Komentarze użytkownika

Kiedy Tytuł Treść Głosy Do zawartości Komentarz do
Obrazek użytkownika matka trzech córek
13 lat temu Rzeź Woli   Piorunujące wrażenie robi na mnie fotografia przedstwiająca skazanych na śmierć Polaków. Doskonale ilustruje wspomnienia niedoszłej ofiary zawarte w filmie:  "Na twarzach mężczyzn nie było widać strachu, tylko żal, że muszą umrzeć..."  Jestem dumna, że należę do narodu, który potrafi zachować godność nawet w obliczu nieuchronnej śmierci.   Cześć ich pamięci!     Kto ponosi odpowiedzialność za śmierć ludności cywilnej i zagładę miasta?  Odpowiem przytaczając autentyczną historię pewnego partyzanta, który podczas przesłuchania na UB, usłyszał pytanie: kto zniszczył Warszawę?  - Niemcy! - odparł przesłuchiwany Otrzymał silny cios w głowę, ze słowami: - To Armia Krajowa, swoim bezmyślnym działaniem doprowadziła miasto do zagłady!   Po kilku dniach, podczas kolejnego "badania", pytanie padło znowu:  - Kto zniszczył Warszawę?  Doświadczony już partyzant, chcąc uniknąć ciosu, odpowiedział:   - Armia Krajowa!  Uderzenie było jeszcze silniejsze niż wcześniej, a komentarz zaskakujący:   Jak ty - Polak - możesz mówić, ze Armia Krajowa zniszczyła Warszawę? Wiadomo przecież, że Niemcy to zrobili!  Epitety, które wówczas padły, nie nadają sie do powtórzenia...       Kto winien zapłacić za odbudowę Warszawy?
Obrazek użytkownika Anonymous
Obrazek użytkownika matka trzech córek
13 lat temu Każdy kij ma dwa końce   Jeszcze będąc w opozycji, Tusk rozpoczął proces, który rozwinął pełniąc  funkcję premiera.  Każde złe słowo, każda zjadliwość i wredne działanie pozostały w pamięci wszystkich, którzy obserwowali te dokonania. Ci, którzy wówczas wpadali w euforię z powodu kolejnych celnych , bo bolesnych "trafień" w przeciwnika politycznego, uczyli się tych zachowań mimo woli.  Geniusz PR nie przewidział jednak, że raz uwolniony demon, nie pozwoli sie okiełznać i wczesniej, czy później uderzy w swoich protektorów.  Na ogładę, obycie i moralne bariery pracowały całe pokolenia, a wystarczyła jedna dekada, by zniszczyć dorobek.  Efekty są takie, że poseł Biedroń, opluwany przez kibiców nie znajduje pomocy u przyglądających sie incydentowi policjantów. Kto wie, czy nie tych samych, którym zakazano interwencji przeciwko pijanym wszetecznikom spod Pałacu Prezydenckiego, kiedy poszturchując modlących się starców, demonstrowali swoją pogardę dla ich wiary.  A przecież to dopiero początek tego, co nastapi...kto sieje wiatr, ten zbiera burze... PR skończy się z Tuskiem
Obrazek użytkownika Anonymous
Obrazek użytkownika matka trzech córek
13 lat temu Polacy wciąż milczą...    Nie wiem dlaczego pada takie stwierdzenie. Polacy nie milczą i głośno reagują na wszelkie krzywdzące zarzuty, które regularnie wysuwa się w ich kierunku.   Można tłumaczyć to jedynie oczekiwaniem na jedną , konkretną wypowiedź, zgodną z napisanym przez programistów scenariuszem.   "Jedwabne w każdej wsi".     Poniżej opisałam historię, która przeczy tezie o powszechnym zjawisku "żydożerstwa". Takich jak ta było więcej, tylko... cicho sza! Po co o tym mówić - kontrowersje burzą stereotypy...    http://gazetawirtualna.pl/artykuly/coreczka_reginy,1160.html 1 „Jedwabne w każdej wsi”. Polacy wciąż milczą.
