A, B, AB, 0

Obrazek użytkownika Jacek Mruk
Świat

A, B, AB, 0

Każda dziedzina naukowa, którą zajmował się w życiu zawodowym kończyła się na „–logia”.

Jego pracy daleko było od efektowności, ale efektywności i znaczenia dla całej ludzkości nie można już jej odmówić.

Macie grupę krwi A? A może AB? Odkrycie zasady dziedziczenia grup krwi i ich nazewnictwo

to osiągnięcia polskiego naukowca Ludwika Hirszfelda.

Wprowadzenie testów na ojcostwo? Znów Hirszfeld.

Badania nad pochodzeniem i pokrewieństwem ludów z różnych kontynentów? Hirszfeld po raz trzeci.

Obok osiągnięć naukowych, polski lekarz był jednocześnie człowiekiem gotowym ryzykować własne życie

dla ratowania życia innych.

Oto sylwetka Ludwika Hirszfelda, bohatera, o którym mało kto dziś pamięta.

 

„Jest jedyna forma nieśmiertelności, o którą warto zabiegać, a jest nią ludzka życzliwość.”

Ludwik Hirszfeld Hirszfeld urodził się w Warszawie 5 sierpnia 1884 roku w zasymilowanej rodzinie żydowskiej.

Jego ojcem był bogaty przemysłowiec Stanisław Hirszfeld, matką Żaneta Ginsberg.

Duży wpływ na chłopca wywarł wuj, Bronisław Hirszfeld, chemik i działacz niepodległościowy.

Dzięki niemu młody Ludwik zainteresował się polityką i działalnością Polskiej Partii Socjalistycznej,

trafił nawet na chwilę do aresztu za uczestnictwo w potajemnych lekcjach z historii Polski.

 

Po ukończeniu szkoły w Łodzi, wyjechał w 1902 roku na studia medyczne do Würzburga.

Dwa lata później przeniósł się do Berlina, gdzie zafascynował się zagadnieniami z zakresu bakteriologii i serologii.

Wtedy też poznał i poślubił Hannę Kasman, również studentkę medycyny, późniejszą autorkę wielu prac z zakresu pediatrii,

immunologii i hematologii. Hirszfeld w licznych wypowiedziach dawał dowód swojej miłości i przywiązaniu do żony.

Zapewniał, że „źródłem liryki nie jest harem, lecz tęsknota za jedną kobietą…

Don Juani nie są na ogół poetami.” W 1907 roku obronił pracę doktorską, traktującą o aglutynacji cząsteczek krwi.

Świeżo upieczony doktor wyjechał do Heidelbergu, gdzie zetknął się z profesorem Emilem von Dungernem.

Podczas prac w heidelberskim Instytucie Badań nad Rakiem prowadzili badania na psach,

sprawdzając ich cechy serologiczne i dowodząc, że są one dziedziczone wedle ściśle określonych zasad.

 

Po pewnym czasie od 1910 roku, prowadząc badania już w Instytucie Serologii,

naukowcy zdecydowali się na wykonanie testów na ludzkich ochotnikach.

Mimo iż istnienie różnych grup krwi odkrył na początku dwudziestego stulecia Austriak Karl Landsteiner,

to właśnie Hirszfeld i von Dungern odkryli zasadę dziedziczenia grup wedle praw Mendla

oraz wprowadzili obowiązującą do dziś terminologię: podział na grupy A, B, AB i 0.

Ich badania doprowadziły także do wprowadzenia pierwszych w dziejach podstawowych testów na ojcostwo.

Hirszfeld w swoich publikacjach opisał też, opierając się na czysto logicznych przesłankach,

konflikt serologiczny między matką a płodem, co zostało potwierdzone po odkryciu czynnika Rh.

W 1911 r. małżeństwo Hirszfeld przeniosło się do Zurychu, gdzie Ludwik objął posadę w Instytucie Higieny

tamtejszego uniwersytetu, zaś Hanna podjęła pracę w zuryskiej Klinice Dziecięcej pod okiem Emila Feera,

odkrywcy efektów zatrucia rtęcią.

W roku rozpoczęcia Wielkiej Wojny, w wieku 30 lat,

 

Hirszfeld uzyskał habilitację, w głównej mierze za zasługi w badaniu anafilaksji,

anafilotoksyn i ich związku z koagulacją krwi.

