Załoga,() przeżyła chwilowe załamanie moralne nie w wyniku niemieckiego ostrzału i bombardowania, ale z powodu ogłoszonej 7.IX kapitulacji

Obrazek użytkownika wilre
Artykuł

Reduta Westerplatte. Zakończenie obrony .
(  )

Obecny przy poddawaniu się pierwszej grupy polskich żołnierzy był też jeden z kadetów Kriegsmarine. Zapisał on w pamiętniku wstrząsający obraz mjr. Sucharskiego, potwierdzający relację Piotrowskiego:
Całkowicie załamany, w podartym ubraniu, pokryty kurzem Polak pojawia się z rękoma podniesionymi do góry, z wystraszonymi oczyma przechodzi przez rząd posterunków. Jego stan i jego nieogolona twarz upodabniają go do przestępcy. Lekko słaniając się dociera na plac jeńców i tam pada ze zmęczenia [podkr. Aut.]”[125].
Taki też obraz Sucharskiego został również utrwalony na niemieckich zdjęciach. Niemcy pobieżnie sprawdzili dokumenty mjr. Sucharskiego przy obecności ppłk. Henke i kmdr. Kleikampa. Następnie został on przesłuchany przez Henkego i dowódcę pancernika przede wszystkim co do powodu nieoczekiwanej przez Niemców kapitulacji, która nastąpiła w czasie, kiedy na Westerplatte nie prowadzono żadnych walk, ponad 2 godziny po tym jak zaprzestano ostrzału terenu Składnicy.
Sucharski dał żenującą i skandaliczną odpowiedź, która kompromituje jego osobę jako oficera. Odpowiedział Niemcom niezgodnie z prawdą, że „zaniechał dalszego oporu, ponieważ po pierwszym ostrzeliwaniu w dniu 1 września i po ataku bombowców w dniu 2 września, a przede wszystkim po ostrzale z dział 280 mm, poniosła straty i szczególnie w dniu dzisiejszym ucierpiała moralnie”[126]!
Kto ucierpiał moralnie? Kto pierwszy załamał się psychicznie i nie był w stanie dowodzić załogą Westerplatte? Czy była to załoga Westerplatte, którzy w chwili ogłoszenia kapitulacji nie chciała w pierwszej chwili uznać rozkazu kapitulacji? Załoga, która przeżyła chwilowe załamanie moralne nie w wyniku niemieckiego ostrzału i bombardowania, ale z powodu ogłoszonej przez Sucharskiego kapitulacji 7 września! 
 
Odpowiedź dana przez Sucharskiego zaważyła na opinii wydanej przez Kleikampa dla całej polskiej załogi! W Dzienniku Schleswig-Holsteina zanotował:
Dowódca Westerplatte, major Sucharski, poddał swoją załogę i Westerplatte mnie i ppłk. Henke[127].Ten polski oficer robi wrażenie bardzo mocno wyczerpanego, jego żołnierze są obszarpani, zupełnie otępiali i zdemoralizowani [podkr. Aut.]”![128]. Proszę jeszcze raz przyjrzeć się zdjęciom na których Sucharski i polscy żołnierze zostają zatrzymani przez niemieckich żołnierzy [uwaga! opis dotyczy zdjęć zamieszczonych w książce!]. Z całej grupy żołnierzy tylko mjr Sucharski sprawia wrażenie mocno przestraszonego, otępiałego i wyczerpanego. Nie widać tego ani po st. ogn. Piotrowskim, ani po rannym strz. Dobiesie, ani po żołnierzach ze zniszczonej w porannym ostrzale Wartowni Nr 2...
Na wizerunek Polaków oddających się do niewoli wpłynął fakt, że Sucharski przyzwolił by do trójki parlamentariuszy dołączyła grupa żołnierzy tzw. zszokowanych, psychicznie niezdolnych do dalszej walki (zespół wyczerpania walką), którzy mieli przez jakiś czas schronienie w starym schronie artyleryjskim koło Wartowni Nr 2. Ich wygląd nie mógł sprawiać dobrego wrażenia na nikim. Dodatkowo w kolumnie znalazła się obsada zniszczonej Wartowni Nr 2, brudna, zakurzona, zmęczona. Komendant Składnicy w żaden sposób nie zadbał o to, by w sposób godny zaprezentować zarówno siebie jako oficera oraz żołnierzy Składnicy. Wygląd, jak i zachowanie mjr. Sucharskiego już po stronie niemieckiej pozostawia bardzo wiele do życzenia. Nieogolony, brudny, bez czapki. Do tego zachowanie nie licujące z pozycją oficera. Na zdjęciach z podniesionymi rękoma (oficer!) udaje się z grupą polskich żołnierzy na niemieckie pozycje wyjściowe koło Mewiego Szańca.
Jego zastępca, kpt. Dąbrowski, już po wojnie wielokrotnie protestował przeciwko publikowaniu zdjęć Sucharskiego z chwili, kiedy został zatrzymany przez Niemców, gdyż jak uważał „tak nie powinno pokazywać się polskiego oficera”. Szkoda, że Sucharskiemu było najwyraźniej obojętne jak zapamięta go historia. Paradoks sprawił, że został zapamiętany tak jak ubrała go, i w przenośni i dosłownie, niemiecka propaganda.
 
