Jaka Polska za ćwierć wieku?

Obrazek użytkownika Emir
Artykuł

Prof. dr hab. Feliks Grądalski

Autor jest wykładowcą w katedrze teorii Systemu Rynkowego Szkoły Głównej Handlowej.

23 lata transformacji systemowej zmieniły Polskę i jej otoczenie. Czy te przemiany potoczyły się w korzystnym dla Polaków kierunku, stanowiąc podstawę do dalszego rozwoju, czy też zaprzepaszczone zostały historyczne szanse, kierując nasz kraj w labirynt ślepych uliczek? Oto pytanie na miarę męża stanu. Ale obecni politycy – z małymi wyjątkami – ignorują tę fundamentalną kwestię.

Dwie zaprzepaszczone szanse

Wymieniam dwie zaprzepaszczone szanse, choć jest ich więcej, ale te uważam za najbardziej brzemienne w skutki z dzisiejszej perspektywy.

Pierwsza szansa pojawiła się w momencie rozpadu systemu monocentrycznego, charakteryzującego się dominacją państwa nad obywatelem i brakiem mechanizmu rynkowego. Na początku lat 90. XX wieku powstała sytuacja tzw. wolnego, zielonego pola, na którym można było zbudować uczciwe i akceptowane społecznie relacje między obywatelem a państwem. Tymczasem zbudowano – wiadomo, jakie siły polityczne tym kierowały – model państwa opresyjnego, które z obywatelem może zrobić wszystko, co zechce.

Są dwa podstawowe instrumenty opresji: przemoc bezpośrednia i opresja fiskalna. O ile przemoc bezpośrednia w stosunku do poprzedniego systemu uległa ograniczeniu, o tyle opresja fiskalna została znacznie rozbudowana, przyjmując formy bezpośredniej represji.

Wystarczy przyjrzeć się komentarzom prawników do czterech podstawowych regulacji podatkowych: PIT, CIT, VAT i akcyzy. Każdy z tych tomów komentarzy do odpowiednich ustaw liczy więcej niż 1000 stron – razem około 5000 stron. Jak w takich warunkach niejednoznaczności może funkcjonować obywatel?

W latach 90. można było stworzyć system podatkowy oparty na legitymizacji zgodnej z regułą ekwiwalentności świadczeń. W ramach tej reguły państwo dostarcza dobra publiczne akceptowane przez społeczeństwo, a obywatele podatnicy w cenie podatku dobrowolnie pokrywają koszty tych dóbr. Obywatel i państwo są równorzędnymi partnerami.

Państwo dostarcza dobra publiczne, za które podatnicy gotowi są zapłacić. Taki stan buduje harmonię i zaufanie do instytucji państwa, eliminuje efekt szarej strefy i nie prowadzi do zniekształceń mechanizmu rynkowego. W rzeczywistości ówczesne rządy skopiowały rozwiązania fiskalne krajów zachodniej Europy z całym bagażem błędów i problemów, z którymi do dzisiaj wszyscy się borykają, bez szansy na ich rozwiązanie.

Polska – w ślad za Europą – przejęła system podatkowy oparty na legitymizacji zgodnej z regułą możliwości płatniczych. Oznacza to, że im więcej pracujesz i wytwarzasz, tym dotkliwiej jesteś karany przez dominujące nad tobą państwo. Nie ma mowy o partnerstwie, uznaniu racji oraz interesu obywatela konsumenta i obywatela przedsiębiorcy. Ta chora sytuacja leży u podstaw ciągłego konfliktu między państwem i obywatelem, zresztą nie tylko w Polsce.

Druga szansa bezpowrotnie zaprzepaszczona to zmarnotrawienie ogromnych dochodów pochodzących z prywatyzacji majątku państwowego. Zostały one albo wytransferowane za granicę za pośrednictwem programu NFI (Narodowy Fundusz Inwestycyjny), albo przeznaczone na finansowanie bieżących wydatków marnotrawnego państwa. Nie można zgubić z pola widzenia faktu, że sprzedawany majątek nie został zbudowany przez klasę będących u władzy polityków, lecz przez miliony polskich obywateli w ciągu kilku dekad gospodarki socjalistycznej.