Po wybuchu wojny rząd Serbii poprosił międzynarodowe środowisko lekarskie

o pomoc w walce z epidemiami nękającymi ponad czteromilionową populację.

Małżeństwo Hirszfeldów odpowiedziało na apel i udało się do Serbii.

Na miejscu zostali zmrożeni skalą humanitarnej katastrofy. Jak pisał sam Hirszfeld:

„Wystarczy powiedzieć, że z czteromilionowej ludności przechorował milion,

że z 360 lekarzy chorowali prawie wszyscy – zmarło 126.

Były wypadki, że przez pomyłkę kładziono na stosy trupów ludzi nieprzytomnych”.

Pomimo trudności udało mu się sporządzić szczepionkę, która okazała się decydującą bronią

w starciu z epidemią tyfusu plamistego.

Za te zasługi został odznaczony orderem św. Sawy.

 

Gdy w październiku 1915 r. wojska państw centralnych przełamały front, Hirszfeld, razem z cofającą się armią serbską

przeszedł przez góry Albanii na wybrzeże Adriatyku.

Podczas tej przeprawy zginęła z zimna i braku pożywienia duża część serbskiego wojska.

Małżeństwo zdecydowało się na ten czyn pomimo zaleceń rządu, który proponował im poddanie się Austriakom

– jako lekarzom nie zagrażało im żadne niebezpieczeństwo.

Swoją lojalnością Hirszfeldowie zaskarbili sobie sympatię i pamięć Serbów.

Następnie małżeństwo lekarzy powróciło do Zurychu, gdzie nie zabawiło jednak zbyt długo.

Na zaproszenie serbskiego rządu na uchodźstwie szybko wyjechali do Grecji

– tam Hirszfeld zarządzał Kliniką Chorób Zaraźliwych w Salonikach oraz szkolił lekarzy i personel medyczny.

Również w Grecji żydowski lekarz dokonał odkrycia pałeczek duru rzekomego C,

nazwanych od niego salmonella hirszfeldi.

Hirszfeldowie wrócili też do starej pasji Ludwika – badań nad występowaniem grup krwi

w zależności od pochodzenia i narodowości. Opiekując się różnymi żołnierzami, Ludwik uzyskał szansę

na sprawdzenie swoich hipotez.

 

Wyróżnił wtedy trzy kategorie powiązane z grupami krwi i pochodzeniem człowieka:

europejską powiązaną z grupą A;

azjatycką powiązaną z grupą B

oraz pośrednią, gdzie ilość posiadaczy poszczególnych grup kształtowała się na podobnych poziomach.

Zaproponował wskaźnik, nazwany Indeksem Biochemicznym Hirszfelda (IBH) – im wyższy,

tym więcej grupy A w populacji, im niższy, tym więcej osób dysponuje grupą B.

 

Najwyższe poziomy IBH prezentowali żołnierze angielscy i francuscy,

najniższe Hindusi oraz Wietnamczycy.

Na podstawie tych badań, które dziś mogą wydawać się zupełnie proste i oczywiste,

rozwinęła się gałąź nauki śledząca wspólne pochodzenie ludów – seroantropologia,

współcześnie oparta już o zaawansowane badania DNA

 

Po powrocie w 1919 roku do wolnej Polski, Ludwik dokonał konwersji na chrześcijaństwo,

uważając, że będąc Polakiem, należy być też katolikiem.

Zorganizował Zakład Badania Surowic i Szczepionek w Warszawie, którego został dyrektorem.

Po połączeniu z Państwowym Zakładem Higieny w 1924 roku uzyskał stanowisko dyrektora

działu Bakteriologii i Medycyny Doświadczalnej.

 

W latach 1926-1933 sprawował funkcję dyrektora i faktycznego kierownika PZH.

W tym czasie habilitował się po raz drugi z zakresu bakteriologii i immunologii, zaś w 1931 roku

uzyskał tytuł profesorski na Uniwersytecie Warszawskim.

W tym czasie jego szczególną uwagę przykuwały zagadnienia dziedziczenia odporności na choroby zakaźne.

Jego hipoteza, sugerująca, że odporność można zyskać od przodków, którzy przetrwali konkretne choroby,

została później potwierdzona przez badania innych naukowców.

