PiS. Dossier ślamazarności

Obrazek użytkownika wilre
Artykuł

https://zapodaj.net/0b52e00a9ae2d.jpg.html

 

PiSowska dupowatość

Wiele razy pisałem, że PiS nie ma z kim przegrać w wyborach, więc co najwyżej mogą przegrać sami ze sobą. Ostatnie kilka miesięcy dowodzi, że chyba wzięli sobie do serca możliwość strzelania goli do własnej bramki. Na pierwszą połowę kadencji (od jesieni 2015 do jesieni 2017) nie ma specjalnie co narzekać. KODziarstwo to wiadomo- oni już po kwadransie od podania wyników wyborczych byli w rewolucyjnych nastrojach, podburzeni przez media. Co jednak konkretnie można było zarzucić PiSowi? Zdechły koń z Janowa, stłuczki samochodowe członków rządu, zignorowanie sędziów TK, wybranych „na zapas” przez PO czy łamanie konstytucji, którą wszystkie poprzednie rządy również łamały wielokrotnie. Czyli dla człowieka myślącego logicznie- nic wielkiego, jak na największe wpadki po 2 latach rządów, tym bardziej, że gospodarka i rynek pracy rozwijają się nieźle. Jednak nagle coś dziwnego się stało: mniej więcej od końcówki 2017 roku PiS mocno pracuje nad zrażeniem do siebie dotychczasowych zwolenników. Trudno powiedzieć, dlaczego tak jest. Powody mogą być dwa: albo są skrajnie nieudolni, albo też okrągłostołowa teoria „raz rządzimy my, raz wy, a ciemny lud niech myśli, że się nienawidzimy” jest prawdziwa. „Działania operacyjne” polegają głównie na zaczynaniu czegoś i zostawiania tego w połowie oraz bezsensownej próbie zachęcenia elektoratu lewicowego i lewackiego do głosowania na PiS. Plan z lewakami jest niby prosty: PiS ma jakieś 35% poparcia i chciałby wzbogacić się jeszcze o kolejne 10%, przymilając się lewakom, co razem da 45% i samodzielne rządy. Prawda jest jednak taka, że lewacy i tak nie zagłosują na PiS, bo są sterowani przez TVN, GW i Sorosa, a oni już mają swoich przedstawicieli, którzy ze zniecierpliwieniem czekają na ciepłe posadki (są to PO i partia Razem, z kolei zadłużona na 5 milionów Nowoczesna została odpalona, jak już przewidywałem 7 miesięcy temu- KLIK, swoją drogą- Nowoczesna po odejściu Ryszarda Petru to pierwsza partia w Polsce, rządzona przez kobiety, jaki jest efekt- każdy widzi). PiS skręcając w lewo nic nie ugra, a w dodatku może zrazić do siebie dotychczasowy elektorat „nieżelazny” (czyli osoby, które głosują na nich, bo rywale są jeszcze gorsi). Może się to skończyć tak, że PiS ma 35%, a po tym „zabiegu” będzie miał 30%, albo mniej. PiS zdaje się nie rozumieć, że elektorat lewacki jest przez nich nie do zdobycia. To tak, jakby klub piłkarski usunął ze stadionu wszystkie stoiska z piwem i kiełbaskami, a w ich miejsce wstawił stragany z garnkami, obrusami, odplamiaczami i książkami kucharskimi, chcąc przyciągnąć gospodynie domowe na mecze. Oczywiście żadna gospodyni na mecz nie przyjdzie (bo ma obowiązki domowe, a piłka jej nie interesuje), dodatkowo część dotychczasowych kibiców też by nie przyszła, bo wolą iść do knajpy, gdzie jest mecz w TV oraz piwo i kiełbasa (jak to mówią kibice Widzewa- „gięta”). PiS robi od kilku miesięcy dokładnie ten sam manewr, co może odbić im się czkawką.

Podstawowa historia to „temat rzeka”, czyli stosunki z Żydami i Izraelem. PiS w tej kwestii zachowuje się jak dzieci we mgle, które chcą walczyć z wygłodniałymi wilkami. Co spór z Żydami- to jak zwykle porażka. Jeżeli ktoś nie potrafi rozmawiać z Żydami (czyli twardo, po semicku), to chyba już najlepiej stosować metodę Unijną, czyli od razu płacić im na odczepnego, tak jak to robiła Francja, Belgia, Niemcy, Dania czy Szwajcaria, a także Platforma Obywatelska. PiS jednak stwierdził, że woli walczyć, przez co rozjuszył Żydów i teraz trzeba im płacić 3 razy tyle i znosić 3 razy więcej antypolskich obelg. Wiązałem duże nadzieje z nowelizacją ustawy o IPN, ale czas pokazał, że po pierwsze- ten akt jest martwy, a po drugie- Żydzi wpadli w szał i obijają nas jak Tyson Gołotę (Tyson go lał, a Gołota się do niego przytulał, żeby ten choć przez kilka sekund go nie lał, a na koniec uciekł z ringu w akompaniamencie gwizdów i buczenia). Tych „przytuleń” ze strony PiS było już wiele, a Żydzi ciągle biją w pysk. Poszły wielkie pieniądze na renowację żydowskich zabytków w Polsce i na muzeum Polin, które im więcej dostaje kasy, tym bardziej jest antypolskie. Z ustawą o IPN stało się coś dziwnego, chyba nikt nie jest w stanie powiedzieć jaki ona ma teraz status. Niby ją uchwalono ponad 2 miesiące temu, ale ani razu z niej nie skorzystano, jeden przedstawiciel PiS mówi, że ustawa jest w „zamrażarce”, inny, że w Trybunale Konstytucyjnym. Instytucja „zamrażarki ustaw” to jakaś groteska, z kolei przewodnicząca Trybunału chwali się, ile to oni wyroków ostatnio nie wydali i jak bardzo są pracowici, ale jakoś ustawa o IPN leży tam już od początku marca i nikt jej nie chce tknąć, jak jakiejś śmierdzącej kupy. Do Izraela regularnie latają jakieś wasalne zespoły negocjacyjne, którym po przeszukaniu butów i majtek na lotnisku każe się godzinami czekać na korytarzu na audiencję u jakiegoś wicezastępcy, a potem miesza się ich z błotem i oskarża o antysemityzm (na koniec wracają do Polski i mówią w mediach, że odnieśli wielki sukces dyplomatyczny). Donald Trump podpisał ustawę 447, przy całkowitej bierności rządu PiS, który udaje, że nic się nie stało i „jest super”, jak śpiewał Muniek.

