Cenckiewicz: Przysięgałem bronić prawdy i nią kierować się w pracy naukowej. Wałęsa był TW Bolkiem
(...) proces Wałęsy przeciwko Wyszkowskiemu tylko pozornie dotyczył tego, czy Wałęsa był agentem SB czy nie. To nie był główny problem, przed którym stanął sąd. Sąd analizował słowa Wyszkowskiego wypowiedziane na temat Lecha Wałęsy w kontekście tego, czy one były obrazą, czy nie. W tym sensie tylko jakby posiłkował się informacjami, które dotyczyły kwestii tego, czy Wałęsa był współpracownikiem SB czy nie, ale nie był to proces lustracyjny. On mógłby się takim procesem w pewnym sensie stać tylko wtedy, gdyby sąd przyjął wnioski dowodowe Krzysztofa Wyszkowskiego, które ten w toku procesu, na różnych etapach zgłaszał. Jednak sąd przyjął tylko kilka z tych wniosków, jednym z nich było przesłuchanie mnie. I ja rzeczywiście przed jednym z sądów przez ponad cztery godziny zeznawałem. Ale sąd nie dopuścił już możliwości przesłuchania Edwarda Graczyka, który zwerbował i prowadził Wałęsę jako TW ps. Bolek w Gdańsku w okresie bezpośrednio po Grudniu '70.
Pan ma jakąś hipotezę na temat tego, dlaczego Graczyk nie został przesłuchany?
Trudno interpretować zachowanie sądu. Sąd jest niezawisły. Przypomnę tylko, że Graczyk nigdy nie zeznawał przed sądem. Na okoliczność procesu lustracyjnego Wałęsy w sierpniu 2000 r. MSW przekazało sądowi informację, że Graczyk nie żyje. Dziś myślę o tamtych grach w kontekście strachu przed jego zeznaniami, które mogły wówczas pogrążyć Wałęsę. Z tego, co pamiętam, w procesie Wałęsa-Wyszkowski było ponad 90 wniosków dowodowych, które zgłosił Krzysztof Wyszkowski. Tylko kilka zostało dopuszczonych. Mówiłem o przesłuchaniu mnie, ale powinienem też powiedzieć o dopuszczeniu wniosku dotyczącego przesłuchania Janusza Stachowiaka. To były funkcjonariusz SB w stopniu majora, który zakładał teczkę personalną TW Bolka w Gdańsku w końcówce grudnia 1970 roku czy na przełomie grudnia 1970 i stycznia 1971. Zetknął się więc z tym problemem bezpośrednio. To są bardzo ważne zeznania, zresztą zostały one opublikowane na stronie Krzysztofa Wyszkowskiego.
Pan otwartym tekstem mówi, że Lech Wałęsa to TW Bolek. Nie boi się Pan, że Pana także mogą w związku z tym spotkać jakieś procesy?
Lech Wałęsa od wielu lat werbalnie grozi mi procesami. Często mówi o tym w mediach ordynarnie mnie przy okazji obrażając. Ale procesu żadnego nie wytoczył. Ja natomiast mam obowiązek stanąć w obronie Krzysztofa Wyszkowskiego, bo muszę bronić przede wszystkim prawdy historycznej, którą jako autor i współautor dwóch książek o Lechu Wałęsie po prostu zgłębiłem i poznałem jak mało kto. Nie mogę biernie przysłuchiwać się w kółko kolejnym groźbom Wałęsy i jego klakierów, że ktoś będzie ścigany za stwierdzenie zwykłego faktu historycznego, że Wałęsa był w latach 1970-1976 zarejestrowanym tajnym współpracownikiem o pseudonimie Bolek. To jest tak oczywiste dla każdego historyka, że aż powoduje pewną niezgodę na to, że w przestrzeni publicznej ta kwestia wciąż staje się jakąś maczugą na tych, którzy powtarzają jedynie to, co jest w książce Gontarczyka i Cenckiewicza napisane. Dlatego tak często zabieram głos w tej sprawie. Moim zdaniem Krzysztof Wyszkowski został skrzywdzony wyrokiem sądowym, stąd moja postawa.
Co się musi w Polsce stać, żeby mimo wielkiej legendy Lecha Wałęsy do ludzi zaczęły docierać także inne fakty na temat tej postaci? Przecież tych dowodów, o których m.in. pan doktor mówi znamy już sporo, a mimo to wiele osób wciąż poddaje je w wątpliwość. W imię politycznej poprawności?