 

Od 1924 roku Hirszfeld wykładał na Wydziale Farmaceutycznym Wolnej Wszechnicy Polskiej,

Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego i w Państwowej Szkole Higieny.

Jego wykłady przyciągały tłumy studentów. Sam tłumaczył swój sukces w bardzo prosty sposób:

„Kto chce rozpalić innych, sam musi płonąć”.

Cechowała go szczerość, był też wymagającym mistrzem, co doskonale ilustruje inny cytat:

„Jeśli młody człowiek, otrzymawszy temat jakiejś pracy, po trzech miesiącach nie wie więcej od profesora na ten temat,

to jest niedołęgą”.

 

Pełnię światowego rozgłosu uzyskał w 1928 roku, kiedy podczas konferencji Komitetu Higieny

przy Lidze Narodów postanowiono przyjąć nazewnictwo grup krwi zaproponowane przez Hirszfelda i Dungerna.

Podczas różnych kongresów Hirszfeld obserwował stopniowy wzrost popularności faszyzmu,

także wśród jego kolegów.

W swojej Historii jednego życia wspomina Leona Lattesa, włoskiego Żyda, pioniera z zakresu serologii sądowej

i jego czołobitne zachowanie wobec Mussoliniego na rzymskiej konferencji w 1935 r.:

„Wydawał się wielkim, chytrym kotem mruczącym z przyjemności.

Najwyraźniej było to tak nieodzowne, jak palenie kadzideł antycznym cezarom”.

O naukowcach kolaborujących później z okupantami mówił, że „zdradzili więcej niż ojczyznę

– zdradzili marzenia i nadzieje całej ludzkości”.

W momencie wybuchu II wojny światowej Hirfszeld swoją słowną dezaprobatę zamienił na konkretne działania.

 

Już we wrześniu 1939 r. zaproponował polskim władzom stworzenie placówki krwiodawstwa i przetaczania krwi rannym.

Po rozpoczęciu okupacji niemieckiej pozbawiony został wszystkich stanowisk

– w zamian zaproponowano mu posady profesorskie na terenie Niemiec, Hirszfeld jednak odmówił.

Przyjaciele z zagranicy namawiali go do ucieczki i oferowali pomoc, lecz bezskutecznie.

„Matka mojej żony była bez środków do życia, człowiek nam bardzo bliski – w obozie koncentracyjnym,

a jego rodzina bez opieki. W tych warunkach rzucić ich wszystkich na pastwę losu?”

– tłumaczył później swoją decyzję.

 

20 lutego 1941 roku został przymusowo przesiedlony do warszawskiego getta,

pomimo nadania obywatelstwa jugosławiańskiego przez króla Piotra II, który próbował w ten sposób

uratować polskiego naukowca.

Podczas pobytu w getcie prowadził badania naukowe, wykłady dla studentów, rozpowszechniał wiedzę na temat

higieny i profilaktyki chorób zakaźnych.

Dzięki przemyconej do getta szczepionce, przysłanej z Lwowa przez profesora Rudolfa Weigla, l

eczył potajemnie chorych na tyfus plamisty. Z getta uciekł dzień przed zaplanowaną wywózką do obozu zagłady,

w lipcu 1942 roku, dzięki pomocy życzliwych aryjskichznajomych, którzy przekazali Hirszfeldom

papiery robotników udających się do pracy na drugą stronę.

Żył pod przybranym nazwiskiem, z fałszywymi dokumentami dostarczanymi przez ruch oporu udawał urzędnika – dezynfektora.

 

Na początku 1943 r. Hirszfeldowie doświadczyli swojej największej tragedii, kiedy umarła ich 23-letnia córka, Maria.

Po pewnym czasie przedostali się do południowej Polski, gdzie ukrywali się u różnych rodzin ziemiańskich.

W 1944 r. Hirszfeld brał udział w organizacji Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie,

gdzie został mianowany prorektorem i profesorem mikrobiologii.

Rok później przeniósł się do Wrocławia, pomagając w budowaniu struktur tamtejszego uniwersytetu,

w szczególności Wydziału Lekarskiego, którego został dziekanem i profesorem mikrobiologii lekarskiej.