Najnowszy przykład na PiSowską „murzyńskość” to sprawa nieszczęsnego pomnika w Jersey City. Rządowe media trąbią o „wielkim sukcesie”, gdyż pomnik zostanie przeniesiony „tylko” o 60 metrów. Chciałbym pokrótce przeanalizować ten „sukces”. Burmistrz Jersey City to „przypadkiem” Żyd, więc sprawę należy traktować w kategorii sporu polsko-żydowskiego. Co Polska zyskała na tym „sukcesie”? Nic. Co Polska straciła na tym „sukcesie”? Sporo. Burmistrz Steven Fulop (osoba poza pierwszą 500-tką najważniejszych osób w USA) stawał do negocjacji z najważniejszymi ludźmi w Polsce (m.in. z prezydentem Dudą, który błąka się właśnie po USA i nikt poważny z nim nie chce gadać), a marszałka Karczewskiego obraził i zwyzywał od antysemitów. Władze Jersey City w międzyczasie zorganizowały tam jakieś „święto szczęścia” dla Hindusów, którzy podczas hucznej imprezy ubrudzili pomnik czerwoną farbą. Pokazano nam w ten sposób miejsce w szeregu. Pomnik i tak zostanie przeniesiony, tylko o mniejszy dystans, niż planowano. To nie jest wózek z węglem, że można go przepchnąć o 60 metrów. Pomnik trzeba będzie rozebrać i praktycznie wybudować na nowo (wewnątrz są relikwie ofiar zbrodni Katyńskiej). Obecnie pomnik jest mocno wyeksponowany, w promieniu 20 metrów nie ma nic, prócz posadzki. Proszę spojrzeć zresztą na poniższego screena z Google Gtreet View- pomnik (na obrazku malutki, na samym środku) zamyka widok głównej, reprezentacyjnej ulicy (Montgomery Street), prężąc się dumnie na tle biurowców Manhattanu. Lepszej lokalizacji, niż obecna- po prostu nie ma. Jeżeli pomnik zostanie przesunięty o 60 metrów w bok, to automatycznie jego „widzialność” i „ekspozycyjność” spadnie o 90%.

„Sukces polskiej dyplomacji” polega konkretnie na tym, że Pomnik ma być przeniesiony na koniec York Street, czyli też teoretycznie na brzeg rzeki Hudson z widokiem na Manhattan, ale po pierwsze- York Street jest ulicą dziadowską, wąską, wyludnioną, która służy jako parking i „tylne wyjście” dla budynków przy głównej Montgomery Street. Nie brakuje tam też śmietników. Po drugie- na końcu York Street, dokładnie w miejscu, gdzie po „sukcesie” ma być przeniesiony pomnik jest jakaś studzienka ściekowa, czyli wychodzi na to, że Pomnik Katyński będzie stał na gównach. Po trzecie- obok obecnej lokalizacji jest jeszcze molo widokowe, gdzie chodzi mnóstwo ludzi. W nowej lokalizacji pomnika po prostu nikt nie zobaczy, chyba, że mieszkańcy okolicznych domów, którzy chcą dyskretnie się odlać, kupić narkotyki, albo wysrać psa z dala od ludzi. Wszystko do sprawdzenia w ciągu minuty na Google Street View- proszę porównać sobie wschodnie odcinki Montgomery Street i York Street w Jersey City, gołym okiem widać, która z nich jest bardziej prestiżowa. Politycy PiS jeszcze mają czelność mówić, że nowe miejsce jest nawet lepsze, niż stare. To tak, jakby mieszkańcom reprezentatywnej kamienicy kazać przenieść się do oficyn i wmawiać im, że to „sukces” (to akurat zły przykład, bo warszawski ratusz właśnie tak postępował).