Obrazek użytkownika Anonymous
Obrazek użytkownika matka trzech córek
13 lat temu I w moim sercu króluje Podlasie Chociaż zaściankowe, skromne, lekko staroświeckie, ale zawsze wierne Rzeczypospolitej. Ja też mam swój własny pogląd na Europę - niezmienny od lat: Eurosceptyczka to ja elzbieta23, 26 Listopada 2009, 11:13 Okopałam się i tkwię w swoim bunkrze nieufności do tego co dzieje się wokół. Z niechętną rezerwą przyjmuję zapewnienia, że to dla mojego dobra powinnam wyzbyć się swoich zgrzybiałych i cuchnących stęchlizną obyczajów. Zapewniają mnie, że poddana indoktrynacji zostałam zawiedziona na manowce i ubezwłasnowolniona przez wrogów rozwoju. Przekonują, że nic co z tradycji moich przodków wyrosło, nie zasługuje na kultywowanie, bo oparte było o ciemnotę i złudzenia. Strzelają do mnie swoimi argumentami głosiciele pluralizmu i krzewiciele kultury typu „Performance”. Moda na „wolność słowa” niesie pozwolenie na kpiny i szyderstwa z wartości i świętości mojej własnej kultury. Niosąc wyzwoleńcze hasła dla odmienności ,równocześnie, ostrzem propagandowej szabli ścina się przy samym gruncie wyrosłe w patriotyzmie, uznane dogmaty. „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród…” – już nie wzbudzi poczucia więzi z narodem, bo któż z szacunkiem pochyli głowę nad twórczością jakiejś tam…lesbijki! O ironio! Jak łatwo ci szermierze popadają w hipokryzję! W swoim okopie staram się przeczekać tę, przypominająca chińską, „rewolucję kulturalną”. Może nie zniszczy wszystkiego, może coś przeoczy…pozostawi następnym pokoleniom choćby namiastkę … Bo to wszystko się załamie wcześniej, czy później. Nigdy sukces nie będzie owocem tego sztucznie szczepionego drzewa różnorodności każdego typu, jakim pragnie być w zamysłach twórców moloch, zwany Unią Europejską. Wyludniające się regiony pozbawiane młodzieży, staną się łupem sprowadzanych w desperacji, obcych kulturowo najemników, im tańszych, tym bardziej odmiennych od nas, ale korzystających z pełni praw gwarantowanych przez Unię. Ujrzymy całą plejadę zwyczajów typowych dla przybyszów, ale czy akceptowanych przez nasz osobisty system pojmowania swobód? Podczas kiedy nasi emigranci zarobkowi w pogoni za lepiej płatną pracą przeludniają zachodnie kraje Unii, w Polsce tworzy się jedno wielkie „gospodarstwo agroturystyczne”. Pozbawiony przemysłu kraj, staje się zapleczem taniej siły roboczej, swoistym „supermarketem” z którego można wybierać do woli: a to, co ładniejszy towar do domów uciechy na Zachodzie, a to, co ciekawiej położoną działkę wraz z jeziorem, nad którym leży, a to jakiś dworek, czy pałacyk, bo to wszystko za niewielka cenę przystępną dla… projektodawców zamysłu zwanego Unią Europejską. Nasz Rząd zdaje się skupiać wyłącznie na zachowaniu pozorów. Na utrzymaniu wizerunku uśmiechniętej szczęśliwie społeczności, korzystającej z dobrodziejstw niesionych wraz z dotacjami. Sprawy nieefektowne, szare, złe, brudne, splamione kłamstwem, korupcją, biedą, nadmiernym zadłużeniem, głodowymi zarobkami, chorobami, są wykluczone z życia oficjalnego. Należy o nich mówić półgłosem, a najlepiej poza kamerą – to takie niemedialne przecież! Zapewnia się, że wszystko jest na dobrej drodze. Musimy tylko wykrzesać w