Piosenka o brutalnych pieszczotach i guziczku który dobrze znamy

Obrazek użytkownika Godny Ojciec
Historia

Zacząłem dziś moją rutynową przygodę z portalem „]]>SzkołaNawigatorów.pl]]>” od przeczytania najnowszego wpisu Krzysztofa Osiejuka. Tekst pt: „O piosenkach które już znamy” poświęcił on ujawnieniu kilku ciekawych tricków ze swojego warsztatu pisarskiego, oraz tym razem chyba całkiem niekokieteryjnemu użalaniu się nad sobą i gnuśnością komentatorów jego twórczości. Jeśli chodzi o warsztat to mowa była o wielopiętrowości poziomów i warstw skojarzeniowych, oraz konieczności wymyślenia dobrego bo ironizującego tytułu. Jak ważny jest tytuł felietonu świadczy fakt że praca nad nim zabiera często Krzysztofowi więcej czasu niż sam tekst! Ça par exemple!

Jeśli idzie o duchowe rozterki to zawsze w takich chwilach odczuwam współczucie dla cierpiącego nieszczęśnika, oraz coś w rodzaju moralnego przymusu udzielenia mu natychmiastowej pomocy. Wszyscy mówią mi, że powinienem był zostać lekarzem... albo księdzem... bądź psychiatrą... albo, że matka źle mnie wychowała.

Najczęściej „pomocna dłoń” ma formę wyjaśnienia oczywistych przyczyn, które sprawiły, że delikwent znalazł się w takim a nie innym, opłakanym położeniu. Wicie rozumicie wędkę trzeba dać a nie od razu rybkę.

Widać te przyczyny przecież jak na dłoni. Jak byk sterczą, a on jakby był całkiem na nie ślepy, albo wręcz zaczadzony?!

Zwykle w nagrodę za pomocnie wyciągniętą dłoń w stronę skrzywdzonego spotyka mnie cios prosto w nos a la Valser. Oczywiście nie ten nos prawdziwy lecz atrapę specjalnie przygotowaną na ewentualność gwałtownej reakcji cierpiącego. Jest bowiem łatwym do przewidzenia, że reakcja osoby dotkniętej traumą może być gwałtowna, odruchowa, nieskoordynowana i mimo woli mieć jednoznacznie agresywny charakter. Żeby więc krew nas nie zalała wskazane się wydaje przygotować sobie wcześniej, rodzaj „makiwary do spuszczania pary”.

Niestety w przypadku Krzysztofa Osiejuka od jakiegoś czasu nie mam możliwości udzielania mu wsparcia w potrzebie konstruktywną krytyką, gdyż wcześniej w podobnym przypadku zamiast wyładować się na moim alter-nosie jak to było zaplanowane, spuścił parę naciskając guziczek pod tytułem „Knebel”. Chyba występujący też pod jakąś inną nazwą (cenzura, blokada, itp.), ale wiadomo o co chodzi.

Uruchamiając ten szatański mechanizm zaimplementowany u zarania dziejów portalu przez jakiegoś ucznia czarnoksiężnika, Krzysztof Osiejuk automatycznie zablokował innym możliwość komunikowania się z nim. To znaczy my prości użytkownicy możemy obserwować jego działania i cierpienia jak rybki w akwarium, czytać produkowane przez niego treści, ale on nas nie usłyszy.

Czyta tylko nadszyszkowników, klakierów i hipokrytów, których sobie ocalił z guziczkowego pogromu. Można powiedzieć: ma co chciał więc w czym problem?

 

Nie wiem ile razy i wobec jakich osób użył sobie Krzysztof tego kuszącego i niezmiernie łatwego w obsłudze guziczka? Przypuszczam że co najmniej kilka razy... A-Tem, Ślepamańka, Stoperal, Stopfałszerzom... itd. Ale wiem na pewno, że nawet jednorazowe naciśnięcie tego „clitorisa cenzorskiej władzy” powoduje uzależnienie. W skrócie „CCO”. Poczucie nieograniczonej wręcz omnipotencji nad drugim człowiekiem jakie daje drażnienie owego dinksa może wyzwolić wielki zastrzyk adrenaliny pomieszanej z serotoniną w koktail o diabelskich proporcjach i skutkach.

Szczerze więc współczułem Krzysztofowi położenia w jakim się znalazł. Było to przecież nie zawinione do końca popadnięcie w diabelską pułapkę.

Do czasu.

Otóż gdy wszedłem na tekst wspomnianego felietonisty pt: „]]>Justin Bieber się zaręczył]]>” ujrzałem w jego komentarzach krótki dialog z innym tutejszym felietonistą: Markiem Natusiewiczem, z którego wynika, że nasz bohater dobrze rozumie wszelkie aspekty jakie dla ludzkiej duszy niesie zastąpienie misjonarskiego znoju błyskotliwym użyciem CCO (clitorisa cenzorskiej omnipotencji).

- Aaaa... skoro tak! to już Cię nie żałuję – pomyślałem z nieskrywana satysfakcją.

I pewnie wcale nie napisałbym niniejszego tekstu bo po co strzępić pióro gdy ja wiem i on wie i A-Team i pan Marek Natusiewicz i Stopfałszerzom nawet wiedzą...

 

Zdarzyło się jednak coś co sprawiło, że się zmobilizowałem do napisania tego tekstu.

Otóż też wczoraj dane mi było obserwować zupełnie podręcznikowy przykład pokazujący krok po kroku jak ten diabelski guziczek do banowania, potrafi zdeprawować nawet bardzo dobrych i uczciwych ludzi. Zwłaszcza początkujących blogerów oraz historyków zainfekowanych turbogermanizmem, wraz z jego atawistyczną skłonnością do przemocy. Najbardziej wstrząsająca była dla mnie scena w której główny bohater tuż po dokonanej zbrodni rytualnego zamordowania swego polemisty, puszcza offtopową muzyczkę pozostałym na scenie akolitom.

Mam tu na myśli dramatyczny spektakl, który się wydarzył w komentarzach artykułu autorstwa pana Stalagmita pt: „Najdawniejsza historia. Najeźdźcy, konie i wozy” który można znaleźć tutaj> ]]>http://stalagmit.szkolanawigatorow.pl/najdawniejsza-historia-najezdzcy-konie-i-wozy]]>

 

Gorąco polecam przestudiowanie działu komentarzy. Póki jeszcze istnieją. Są tam wszystkie emocje, w laboratoryjnej wręcz sterylności ujawnione, oraz kilka argumentów podważających turbogermańską wykładnię naszej historii. Cymes :)

 

 

Na zakończenie zamieszczam „dla leniwych” fragment przywołanej wyżej rozmowy KO z MN

 

marek-natusiewicz >@krzysztof-osiejuk

13 lipca 2018 10:50

No, pacz Pan do czego to doszło ! I kto to widział !!!

odpowiedz

 

krzysztof-osiejuk >@marek-natusiewicz 13 lipca 2018 10:50

13 lipca 2018 10:57

Widzę ze doszło do tego, że po tym jak Pan mnie zablokował na swoim blogu, ma czelność przyłazić tu i się lansować.  Wstyd.

odpowiedz

 

marek-natusiewicz >@krzysztof-osiejuk 13 lipca 2018 10:57

13 lipca 2018 11:38

Zablokowałem bezwiednie na tym wspaiałym narzędziu. Odblokowuję więc... Resztę puszczam.. mimo wzroku!

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.1 (7 głosów)