Ponadto, w opinii zagranicznej i lewackiej- „sukces” afery pomnikowej jest dziełem Żydów, gdyż za nie przenoszeniem go na koniec świata lobbował jakiś rabin, któremu przypisano wszystkie zasługi tego „sukcesu”. Nawet Gazeta Wyborcza przypisuje sobie zasługi „sukcesu”. Wprawdzie najpierw pisali, że trzeba go koniecznie przenieść, bo dzieci się go boją, ale później, gdy już było wiadomo, że zostaje- pisali, że pomnik koniecznie musi zostać, bo przypomina o zagładzie Żydów w Katyniu! Co powinien zrobić polski rząd? Od razu, gdy padł pomysł przenosin pomnika, należało zagrać „krótką piłkę”. Wysłać depeszę do Nowego Jorku i Tel Awiwu, że jak przeniesiecie nasz pomnik, to my przeniesiemy Pomnik Bohaterów Getta w Warszawie, a także Muzeum Polin, bo jest ono metafizycznie związane z pomnikiem, który przecież trzeba będzie przenieść na ulicę Świdra do Świętochłowic. To by wystarczyło. Tak się robi politykę, ZSRR i USA też sobie nawzajem oświadczyły po wojnie, że oboje mamy bomby atomowe, jak wy strzelicie w nas, to my strzelimy w was- spokój między tymi krajami jest do dzisiaj. Żydzi są mądrzy i nie będą zaczynali wojny pomnikowej, skoro na jeden polski pomnik w USA przypada 100 pomników żydowskich w Polsce. Ilość pomników do przenoszenia to jedna z niewielu kart negocjacyjnych, w której mamy nad Żydami przewagę, a i tak rozgrywkę koncertowo schrzaniliśmy. Polski rząd jednak miał sprawę w dupie, zanim nie zrobiła się z tego afera społeczna, głównie dzięki amerykańskiej Polonii i oddolnym, wolnościowym inicjatywom internetowym. Gdy plany przenosin były już zaawansowane, umowy podpisane, to rząd PiS się obudził. Do negocjacji z burmistrzem średniej wielkości miasta (raptem 77 miejsce na liście największych miast w USA) zaangażowano najwyższe władze państwowe, nie zdziwiłbym się, gdyby pod stołem poszły jakieś pieniądze. PiS, rozpaczliwie szukając wsparcia stawił się na kolanach u jakiegoś wpływowego amerykańskiego rabina, żeby bronił pomnika argumentem, że w Katyniu ginęli też Żydzi. To może być początek procesu zawłaszczania sobie Katynia przez Żydów, na wzór holokaustu. 

Etapy mogą być „klasyczne”:

Żydokomuna mordowała Polaków w Katyniu

Sowieci z Marsa mordowali Polaków w Katyniu

Sowieci z Marsa mordowali Polaków i Żydów w Katyniu

Sowieci z Marsa mordowali Żydów (i także Polaków) w Katyniu

Sowieci z Marsa mordowali Żydów w Katyniu

Polscy antysemici mordowali Żydów w Katyniu

Punkt 6 to oczywiście kolejne roszczenia i odszkodowania wobec Polski, a także utrwalanie samych Żydów w przekonaniu, że są największymi ofiarami na świecie. Jeszcze można dodać punkt 7, czyli zamach polskich antysemitów w Smoleńsku, na żydowską delegację, która leciała wspominać groby przodków. To oczywiście może brzmieć śmiesznie, ale gdyby w 1945 roku dać ludziom do poczytania książki Grossa i Gazetę Wyborczą, to też byłyby dla nich niezrozumiałe. „Awans” do kolejnego punktu wymaga „zmierzenia się na nowo z historią”. Z punktu 1 do 2 przechodzono całymi dekadami, głównie dzięki wpływom rosyjskim, którzy skutecznie wymazują ze swojej historii kolaborację z Hitlerowcami i 17 września 1939, co pozwoli poczuć im się pełnoprawnymi „wyzwolicielami”. Sprzyjali im Żydzi, którzy przypominanie o żydokomunie uznali za antysemityzm. Do niedawna obowiązywał punkt 2, ale „sukces z Pomnikiem” wywindował obowiązującą „mądrość etapu” gdzieś pomiędzy punkt 3, a 4 (w Polsce 3, ale w USA i Izraelu już obowiązuje pozycja nr 4). Podsumowując „sukces pomnikowy”- nie zyskaliśmy nic, a pomnik zostanie przeniesiony w mniej prestiżowe miejsce, otrzymaliśmy zniewagę dyplomatyczną od burmistrza 77-go największego miasta w USA oraz oddaliśmy co najmniej jeden etap pisania nowej historii o Katyniu. Sukces pełną gębą. A to wszystko dlatego, że PiS zamiast twardo zablokować sprawę pomnika od razu, to najpierw ją zignorował, a potem, gdy była już w zaawansowanym stadium- pobiegł do naszych „sojuszników” na kolanach i łapał się wszystkiego, jak tonący brzytwy.

