W 6 Brygadzie Wileńskiej AK - POLECAM!
W 6 Brygadzie Wileńskiej AK
Dowódcą 6 Brygady do października 1946 r. pozostawał stary konspirator i partyzant ppor. Lucjan Minkiewicz "Wiktor", który służbę partyzancką rozpoczął jeszcze w okresie okupacji niemieckiej na Wileńszczyźnie. Zamierzeniem tego świetnego dowódcy było jednak nie tyle kontynuowanie walki z nowym okupantem, ile raczej doprowadzenie do zakończenia jej w zorganizowany, godny sposób (komuniści jednak nie wzięli tego pod uwagę, skazali go na karę śmierci i zamordowali w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie). Władysław Łukasiuk "Młot" początkowo pełnił funkcję jego zastępcy, odpowiedzialnego za organizację zaplecza oraz kontakty z miejscowymi strukturami konspiracyjnymi Zrzeszenia WiN. Stopniowo jednak odgrywał coraz większą rolę w dowodzeniu tą jednostką partyzancką, przejmując po kilku miesiącach jej dowództwo. Gdy w październiku 1946 r. ppor. "Wiktor" został bezterminowo urlopowany, major "Łupaszka" właśnie "Młotowi" powierzył funkcję dowódcy 6 Brygady Wileńskiej. Trzeba dodać, że "Łupaszka" kilkakrotnie osobiście dowodził działaniami 6 Brygady Wileńskiej - miało to miejsce zwłaszcza zimą 1947 r. (między innymi w zwycięskich walkach pod Olszewem, Tosiami i Wólką - Okrąglik). Obaj partyzanccy dowódcy świetnie się rozumieli i wzajemnie szanowali. Major "Łupaszka" bardzo sobie cenił "Młota", czego dowodem są dwukrotne awansy przyznane "Młotowi" na jego wniosek przez komendę eksterytorialnego Wileńskiego Okręgu AK, do stopnia porucznika w październiku 1946 r. i do stopnia kapitana w listopadzie 1947 r.
Struktura 6 Brygady Wileńskiej w poszczególnych okresach jej działalności ulegała poważnym zmianom i przekształceniom. W 1946 r. jej wewnętrzny podział organizacyjny wyglądał następująco:
dowódca ppor. Lucjan Minkiewicz "Wiktor" (do 18 X 1946 r.).
ppor./kpt Władysław Łukasiuk "Młot", "Młot II" (od 18 X 1946 r).
I zastępca ppor./kpt Władysław Łukasiuk "Młot II", "Młot" (do 18 X 1946 r.).
II zastępca (d.s. organizacji terenu) sierż./ppor. Władysław Wasilewski "Grot" (do III 1947 r.).
oficer do zadań specjalnych i kurier ppor. Antoni Wodyński "Odyniec"
1 szwadron sierż. Janusz Rybicki "Kukułka" (szwadron rozwiązano jesienią 1946 r.).
2 szwadron ppor. Walerian Nowacki "Bartosz"
3 szwadron st. sierż. Józef Babicz "Żwirko" (od 5 V 1946 r.)
patrol żandarmerii ppor. Antoni Borowik "Lech"
zwiad konny sierż. Wacław Michniewicz "Zagłoba"
W latach 1946 - 1948 podstawową jednostką organizacyjną 6 Brygady Wileńskiej był kadrowy pododdział określany jako szwadron, o liczebności nie przekraczającej na ogół 30 żołnierzy. Szwadrony operowały samodzielnie na wyznaczonych terenach działania, spotykając się na okresowo zarządzanych koncentracjach. Całość sił podlegających "Młotowi", operujących w polu, z bronią w ręku, na ogół nie przekraczała 100 żołnierzy. Do tego dochodziła "siatka terenowa", licząca setki ludzi w szeregu powiatów Podlasia po obu stronach Bugu. Początkowo oddziały partyzanckie 6 Brygady Wileńskiej, współdziałając z lokalnymi strukturami WiN, nie budowały sobie własnego zaplecza konspiracyjnego, ograniczając się się do zorganizowania kilku "baz" terenowych. Jednak już jesienią 1946 r. "Młotowi" podporządkowały się aktywa poakowskiego Obwodu Sokołów Podlaski. Na ich bazie utworzono konspiracyjny obwód o kryptonimie "Jezioro", dowodzony przez ppor. Józefa Małczuka "Brzaska" (obwód ten stanowił "rezerwę" 6 Brygady Wileńskiej). Oprócz sieci placówek zorganizowanych w 5 ośrodkach konspiracyjnych, Obwód "Jezioro" dysponował dwoma patrolami partyzanckimi - w tym słynną grupą plut. Kazimierza Wyrozębskiego "Sokolika". Szereg punktów organizacyjnych utworzył "Młot" także w powiecie Bielsk Podlaski, głównie w oparciu o konspiratorów AK-WiN.
Po amnestii 1947 r. "Młot" rozpoczął budowę własnej sieci konspiracyjnej także na terenie innych powiatów. W maju 1947 r. podporządkował mu się dowódca grupy partyzanckiej z terenu powiatu Wysokie Mazowieckie, kpt. Kazimierz Kamieński "Huzar", który obecnie organizował ten teren jako zaplecze 6 Brygady Wileńskiej. Z czasem kpt. "Huzar" zaczął odgrywać coraz poważniejszą rolę w funkcjonowaniu brygady, stając się z po pewnym czasie zastępcą, a także następcą "Młota". Ponadto własną sieć terenową "Młot" budował w powiatach: Bielsk Podlaski, Mińsk Mazowiecki, Węgrów, Ostrów Mazowiecka a nawet Biała Podlaska i Radzyń Podlaski.