sobie jeszcze trochę cierpliwości i będzie świetnie, bo wspólnie z Europą zmieniamy życie na lepsze dla każdego jej obywatela. Czy mamy szansę na to, by nasze relacje z zachodnimi obywatelami Unii stały się kiedyś w pełni przyjazne? Takie chociażby, leciutko nawet, przypominające stosunki łączące obywateli polskich wywodzących się z różnych regionów kraju? Przypomina mi się pewien francuski film sprzed lat. Rzecz dotyczyła konfliktu na tle rasowym, którego ofiarą padł Algierczyk, notabene bardzo oddany i zasłużony w przeszłości państwu francuskiemu. W pomoc nieszczęśnikowi zaangażował się jeden z dziennikarzy i doprowadził do szczęśliwego finału, przekonując swoich rodaków o ich złym osądzie całej sprawy. Film miał zakończenie, które wryło mi się bardzo głęboko w pamięć. Zapytany przez owego dziennikarza Algierczyk – bohater filmu, o to jakie jest jego największe marzenie, odparł: - „Chciałbym, abyś stał się moim przyjacielem” – zapadło głuche i wymowne milczenie… Ktoś powie, to było dawno, teraz jest zupełnie inaczej. Europa się zmienia i tolerancja króluje w najlepsze. Ale , czy ktoś jeszcze pamięta za co zginął Pim Fortuyn ? Albo, jak się ma takie myślenie do planowanego we Francji, Dnia bez Emigranta, czy „Białego Bożego Narodzenia” „ we Włoszech? „Eurosceptycy”, to miano, którym zwą takich jak ja – nieufnych, podejrzliwych, wychwytujących każdą wątpliwość – istna zmora euroentuzjastów…I tylko konstytucyjne prawo do wolności przekonań, daje jako takie wzmocnienie naszego ostatniego szańca. Nie chcę być Europejką!!!
Obrazek użytkownika Anonymous
Obrazek użytkownika matka trzech córek
13 lat temu Poniosło mnie i tu... "Został złapany i ginie"elzbieta23, 16 Października 2011, 17:17 "Został złapany i ginie" Co znaczą te słowa? Jaki sens przekazują? Jaką informację niosą? Czy aby, nie dezinformują? W oniemieniu obejrzałam kolejny program Macieja Zakrockiego - Spór o Historię, na moim ulubionym kanale TVP. Tym razem autor cyklu pochylił się wraz z trzema wybranymi przez siebie historykami, nad postacią majora Henryka Dobrzańskiego - Hubala. Cykl zatytułowany Spór o Historię, w samej swojej nazwie zawiera informację, czego program ma dotyczyć i z góry sugeruje, iż wszystko w nim zawarte wpisuje się w formułę sporu historycznego, gdzie padają argumenty za i przeciw. Jak to zwykle w sporach bywa. Tu jednak, zwyczajowa forma zawodzi. Prowadzący z lubością podsuwał historykom wybrane z życia Henryka Dobrzańskiego epizody, dobrane pod kątem umniejszenia, zamazania ostrości jego wizerunku, który w pamięci Polaków zapadł jako jednoznacznie szlachetny i godny szacunku, nijak nie przystający do okazanego portretu, jak się wyrażono "Henryczka, którego nikt nie chciał mieć u siebie". Nic tak nie ujmuje dostojeństwa jak ośmieszający, drwiący, sarkastyczny wydźwięk podawanych opinii i relacji. Trik ten zastosowano w odniesieniu do legendarnego Majora, którego o dziwo, chyba tylko przypadkiem nie obwołano w programie "szalonym", podążając tropem propagandzistów niemieckich. Zarzucono mu odpowiedzialność za śmierć spacyfikowanych mieszkańców wiosek, które dawały żołnierzom Hubala schronienie, oskarżając o samowolne korzystanie ze wsparcia okolicznych mieszkańców. Dzięki