Teraz o Polskiej Fundacji Narodowej i jej najnowszym osiągnięciu, o nazwie „Polska100” (ciekawe ile zapłacili firmie marketingowej za tą genialną nazwę, bo podejrzewam, że nie była to cena rynkowa, czyli ~4zł). Polska Fundacja Narodowa zaczęła działać z początkiem 2017 roku, założyło ją 17 spółek skarbu państwa, a budżet wyniósł 100 milionów złotych rocznie (z tendencją rosnącą). Czym Fundacja może się dotychczas pochwalić? Według mnie- niczym, prócz marnowania publicznych pieniędzy. Stworzono jakiegoś biurokratycznego molocha z ciepłymi posadkami politycznymi i to by było na tyle. Polska Fundacja Narodowa ma około 4000 followersów na Twitterze i tyle samo na Pejsbuku, czyli wynik żenujący do kwadratu, jak na 100-milionowy budżet. Ktoś pewnie powie, że celem PFN nie są lajki i followersi, ale ja wtedy odpowiem, że PFN nie robi nic innego, prócz zamieszczania wpisów w mediach społecznościowych. To chyba nawet ja ze swoim amatorskim blogiem wykonuję większą robotę patriotyczną, niż cała ta Fundacja. Jej prezesem jest pan Maciej Świrski, który jest dla mnie wielką zagadką. Pamiętam jego działania w Reducie Dobrego Imienia z czasów „mrocznej Platformy”. Reduta nie miała wtedy finansowania ze środków publicznych, była zwalczana przez ówczesny rząd, była wręcz organizacją pół-podziemną, a mimo to wykonywała dużo skuteczniejszą robotę w kwestii zwalczania antypolonizmu. Od czasu powołania PFN pan Świrski nie prezentuje już obrotności, godnej samego Zdzisława Kręciny. Świrski kieruje organizacją bardzo bogatą, zaprzyjaźnioną z PiS, więc logicznie rzecz biorąc- powinien być jeszcze skuteczniejszy, niż za czasów Reduty. Jednak żadnych realnych sukcesów nie widać. Trudno powiedzieć, dlaczego Świrski tak wyhamował, być może stało się tak, jak śpiewał Kazik Staszewski: „artysta głodny jest najbardziej płodny (…) artysta syty nie ma nic do powiedzenia„. Pan Świrski najwyraźniej nasycił się publicznym hajsem i osiadł na laurach. PFN przypomina mi ONZ, tylko w mniejszej skali. ONZ ma wielomiliardowy budżet, zarząd podatny na wpływy polityczne, pobierający gigantyczne honoraria, a ich główną (jedyną?) działalnością jest wydawanie oświadczeń i „zaniepokojeń”, których nikt nie czyta i nikt się z nimi nie liczy. W końcu w PFN chyba zdali sobie sprawę, że trzeba by coś zrobić, aby ludzie nie gadali, że w Fundacji tylko pierdzą w stołki. Wymyślono więc kampanię „Polska100” (ta nazwa jest tak głupia, że muszę to zaakcentować drugi raz). Miała ona polegać na 500-dniowym rejsie dookoła świata, reklamującym Polskę na całym świecie. Budżet miał wynieść około 20 milionów złotych. Popełniono 3 wielkie błędy:

Błąd 1: Sam pomysł rejsu był od początku idiotyczny. Kogo obchodzi jakiś sponsorowany rejs nowoczesnym jachtem? Takich wydarzeń są setki i wszyscy mają to w dupie. W PFN pewnie myśleli, że żydowskie koncerny medialne wyślą ekipy fotoreporterów na środek oceanu, żeby na żywo relacjonowali zmagania polskiego jachtu, oczywiście w czerwonych ramkach i na żółtych paskach, jako „breaking news”. W PFN pewnie myśleli też, ze w każdym porcie czekałby tłum młodych kobiet, które obrzucą nasz jacht biustonoszami. Tak by jednak nie było, świat miałby ostro „wyjebane” na ten „event”, a „medialność” wydarzenia byłaby niemal zerowa, ograniczona w 100% do terenów Polski (gdzie żeglarstwo morskie jest zupełnie niepopularne). Jak już musieli wydać kasę na coś takiego, to mogli sfinansować jakąś grupę kolarską, albo Małysza na rajdzie Dakar, dużo więcej osób by się o tym dowiedziało. Reklamowanie Polski wśród Polaków na środku oceanu to Monty Python. Najsłynniejsza tablica reklamowa świata nieprzypadkowo ustawiona jest na zatłoczonym Piccadilly Circus, a nie na środku oceanu, gdzie widziałyby ją co najwyżej ryby, ptaki i załogi jachtów reklamowych. Znając szczęście i profesjonalizm PiSu- nasz jacht zostałby porwany przez somalisjkich piratów i trzeba byłoby zapłacić kolejne 20 milionów okupu…

Kusznierewicz i Szogun

Błąd 2: Osoba „ambasadora projektu”, czyli Mateusz Kusznierewicz. Wielokrotnie wsławił się popieraniem Bronisława Komorowskiego i PO, a tu nagle PISowska Fundacja zafundowała mu rejs dookoła świata i pewnie niemałe honorarium. Elektorat PiSu z niedowierzania przecierał oczy. To tak, jakby PFN zleciła nagrać piosenkę promującą Polskę kwartetowi w składzie: Krzysztof Skiba, Maria Peszek, Maciej Maleńczuk i Natalia Przybysz, albo gdyby zlecono patriotyczne przedstawienie w Teatrze Krystyny Jandy, gdzie główne role mieliby zagrać Maciej Stuhr, Maja Ostaszewska i Magdalena Cielecka. Nie będę się dłużej pastwił nad Kusznierewiczem, dla mnie wybór takiego „ambasadora” to Monty Python nr2. Wszystko pachnie mi jakimś grubym wałem finansowym i ustawionym przetargiem, a tej teorii sprzyja wybór jachtu, który miał być kupiony we Francji (pamiętna sprawa Caracali), choć jeden z Polaków za podobny, krajowy jacht zaoferował niższą cenę- jego ofertę odrzucono.