Przede wszystkim chciałbym podkreślić to, że zadaniem historyka, w tym moim, nie jest to, aby obalać jakieś legendy. To jest problem jakby ponad pracą historyków. W ogóle nie przyświeca mi cel jakiejś walki z legendą Lecha Wałęsy, z czyjąkolwiek legendą. Nie walczę o to, aby zeskrobać z gdańskiego lotniska napis, że to lotnisko im. Lecha Wałęsy. Rozumiem natomiast wrażliwość tych, którzy po lekturze książki „SB a Lech Wałęsa” chcieliby to zrobić. Ale historyk w ogóle się tym nie zajmuje. Nie wiele interesuję mnie legenda Wałęsy. Albo będzie, albo nie będzie. To nie jest moje zadanie. Moim zadaniem jest odsłanianie prawdy. I ja to robiłem i będę robił. I zawsze kiedy dotrę do nowych materiałów dotyczących Wałęsy, a to jest niekończąca się opowieść archiwalna, to będę o tym mówił. Co jakiś czas, ja albo inny koledzy historycy, odnajdują w archiwach jakieś materiały dotyczące Wałęsy. To nie jest tak, że to jest historia zamknięta, że to, co opublikowaliśmy w książce „SB a Lech Wałęsa” to jest wszystko, co na ten temat można powiedzieć i napisać. Ta historia będzie wracała i nie zamkną jej ani pohukiwania Wałęsy, ani nowy kurs obecnego kierownictwa IPN wspieranego przez niezastąpionego i wyjątkowego nie tylko w kwestii Wałęsy prof. Friszke, ani też groźby premiera Tuska pod adresem historyków i IPN. I można powiedzieć, że będzie wracała ze zdwojoną siłą w sytuacji, w której instrumentami państwowymi, przymusem i intelektualną przemocą ta legenda będzie broniona. Jeśli tego typu naciski będą stosowane, tak jak się to robi po 2008 roku, kiedy książka „SB a Lech Wałęsa” trafiła do księgarń, to tym gorzej dla tej legendy. Tym silniejsze znaczenie, w moim przekonaniu, będą miały odkrywane na nowo materiały. Musimy o jednym pamiętać – materiały dotyczące agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy nie spoczywają tylko w archiwach nad Wisłą. Są również w zasobach archiwalnych różnych tajnych służb, różnych instytucji archiwalnych i naukowych w świecie. Przykładem tego jest moja ostatnia wizyta w Instytucie Studiów nad Totalitarnymi Reżimamiw Czechach, gdzie tamtejsi historycy po moim wykładzie, przekazali mi bardzo ważny dokument dotyczący Wałęsy z 1981 r., w którym jest mowa o jego współpracy SB, pobieraniu za to pieniędzy i kwitowaniu tego własnoręcznymi podpisami.
Planuje Pan kolejną dużą publikację w związku z tymi, wciąż pojawiającymi się, nowymi dokumentami?
W przedostatnim numerze „Arcanów” opublikowałem duży tekst „Agenturalne puzzle Lecha Wałęsy”, gdzie dokonałem pewnego przeglądu nowych materiałów na ten temat – nowych w stosunku do książki „SB a Lech Wałęsa”. Opublikowałem także pełne tłumaczenie dokumentu, o którym już wspomniałem – dokumentu czechosłowackiego MSW z marca 1981 roku. Szczerze mówiąc, mam już dość tematyki związanej z Wałęsą. Ale do zabierania głosu zmusza mnie co jakiś czas sytuacja, w tym przede wszystkim ta, w jakiej znalazł się Krzysztof Wyszkowski. To jest stan, na który nie mogę się po prostu zgodzić jako badacz i historyk. Ona dotyczy nie tylko wspaniałego człowieka, bohatera walki z komunizmem, Krzysztofa Wyszkowskiego, ale jest żywym dowodem sądowego gwałtu na prawdzie historycznej. Jako historyk, który chociażby przy okazji obrony pracy doktorskiej składał przysięgę, że będzie zawsze bronił prawdy i tym kierował się w pracy naukowej, nie mogę po prostu na to pozwolić.
http://www.fronda.pl/a/cenckiewicz-dla-frondapl-przysiegalem-bronic-prawdy-i-nia-kierowac-sie-w-pracy-naukowej-walesa-byl-tw-bolkiem,24580.html
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 360 odsłon