O samym zatrzymaniu przez Niemców i kapitulacji mjr. Sucharski pisze niewiele, czemu dziwić się nie należy, zważywszy na jego stan psychofizyczny:
Mimo, iż występowałem w charakterze parlamentariusza[129], zostałem mimo moich protestów zrewidowany przez młodego oficera, przy czym zabrano mi moją legitymację oficerską i [Krzyż] V[irturi] M[ilitari]. (...)
Z dużym respektem zostałem dopiero potraktowany przez dowódcę natarcia ppłk. Henke[130] (...), który mnie doprowadził do dowódcy całości gen. Eberhardta. Po zgłoszeniu mu celu mego przybycia otrzymałem od niego, a następnie od dowódcy ‘Schleswig-Holstein’ Komandora Wenigera[131] gratulacje i uznanie od przeciwnika z powodu obrony Westerplatte[132], a jako dowód tego uznania ze strony niemieckiego dowództwa wręczył mi w ½ godz. później moją szablę z prawem noszenia jej w niewoli, zatwierdzonym następnie przez OKW”[133].
Zagadkowe jest zdjęcie mjr. Sucharskiego wykonane krótki czas po poddaniu się Niemcom, ale jeszcze przed przebraniem w mundur służbowy. Sucharski już nie z gołą głową, ale w rogatywce polowej (czyjej?) i z nieprzystającym wizerunkowi oficera, papierosem w kąciku ust... Widać, że nie zależało temu oficerowi, by w obliczu wroga zachować u niego należny respekt oraz szacunek poprzez swój wygląd i zachowanie.
 