Błąd 3: (który z założenia miał być próbą naprawienia błędów 1 i 2). Odwołanie całej imprezy. Gdy zaczęło robić się gorąco, a z „Polski100” (ugh) śmiali się zarówno PiSowcy, jak i anty-PiSowcy- Polska Fundacja Narodowa wróciła do tego, co potrafią najlepiej, czyli wydali oświadczenie na Twitterze, że odwołują cały projekt, zwalając całą winę na Kusznierewicza i koordynatora- fundację Navigare (poszło o kasę, widocznie 20mln to za mało, aby wykarmić wszystkie niewypasione ryje). PFN i PiS myślą, że sprawy nie ma, ale to nieprawda. Wydali kupę forsy na przygotowania, kupili jacht i przemalowali go na biało-czerwono, a rejsu nie będzie. Sytuacja bliźniacza do tej, gdy Platforma chciała zorganizować Olimpiadę w Krakowie („ekspertkami” były Joanna Mucha, Jagna Marczułajtis i Magdalena Sroka). Wtedy wydano 20 milionów złotych, żeby na koniec stwierdzić, że nie złożą nawet oficjalnej kandydatury do organizacji igrzysk. PiS był wówczas pierwszy do oskarżania o marnotrawstwo, a teraz udają, że nic się nie stało z tym Kusznierewiczem, bo przecież odwołali imprezę… Przypomina mi się historia sprzed kilku lat, gdy jak co tydzień wybrałem się z kumplem na basen. Kupiliśmy bilety, przebraliśmy się, stoimy pod prysznicami. Woda z natrysku była gorąca, a do basenu prowadził korytarz z zimnym przeciągiem, woda w tym basenie słynie w całej okolicy ze swojej niskiej temperatury (po 10 minutach pływania to jest nawet zaleta, ale na początku jest masakra i szok termiczny). No więc tego dnia stoimy pod tymi prysznicami już dobre 5 minut, nikomu nie pali się do pływania, nagle pada męska decyzja: „pierdolę, nie idę do tego zimnego basenu„, po czym przebraliśmy się z powrotem i poszliśmy na piwo. Pod względem planowania była to podobna logika, co z rejsem Kusznierewicza, tylko my zmarnowaliśmy 7zł za bilet na basen i 30 minut czasu, a PFN zmarnowała kilka milionów złotych… Przez tą akcję PiS zraził do siebie wyborców z wszystkich możliwych opcji politycznych, choć w założeniu chyba była to próba poszerzenia elektoratu przez przymilenie się do sympatyków PO, ojkofobów i „obywateli świata”. Wyszło dokładnie odwrotnie. Klasyczna PiSowska dupowatość, która może odbić się przy urnach wyborczych.

Kolejny przykład wydarzył się niedawno u mnie w Katowicach, gdzie bez żadnych realnych powodów rozwiązano legalną, pokojową manifestację narodowców, która chciała uczcić Powstania Śląskie. Kilku jej uczestników spałowano i aresztowano. Nie było żadnych torcików ze swastykami, hajlowania, nic z tych rzeczy, pełna kultura. Oczywiście lewacy twierdzą inaczej, ale obecna w pobliżu setka fotoreporterów „przypadkiem” nie uchwyciła nic podejrzanego. W relacjach mediów lewackich posiłkowano się więc tzw. „zdjęciami poglądowymi” z innych miejsc, także z zagranicy (np. zdjęcie hajlujących nazistów z Berlina służyło za Katowice). Prawda jest taka, że prezydent Krupa obsrał się przed 20 lewakami (z czego 15 kobiet, średnia wieku 50+), którzy zorganizowali nielegalną blokadę (im oczywiście nic się nie stało), a potem wtórował mu szef MSW- Joachim Brudziński, pisząc na twitterze o zwalczaniu rzekomego faszyzmu. Jako, że dobrze znam śląskie klimaty- spróbuję opisać genezę tego zjawiska. Przede wszystkim w całym PiSie nie ma, i nigdy nie było żadnego ważnego człowieka ze Śląska. Nie wiem, czy to celowy zabieg, czy przypadek (prawo wielkich liczb sugeruje, że to jednak celowe działanie, ale nie o tym temat). 95% ludzi ze Śląska (w tym ja) i 99% ludzi spoza Śląska nie potrafi wymienić ani jednego polityka PiSu, który by się tu urodził. Na listach wyborczych PiSu figurują same osoby typu „Jan Nowak”, których jedynym zadaniem jest dyscyplina partyjna podczas głosowań. To przekłada się na wyniki wyborcze- na Śląsku PiS nigdy nie wygrał żadnych wyborów, bo rywale wystawiają bardziej popularne nazwiska (Buzek, Bieńkowska, Budka, Migalski, Zembala, Rosa, Plura, Olbrycht, czy zmarły niedawno Tomczykiewicz). Przeciętny wyborca woli zagłosować na kogoś kogo zna, niż na jakiegoś „Jana Nowaka” z PiS, o którym w życiu nie słyszał.