Bogu, jeden z gości przypomniał o istniejącym prawie wojennym, które każe nie obciążać winą, zobowiązanych do udostępniania kwater, cywilnych mieszkańców podbijanych terenów. Międzynarodowe , uznane prawa wojenne złamali więc Niemcy i nie Hubal odpowiada tu za pacyfikacje i śmierć wieśniaków. Tego wątku jednak już nie kontynuowano, bo nie tego dotyczył program, by wykazać barbarzyństwo niemieckich oprawców, ale aby okryć hańbą Hubala. Pod koniec programu padło jeszcze zdanie, które sprawiło, że postanowiłam zareagować:" Czy mogliśmy pomóc, jakaś część ludzi, w schwytaniu Hubala?" Drogi panie Redaktorze, nie wolno Panu mówić w ten sposób. Mówiąc "my", stawia Pan mnie i siebie po tej samej stronie, a ... ja jestem za Hubalem, proszę Pana! Z kolaborantami mi nie po drodze! Poeci, pisarze i towarzysze
Obrazek użytkownika proxenia
Obrazek użytkownika matka trzech córek
13 lat temu I mnie to uwiera. Jednak, korzystając z demokracji,"polemizuję" jak potrafię, choć głos mój słaby i cichy... O mitach wojny... komentarz elzbieta23, 5 Września 2009, 22:25 Opinie prof. Marii Janion wyrażone na łamach Gazety Wyborczej w wywiadzie z Kazimierą Szczuką. Poruszona treścią wywiadu z Panią profesor, chciałabym wyrazić swoje zdanie i poddać je pod dyskusję. Profesor Maria Janion przejawia w nim swoją chłodną "sympatię" dla naszych narodowych tradycji. Bóg - Honor - Ojczyzna, to są hasła powstałe przed wiekami, a ich znaczenie rozciągało się na ofiarność, wierność, oddanie, poświęcenie, niezłomność, ofiarę z krwi na polu chwały - tę przysłowiową "ostatnią kroplę". Z hasłami tymi utożsamiały się kolejne pokolenia, ale... był pewien warunek. Dziedziczyło się te wartości tylko w kręgach czysto polskich i głęboko patriotycznych. Czy wszyscy nasi przedkowie byli patriotami? Doskonale wiemy, że nie. Istniały całe "zastępy" Polaków , co to ponad wartości , o których mowa, przedkładali własne interesy, wygodne i spokojne życie w zupełnej obojętności mając to, komu płacą podatki i jakiego koloru orzeł widnieje na sztandarach powiewających nad państwowymi urzędami. Z kim utożsamia się Pani Profesor? Pisząc o wrześniowym Wilnie,daje do zrozumienia, że nie podzielała zdania żyjących tam mieszkańców, o uznaniu Litwinów za okupantów. Ostra krytyka czci oddawanej przez Polaków bohaterom narodowym zastanawia. Przeszkadza pani Profesor ukochany przez dzieci polskie Mały Warszawiak na Starówce. Pomnik symbolizujący dzielność i odwagę małych Powstańców drażni oczy pani Profesor! Zaiste zastanawiająca sprawa. Mam nadzieję, że nie rozpocznie Pani Profesor żadnej akcji społecznej mającej za cel usunięcie tego Symbolu z miasta. Strach pomyśleć o skutkach, bo przy pomocy GW i nieodzownych już teraz sondaży, wszystko zdarzyć się może. Smuci mnie tylko fakt, że chociaż nasi bohaterscy żołnierze, w jakimkolwiek wieku nie byli w czasie walki, czy są w chwili obecnej, nie uzyskują u Pani Profesor szczególnego uznania i na łamach Gazety propaguje się tę ważką opinię wszem i wobec, to jednak... Ta sama GW wydrukowała artykuł autorstwa pani Profesor Marii Janion pełen peanów na cześć Berka Joselewicza, który: "w chwale wojennej", "glorii militarnej dawnego Izraela", a jego pułk to"legendarny duch