Biała flaga zauważona na Westerplatte spowodowała szybką reakcję dowódcy niemieckiej straży ochrony wybrzeża Marinesturmbann Küstenschutz Danzig:
Błyskawicznie decydując się skaczą do motorówki i przepływają na drugą stronę – komendant Küstenschutz korvettenkapitan [kmdr. por.] Hornack, SA-sturmhauptführer Marckwardt i oberstückmeister Packlin”.
Kpt. Dąbrowski, na którego ręce dowodzenie polską placówką złożył mjr Sucharski, poprowadził polskich żołnierzy wzdłuż kanału portowego do linii niemieckich, a nie tak jak mjr Sucharski drogą na terenie Składnicy wzdłuż muru. Nad przemieszczającą się kolumną polskich żołnierzy przelatywał samolot. Jeńców fotografowano i filmowano[134].
Naprzeciw kolumnie polskich żołnierzy prowadzonych przez kpt. Dąbrowskiego i pozostałych oficerów wyszedł świeżo przybyły na nabrzeże Westerplatte kmdr ppor. Wilhelm Hornack[135]. Niewykluczone, że kmdr ppor. Hornack chciał być tym, który zostanie zapamiętany jako niemiecki oficer, który jako pierwszy przyjmował kapitulację Westerplatte. Sława „zdobywcy Westerplatte” spłynęłaby właśnie na niego, a co za tym idzie szybkie awanse i odznaczenia. Nie wiedział, że komendant Składnicy udał się na rozmowy kapitulacyjne. Nie wiedział też, że komendant przed odejściem do Niemców oficjalnie przekazał dowodzenie swojemu zastępcy. Kpt. Dąbrowski był więc w tym momencie nominalnym i oficjalnym dowódcą Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte...
Hornack wiedział za to dobrze, że z chwilą postawienia nogi na Westerplatte jest najwyższym stopniem oficerem niemieckim, który znajduje się najbliżej oficerów Składnicy. Miał niewiele czasu, aby przyjąć osobiście kapitulację polskiej załogi zanim pojawią się wyżsi stopniem niemieccy oficerowie.
W artykule „Kapitulacja Składnicy” zamieszczonym w magazynie „Odkrywca”[136] wysnułem hipotezę na podstawie niemieckich i polskich, że nad Kanałem Portowym Hornack doprowadzić miał do sytuacji, by Dąbrowski złożył przed nim kapitulację. Podczas tego zdarzenia kpt. Dąbrowski miał rzekomo wręczyć szablę Hornackowi[137]. Jednak szabli tej nie widać na żadnym ze zdjęć wykonanych nad Kanałem Portowym kolumnie polskich żołnierzy, jak i Niemcom.
Sponholz zapisał w swojej książce „Danzig, deine SA!”:
Garstka naszych śmiałków poczuła się trochę nieswojo, gdy naprzeciwko, koło budynku koszar od strony zabezpieczającej przed ogniem zobaczyła ponad 150 Polaków. Niemiecki dowódca [kmdr. Ppor. Hornack – przyp. Autora] stanowczo wezwał Polaków do natychmiastowego poddania się rozkazując podnieść ręce. Rzeczywiście, ponad półtorej setki rąk uniosło się wysoko. Polacy rozkaz wykonali, ale trzej Niemcy[138] zauważyli w polskich szeregach wzburzenie i gniew. Niemcy dysponowali tylko pistoletami i jednym polskim karabinem maszynowym, sposobu użycia tej broni nie znali” [139].
Respekt ze strony wroga zauważył kpt. Dąbrowski:
Eskortują nas walczący z nami niedawno marynarze z pancernika i żołnierze batalionu szturmowego pionierów.[140] Postawa ich w stosunku do nas jest po żołniersku twarda, ale i wyrażająca niemy podziw”[141].
U Sponholza jest jeszcze taki ważny fragment potwierdzający bardzo dobrą postawę polskich żołnierzy:
[Polsc]y jeńcy robili doskonałe wrażenie, byli to dobrani żołnierze”[142].
Podziw dla waleczności polskich żołnierzy wyraził kmdr. Kleikamp:
Dowódca ‘Schleswiga’ rzuciwszy niemieckim oddziałom komendę ‚Achtung’ wyraził załodze Westerplatte, jako godnemu siebie przeciwnikowi, pełne uznanie za dzielną obronę i prosił o przetłumaczenie naszym żołnierzom słów: ‘Tapfer geschlagen’ – ‘Dzielnie walczyliście’. Słowa te, słyszane z usta przeciwnika, były dla nas wielką satysfakcją w tych ciężkich dla kraju i dla nas chwilach. Nie padły już zresztą więcej w czasie II wojny światowej”[143].
Tu kilka słów wtrącenia odnośnie wyglądu por. Grodeckiego 7 września. Beret, który nosił por. Grodecki nie był cywilną częścią ubioru. Był to element lotniczego tzw. ubioru do ćwiczeń na ziemi. Nakrycie głowy stanowił w nim czarny beret filcowy z naszytymi (haft tzw. bajorkiem) lub przypiętymi oznakami stopnia wojskowego[144].
 
