DO PIEKŁA I Z POWROTEM cz.III

Obrazek użytkownika Jacek Mruk
Świat

Los innych chłopców

Coraz bardziej przerażony, zapytałem mojego przewodnika: «Czy ci chłopcy, lecąc do tej przepaści, wiedzieli, dokąd idą?»

«Nie ma wątpliwości. Tyle razy dawano im przestrogi.. Oni sami jednak wybierali sobie drogę w tym kierunku. Nie odczuwali wstrętu do grzechu ani z nim nie walczyli. Gorzej, lekceważyli i odrzucali nieustannie miłosierdzie Boże, wzywające ich do pokuty. Prowokowali tym Bożą sprawiedliwość».

«O, jak okropnie muszą przeżywać ci nieszczęśni chłopcy fakt, że nie mają już żadnej nadziei» — wykrzyknąłem.

«Jeżeli chcesz naprawdę poznać ich uczucia, ich rozpacz i szał, to podejdź nieco bliżej» — zauważył przewodnik.

Zrobiłem parę kroków naprzód i zobaczyłem, że wielu z owych biednych potępieńców zajadle walczyło ze sobą jak wściekłe psy. Inni drapali sobie twarze i ręce, swoje własne ciało i pogardą odrzucali je precz. Wtedy nagle cały sufit pieczary stał się przejrzysty jak kryształ. Ukazał się skrawek nieba, a w nim ich koledzy roztanczeni szczęściem wiekuistym.

Wzgardzone miłosierdzie Boga

Biedni zatraceńcy płonęli wściekłością w szalonym gniewie i zieli zazdrością, bo kiedyś wyśmiewali się ze Sprawiedliwego. «Widzi to występny, gniewa się, zgrzyta zębami i marnieje» (Ps 112, 10).

«Dlaczego nie słyszę żadnego głosu» — zapytałem przewodnika.

«Podejdź bliżej» — doradził.

Poprzez kryształową szybę usłyszałem krzyki i szlochy, bluźnierstwa i przekleństwa pod adresem świętych. Głosy ich zlewały się ze sobą. Rozlegał się wokoło zgiełk ostrych krzyków i zawodzeń.

Gdy uprzytamniają sobie błogosławiony los swoich dobrych kolegów — powiedział — muszą wręcz wykrzyknąć: «To ten, co dla nas głupich niegdyś był pośmiewiskiem i przedmiotem szyderstwa: jego życie mieliśmy za szaleństwo, śmierć jego — za hańbę. Jakże więc policzono go między synów Bożych i ze świętymi ma udział? To myśmy zboczyli z drogi prawdziwej» (Mdr 5, 4—5).

Dlatego też wykrzykują: «Nasyciliśmy się na drogach bezprawia i zguby, błądziliśmy po bezdrożnych pustyniach, a drogi Pańskiej nie poznaliśmy. Cóż nam pomogło nasze zuchwalstwo?... to wszystko jak cień przeminęło» (Mdr 5, 7—9).

Takie to są ich tragiczne zawodzenia, które powtarzać się będą przez całą wieczność. Lecz ich krzyki, skargi i wszelkie wysiłki są daremne». «Owładnie nim siła nieszczęścia» (Hi 20, 22).

«Już nie istnieje dla nich czas. Jest tylko wieczność»

Widząc to wszystko i słysząc, nagle zapytałem siebie: «Jakżeż mogą ci chłopcy być potępieni? Przecież wczoraj wieczorem bawili się jeszcze w Oratorium».

«Chłopcy, których tutaj widzisz — odpowiedział — są umarli dla Bożej Łaski. Gdyby skonali w tej chwili czy nie chcieli wycofać się ze swoich niecnych dróg, zostaliby potępieni. Lecz tracimy czas. Chodźmy dalej!»

Ogień nieugaszony

Poprowadził mnie dalej. Zeszliśmy w dół korytarzem do nisko położonej pieczary. Nad wejściem do niej znajdował się napis: «Robak ich nie zginie i nie zagaśnie ich ogień» (Iz 66, 24). Pan Wszechmogący ich ukarze… ześle w ich ciało ogień i robactwo i jęczeć będą z bólu na wieki» (Jud 16, 17). Tutaj uświadomiłem sobie jak potworne wyrzuty sumienia cierpieli wychowankowie naszych szkół. Przeżywali nieludzkie męki, przypominając sobie każdy nieodpuszczony grzech i sprawiedliwą karę za niego. Mogli przecież korzystać z licznych i niezwykłych środków ku naprawie swego życia, wytrwania w cnocie i zbierania zasług na niebo. Z trwogą przypominali sobie lekkomyślnie odrzucone hojne łaski, udzielane przez Najświętszą Dziewicę... Przeżywali prawdziwą gehennę, wiedząc, że tak łatwo mogli się zbawić, a teraz są nieodwołalnie straceni na zawsze. Cisnęło im się na pamięć tyle dobrych postanowień, których niestety nigdy nie wypełnili. Piekło rzeczywiście wybrukowane jest dobrymi intencjami!

