Danuta Janiczak "Sarenka" - łączniczka AK skazana na 10 lat łagru

Obrazek użytkownika Anonymous
Artykuł

Enkawudziści bili "Sarenkę" bez litości. Naprzemiennie mdlała z bólu i przytomniała polewana lodowatą wodą. Wrzucili ją do karceru, gdzie stała po kolana w wodzie. Potem jeszcze przeprowadzili pozorowaną egzekucje myśląc, że dziewczyna w ostatniej chwili się załamie i zacznie "sypać". Ale nie, Danusia była twarda i nie wydała nikogo z konspiracyjnej siatki. Mimo tego i tak została skazana na 10 lat łagru za przynależność do nielegalnej organizacji Zegar już dawno wybił dwanaście razy, ale Danusia jeszcze nie spała. Czyniła ostatnie przygotowania do Wigilii i po kryjomu pakowała skromne upominki dla najbliższych: mamy, taty i siostry. Było po północy, a więc już 24 grudnia 1944 roku. 19-letnia Danuta Janiczak w mieszkaniu w Wilnie przebrała się w nocną koszulę i uklękła do wieczornej modlitwy. Nie dane jej było skończyć, do drzwi załomotały kolby sowieckich karabinów.

Danuta Janiczak urodziła się w 1925 r. w Krakowie, ale jej rodzice - zawodowy żołnierz Stefan Janiczak i Stefania z domu Szkotnicka - przenieśli się z małą córeczką do Wilna. Nasza bohaterka uczyła się w Gimnazjum Sióstr Nazaretanek, a później w Liceum im. Mickiewicza w Wilnie. Kiedy wybuchła wojna i Wilno zostało zajęte przez Sowietów, a później Litwinów, Danusia praktycznie od początku wstąpiła do polskiego podziemia i w grudniu 1939 r. złożyła konspiracyjną przysięgę. Początkowo używała pseudonimu "Szarotka", później zamienionego na "Sarenka". Jej pierwsze sekretne zadania to sporadyczne przenoszenie meldunków i tajne nauczanie, w tym skończony kurs sanitarny. Sytuacja zmieniła się dopiero, kiedy wraz z innymi dziewczętami trafiła pod rozkazy por. Stanisława Kiałka "Bolesława". "Zabawę w konspirację" zastąpiło już konkretne działanie i coraz trudniejsze zadania.
Powstanie w Wilnie

Grupa młodych łączniczek wileńskich, głównie chyba ze względu na swój wiek, otrzymała kryptonim "Kozy". A jej głównymi zadaniami było zachowanie łączności w strukturach AK, przenoszenie meldunków i rozkazów, a czasami również broni. Młode dziewczyny kolportowały nielegalne ulotki i podziemną prasę, a także roznosiły żywność i ubrania dla "spalonych" i ukrywających się polskich żołnierzy podziemia.

Danuta Janiczak rozpoczęła pracę w kiosku nieopodal dworca kolejowego. I chociaż był to sklepik "tylko dla Niemców", to zatrudnienie z powodzeniem łączyła z konspiracyjnymi obowiązkami. Kiosk znajdujący się przy budynku policji litewskiej współpracującej z niemieckim okupantem, znakomicie nadawał się do podziemnego punktu kontaktowego i przerzutowego.

Kiedy do Wilna zbliżył się front wschodni, polscy konspiratorzy ruszyli do operacji "Ostra Brama", aby spróbować własnymi rękami wyzwolić miasto. Cała rodzina Janiczaków (każdy należał do podziemia) ruszyła do swoich oddziałów, biorąc udział w akcji. Danusia pod ostrzałem przenosiła meldunki bojąc się, że świszczące nad głową kule trafią właśnie ją. Koledzy z oddziałów żartowali z niej i mówili, że z pewnością nie usłyszy przeznaczonej dla niej kuli.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)

Komentarze

Wyklęta 
 

Danuta Szyszknian-Ossowska z domu Janiczak w latach 60.