Nadchodzą wybory samorządowe, które PiS traktuje bardzo poważnie. Na Śląsku jednak nie mają kogo wystawić, każdy przegrałby z kretesem (nie tylko w Katowicach, ale w praktycznie wszystkich możliwych miastach). Dlatego PiS miał tylko trzy możliwości- albo wystawić „Jana Nowaka” i przerżnąć wybory, albo nie wystawić nikogo, albo podpiąć się pod ludzi, którzy z PiSem nie mają absolutnie nic wspólnego. Wybrano opcję numer 3, konkretnie poparli obecnego prezydenta Katowic- Marcina Krupę, kandydata bezpartyjnego, ale powiązanego z PO i Bronisławem Komorowskim. On pewnie znowu wygra, więc PiS będzie mógł powiedzieć: „nasz człowiek wygrał w Katowicach, ha ha!” i to będzie jedyny zysk PiSu z tej akcji. Problem w tym, że Krupa to nie jest ich człowiek i nie mają na niego absolutnie żadnego wpływu. Krupa to swego rodzaju Czaputowicz, Duda czy Gowin- niby namaszczeni przez PiS, ale są niesubordynowani, mają w dupie Kaczyńskiego i robią partii więcej szkody, niż pożytku. W latach 1998-2014 Katowicami zarządzał Piotr Uszok (też bezpartyjny), a w 2014 roku zrezygnował ze startu i „namaścił” Marcina Krupę, który rządzi teraz. O Krupie często mówi się „człowiek Uszoka”. Ani Uszok, ani Krupa to nie są ludzie związani z PiS, nawet powiedziałbym, że bliżej im do PO. Trudno powiedzieć, czy Krupa to dobry prezydent, bo miasto jest bardzo bogate z powodu swej „stołeczności” (na czym tracą takie okoliczne miasta jak Bytom czy Świętochłowice, gdzie są najniższe płace w Polsce, wysokie bezrobocie i sporo patologii). W Katowicach mieszczą się liczne siedziby dużych firm, np. ING Polska, Tauron, PGG, Famur, Farmacol, Węglokoks, 3 duże kopalnie, do tego mnóstwo innych wielkich zakładów oraz niezliczona ilość urzędów, instytutów i innych placówek budżetowych, ulokowanych w Katowicach z powodu tego, że są stolicą 5-milionowego, dosyć bogatego województwa. Dlatego nawet, gdyby prezydentem Katowic był worek ziemniaków, a połowę pieniędzy rozkradziono, to według mnie- nie byłoby gorzej, niż teraz. Krupa ma dużo łatwiejsze zadanie niż prezydenci niewiele mniejszej Częstochowy czy Radomia. W mojej opinii- przy dobrym zarządzaniu, wykorzystując w 100% obecne możliwości- w Katowicach powinny być złote chodniki, sieć metra i darmowa woda, gdyż to miasto ma ogromny przywilej lokalizacyjny. Tymczasem w Katowicach nie ma nawet porządnego basenu, nie ma żadnego stadionu (obiekt GKSu to nie dość, że ruina, to jeszcze położona w Chorzowie), miasto od 3 dekad traci rocznie 1% mieszkańców, zwrotnice tramwajowe motorniczy musi przestawiać ręcznie przy pomocy wielkiego wihajstra (każdy może mu się wtedy wtranżolić do kabiny i odjechać), śródmieście nocą to menelnia, a wielbicieli survivalu zapraszam nocą na Załęże lub Szopienice. Trochę się rozpisałem, ale chciałem przybliżyć sytuację, panującą w Katowicach. Wróćmy teraz do tego nieszczęsnego marszu narodowców. Jeszcze niecałe 3 lata temu, we wrześniu 2015 (prezydentem wówczas był ten sam Krupa) przez Katowice przeszedł marsz przeciwko imigrantom (były to końcówki rządów Platformy, na odchodne rząd Ewy Kopacz zgodził się przyjąć islamskich imigrantów do Polski, na szczęście nowy rząd to odwołał, przez co do dzisiaj Unia Europejska robi nam pod górę). Pewnie wielu lewaków nie przyjmie tego faktu do wiadomości, ale tenże Marsz był NAJWIĘKSZĄ manifestacją w Katowicach od upadku PRL, wzięło w nim udział kilkanaście tysięcy osób (TUTAJ filmik), w mediach ani słowa o tym wówczas nie wspomniano. Manify lewackie notują 50-razy mniejszą frekwencję, ale w mediach są nagłośnione dużo bardziej.