Dlatego też dochody z prywatyzacji powinny trafić właśnie do nich, np. w formie zabezpieczenia ich przyszłych świadczeń emerytalnych. Tak właśnie postąpił w 1982 roku generał Augusto Pinochet w Chile, budując kapitałową alternatywę dla deficytowego systemu repartycyjnego. Generał Pinochet postąpił odwrotnie, niż zrobił to Donald Tusk i Jacek Rostowski.

Dochodami z prywatyzacji zasilił filar kapitałowy i w ten sposób, tworząc zasób realnego kapitału, zbudował bezpieczeństwo socjalne obywateli swojego kraju. Zwrócił obywatelom to, co wcześniej wypracowali. Taka sprawiedliwość dziejowa niestety w Polsce się nie dokonała. Mężowie stanu pozostali w cieniu, do władzy dorwały się miernoty.

Nie znaczy to, że na początku lat 90. nie było rozsądnych głosów wypowiadanych w imieniu obywateli. Należy oddać sprawiedliwość ówczesnej Unii Polityki Realnej. Gdyby jej głos dotyczący reformy systemu emerytalnego z wykorzystaniem dochodów z prywatyzacji był choć częściowo wysłuchany, nie mielibyśmy dzisiaj takiej sytuacji, kiedy nasze dzieci (obecnie w wieku 20-30 lat) emerytury z reformy Tuska i Rostowskiego już nie otrzymają.

Jest tylko kwestią wcale nie odległego czasu, kiedy system emerytalny za sprawą szanownych panów premierów stanie się niewypłacalny i żadne zaklęcia o gwarancjach państwa tu nie pomogą. Konsekwencje zaprzepaszczonych szans dają o sobie znać dzisiaj w sposób coraz bardziej dotkliwy. Obserwujemy rozwarstwienie dochodów z 20-procentowym obszarem nędzy, rynek pracy z trwałym bezrobociem, emigrację młodzieży, niszczenie tradycji rodzinnego gospodarstwa rolnego, niepewność zabezpieczenia zdrowotnego i emerytalnego itd.

Problemy te nie zostały bynajmniej skompensowane pozytywnymi skutkami integracji gospodarczej w ramach Unii Europejskiej. Ze swojej strony dodam, że integracja oraz współpraca przynoszą korzyści wszystkim dopiero wówczas, kiedy przestrzega się ustalonych reguł, szanuje się odmienność partnera i uwzględniane są w sposób symetryczny interesy wszystkich uczestników. Koncepcja dzisiejszej Unii niestety odbiega od takiego modelu, co nie znaczy, że model ten nie może ulec zmianie. Trzeba do tego jednak odpowiedniej klasy polityków.

Cztery wyzwania na następne 25 lat

Poniżej wymienię cztery obszary strategicznych wyzwań dla Polski, które mogłyby w pewnym sensie skompensować skutki zaprzepaszczonych szans. Należy mieć świadomość, że błędne decyzje i zaniechania ostatnich 23 lat mogą być „wyprostowane” jedynie konsekwentną polityką w interesie polskiego Narodu w perspektywie co najmniej 25 lat.

Zadanie dla dyplomacji

Pierwszy obszar związany z kontekstem geopolitycznym to powrót w Unii Europejskiej do korzeni idei Roberta Schumana i Konrada Adenauera. Tu przed polską dyplomacją otwierają się duże możliwości. Należymy w końcu do największych krajów Wspólnoty. To nie my przyszliśmy do Europy. W chrześcijańskiej Europie jesteśmy już od 1000 lat. To zachodnia Europa potrzebuje obecnie nas i to ona do nas przychodzi, a nie odwrotnie. Oto rekomendacja polskiej perspektywy negocjacyjnej dla przyszłej polskiej dyplomacji. Należy się szanować i znać swoją wartość.

Podatki do lamusa

Drugi obszar dotyczy opresji fiskalnej i administracyjnej państwa nad obywatelem. Zadaniem polityków na następne kilkanaście lat jest likwidacja co najmniej 3/4 liczby ustaw, zarządzeń, rozporządzeń itp. Posłowie mają być rozliczani nie z liczby wnoszonych inicjatyw ustawodawczych, lecz z liczby likwidowanych ustaw oraz innych aktów prawnych.