Około godz. 1130 pod Mewi Szaniec przybyła pozostała część polskiej załogi Westerplatte prowadzona przez kpt. Dąbrowskiego i pozostałych oficerów. Na majdanie Mewiego Szańca polscy żołnierze zostają ponownie, dokładnie zrewidowani w poszukiwaniu broni i dokumentów. Oficerowie: kpt. Dąbrowski, kpt. Słaby, por. Grodecki i ppor. Kręgielski zostają przesłuchani przy drewnianym stole obok Mewiego Szańca.
Oddziały niemieckie były mieszane – część marynarki, część piechoty” – wspominał kpr. Domoń – „Skierowali nas wzdłuż kanału na wschód, dalej stało bardzo dużo wojska niemieckiego, każdy automat był skierowany do nas. Przeprowadzono rewizję i zabrano nam wszystko, nawet zdjęcia”[145].
W trakcie przeprowadzania ewidencji kilku żołnierzy niemieckich doprowadziło do pozostałych polskich jeńców, żołnierza z obsady placówki „Fort”, który ukryć się miał w kopie siana[146].
Niemcy skrupulatnie policzyli polskich jeńców[147]. Do niewoli trafiło: 5 oficerów, 27 podoficerów, 158 żołnierzy i 9 rannych, „przeniesionych w bezpieczne miejsce”[148].
Razem było to 199 ludzi. Na podstawie wstępnie przeprowadzonych przesłuchań w sprawie polskich strat na Westerplatte, oceniono, że w walkach zginęło ok. 15-20 żołnierzy, ale już wtedy Kleikamp zanotował, że „obecnie trudno ustalić dokładnie”[149].
Po wojnie Ryszard Duzik opowiedział Jackowi Żebrowskiemu o tym, że Niemcy dysponowali pełną listą pracowników cywilnych! Jeden z niemieckich oficerów odczytał z listy nazwiska pracowników cywilnych i kazał im wystąpić z szeregu[150]. Kto i kiedy przekazał Niemcom te informacje? Kolejna zagadka czeka na rozwiązanie[151].
W trakcie liczenia i przeszukiwania dokumentów zostało zauważone przez st. ogn. Piotrowskiego dość dziwne i podejrzane) w świetle dzisiaj posiadanych dokumentów i informacji) zachowanie sierż. Rasińskiego, kierownika radiostacji. Mimo uwag i przestróg kpt. Dąbrowskiego, aby nie ujawniać swoich specjalizacji wojskowych i funkcji w Składnicy, ten obok komendanta Składnicy najważniejszy żołnierz, bo mający wiedzę wynikającą z obsługi radiostacji (ściśle tajne depesze, meldunki, raporty, szyfry i kody), sam wylegitymował się przed sprawdzającym go Niemcem, ujawniając swoją bardzo ważną funkcję na Westerplatte![152]
Książka Zofii Meisner, której maszynopis powstał we wrześniu 1949 r. na podstawie relacji westerplatczyków, które zebrała autorka, zawiera również opis tego zdarzenia. Nie wiadomo kto przekazał autorce tą informację, którą umieściła w swojej beletryzowanej opowieści:
Rasińskiemu jakiś Niemiec sprawdza legitymację. Czemu ten naiwny człowiek pokazuje dowód? Był radiotelegrafistą, to niebezpieczne!”[153]
Dlaczego Rasiński postanowił się ujawnić? Co chciał przez to osiągnąć? Biorąc pod uwagę informacje uzyskane przez Jacka Żebrowskiego dotyczące jego dalszych losów, tj. pracy w ośrodku nasłuchu radiowego Kriegsmarine[154], działanie Rasińskiego nie wydaje się wcale takie naiwne…
Po policzeniu i sprawdzeniu jeńców napięcie opadło. Polacy mogli teraz odpocząć i dostosować się do swojej nowej roli – jeńców wojennych.
Rozglądamy się po terenie, pokopane rowy strzeleckie i nawet zapory przeciwczołgowe[155], opodal sterczy lufa jednego z moździerzy, który do nas strzelał. Po zrewidowaniu ustawiono nas pod murami fortu”[156] – zapisał w relacji kpr. Grudziński.
Sierżant Gawlicki przyglądał się niemieckim żołnierzom, a znając dobrze język niemiecki rozmawiał z jednym z nich:
 „Początkowo żołnierze niemieccy, z którymi walczyliśmy, podchodzili do nas nieufnie, ale później zaczęli z nami rozmawiać. W porównaniu z nimi wyglądaliśmy jak kopciuszki: brudni, zarośnięci, w mundurach o wyglądzie godnym pożałowania[157]. Niemcy byli ogoleni, mundury mieli czyste, jedynie hełmy powalane błotem i maskowane drobnymi gałązkami. Januszewski i ja rozmawialiśmy z pewnym Niemcem, plutonowym. Chełpił się, że zabił naszego żołnierza, który z karabinem w ręku wybiegł ze stacji kolejowej zaraz po wysadzeniu muru. ‘Dałem mu z bliskiej odległości całą serię automatu w twarz’ – powiedział i dodał po chwili: ‘Ich habe ihm das ganze Gesicht zerrissen’ [zmasakrowałem mu twarz – tłum. autora][158].
Niemcy także starali się nawiązać kontakt z żołnierzami, dla których do niedawna byli celami na muszkach karabinów.
Jeszcze spotykają nas ukradkowe, bojaźliwe spojrzenia, gdyż wmówiono im, że jeśli dostaną się do niewoli, zostaną postawieni pod ścianą” – zanotował w swoim dzienniku nieznany kadet z pancernika – „My jednak jesteśmy żołnierzami niemieckimi, a nie barbarzyńcami. Mamy szacunek dla tych ludzi, którzy walczyli do ostatka i tak samo jak my spełnili swój obowiązek. Wkrótce nabierają więcej zaufania, wdajemy się w rozmowę z tymi, którzy znają niemiecki i wiele dowiadujemy się o ich minionej męce. Robimy wszystko, by im ulżyć. Plac[159] do reszty wypełniony jest jeńcami”[160].
 