Przejdźmy w końcu do tego, co stało się w Katowicach w zeszłym tygodniu. Prezydent Krupa wyraził zgodę na zorganizowanie legalnego marszu narodowców. Tzw. ‚antyfaszyści’ oraz tzw. ‚Obywatele RP’ (wsparci pułkownikiem Mazgułą) postanowili zorganizować nielegalną blokadę, była ich garstka, otoczona mnóstwem fotoreporterów. Po kilku minutach od rozpoczęcia marszu władze Katowic się rozmyśliły. Stwierdzono nagle, że marsz zostaje rozwiązany (nie wiadomo dlaczego, bo nic dziwnego tam się nie działo, widać przestraszono się lewaków i fotoreporterów). Oficjalnym powodem było „zagrożenie awanturą”. Co to ma być za argument? Zgodnie z tą logiką- w zachodniej Europie trzeba by zakazać wychodzenia na ulice, bo istnieje tam „zagrożenie awanturą”, nie mówiąc o „zagrożeniu strzelaniną” w amerykańskich szkołach. Gdyby zesranemu przed 20 lewakami magistratowi naprawdę zależało na spokoju, to można było puścić marsz inną trasą (wokół Placu Sejmu Śląskiego jest tyle równoległych uliczek, że obejście blokady nie stanowiłoby żadnego problemu). Policja zaczęła pałować, gazować i rzucać na glebę uczestników (legalnego chwilę wcześniej) marszu, 9 z nich zostało zatrzymanych, a 30 spisanych. Brakowało tylko prowokacyjnego podpalenia jakiejś budki strażniczej przez policję, jak to było na Marszu Niepodległości za czasów ministra Sienkiewicza. Lewakom (którzy byli stroną agresywniejszą) nic się nie stało, choć też brali udział w nielegalnym zbiegowisku, więc teoretycznie powinno się z nimi postąpić podobnie, co z narodowcami. Są jednak równi i równiejsi. Co na to PiS? Skoro chwilę wcześniej poparli Krupę w wyborach na prezydenta, to jadą z nim teraz na tym samym wózku i nie wypada im go krytykować. Minister Brudziński na twitterze coś bredził o faszystach oraz „symbolach i znakach” (niby jakich???), w pełni popierając całą sytuację. Niczym się to nie różniło od pacyfikacji z czasów PO, np. „akcji widelec”. Co z tego ma PiS? Tylko straty. Lewacy przecież i tak na nich nie zagłosują, a narodowcy zrozumieli, że rząd stoi po stronie lewactwa, więc również na nich nie zagłosują. Oczywiście Krupa pewnie jeszcze nie raz odwali jakiś lewacki numer, a PiS będzie musiał go kryć, kosztem utraty reputacji wśród swych własnych zwolenników. Krupa jak już musiał to zrobić, to mógł odwołać marsz wcześniej, albo w ogóle nie wyrazić na niego zgody, skandal byłby wówczas wielokrotnie mniejszy. Zresztą Krupy nawet nie było na tym marszu, bo była ciepła sobota i miał inne plany, wysłał tam kilku samorządowców z PO, którzy działali w jego imieniu. Układy na linii PiS-Krupa do złudzenia przypominają stosunki polsko-żydowskie. Jedni plują drugim w twarz, a drudzy ich za to przepraszają i usprawiedliwiają. Wszystko dlatego, że PiS za wszelką cenę chce mieć prezydenta, którego namaścili, bo sami byli w stanie wystawić co najwyżej jakiegoś noł-nejma „Jana Nowaka”, na którego by nikt nie zagłosował. Według mnie mariaż PiS-Krupa da PiSowi więcej szkód, niż pożytku (zresztą nie wiem jaki miały być z tego pożytek; to tak, jakby Komorowski poparł Dudę w wyborach, a potem powiedział z dumą: „mój człowiek wygrał”). Krupa to dla PiS groźniejsze zjawisko, niż np. RPO Adam Bodnar, który też robi im pod górę i brata się z lewakami. Wobec Bodnara można jednak powiedzieć, że został wybrany przez PO i Sorosa, natomiast wobec Krupy nie można tego powiedzieć, bo go przecież oficjalnie poparli w centrali na Nowogrodzkiej. Wyobraźmy sobie sytuację odwrotną, niż w Katowicach- kilka dni temu w Warszawie odbył się ‚marsz wolności’, zorganizowany przez PONowoczesną, KOD i TVN. Na ziemi siada 20 narodowców, przez co prezydent HGW ze strachu odwołuje całą imprezę, następnie policja pałuje, gazuje i aresztuje uczestników, a na koniec politycy i media obu stron sporu politycznego- przyklaskują i pochwalają tę decyzję. Science fiction. W drugą stronę jednak można, co oczywiście jest faszyzmem, czyli uzależnieniem praw człowieka od jego światopoglądu. W najbliższą niedzielę miała w Katowicach odbyć się pikieta Młodzieży Wszechpolskiej, ale Krupa nie wyraził na nią zgody, gdyż uważa, że byłaby faszystowska i nazistowska (oczywiście doszedł do tego metodą Hugo-Badera, czyli: „nawet jak tego nie wypowiadali i nie mieli faszystowskich symboli- czułem to„). PiS popierając Krupę nastawia sam na siebie bombę zegarową, bo w przyszłości partia będzie musiała świecić oczami i usprawiedliwiać Krupę ze swoich licznych lewackich odchyleń. Według mnie- PiS po prostu nie powinien nikogo wystawiać w wyborach na prezydenta Katowic, bo profitów z poparcia Krupy nie mają żadnych.

Czwarty przykład na PiSowską dupowatość to nowy podatek od benzyny. Ceny PB95 na stacjach przekroczyły już 5 złotych, widziałem kilka dni temu już nawet za 5.18zł (jesienią było to około 4.45zł). Ceny rosną głównie z powodu „stabilizowania” Wenezueli i Iranu przez USA- baryłka ropy jeszcze pewnie podskoczy, do tego dolar jest stosunkowo drogi. Co w takiej sytuacji robi rząd PiS, mając w perspektywie maraton wyborczy? Oczywiście wprowadza nowy podatek od paliw, w wysokości 10 groszy na litrze (ma obowiązywać od początku 2019 roku). Opozycja Totalna oczywiście tego nie przepuści, bo cena benzyny to rzecz bardzo ważna, dotykająca praktycznie każdego Polaka (bezpośrednio, albo poprzez ogólną inflację, która jest bardzo podatna na ceny paliw). Lepszego prezentu PiS nie mógł rywalom zrobić. Płaca minimalna wzrosła o 5%, a benzyna o 15%. Dodatkowo- akurat w roku, gdy odbędą się wybory parlamentarne- zafundowali nam nowy podatek, czyli będzie jeszcze drożej, niż teraz. Może zatem skończyć się tak, że nie nacieszą się pieniędzmi z tego podatku zbyt długo, gdyż z jego powodu będą musieli odejść. Zresztą nawet nie wiadomo, czy ten podatek cokolwiek poprawi, gdyż ludzie po prostu zaczną masowo tankować lewe paliwo „z beczki” i wpływy z akcyzy spadną, zamiast wzrosnąć (dodatkowo PKN Orlen wpadnie w tarapaty i trzeba będzie go dofinansowywać z budżetu).