Otoczenie prawne jest konieczne, nie może być jednak tajemną wiedzą kasty prawników, produkujących 1000-stronicowe komentarze do każdej ustawy. Historia zna takie przypadki. W starożytnym Egipcie kastą mającą monopol na wiedzę tajemną byli kapłani. I w swoim interesie wiedzę tę bez skrupułów wykorzystywali. Ale byli i faraonowie, którzy mieli odwagę takiej manipulacji się sprzeciwić. Stanęli po stronie swoich poddanych. Polska zasługuje na światłych faraonów.

W ramach ograniczania opresji fiskalnej należy dążyć do likwidacji obecnych metod opodatkowania dochodów z pracy i kapitału. Teoria opodatkowania zna inne formy partycypacji obywateli w finansowaniu kosztów dóbr publicznych dostarczanych przez państwo niż anachroniczny PIT i CIT.

Likwidacja tych podatków prowadzi do ożywienia realnej sfery życia obywateli, takich jak: organizowanie produkcji, podejmowanie pracy, rodzenie i wychowywanie dzieci, nauka, przywiązanie do tradycji i miejsca zamieszkania, kreatywność i inicjatywa itp.

Zauważmy, że w warunkach państwa opresyjnego energia oraz kreatywność obywateli koncentrują się na walce z opresją państwa, nie zaś na tworzeniu rzeczy pożytecznych. Cóż za marnotrawstwo potencjału! Tylko praca w sferze życia realnego jest źródłem dobrobytu i dobrostanu społecznego.

Oczywiście mówię tutaj o pracy społecznie użytecznej, niezależnie od tego, czy jest ona świadczona w tzw. legalnej, czy szarej strefie. Szarej strefy nie tworzą przecież obywatele. Tworzy ją opresja przepisów prawa. Jest sprawą oczywistą, że wszelkie formy pracy przestępczej muszą być eliminowane przez odpowiednie instytucje państwa w zamian za świadczenia podatkowe obywateli.

Rodzimy kapitał

Trzeci obszar wyzwań strategicznych to aktywizacja rodzimego kapitału (finansowego, rzeczowego i ludzkiego) i na tej bazie uzyskanie w perspektywie 20-25 lat niezależności od międzynarodowych instytucji finansowych. Sprawa ta od strony mechanizmu ekonomicznego jest zbyt skomplikowana, aby w krótkim artykule jasno ją wyłożyć. Ograniczę się więc do kilku fachowych sformułowań.

Po pierwsze, należy podnieść krańcową skłonność do oszczędzania gospodarstw domowych z dochodu dyspozycyjnego. W Polsce jest ona najniższa spośród krajów UE. Służyć temu będzie likwidacja podatku PIT.

Po drugie, należy wykorzystać możliwości akumulacji własnego kapitału przez półtora miliona małych i średnich przedsiębiorstw. Służyć temu powinna redukcja stawki CIT do 0% od zysku niepodzielonego (tak jak w Estonii).

Po trzecie, konsekwentne przyjęcie reguły zrównoważonego budżetu. Do lamusa polityki makroekonomicznej musi odejść paradygmat budżetocentryzmu, zgodnie z którym enigmatyczne dobro budżetu jest ważniejsze niż dochód wypracowany przez obywatela i jego sytuacja życiowa. Trzeba głośno mówić, że każda złotówka, która nie zostanie zawłaszczona przez marnotrawny rząd, nie wyparowuje, lecz pozostaje w systemie finansowym państwa, tyle tylko, że w innej, bardziej racjonalnej kieszeni. Kieszeni sektora prywatnego.

Po czwarte, należy przyjąć konsekwentną politykę równoważenia rachunku obrotów bieżących w bilansie płatniczym. Ma to fundamentalne znaczenie dla niezależności finansowej państwa polskiego i stabilności polskiej złotówki. Mimo znacznego deficytu – utrzymującego się już od przeszło 20 lat – może być on zrównoważony w ciągu 5-10 lat. Istnieją trzy realne przesłanki dla takiej perspektywy.

Pierwsza to uzyskanie przewagi konkurencyjnej poprzez likwidację niektórych podatków i ograniczanie administracyjnej opresji państwa. To można zrobić w miarę szybko. W tym sensie Polska powinna stać się rajem podatkowym!

Druga to zahamowanie transferu zysków, które są wypracowywane w Polsce i bez odpowiedniego ekwiwalentu są przekazywane do spółek matek za granicę.

