„WIARUSY” - Strzelanina w siedzibie UB

Obrazek użytkownika Żołnierze Wyklęci

Jak likwidowano „Wiarusów” 27 czerwca 1949 roku dowódca oddziału „Wiarusy” Stanisław Ludzia "Dzielny", "Harnaś" oczekiwał na przybycie por. „Henryka” – przedstawiciela sztabu krakowskiego Okręgu Ruchu Oporu Armii Krajowej. Partyzanci od kilku lat tkwili w lesie. UB zadawał im kolejne ciosy, a ich sytuacja była coraz trudniejsza. Była to pozostałość jednego z najaktywniejszych pododdziałów zgrupowania partyzanckiego Józefa Kurasia „Ognia” . Zaklasyfikowana jako 3. Kompania jednostka ta w latach 1945 – 1946 dowodzona była przez chor. Henryka Głowińskiego „Groźnego”. Po jego śmierci w walce z KBW w listopadzie 1946 roku, dowództwo objął pochodzący z Wileńszczyzny plut. Antonii Wąsowicz „Roch”. Śmierć „Ognia” w lutym 1947 roku oznaczała ostateczny rozpad zgrupowania. Zaznaczony cyfrą 1 klęczy Stanisław Ludzia „Harnaś”, „Dzielny”. „Wiarusy” „Roch” nie zamierzał się ujawnić – kontynuował walkę zbrojną na Podhalu. Od tej pory on, jego podkomendni i następcy używali kolejno nazw: III Kompania AK, „Wiarusy”, „Znicz”.W maju 1947 roku wraz z dwoma podkomendnymi próbował przez zieloną granicę przedostać się do amerykańskiej strefy w Austrii. Nie udało się. Pod Wiedniem wpadli w ręce NKWD. Po kilkumiesięcznym śledztwie i procesie „Rocha” stracono w więzieniu bezpieki. Po nim oddziałem dowodził Józef Świder „Mściciel”. Jednak już po kilku miesiącach, w lutym 1948 roku zginął w walce z UB w miejscowości Lubień (pod Myślenicami). Kilka dni później poległ w walce z UB jego następca Dymitr Zasulski „Czarny”. Kolejny dowódca Tadeusz Dymel „Srebrny” przetrwał zaledwie do jesieni 1948 roku. 21 października zginął w zasadzce zorganizowanej przez UB w Chabówce koło Rabki. Ludzia został ciężko ranny, ale i tak miał więcej szczęścia: wraz z Edwardem Skurnogiem „Szatanem” zdołali się wymknąć obławie. Zaczął się rok 1949. Po rozprawie z opozycją i utworzeniu PZPR komuniści szybko przystąpili do budowy państwa powszechnego terroru i strachu. Fotografia Józefa Świdra „Mściciela” zastrzelonego przez UB w walce 14 lutego 1948 r., wraz z opisem sporządzonym przez bezpiekę. Mimo braku nadziei na rychłe zmiany oddział „Dzielnego” był skazany na dalszą walkę. Partyzanci zdawali sobie sprawę, że teren jest coraz bardziej nasycony konfidentami i informatorami UB. Powrót do zwykłego życia – po kilku latach walki z komunizmem – wcześniej czy później oznaczałby prosty scenariusz: aresztowanie, śledztwo, tortury i pewną śmierć. Oddział mógł przetrwać jedynie w górach i leśnych ostępach.Dlatego wiosną 1949 roku wracający do zdrowia „Dzielny” i jego podkomendni powrócili po zimie do kwater i obozów ulokowanych na gorczańskich szczytach. Mieli mundury, broń, świetnie znali teren. Wiedzieli jednak, że jako mały oddział nie są w stanie samodzielnie wpłynąć na losy kraju. Tym bardziej zależało im na włączeniu się w szerszy nurt niepodległościowego oporu przeciw komunizmowi. Powiązanie z ogólnopolską organizacją konspiracyjną, kontakt z Londynem dawałby im z jednej strony zaplecze dla działalności, z drugiej poczucie sensu walki w ramach podziemnego wojska. Liczyli także na pomoc organizacyjną, informacyjną. Potrzebowali rozkazów i wytycznych działania. Pieczęć „Wiarusów" – III Kompania AK. Porucznik „Henryk” Poszukiwali kontaktu z dowództwem istniejących w kraju organizacji konspiracyjnych. W tym celu „Dzielny” zwrócił się o pomoc do Stefanii Kruk ps. "Teściowa". Była to od lat osoba sprawdzona. Miała duży staż konspiracyjny sięgający bliskiej współpracujący z partyzantką „Ognia” jeszcze od czasów Konfederacji Tatrzańskiej, czyli pierwszych lat okupacji niemieckiej. W „terenówce” „Ognia” była również po 1945 roku, kiedy Ludzia był jednym z adiutantów Kurasia.W maju 1949 roku Kruk przyniosła „Dzielnemu” upragnione informacje: jest szansa na nawiązanie bliskich kontaktów z dużą organizacją konspiracyjną. Tym bardziej że właśnie tworzy ona swoje zaplecze wojskowe i poszukuje kontaktów z jeszcze