Machabeuszów"i temu podobne uniesienia. Gazeta Wyborcza prawie każdego dnia pisze na swoich łamach dużo o naszych wadach. Wytyka się nam wszystkie, nawet najmniejsze uchybienia. Informuje się nas o każdej wzmiance o Polakach i Polsce rzuconej na łamy zagranicznych gazet. Szczególnie chętnie powtarza się złosliwości, pomówienia i "gorzką prawdę". GW nas wychowuje. Każe nam się wstydzić za to jakimi byliśmy, jesteśmy i chcemy być. Nie mamy prawa też do żadnej dumy narodowej, bo za co? Za Jedwabne, szmalcowników, współpracę z Hitlerem i ...za to co jeszcze GW napisze ??? Poeci, pisarze i towarzysze
Obrazek użytkownika Smok Gorynycz
Obrazek użytkownika matka trzech córek
13 lat temu Honor polskiego oficera... Kiedy 7 kwietnia 2010 roku, do Katynia poleciał premier Tusk, by nad grobami pomordowanych żołnierzy bratać się z Putinem, zasiadłam przed ekranem telewizora w skupieniu i zadumie. Do opisania moich refleksji skłonił mnie niezauważalny epizod - mały biały goździk z biało-czerwonej wiązanki- kwiatek, który opadł na ziemię... http://gazetawirtualna.pl/artykuly/bialy_gozdzik,1237.html Polski oficer
Obrazek użytkownika Anonymous
Obrazek użytkownika matka trzech córek
13 lat temu I jeszcze jedno wspomnienie: o polskich dzieciach z Białorusi Nasi elzbieta23, 12 Listopada 2009, 11:05 Działo się to w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Lipcowe gorące słonce prażyło niemiłosiernie. Z niemałym niepokojem zmierzałam z kilkorgiem swoich współpracowników w stronę białoruskiej granicy. Autokar trząsł niemiłosiernie, a jego rozgrzane wnętrze z każdą godziną topiło nasz zapał. Mgliście zarysowana kilka tygodni wcześniej inicjatywa, stała się faktem. Oto my, zapaleńcy oddani dzieciom ulicy, postanowiliśmy wzbogacić wakacje naszych podopiecznych w doznania, których nigdy zaznać by nie mogły. Miało to być wspólne spędzenie letnich dni z polskimi dziećmi z Białorusi. Projekt był o tyle trudny, że finansowany miał być wyłącznie z pozyskanych przez nas, w drodze własnych działań funduszy. Od czego jednak pomysłowość, kiedy cel jest szczytny? Bez większego trudu zorganizowaliśmy potrzebne pieniądze, a także wiele wspierających akcję dodatków. Dzięki hojnym sponsorom, polecającym nas także swoim znajomym, udało się zdobyć na tyle skuteczne wsparcie, że byliśmy w stanie nakreślić plan kolonii z kilkoma wyjazdami wycieczkowymi do ważnych dla Polaków miejsc. Kiedy padały słowa: „Grodno, polskie dzieci, niewiarygodna nędza na Białorusi” – ludziom często wilgotniały oczy. Zjawisko, z którym spotkałam się po raz pierwszy, bo los naszych , rodzimych gawroszów niezbyt wzruszał nagabywanych. Z reguły każdy datek padał z docinkiem: „ a od czego Opieka Społeczna i rodzice, no i oczywiście Kościół. Zapraszaliśmy zatem darczyńców do naszej siedziby i dopiero widok nieszczęsnych dzieciaków działał uświadamiająco na zrozumienie losu naszych podopiecznych. Teraz jednak porwaliśmy się na coś o wiele trudniejszego, bo z niepokojem wyczuwaliśmy problemy, które mogą pokrzyżować marzenie o pełnej integracji wszystkich dzieci, a co za tym idzie, doświadczenie, które na zawsze zapadnie w sercu każdego z nich. Z Grodna wracaliśmy z dwudziestką ” gości”. Szczęśliwe z wyprawy do