Jeśli widzicie coś i słyszycie, to wcale nie znaczy, że to widzicie i słyszycie ;)

Po pierwszym szoku wywołanym udostępnieniem na "tubie" króciutkiego filmiku z miejsca "wypadku" Smoleńskiego - czyli wymownym nabraniem wody w usta na ten temat tak przez mendia jak i "przedstawicieli wadzy" naszego bantustanu, wiadomym było, że wyżej wspomniane spolegliwe wobec "władzuchny" mendia (wsparte zapewne dopalaczami oznakowanymi symbolem "ojro" lub dolara) uczynią wszystko, by ten materiał skutecznie zdezawuować. Wiadomym też było, że nie da się go "zneutralizować" w podobny sposób jak i jego autora i odesłać w niebyt. Mleko się rozlało. Film już zaistniał w sieci, ludzie go obejrzeli i nijak nie da się z ich świadomości go usunąć. Zatem pozostało jedynie tak chachmęcić, by ludziska w natłoku "jedynie wiarygodnych" faktów i ich nie mniej "wiarygodnych" interpretacji wynajętych "ekspertów", o ile nie zapomnieli co widzieli, to przynajmniej uznali to za prowokację wymierzoną w miłościwie nam panujący "obóz rządzący" z "leliją niewinności" rodem ze WSI w roli prezydenta.

Tak więc po króciutkiej zadyszce spowodowanej nadmiarem roboty w "robieniu porządków" w archiwach i przejmowaniem wszystkiego co stanowiło źródło ich bólu głowy oraz obsadzaniem "słusznych ideowo" kolegów na co ważniejszych stanowiskach, nastąpił wysyp przyznających się do dzieła autorów rzeczonego filmiku. Twierdzących, że jak najbardziej nagrywali ten materiał, ale uchowaj Boże nie było tam żadnych odgłosów wystrzałów itp. rewelacji. A to co ludzie mieli okazje słyszeć to był huk z rozbijanych torebek papierowych. Co było wyrazem euforii strażaków po kolejnym uwieńczonym sukcesem uruchomieniu przez nich kolejnej linii gaśniczej (taka tradycja). "Śledztwo" trwało ile trwało, ale najlepsza zabawa musi mieć swój kres. Wydaje się że już wszystkie "ustalenia śledztwa" są "dopracowane" i jego końcowy wynik można by przedstawić lemingom. Ale coś kuferek się nie domyka i rzeczone "nagranie" za cholerkę nie daje się upchnąć. Z braku laku i wosk dobry. To też "wyciekają" informacje, że notatka sporządzona na miejscu z rozmowy z autorem tego materiału przez funkcjonariusza naszych służb, gdzie potwierdzono nie tylko fakt "strzałów", ale też była tam wzmianka o prośbie autora o zapewnienie mu ochrony. Jest ni mniej ni więcej "fałszywką" sporządzoną w celu zdyskredytowania zarówno naszej "władzuchny" i zachwiania dozgonnym braterstwem naszych krajów.

A dlaczego "fałszywka"? Ano bo powszechnie wiadomo, że notatki służbowe "służb" sporządzane są na druku ścisłego zarachowania na firmowym papierze z logo danego rodzaju "służby, który to "papier" jest funkcjonariuszowi równie niezbędny do pracy jak broń służbowa. I który niewątpliwie posiada każdy z nich (szczególnie poza terytorium własnego państwa) na wypadek "wypadku", kiedy to ochranianemu vipowi nie uda się przeżyć. A świadek uprze się że nie powie nic dopóki funkcjonariusz nie zaopatrzy się w odpowiedni formularz.

Kto nie wierzy może zasięgnąć opinii "ekspertów" (cennik usług zapewne z oczywistych powodów utajniono, ale od czegóż mamy nad wyraz "dociekliwych" dzienniłgarzy, którzy zrobią wszystko po to, by ich czytelnik dysponował "rzetelną" informacją pierwszej jakości i "świeżości").

No o teraz chyba już nikt nie ma wątpliwości, że wujkowie Donek i Bronek są cacy, a czarnym ludem jest..każdy kto uważa inaczej.

Powyższe napisałem w odruchu anty wymiotnym na publikacje onet-u wsparte "Rzepą":

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/spreparowano-nota...

http://www.rp.pl/artykul/2,570084_Kto-falszowal-...