funkcjonującymi oddziałami zbrojnymi.Dlatego spotkanie 29 czerwca 1949 roku było w pełni przygotowane przez „Teściową”. W Gorcach nad wsią Waksmund czekał Stanisław Ludzia, Mieczysław Łysek „Grandziarz”, Edward Skurnóg „Szatan” oraz Kazimierz Kolasa. Kruk wraz z siostrą Kolasy Marią po półtoragodzinnym marszu przyprowadziła por. „Henryka” ze sztabu ROAK w Krakowie. Spotkanie spełniło oczekiwania partyzantów. Otrzymali informacje o krajowej siatce konspiracyjnej i łączności z Londynem. Dostali egzemplarze wolnej prasy: podziemnego „Orła Białego” oraz wydawanego w Londynie „Dziennika Żołnierza”. Grupa żołnierzy oddziału "Wiarusy". Pierwszy od lewej stoi Józef Świder "Mściciel", drugi Stanisław Ludzia "Harnaś", "Dzielny". Nie stawiali warunków. Z miejsca zadeklarowali pełną gotowość podporządkowania się operacyjnego dowództwu Ruchu Oporu AK. Szansa uzyskania statusu oddziału bojowego ROAK oznaczała dla nich zupełnie nowy charakter działalności. „Henryk” przyjął sprawozdanie oddziału. Nakreślił cele i zadania ROAK. Nakazał sporządzić wykaz osób współpracujących z oddziałem oraz zlokalizowanych konfidentów UB w terenie. Ustalone zostały zasady łączności z dowództwem Okręgu w Krakowie.Kolejne spotkanie odbyło się 2 lipca. „Henryk” wręczył „Wiarusom” kolejne egzemplarze wydawnictw niepodległościowych. Zapowiedział, że dowództwo organizacji bierze pod uwagę przerzut najbardziej zaufanych ludzi na Zachód. Tam mieli przejść profesjonalne przeszkolenie wywiadowczo-dywersyjne, aby, po jego zakończeniu powrócić do kraju.Dwa dni później za pośrednictwem łączniczki przekazano dla oddziału fundusze, polecenia i instrukcje działania. Już 7 lipca „Henryk” potwierdził gotowość do organizacji przerzutu za granicę. Akcja miała się odbyć przy wykorzystaniu samochodu ambasady angielskiej pod pretekstem przewozu chorych obywateli brytyjskich. Odbyło się także spotkanie ze zwierzchnikiem „Henryka” kpt. „Antonim”. Omówiono dodatkowe szczegóły. Na prośbę dowództwa partyzanci zobowiązali się dopomóc w zamelinowaniu w terenie angielskiej radiostacji. Przerzut na Zachód Przygotowano fałszywe dokumenty. Wytypowani do drogi pożegnali się z rodzinami oraz ze Stefanią Kruk, bez której pomocy nie mieliby szans na rozpoczęcie nowego etapu działalności konspiracyjnej. 16 lipca 1949 roku pod osłoną nocy rozpoczęto operację. W pierwszej grupie wyjeżdżał Ludzia, Łysek i Skurnóg. Około godziny 22.15 w umówione miejsce pod drewnianym kościółkiem na Obidowej przy trasie Kraków – Zakopane podjechała sanitarka na brytyjskich numerach rejestracyjnych i angielskim napisem „Brytyjska Pomoc dla Polski. Oddział w Katowicach”. Wszystko przebiegło bez żadnych zakłóceń. Uzbrojeni w broń krótką partyzanci wsiedli do auta. „Henryk” żegnał ich osobiście. Na pamiątkę otrzymał od nich góralską ciupagę.Jeszcze tej samej nocy okazało się jednak, że samochód nie zmierza w kierunku granicy. Nieprzeczuwający niebezpieczeństwa partyzanci zamiast do bezpiecznej kwatery trafili do… siedziby krakowskiego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. O tym, że wszyscy zostali oszukani, Ludzia zrozumiał dopiero w budynku, kiedy jego „przewodnik z ROAK”, a w rzeczywistości ubowiec pomyłkowo wprowadził go do innego niż zaplanowany pokój. Ludzia błyskawicznie wyciągnął broń i ostrzeliwując się, próbował uciekać. Jego strzały zaalarmowały dwóch pozostałych kolegów. Podjęli walkę, ale nie mieli szans. Strzelanina nie trwała długo. Wokół nich stali ubowcy z bronią gotową do strzału. Zginęli na miejscu.Także Ludzia był w matni – lekko ranny, został obezwładniony i skuty kajdankami. Dopiero w śledztwie zrozumiał skalę prowokacji, w której uczestniczył. Zarówno „Henryk”, jak i „Antoni”, byli podstawieni przez UB. „Sztab ROAK”, kontakty z zagranicą i rzekomą organizację wymyślono na potrzeby rozbicia oddziału, do którego UB, mimo zadawanych strat, przez długi czas nie miało dostępu. „Henryk” to w rzeczywistości Marian Strużyński, zdrajca – były żołnierz AK i WiN, a od 1947 roku jeden z najbardziej