serca Polski dzieci, przyglądały się z ciekawością widokom za oknami autokaru, ale przede wszystkim… nam. Pierwsze spotkanie zapoznawcze, oparte o dyskotekę wypadło raczej słabo. Wszystkie dzieciaki były uczniami podstawówki, tej jeszcze ośmioklasowej, z dużą przewagą dziesięcio i jedenastolatków. Zbite w grupki, łypały na siebie nieufnie. Pierwsza wspólna wycieczka sprawiła, że lody zaczęły topnieć i coś się przełamało. Niemały wpływ na to miał incydent, który wydarzył się podczas powrotu z wyprawy. Odpoczywaliśmy na leśnym parkingu z apetytem zjadając bigos , który troskliwe kucharki przygotowały nam w ogromnym termosie. Siedziałam razem z dwoma najstarszymi chłopakami z Grodna. Wiktor i Edek – od września mieli rozpocząć ósmą klasę. Byli niezwykle inteligentni i bardzo ciekawi Polski. Wręcz buchało od nich patriotyzmem. W pewnym momencie podeszła do stolika grupka „naszych” dzieciaków. Łukasz- jeden z najbardziej wpływowych chłopaków przewodził kolegom. Głośno rzucił pytanie, które sprawiło, że omal nie zapadłam się pod ziemię, widząc reakcję na twarzach chłopców z Grodna. - Pani Elu, ale oni – tu wskazał na Grodnian – to chyba nie są Polacy, bo jakoś tak inaczej mówią niż my – Doskonale wiedziałam o co chodzi , bo zaciąganie, tak typowe dla wschodnich rubieży, tu brzmiało wyjątkowo silnie. Rzadko zdarza mi się „zapomnieć języka w gębie” – tamten moment był jednym z nich. Nie wiem, jak się to stało, ale wykrztusiłam z siebie – Jak to inaczej? Wiktor, powiedz mu coś po polsku! Usłyszałam rzucone w stronę Łukasza, głośnie i soczyste –„ spier… !” Podziałało! Do końca pobytu nic już nie zakłócało integracji, a kiedy odwoziliśmy, wspólnie z „naszymi” małolatami, którzy nawet paszporty otrzymali na ten cel, gości z powrotem do Grodna, to dzieci w doskonałej komitywie i przyjacielskich relacjach wspólnie śpiewały polskie pieśni z mozołem skserowane przeze mnie. Najchętniej śpiewano „Czerwone jagody wpadają do wody” W Grodnie oprowadziły nas po mieście z dumą pokazując pamiątki po Polsce. Pojechaliśmy również do Nowogródka, gdzie siostry Nazaretanki przyjęły nas gościnnie obiadem, a potem pływaliśmy łodziami po bajkowej Świtezi. Nocleg zapewnili nam rodzice kolonistów. Prywatne mieszkanka w białoruskich blokowiskach gościnnie otworzyły przed nami swoje podwoje. Z żalem żegnaliśmy naszych małych rodaków. W moją pamięć wbiły się epizody . Mało ważne wspomnienia, które jednak przyprawiają o westchnienie. To ten, kiedy ocierając dyskretnie łzy, recytowałam wiersz o żołnierzach z Westerplatte, przy gablocie z ich mundurami w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, czy próba odnalezienia przez dzieci Grodna na starej przedwojennej mapie Polski, kiedy ze zdumieniem odkryły, że należy go szukać w centrum , a nie daleko na wschodniej stronie. Ich opowieści na widok gabloty katyńskiej z resztkami umundurowania polskich oficerów. Oni też takie rzeczy widywali w natrafianych przypadkowo przez ich znajomych, bezimiennych grobach. Dzisiaj, kiedy czytam, że Putin urządził manewry na Białorusi, a cel ich nazwał „stłumienie Powstania polskiej mniejszości narodowej”, to czuje niepokój, bo jeśli ten współczesny caropodobny władca Rosji dojrzał takie zagrożenie, to biję się w piersi, bo czuję się po trosze współodpowiedzialna. 1 Poniewierka Dzieci Polskich
