest zespół stresu potraumatycznego (PTSD). Jego główne objawy to uporczywe reminiscencje związane z traumatycznym przeżyciem, koszmary senne, unikanie rozmów i sytuacji, które przypominają doznany uraz. Szczególnie przykre dla bliskich są wahania nastroju żołnierza, drażliwość, wybuchy złości, agresji, nadużywanie alkoholu.
Rodzina żołnierza lub weterana nie potrafi zazwyczaj właściwie ocenić jego zmienionego zachowania, jest skłonna obwiniać się o niewłaściwą opiekę nad nim, podczas gdy bliscy są zupełnie niewinni, a chodzi o problem wymagający profesjonalnej interwencji psychiatry, często połączonej z pobytem w specjalistycznym ośrodku zamkniętym. Pomocy według szacunków specjalistów potrzebuje 5-10 proc. żołnierzy po misjach bojowych za granicą.
Problemem tego rodzaju zaburzenia jest uporczywa negacja zauważanej przez najbliższych nieprawidłowości zachowania i oskarżanie ich. – Często żołnierz trafia do kliniki, gdy objawy się nasilą, gdy nie może już normalnie funkcjonować. Niekiedy dopiero pod groźbą żony, że jeśli nie podejmie leczenia, małżeństwo się rozpadnie – opowiada prof. Ilnicki. W takich sytuacjach pomocy psychologicznej potrzebują też rodziny.(...)
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/30593,paradygmat-kozla-ofiarnego.html
http://naszdziennik.pl/polska-kraj/30593,paradygmat-kozla-ofiarnego.html
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 272 odsłony