złowrogich agentów UB. Wewnątrz resortu posługiwał się pseudonimem 7, i już wcześniej miał duże „zasługi” w rozbijaniu struktur Zrzeszenia WiN w powiecie olkuskim. Kpt. „Antoni” to oddelegowany do tej roli funkcjonariusz krakowskiego WUBP por. Leon Niklas. Całą operację koordynowali osobiście niegdysiejsi AL-owcy: zastępca szefa WUBP Franciszek Szlachcic i naczelnik Wydziału III płk. Stanisław Wałach. Marian Strużyński vel Reniak. Zdrajca i agent UB, sprawca aresztowań i śmierci wielu wybitnych żołnierzy Niepodległościowego Podziemia. Jednak prawdziwy szok Ludzia musiał przeżyć, kiedy zrozumiał, że agentem zwerbowanym przez UB była także Stefania Kruk. To niewątpliwie jej sumienie w największym stopniu obciążało śmierć kolegów z partyzantki, których świadomie wydała w ręce ubowskich oprawców. Cynicznie i świadomie wykorzystała ich młodość, trudną sytuację, poszukiwania kontaktu ze środowiskami niepodległościowymi i pełne do niej zaufanie.Ludzia nie wiedział, że Kruk, mimo pięknej karty konspiracyjnej w latach 40., zdradziła swoich kolegów i dowódców jeszcze za życia „Ognia”, w 1946 roku. Ceną było wypuszczenie z więzienia jej syna. Za wolność zapłaciła – już jako TW „Wanda”, „S-21”, później „Konrad” – życiem co najmniej kilkunastu kolegów z partyzantki. Major „Maciej” Wydarzenia w WUBP były finałem tylko pierwszego etapu likwidacji „Wiarusów”. Sprawę trzymano w ukryciu, a o kulisach nocnej strzelaniny w WUBP nie wiedział nikt poza UB. Teraz bezpieka zamierzała zlikwidować dalszą część oddziału – pozostałe cztery osoby. Żołnierze poakowskiego oddziału III kompania AK (ROAK, "Wiarusy", "Znicz") W dalszym ciągu podtrzymywano pozory funkcjonowania sztabu ROAK. Znowu skorzystano z usług Stefanii Kruk i agenta „7”. Na dzień 26 lipca 1949 roku wyznaczono partyzantom spotkanie z przedstawicielem sztabu ROAK mjr „Maciejem” (jego rolę grał Szlachcic) i grupą ochraniającą radiostację w miejscowości Surówki koło Rabki. W rzeczywistości ową „grupą ochraniającą” byli przebrani ubowcy i żołnierze KBW. Partyzantów poinformowano, że „Dzielny”, „Grandziarz” i „Szatan” bez przeszkód trafili do celu. „Maciej” odebrał od nich meldunki i polecił przejść do specjalnie przygotowanych kwater we wsi. Wszystkich rozlokowano, tak aby w jednym pomieszczeniu na każdych dwóch partyzantów przypadało sześciu ludzi bezpieki. Na umówiony sygnał – hasło „Niech żyje rząd londyński!” – wszyscy rzucili się na partyzantów. Obezwładniono ich bez kłopotu: skuto kajdankami i wywieziono do Krakowa. W ręce UB dostali się Jan Jankowski „Zbieg”, Henryk Machała „Gryf”, Leon Zagata „Złom” i Stanisław Janczyk „Prut”.Oddział „Wiarusy” przestał istnieć. Przez Podhale przetoczyła się fala aresztowań wśród wszystkich, którzy mieli kontakty z „Wiarusami”. Rozpoczęły się przesłuchania, bicie, wymuszanie zeznań.Proces przed komunistycznym sądem był już tylko formalnością. Wszyscy – łącznie z Ludzią – zostali skazani na karę śmierci. Wyroki wykonano 12 stycznia 1950 roku.Była to kolejna tego typu akcja UB. W 1949 roku można mówić już o dużym doświadczeniu resortu w organizacji podobnych „przerzutów partyzanckich”. Wszak już w 1946 roku udało się podczas takiej operacji wymordować stu kilkudziesięciu żołnierzy zgrupowania Henryka Flamego „Bartka”. Zarówno Stefania Kruk, jak i Strużyński w dalszym ciągu wiernie służyli mocodawcom z UB. Ten ostatni pod pseudonimem Marian Reniak publikował w PRL wysokonakładowe „bohaterskie” książki. W wolnej Polsce nikt go nie pociągnął do odpowiedzialności za udział w zbrodniach, a po śmierci w 2004 roku „Gazeta Policyjna” opublikowała nekrolog na temat jego „zasług dla Polski”, zakończony jak na urągowisko: „Cześć Twojej Pamięci, Marianie!”. Dr Maciej Korkuć, IPN O/Kraków Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w "Rzeczpospolitej" z 19.11.2007 r. W artykule wykorzystano referat Tomasza Gołdyna pt. „Likwidacja oddziału »Wiarusy« w aktach UB” oraz materiały z zasobów archiwalnych krakowskiego Oddziału IPN. Strona główna>

Brak głosów