Chciał wrócić do Warszawy, jednak po krótkim pobycie tam stwierdził,

iż mieszkanie w stolicy przywołuje zbyt wiele ponurych wspomnień.

W latach 1948-1950 przewodniczył Radzie Naukowej ds. Krwiodawstwa (powołanej przez zarząd Polskiego Czerwonego Krzyża).

 

W 1950 r. został nominowany do nagrody Nobla za wyjaśnienie zjawiska konfliktu serologicznego matki i dziecka.

Był też jednym z pierwszych członków–założycieli Polskiej Akademii Nauk.

Powtórnie, jak przed wojną, na jego wykłady przychodziły tłumy studentów.

Jak wspomina dr Janina Wartenberg, współpracująca z Hirszfeldem we Wrocławiu,

pomimo horroru wojny był pogodnym i życzliwym człowiekiem: „Czuliśmy, że każdy z nas jest dla niego ważny.

«Dziecko – mówił na przykład – mizernie wyglądasz, może byś wzięła dwa dni urlopu?»”.

Przyjaźnił się z Pawłem Jasienicą, który opowiedział o jego życiu i badaniach w Opowieściach o żywej materii.

Do końca pozostał optymistą Na kilka godzin przed swoją śmiercią miał wypowiedzieć słowa:

„Wierzę, że ludzie będą lepsi”.

 

Zmarł 7 marca 1954 roku i został pochowany na cmentarzu św. Wawrzyńca we Wrocławiu,

gdzie dziesięć lat później spoczęła też jego ukochana żona Hanna.

Dziś Ludwik Hirszfeld jest postacią w zasadzie zapomnianą.

Co gorsza, jeśli jest pamiętany, to przede wszystkim poza granicami Polski.

Jego imię nosi zaledwie kilka ulic, placów i jednostek medycznych w naszym kraju.

Poczta Polska jeden raz wypuściła znaczek z jego podobizną.

Wspominając więc cytat, który otwiera artykuł, powinniśmy zadać sobie pytanie

– czy tylko na tyle życzliwości stać Polaków w XXI wieku?

Tekst powstał ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach priorytetu

„Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2016".

Jest częścią projektu Polacy Inspirują.

]]>http://jagiellonski24.pl/2016/08/17/b-ab-0/]]>

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.4 (6 głosów)

Komentarze

Pierwsza - formalna.

Hirszfeld nie "wynalazł" ani nie "udało mu się sporządzić szczepionki" która "okazała się decydującą bronią w starciu z epidemią tyfusu plamistego", nie było w tym żadnej jego zasługi. Szczepionkę sporządził, już po I wojnie światowej, wspomniany w artykule prof. Rudolf Weigl (którego nb "zapomniano", wskutek politycznej nagonki, znacznie badziej niż Hirszfelda).

Druga uwaga - natury ogólnej.

Hirszfeld nigdy nie okazał wdzięczności Weiglowi za pomoc i "przemycaną" (oraz PRZYSYŁANĄ, a nie przysłaną, co sugerowałoby akt jednorazowy) do warszawskiego getta szczepionkę. Nigdy, po wojnie, nie stanął w obronie Weigla, nigdy nie okazał z nim solidarności w tym okresie. W sytuacji, gdy Weigl ocenił negatywnie pracę habilitacyjną dr Zdzisława Przybyłkiewicza (nb wyjątkowo słabego naukowca, do tego - podłego czlowieka) to - proszony o ocenę bakeriolog, prof. Hirszfeld z Wrocławia, "wymówił się" brakiem kompetencji. 

Mogę dodać, że szczepionka w getcie była "na wagę złota", ale trudno powiedzieć, w jaki sposób "gospodarzył" nią prof. Hirszfeld.

Nie umniejsza to w żadnym stopniu zasług Hirszfelda w dziedzinie hematologii, serologii, immunologii, natomiast mówi o jego oportunizmie.

Weigl - po wojnie - był systematycznie niszczony, Hirszfeld - jakby na to nie patrzeć - robił w tym samym czasie karierę. Takie są fakty.

Poczta Polska nie "wypuścila" żadnego znaczka z podobizną Weigla, jak rownież "państwo polskie" po wojnie utrąciło kandydaturę Weigla do Nagrody Nobla.