Plut. Łopatniuk zwrócił uwagę na cywila przechadzającego się między polskimi żołnierzami. Nie mógł sobie przypomnieć skąd go zna. W końcu skojarzył go z epizodem jak wydarzył mu się trzy miesiące przed wybuchem wojny, kiedy to wyjeżdżał z Gdańska na urlop. Jeszcze w Gdańsku do przedziału wagonu w którym siedział Łopatniuk wszedł cywil, który próbował sprowokować Łopatniuka do rozmowy na tematy polityczne i prawdopodobnie wojskowe. Plutonowy nie dał się wciągnąć do dyskusji, a podejrzany osobnik wysiadł w Laskowicach Pomorskich ku zadowoleniu Łopatniuka.
Były już dowódca działek przeciwpancernych wysłał kilku swoich kolegów, aby spytali się owego osobnika „gdzie jest toaleta?”. Ten odpowiedział po niemiecku: „nie rozumiem” (rozmowę w pociągu prowadził w języku polskim). Jak słusznie przypuszczał Łopatniuk był to niemiecki szpieg[161].
Mat Rygielski zapamiętał honorowe traktowanie Polaków przez niemieckich żołnierzy:
Dowódca niemiecki (...) głośno krzyknął ‘Stillgestanden!’, zasalutował i przemówił do nas. Uspokajał nas, żebyśmy się nie bali, wspominał Verdun, żołnierzom swoim powiedział, że to powinno być dla nich przykładem, jak garstka ludzi zadała straty przeciwnikowi”[162].
Kapelmistrz Aurich dalej bacznie obserwował z pokładu Schleswig-Holsteina to co dzieje się na przedpolu Składnicy i w okolicy Mewiego Szańca:
W jakiś czas potem jadą także na Westerplatte dwie sanitarki i przywożą naszych poległych, których poprzednio nie mogliśmy zabrać[163]. Na pewno zabiorą one również polskich rannych i zabitych. Kiedy układy o warunki poddania się zostały wyjaśnione, udają się natychmiast również nasi lekarze razem z nimi i pomagają na miejscu Polakom”[164].
Dbałość Niemców o rannych polskich żołnierzy podkreślał autor książki „Sieg in Polen”:
Mówiący po niemiecku polscy jeńcy wyrażali słowa podziękowania niemieckim sanitariuszom za okazaną pomoc ich kolegom“[165].
Relacja sierż. Gawlickiego:
Wkrótce nadjechały samochody sanitarne, które zabrały naszych rannych, oraz samochody radiowe, z których nakręcano filmy. Było wielu reporterów zagranicznych z opaskami na rękawach, a nawet duża platforma z trumnami”[166].
W końcu nadszedł czas wyjazdu jeńców z Westerplatte. Mjr Sucharski wspominał w relacji:
W godzinach popołudniowych podstawiono w pewnej odległości autobusy, którymi już jako jeńcy mieliśmy odjechać do Gdańska. W chwili gdy załoga z oficerami na czele ruszała z miejsca, padła komenda: ‘Achtung’ i biwakujące wokoło oddziały wojska i marynarki wojennej oddały nam przez przyjęcie ‘postawy zasadniczej’ honory wojskowe”[167].
(C) Mariusz Wójtowicz-Podhorski ' 2009
 
