Niezwykła historia uciekiniera z Auschwitz: Czołgaliśmy się między wartownikami
Edward Padkowski, nr 16 366. Mieszka w Gliwicach. Obecnie ma 92 lata. Jako 22-latek trafił do niemieckiego obozu zagłady Auschwitz. 3,5 roku później wraz z innym więźniem udało mu się uciec. Oto historia człowieka, który przeżył piekło i wymknął się śmierci.
(...)Dlaczego tak długo w panu dojrzewała myśl o ucieczce?
Do obozu mnie przywieźli w maju 1941 roku. Właściwie gdyby nie to, że za jednego uciekiniera pakowano 10 na śmierć głodową, to ja jak pracowałem w tym komandzie pomiarowym, gdzie mogliśmy wychodzić na zewnątrz, to mogliśmy już niedługo później uciec. Mieliśmy nawet przygotowaną wersję ucieczki - mieliśmy przygotowane pasy, którymi mieliśmy związać w kulbaki na karabinach wartowników i uciec z obozu. Ale, no niestety, nie można było się na to zdecydować. Dopiero jak front wschodni minął Bug, a nasze rodziny znalazły się poza frontem, to wtedy byliśmy już gotowi na ucieczkę.
Który to był rok?
Sierpień 1944 roku.
Czyli pan był w obozie ponad 3 lata.
Prawie 3,5.
W relacji, która jest w zbiorach Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, mówił pan o tym, że Niemcy zmienili zasady karania więźniów za ucieczkę po informacjach z Londynu o pojmaniu przez brytyjskie wojsko żołnierzy niemieckich, którzy trafili do niewoli. Przez radio poinformowano, że jeśli zbrodnie w Auschwitz nie zostaną zaprzestane, to ci niemieccy więźniowie zostaną rozstrzelani. Czy Niemcy rzeczywiście złagodzili regulamin? Co się stało po tych informacjach?
Wtedy Himmler (Heinrich Himmler - przyp. red.) przyjechał do obozu i wspaniałomyślnie ogłosił, że Führer darował życie tym, którzy za ucieczkę zostaliby powieszeni. W zamian do obozu miały trafiać całe rodziny tych, którzy zdecydowali się uciec.
W końcu podjęliście decyzję - uciekamy. Jak to wyglądało? Gdzie się ukrywaliście tuż przed ucieczką?
Na terenie dawnych stajni końskich, bo tam stacjonował dywizjon artylerii konnych. To tam w barakach - tych, w których były parniki do ziemniaków, do parowania ziemniaków dla koni. Konstrukcja tych baraków była taka, że strop z belek drewnianych, co dwa metry. Po jednej stronie, za takim parnikiem - dach pokryty dachówkami, uchylnymi. Jak zameldowano komendantowi obozu, że dwóch więźniów brakuje, to gestapowcy przeszukiwali teren obozu. Jak tam za tym parnikiem siedzieliśmy, to widzieliśmy po podniesieniu tych dachówek, jak tam przeszukują te tereny. Na szczęście wysłano kompanię z psami gończymi poza obóz do szukania, a tereny samego obozu (deszcz padał wtedy) otoczono wartownikami. Jak zeszliśmy, no to baraki były zamknięte i zapieczętowane, ale ze środka okno można było otworzyć. Inny więzień, nasz przyjaciel i także obozowy konspirator zostawił tam nam jakąś tam kromkę chleba i butle z wodą. Jak zeszliśmy stamtąd, to byliśmy już na zewnątrz. A ponieważ teren najbliższych baraków był ogrodzony siatką drucianą, ale bez prądu, to mieliśmy nożyce i wyszliśmy, i czołgaliśmy się pomiędzy wartownikami, ustawionymi co jakieś 30-40 metrów. Za terenem przyobozowym było pole koniczyny. Jak czołgaliśmy się w tej koniczynie, to tak mniej więcej 10-15 metrów ode mnie wartownik odpalał papierosa pod peleryną przeciw deszczową. I pomiędzy nimi jakoś wyczołgaliśmy się. Dalej było pole zasiane owsem. Owies był już zżęty i ustawiony w kopki. Za polem owsa była potem droga do małego podobozu. Gdy ją przeskakiwaliśmy, to wartownicy nas zauważyli i jeden wrzasnął, że schowali się, uciekli w owies. Czterech tych SS-manów poleciało w to pole owsa. My w międzyczasie przeczołgaliśmy się przez odcinek stu metrów i przeskoczyliśmy przez tę lukę.
Strzelali do was?
Oni mieli w takich przypadkach złapać żywcem.(...)
http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-niezwykla-historia-uciekiniera-z-auschwitz-czolgalismy-sie-m,nId,774610
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 501 odsłon