W niższej pieczarze zobaczyłem ponownie w ognistym piecu chłopców z Oratorium: kilku przebywało w nim aktualnie, a inni to byli wychowankowie lub też całkowicie mi nieznani. Z bliska zauważyłem, że obsiadło ich różnego rodzaju robactwo, które wgryzało się w ich serca, oczy, ręce, nogi i całe ciało z takim okrucieństwem, że nie sposób tego opisać. Bezradni i nieruchomi chłopcy stawali się łupem różnego rodzaju tortur. W nadziei, że uda mi się z nimi porozmawiać lub dowiedzieć się przyczyn ich potępienia, zbliżyłem się jeszcze bardziej do nich, lecz żaden z nich nie wypowiedział ani jednego słowa, ani też na mnie nie popatrzył. Zapytałem swego przewodnika o powód takiego zachowania. Wyjaśnił mi, że potępieni są całkowicie pozbawieni wolności. Każdy musi ponieść swoją karę w całej jej rozciągłości.

«A teraz — dodał — musisz także wejść do następnej pieczary».

«O, nie!» — zaprotestowałem z krzykiem. «Zanim człowiek dostanie się do piekła, musi przedtem odbyć się nad nim sąd. Ja nie zostałem jeszcze osądzony i nie chcę tam pójść!»

«Posłuchaj — powiedział — masz do wyboru: albo wejść do piekła i uratować swoich chłopców, albo pozostać na zewnątrz i pozostawić ich w mękach. Co wybierasz?»

Chwilę wahałem się w milczeniu. «Oczywiście, kocham swoich chłopców i bardzo pragnę pomóc im się zbawić — odpowiedziałem — lecz czy nie ma żadnego innego sposobu na to?»

«Jest sposób — mówił dalej — lecz pod warunkiem, że zrobisz wszystko, co będzie w twojej mocy».

Odetchnąłem z ulgą i powiedziałem sobie natychmiast, że zrobię chętnie wszystko, by uwolnić moich ukochanych synów od takich tortur.

«Wejdź zatem do środka — powiedział mój przyjaciel — i przypatrz się, jak dobry, Wszechmocny Bóg miłościwie ofiaruje tysiące środków, by twoich chłopców doprowadzić do prawdziwej pokuty i uratować ich od śmierci wiecznej».

Ujął mnie za dłoń i wprowadził do pieczary. Po kilku krokach poczułem, jak bym się nagle znalazł w wielkiej okazałej sali, której szklane drzwi kryły parę innych jeszcze wejść.

Na jednym z nich odczytałem napis: «Szóste przykazanie». Wskazując na niego, mój przewodnik tłumaczył: «Przekraczanie tego przykazania stało się powodem ruiny wiecznej bardzo wielu chłopców».

«Czy nie chodzili do spowiedzi?»

«Owszem, przystępowali do niej, lecz albo grzechy zatajali, albo też wyznawali w sposób niewłaściwy. Jedni ze wstydu podawali fałszywą liczbę grzechów. Inni oddawali się tym występkom jeszcze w czasie swojego dzieciństwa, a potem zabrakło im odwagi wypowiedzenia ich przed kapłanem lub też zrobili to niewystarczająco. Część z nich nigdy naprawdę nie żałowała za swoje przewinienia w tym względzie lub nieszczerze postanawiała unikać ich w przyszłości. Nie brakło i takich, którzy zamiast przebadać swoje sumienie i zrobić dokładny rachunek, cały swój wysiłek skierowali na to, w jakie słowa ubrać swoje niecne czyny i oszukać spowiednika. Każdy, umierając w takim stanie duszy, zdawał sobie dobrze z tego sprawę. Teraz ponosi tragiczne następstwa przez całą wieczność. Tylko szczery żal gładzi te grzechy i zapewnia szczęśliwość na wieki. Czy chcesz wiedzieć, dlaczego nasz miłosierny Bóg przyprowadził cię tutaj?»

— Podniósł zasłonę i zobaczyłem grupę chłopców z Oratorium — wszystkich znałem doskonale — znajdujących się tutaj ze względu na ten właśnie grzech. Wielu z nich cieszyło się w Oratorium opinią bardzo dobrych wychowanków.

«Z pewnością pozwolisz mi teraz zapisać ich nazwiska, bym mógł ich ostrzec indywidualnie» — wykrzyknąłem.

«To wcale nie jest konieczne!»

«Co więc proponujesz; co mam im powiedzieć?»

«W kazaniach mów zawsze o grzechach przeciwnych czystości. Takie ogólne ostrzeżenie wystarczy. Zrozum, że jeżeli nawet indywidualnie będziesz ich ostrzegał, chętnie będą ci obiecywali poprawę, ale tylko w słowach. Do mocnego postanowienia potrzebna jest Łaska Boża, ale taka, której twoi chłopcy nie odrzucą. Jeżeli będą się modlić, Bóg okaże im swoją miłość, przebaczy i zapomni ich upadki. Ty ze swej strony módl się także i wiele pokutuj. A gdy chodzi o chłopców, to niech stosują się do tych napomnień i radzą swoich sumień. Ono im podpowie, co czynić należy».

Przez następne pół godziny rozmawialiśmy o warunkach dobrej spowiedzi. Potem mój przewodnik kilkakrotnie wykrzyknął silnym głosem: — «Avertere! Avertere!!!»

«Co to ma znaczyć» — zapytałem.

«Zmień życie!»

Brak głosów