Rządy PiS w ujęciu graficznym

Mógłbym wymieniać do rana dziwne akcje, z których PiS ma tylko same straty wizerunkowe, praktycznie codziennie dochodzą nowe przykłady. Dziś ogłoszono, że nic nie zrobią 300 eko-terrorystom, którzy przykuwali się do drzew w Puszczy Białowieskiej. Skoro nic im nie zrobią, to po co ich w ogóle zatrzymywano? Zostali w międzyczasie wykreowani na męczenników reżimu, opozycja to wykorzystała, a na koniec nawet mandatu nie dostali. Dzisiaj czytałem newsa, że pan Szpak, pseudo-felietonista Angory ma odpowiedzieć za znieważanie Polski. I znowu będzie to samo- przez pół roku opozycja będzie maglować temat braku wolności mediów i kneblowania dziennikarzy, a na koniec „męczennik” Szpak zostanie uniewinniony. Zresztą identyczna sytuacja była kilka miesięcy temu, gdy TVN miał zapłacić jakąś karę za nierzetelność podawanych informacji. Wybuchł raban, Timmermansy i Szejnfeldy od razu się uaktywniły, a na koniec stwierdzono, że jednak żadnej kary nie będzie. No to po cholerę w ogóle zaczynaliście? Tak samo z podatkiem od supermarketów czy repolonizacją mediów, z czego ostatecznie nic nie wyszło, ale w międzyczasie opozycja wykorzystała sprawy politycznie. Reforma sądów? Zaczęta i niedokończona. Ustawa o IPN? Zaczęta i cichaczem odwołana, leży sobie w jakiejś „zamrażarce”. Dzisiaj sąd orzekł, że trzeba w Katowicach zmienić z powrotem nazwę Placu Lecha i Marii Kaczyńskich na Plac Wilhelma Szewczyka (za czym protestował KOD i PO, co ciekawe pan Szewczyk, którego „totalni” tak bronili- był przed wojną ONRowcem i skrajnym antysemitą). To jest ważny plac przy głównym dworcu PKP. Wszystkie tablice na budynkach i słupach zostały niedawno zmienione na Kaczyńskich, w mapach Google i niejednym atlasie też zmienione, na samym dworcu też wszędzie pozmieniano informacje nawigacyjne „Wyjście na Plac Kaczyńskich”, a teraz będą wszystko zmieniali z powrotem, oczywiście za nasze pieniądze z podatków. To jest właśnie na PiSowska dupowatość, która mnie bardzo irytuje. Po co się biorą za coś, czego nie potrafią doprowadzić do końca? Mieszanka słomianego zapału i nieudolności. To tak, jak pisałem wyżej o tym basenie, na który w końcu nie poszliśmy, choć po drodze nastroje były bojowe i było dla nas oczywiste, że tego dnia popływamy. PiS robi dokładnie to samo. Niby chcą coś zrobić, ale w połowie im się odechciewa, przez co tracą podwójnie. To może się odbić w wyborach, prawdopodobnie i tak wygrają, ale będą musieli szukać koalicjanta. Oczywiście PiSowski „beton” i tak zagłosuje na swoich ulubieńców, ale ludzie neutralni już niekoniecznie (ja na pewno na PiS nie zagłosuję, a jeszcze 2 lata temu skłonny byłbym to zrobić). Główne atuty PiS są dwa- pierwszy to stosunek do nachodźców, a drugi jest taki, że opozycja to pajace i zorganizowana grupa przestępcza. Niektórzy twierdzą, że trzecim sukcesem jest program 500+, ale ja uważam, że to żadna filozofia zabrać ludziom 600, żeby rozdać 500, a na koniec podwyższyć akcyzę na paliwa i jeszcze bardziej zadłużyć się u Żyda.

Normalni wyborcy mają wybór iście romantyczny, jak Konrad Wallenrod. Albo głosować na PiS, który nic nie potrafi doprowadzić do końca, umizguje się do lewaków, po cichu sprowadza nachodźców i uprawia politykę zagraniczną na kolanach. Można ewentualnie zagłosować na „totalnych”, tworząc kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym. Bramy dla nachodźców zostaną otwarte szeroko, dług zagraniczny urośnie jeszcze szybciej, dotacje dla niemieckich korporacji wzrosną. Na tym skorzysta niewielka grupa ludzi w Polsce- Janda ze swoim teatrzykiem, Michnik ze swoją gazetą, TVN, Ryszard „drugi JFK” Petru poleci sobie znów na Maderę, wypuszczą człowieka-helikoptera, do łask wróci Mazguła, Niesiołowski, Rosati, Róża Thun von Panzerfaust, Joanna „dość dyktatury kobiet” i Mateusz Kijowski, który ostatnio doznał cudownego ozdrowienia kończyn dolnych. Te osoby są jednak tak antypatyczne (być może agenci Kaczyńskiego), że pewnie i tak wygra PiS, jako mniejsze zło. Jeżeli będą jednak robić takie lapsusy, jak ostatnio, to rzutem na taśmę mogą nawet przegrać. Komorowski w sondażach pół roku przed wyborami miał ponad 70%, a Duda 8%. Ja już nie wiem, na kogo mam głosować. Kukiz się sypie, Ruch Narodowy oscyluje w granicach 1%. Mam nadzieję, że na scenie politycznej pojawi się coś nowego, choć to już ostatni dzwonek.

RacimiR, 17.05.2018

DODATEK :  Rynek pracy w Polsce

Zobacz również:

Likwidacja rasy, cz.1 – Wprowadzenie

Likwidacja rasy, cz.2 – Skłócone Pokolenia

Likwidacja rasy, cz.3 – Feminizm

Likwidacja rasy, cz.4 – Lichwa, masoneria i Wall Street

Likwidacja rasy, cz.5 – Konwencja zwana antyprzemocową

Likwidacja rasy, cz.6 – Łodzie z Afryki

Likwidacja rasy, cz.7 – Propaganda i indoktrynacja

Likwidacja rasy, cz. 7a – Fałszywe przestępstwa z nienawiści

Likwidacja rasy, cz.8 – Inwigilacja elektroniczna

Likwidacja rasy, cz. 9 – Młodzież

Likwidacja rasy, cz. 10 – Czy Polacy zdołają ocalić białą rasę?

Likwidacja rasy, cz. 11 – Przyrost naturalny i ujednolicenie płciowe

Likwidacja rasy, cz. 12 – Mowa Nienawiści

PS

Wsparcie Autora:  https://bialyrasizm.pl/wsparcie/

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.1 (3 głosy)