Obrazek użytkownika Anonymous
Obrazek użytkownika matka trzech córek
13 lat temu 15 powodów, dla których nie warto jeździc na Litwę... Tym oto sposobem Litwini osiągną swój cel:) Im własnie chodzi o to, by zniechęcic Polaków do sentymentalnych powrotów, marzeń, wspomnień i ciągotek roszczeniowych. Boją się, bo wiedzą, że: co łatwo przyszło, łatwo stracić można. Mając tak liczną rzeszę Polaków pośród obywateli, byliby nierozsądni, nie biorąc pod uwagę "zagrożenia", które jest naturalnym efektem procesu odbudowywania się nacji powiązanej z ziemią wileńską poprzez wielowiekowe, wielopokoleniowe zakorzenienie. Nie byłam na Litwie, ale odwiedziłam Grodno, a moja córka Lwów. Opowiedziała mi pewną historyjkę zwiazaną z kucharką ze stołówki, która obsługiwała grupę dzieciaków, przybyłych z Polski na zaproszenie Filharmonii Lwowskiej. Kiedy jeden z chłopców, próbował przypodobać się kobiecie, chwalac serwowane przez nią pierogi i bąkał niewyraźnie, niemiłosiernie łamiac język "nibyruskim", ta przerwała mu zniecierpliwiona, zwracając się do pozostałych dzieci po polsku: czego on chce? Grodno pozostawiło w moim sercu wiele wspomnień. Niektóre opisałam w tym oto tekście: Pani! Tu Polska była !elzbieta23, 17 Września 2009, 10:23 Grodno odwiedziłam. Było to w końcu lat dziewięćdziesiątych. Chociaż leży tak blisko polskiej granicy to zawsze wydawało mi się odległe i co tu mówić… obce …ruskie. Co prawda słyszałam nieraz, że w Grodnie kończył gimnazjum mój wuj, ale on zginął w 1945 i nie zdążyłam go nawet poznać. Zastanawiałam się tylko jako dziecko, dlaczego w Grodnie? Przecież to zagranica! Pojechałam do Grodna po dzieci, którym fundacja gdzie działałam, chciała urządzić wakacje w Polsce. To były biedne, polskie dzieci z Białorusi. Nocleg mieliśmy na terenie plebanii przy polskim kościele. Był piękny letni wieczór i po kolacji wyszłam na zewnątrz na papierosa. Towarzyszył mi grodnianin, starszy człowiek, który pełnił funkcję dozorcy. Zwróciłam uwagę na bardzo polski wygląd miasta, na taką typową naszą „swojskość” otoczenia. Mój towarzysz zaczął opowiadać jak trudno było przez te powojenne lata utrzymać taki charakter miasta. Jakim ogromnym cierpieniom poddani byli Polacy – mieszkańcy miasta. Za swoją polskość płacili szykanami, więzieniem, wywózkami na Wschód, a nawet śmiercią. Trochę prowokacyjnie zadałam mu pytanie – Skoro było tu tak ciężko, to dlaczego nie wyjechał pan do Polski? Reakcję pamiętam do dziś. Szeroko rozwarte oczy i ogromne zaskoczenie na twarzy – - Do Polski? – Pani! Tu Polska była! - Krzyknął i ciszej już dodał - Tu nadal jest Polska. Uśmiechnęłam się do niego serdecznie i podziękowałam za te słowa. Poczułam się wtedy tak… u siebie? 1 Poniewierka Dzieci Polskich
Obrazek użytkownika Anonymous
Obrazek użytkownika matka trzech córek
13 lat temu ONI, ciagle jeszcze sprzątają. Każdy ślad, każdy przejaw pamięci po Tamtych, budzi w nich trwogę i oburzenie. ONI chcą zapomnieć i zatrzeć ślady... Od nas tylko zależy, czy IM się to uda... http://gazetawirtualna.pl/artykuly/stapaj_po_nim_ostroznie,1306.html 10.04.2010
Obrazek użytkownika Anonymous

Strony