I trzecia przesłanka, która pojawi się z odroczeniem czasowym, to zmniejszenie kosztów obsługi długu zagranicznego w wyniku przyjęcia polityki zrównoważonego budżetu. Zrównoważenie rachunku obrotów bieżących w bilansie płatniczym daje komfort każdemu rządowi. Jest podstawą suwerenności kraju, stabilizuje równowagę zewnętrzną i redukuje niebezpieczeństwo ataku spekulacyjnego na krajową walutę ze strony kapitału zewnętrznego.

Zdrowie i emerytury

Czwarty obszar wyzwań strategicznych to obszar zabezpieczenia społecznego, czyli emerytalnego i zdrowotnego. Zabezpieczenie emerytalne to gorący temat dzisiejszej dyskusji. Decyzje rządu Donalda Tuska prowadzą – mówię tutaj o perspektywie 20-30 lat – do pogłębiającej się luki braku płynności w systemie aż do jego niewypłacalności. Taka perspektywa spowodowana jest czynnikami strukturalnymi, do których należą demografia oraz opresyjna polityka rządu wobec rynku pracy.

Składkę w wysokości prawie 20 proc. dochodów płacą tylko legalnie zatrudnieni. Szara strefa i emigranci nie partycypują w finansowaniu systemu. Przypominam, że za emigrację i szarą strefę odpowiada rząd, a więc rząd ponosi odpowiedzialność za deficyt systemu emerytalnego. Rząd ratuje się, wydłużając wiek emerytalny, i już bez ogródek informuje, że przyszłe emerytury będą „drastycznie” niskie. Ostatnią deską ratunku jest „skok na kasę” OFE, którego dzisiaj jesteśmy świadkami.

Strategicznie należy konsekwentnie rozbudowywać filar kapitałowy i ograniczać system repartycyjny. Ryzyko polityczne dla przyszłych emerytów ze strony podobnych premierów, jak Tusk i Rostowski jest znaczne wyższe niż ryzyko długoterminowego oszczędzania realnego kapitału na rynkach finansowych.

Podstawowym problemem budowy alternatywy kapitałowej są koszty przejścia z deficytowego systemu repartycyjnego do zrównoważonego systemu kapitałowego. Przy takim manewrze powstaje obiektywny deficyt, trwający przynajmniej przez okres około 20 lat, do czasu odejścia ostatniego beneficjenta systemu repartycyjnego.

Tę lukę można było pokryć 20 lat temu z dochodów z prywatyzacji, o czym wcześniej wspominałem. Dzisiaj tych środków już nie ma. Szansa została stracona. Ale od czego mamy łaskawą Unię Europejską? Czy w ramach paktu fiskalnego skwapliwie podpisanego przez Donalda Tuska i nakładającego zobowiązanie równoważenia finansów publicznych nie można było wynegocjować pokrycia kosztów przejścia do systemu kapitałowego? Przecież właśnie wtedy budżet będzie zrównoważony.

Czytelnicy nie zdają sobie sprawy z tego, że gdyby nie dotacja budżetowa do systemu ZUS i KRUS (według Rocznika Statystycznego 2013 jest to 56 mld zł w 2012 roku), mielibyśmy nadwyżkę w budżecie państwa. Oto kolejne zadanie dla dyplomacji polskiej i sprawdzian dla idei solidarności w ramach Unii Europejskiej.

Jeśli chodzi o zabezpieczenie zdrowotne, to w przypadku tego dobra publicznego nie może wystąpić sytuacja, w której obywatel nie otrzyma właściwej opieki we właściwym czasie na poziomie aktualnej wiedzy medycznej. Powstaje problem finansowania opieki zdrowotnej. Składka zdrowotna powinna być jedynym obciążeniem dochodów w miejsce zlikwidowanego podatku PIT. Taki model finansowania spotka się niewątpliwie z akceptacją społeczną i solidarną partycypacją obywateli w kosztach leczenia. Każdy przecież może trafić do szpitala. Tu musi dominować idea podatku ekwiwalentnego.

Reasumując, należy podkreślić, że wymienione obszary działań powinny być realizowane równolegle i konsekwentnie w perspektywie kilku dekad. Sukces gwarantowany.

http://www.bibula.com/?p=70314

Brak głosów