Danuta Szyszknian-Ossowska z domu Janiczak w latach 60.fot. Wikimedia Commons

W marcu 1945 r. Polaków z wileńskich więzień popędzono na stację kolejową, aby wywieźć tę darmową siłę roboczą gdzieś daleko na wschód, do budowania socjalizmu w Kraju Rad. Kiedy kolumny zmaltretowanych więźniów przechodziły pod Ostrą Bramą, strażnicy nie mogli sobie z nimi poradzić. Wszyscy, dosłownie wszyscy, na chwilę klękali, aby powierzyć swoje niepewne życie w opiekę Matki Boskiej Ostrobramskiej. A potem upchnięto skazańców w bydlęcych wagonach i kolejny transport ruszył w stronę wschodzącego słońca. 

Podczas morderczej podróży Danusia straciła rachubę czasu. Miała wysoką gorączkę, dreszcze i ból brzucha. Zlizywała ze ścian wagonu szron, by choć na chwilę oszukać pragnienie i patrzyła jak na kolejnych postojach Sowieci wyrzucają z wagonów zmarłych w podróży więźniów. Po trzech tygodniach dojechali gdzieś niedaleko Saratowa. Przywitała ich niekończąca się śnieżna pustynia, a potem napis na bramie obozu: "Damy gaz naszej stolicy!". Po przeglądzie nowych podopiecznych komendant obozu podzielił przybyłych Polaków na dwie grupy. Tych, którzy z marszu nadają się do pracy oraz tych chorych i wycieńczonych, których skierowano zaraz do szpitala w miasteczku. Schorowana, wymęczona podróżą i wątła dziewczyna nie nadawała się do żadnej z tych grup. U Danusi stwierdzono dur brzuszny i tyfus plamiasty. Sowieci spisali ją już na straty i zostawili w obozowym ambulatorium, w którym z trudem pracowali polscy lekarze, również więźniowie. Było z nią naprawdę źle. Majaczyła, nie poznawała już znajomych i traciła przytomność. Ale przezwyciężyła chorobę i wraz z nadejściem wiosny wróciła do normalnego obozu. Potem skierowano ją do pracy. 
 

 

Tymczasem Sowieci zdobyli Berlin i zakończyła się straszna wojna. Nawet tutejsi mieszkańcy podtrzymywali na duchu umęczonych łagierników i mówili, że teraz na pewno wrócą do domów. I Danusia chwyciła się tej myśli, jak ostatniej nadziei. To była prawda. Po dwóch miesiącach Stalin zgodził się, aby objąć amnestią pierwszą grupę politycznych więźniów, skazanych na obozy pracy tylko dlatego, że byli Polakami. Do obozu przyjechała specjalna komisja, która miała zadecydować, kogo zwolnić w pierwszej kolejnosci. I tym razem szczęście uśmiechnęło się do "Sarenki". Pomógł jej pewien sowiecki lekarz, któremu przypominała córkę. Dał jej do wypicia tajemniczą miksturę, po której przed komisją zrobiła zaledwie trzy przysiady i zemdlała. Od ręki skierowano ją do zwolnienia jako niezdolną do pracy. I przyszedł czas, że wraz z grupą więźniów opuściła bramę obozu i ruszyła w powrotną drogę do Wilna. Długi czas tułała się jeszcze, zanim tam trafiła. Ale w mieście dowiedziała się, że tu już nie ma Polski, gdyż przywódcy mocarstw przesunęli granicę daleko na zachód. Nie znalazła również nikogo z rodziny. Matka zmarła kilka miesięcy wcześniej, a ojciec z siostrą wyjechali do Krakowa. Młoda dziewczyna wypłakała wiele łez nad grobem swojej mamy. A potem ruszyła w dalszą drogę do Polski. 

Pani Danuta Szyksznian-Ossowska z domu Janiczak ps. "Sarenka" mieszka w Szczecinie i od lat włącza się w uroczystości kombatanckie i wydarzenia upamiętniające wileńskich partyzantów z AK. Jest patronką Grupy Rekonstrukcji Historycznej "Borujsko", twarzą kalendarza "Panny Niezłomne" na rok 2014 oraz jedną z bohaterek książki "Dziewczyny Wyklęte". Sama zresztą opisała swoje wspomnienia w publikacji pt. "281 dni w szponach NKWD". 

 

]]>http://historia.wp.pl/title,Danuta-Janiczak-Sarenka-laczniczka-AK-skazan...]]>

Vote up!
1
Vote down!
0
#1467647