__________________________________
 
DODATEK
 

Obrona Westerplatte to ...

 
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (2 głosy)

Komentarze

"  Jeden z naszych żołnierzy zauważył, że na koszarach powiewa biała chorągiew. Mniej więcej około godz. 10.00 z minutami[35] ktoś zastukał do drzwi. Otworzyliśmy. Żołnierz potknął się na schodach i zameldował: ‘Z rozkazu pana majora poddajemy się’. (...) Usłyszał to chorąży Gryczman. Wyszedł z dołu [tj. z kabiny bojowej – przyp. Aut.] i zastanawialiśmy się, co mamy robić: czy poddać się, czy nie. Zażądałem rozkazu na piśmie i nie chciałem opuścić stanowiska, jakkolwiek chorąży oświadczył, że wychodzimy. Uradziliśmy wysłać jednego z załogi do dowództwa, by przyniósł rozkaz na piśmie. Po powrocie żołnierz zameldował, że major nie ma czasu na wydawanie rozkazów pisemnych, poddajemy się.
W tym czasie na starym forcie od strony kanału [stary schron amunicyjny k. Wartowni Nr 2 – przyp. Aut] pojawiła się druga biała chorągiew (pierwsza zwisała z okna koszar w kierunku na kanał). Razem z chorążym zastanawialiśmy się, co robić z bronią. Podsunąłem myśl zniszczenia jej. Oświadczył, że to bezcelowe. Żołnierze szykowali się do wyjścia; brali chleb i wychodzili z wartowni. Byłem wstrząśnięty i załamany. Usiłowałem powstrzymać żołnierzy i zwróciłem się do nich ze słowami, że zostaje jeden ranny [właśc. powinno być: zostawili jednego rannego – przyp. Aut.]; nie miało to większego oddźwięku. Z kapralem Trelą ułożyliśmy rannego na noszach. Byłem tak osłabiony, że co kilkanaście kroków stawiałem nosze i odpoczywałem. Widząc to żołnierze w połowie drogi podeszli do nas i zabrali nosze”[36].
O woli dalszej walki pisał także kpr. Trela z Wartowni Nr 1:
„Byliśmy całkowicie załamani tą decyzją [kapitulacji], chcieliśmy walczyć dalej”[37].

 


         

  Relacja mata Sadowskiego przynosi obraz wściekłości i szoku polskich żołnierzy:
„Plutonowy Buder z Wartowni Nr 1 na wiadomość o kapitulacji chciał mnie po prostu zastrzelić, mówiąc, że będzie walczył ze swoją załogą do ostatniego naboju”[38].
  '

 

]]>SEE]]>

Vote up!
5
Vote down!
0


,,żeby głosić kłamstwo, trzeba całego systemu, żeby głosić prawdę, wystarczy jeden człowiek”.

#1601712