Poza granicami Polski - w żadnym kraju - nikt już o Weiglu nie pamięta. A np. amerykański dziennikarz Arthur Allen tworząc publikację pod tytułem "Fantastyczne laboratorium doktora Weigla" pisze głównie o Ludwiku Flecku, który w pewnym okresie współpracował z Weiglem, a w czasie wojny miał jakoby produkować szczepionkę p-w tyfusowi plamistemu w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie. Pisałam jakiś czas temu na ten temat - na Niepoprawnych i na portalu B'n'R.

Również Fleck, mimo iż doświadczył pomocy Weigla podczas wojny, nigdy nie okazał mu wdzięczności robiąc powojenną karierę w Polsce. Ostatecznie - z pobudek patriotycznych - wyjechał do Izraela, gdzie jednak losy jego nie były specjalnie "różowe", choć do końca zycia pracował jako naukowiec.

Tak więc - nie tylko Hirszfeld został "zapomniany", albo może nie jest doceniany współcześnie (nie mniej - miał czas świetności w okresie powojennym), podczas gdy o Weiglu i Flecku nie pamięta już prawie nikt.

 

Vote up!
5
Vote down!
0

_________________________________________________________

Nemo me impune lacessit - nie ujdzie bezkarnie ten, kto ze mną zacznie

katarzyna.tarnawska

#1521839

jeszcze parę cytatów

Słyszę ze wszystkich stron okrzyki starszych i dzieci, jakieś namiętne okrzyki tęsknoty i wdzięczności: O, Polacy są dobrzy, dawali mi chleb, zupę, a nawet skarpetki. A ja nawet mogłem przenocować. (…) Ci biedacy nie mogli wiedzieć, że mi rośnie serce na myśl, że mój naród, któremu opinia świata zarzuca antysemityzm, jest dobry. Mimo kary śmierci za pomoc i mimo odziedziczonej antypatii dla Żydów

 

nacjonaliści żydowscy nienawidzą Polaków więcej niż Niemców, i że świadomie idą w kierunku proniemieckim, tak jak zresztą to przewidziałem w mojej książce (…). Jeśli nie podkreślam tych spraw publicznie, to dlatego tylko, by Żydom nie szkodzić i nie pogłębiać przepaści, którą kopie nacjonalizm żydowski pomiędzy Żydami i Polakami

(1947)

 

Vote up!
3
Vote down!
0

„Od rewolucji światowej dzieli nas tylko Chrystus” J. Stalin

#1521854

Dziękuję za korektę i sprostowanie

Bo Twoja notatka spełnia tu zadanie

Masz dużą wiedzę którą się z nami dzielisz

Liczę że książkę napisać się ośmielisz

Pozdrawiam serdecznie

Vote up!
2
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#1521897

Nie "widzę" siebie jako autora Książki - wspomnień o Weiglu.

Pozwolę sobie (myślę, że autor wybaczy mi) zacytować, moim zdaniem doskonały, pomysł p. Stanisława Kosiedowskiego - redaktora strony internetowej http://www.lwow.home.pl/Weigl/lab/lab.html

'proponuję zmobilizować do napisania kolejnej książki o profesorze Weiglu, np. wrocławskiego autora red. Marcina Urbanka, który - jak słyszałem od Krystyny Weigl-Albert - był zainteresowany tematem a pokazał się czytelnikom ze świetnej książki "Genialni. Lwowska Szkoła Matematyczna".'

Ja również uważam, że redaktor Urbanek byłby właściwą osobą. Jednak w mojej obecnej sytuacji - rodzinnej, zdrowotnej, społecznej - nie jestem w stanie "walczyć" o taką publikację. Byłoby chyba doskonale, gdyby mogły o to zabiegać wnuczki profesora Weigla. W jakimś stopniu mogłabym wspomagać taką publikację.

Sedecznie pozdrawiam

 

Vote up!
2
Vote down!
0

_________________________________________________________

Nemo me impune lacessit - nie ujdzie bezkarnie ten, kto ze mną zacznie

katarzyna.tarnawska

#1521903

Dziękuję za powyższe wyjaśnienie 

I nadzieję że spełni się marzenie

Wielu zwolenników gloryfikacji

Polaków godnych prawdziwych owacji

Pozdrawiam serdecznie

Vote up!
1
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#1522045