Nazwa 6 Brygady Wileńskiej została rozciągnięta wówczas także na wszystkie rezerwy terenowe zbudowane przez "Młota". Struktura oddziałów lotnych i rezerw konspiracyjnych 6 Brygady Wileńskiej wyglądała w latach 1947- 1948 następująco:
dowódca - por./kpt. Władysław Łukasiuk "Młot", ("Młot II")
zastępca - kpt. Kazimierz Kamieński "Huzar"
kurier i oficer dyspozycyjny - ppor. Antoni Wodyński "Odyniec"
dowódca żandarmerii - ppor. Antoni Borowik "Lech"
oficer sztabu bez przydziału - ppor. Henryk Wieliczko "Lufa"
oficer sztabu bez przydziału - ppor. Witold Buczak "Wujo", "Ponury" (skierowany w XII 1947 r. z oddziału "Huzara")
d-ca rezerw w Obwodzie Sokołów Podlaski - ppor. Józef Małczuk "Brzask"
d-ca rezerw w Obwodzie Bielsk Podlaski - plut. Eugeniusz Korzeniewski "Ryg"
oficer ds. łączności z siatką terenową w pow. siedleckim i mińskim - ppor. Mieczysław Moskwiak "Szofer"
d-ca rezerw w pow. Siedlce - ppor. Czesław Skup "Szpieg" (1947 r.)
d-ca rezerw w pow. Węgrów i Mińsk Mazowiecki - ppor. Janusz Kotowski "Mściciel" (1947 r.)
2 szwadron - ppor. Walerian Nowacki "Bartosz" (rozbity czerwiec - lipiec 1948 r.)
3 szwadron - ppor. Antoni Borowik "Lech" (rozbity w maju 1948 r.)
oddział "Huzara" - kpt. Kazimierz Kamieński "Huzar"
patrole Obwodu "Jezioro" - plut. Kazimierz Wyrozębski "Sokolik" (rozbity w połowie 1948 r.)
Czesław Marciniak "Szary" z Patrykoz (patrol przyboczny por. "Brzaska" w 1947 r.)
patrol siedlecki - ppor. Janusz Kotowski "Mściciel" (grupa ta "wykoleiła się" i działała "na dziko", została rozbita przez UBP 7 X 1947 r.)
Według niektórych źródeł oddział "Huzara" przemianowany został na 1 szwadron, zaś sokołowski patrol "Sokolika" - na 4 szwadron. Trzeba też dodać, że od lata 1948 r. por. "Huzar" pełnił oficjalną funkcję zastępcy dowódcy 6 Brygady Wileńskiej.
Żołnierze oddziałów 6 Brygady Wileńskiej dowodzonej przez kpt. "Młota", zarówno wywodzący się z kresów jak i miejscowi podlasiacy, prezentowali wysoki poziom ideowy i dyscyplinę. "Młot" zwracał na to szczególną uwagę. Wzorowa dyscyplina w połączeniu z poprawnym stosunkiem oddziałów "Młota" do ludności cywilnej sprawiała, iż były one niezwykle popularne wśród mieszkańców podlaskich wiosek. Nawet władze komunistyczne w sporządzanych przez siebie dokumentach zwracały uwagę na ich wybitnie ideowy (polityczny) charakter. W szczególności kadra średniego szczebla w oddziałach "Młota" składała się z najlepszego elementu żołnierskiego, prezentującego wysokie morale. "Młot" miał pełne zaufanie do podległych sobie dowódców grup i patroli, szczególnie wysoko zaś cenił kpt. "Huzara", któremu powierzył funkcję swego zastępcy - i następcy. Funkcje dowódcze, zwłaszcza dowodzenie pododdziałami, powierzał w ręce ludzi odpowiedzialnych, na których mógł pod każdym względem polegać. Raz jeden tylko zdarzyło się, że kilka osób z kadry w rażący sposób zawiodło zaufanie "Młota". Chodzi tu o grupę tzw. "Korwinowców" z powiatu siedleckiego, którzy w 1947 r. zeszli na złą drogę, dopuszczając się pod szyldem organizacji rabunków. W efekcie "Młot" był zmuszony wydać na nich wyrok śmierci; zanim jednak zdołał go wykonać, zostali rozbici przez UB.
Z różnych materiałów i relacji wynika, iż "Młot" świetnie znał swych podkomendnych i cieszył się wśród nich ogromnym autorytetem. Szeregowi żołnierze 6 Brygady, wyłącznie ochotnicy, pochodzili z różnych środowisk, oddziałów i struktur podziemnych. W pierwszym rzędzie należy wymienić tu akowców wywodzących się z Kresów (Wileńszczyzna, Nowogródczyzna, Grodzieńszczyzna i Polesie). Zarówno mjr "Łupaszka", jak i kpt. "Młot" uważali ich za najlepszych i najpewniejszych żołnierzy. Poza nimi w 6 Brygadzie największy odsetek partyzantów stanowili mieszkańcy powiatów Bielsk Podlaski, Sokołów Podlaski, Siedlce, Wysokie Mazowieckie, a nawet Biała Podlaska. Ogromna większość z nich była narodowości polskiej i wyznania rzymskokatolickiego. Trzeba jednak podkreślić, że oprócz katolików w szeregach oddziałów "Młota" trafiali się także pojedynczy ochotnicy wiary prawosławej. "Młot" często korzystał także z kwater i "melin" w wioskach prawosławnych (m.in. na koloniach Rogawki, Zajęcznik i w Kobylich Górach; kolonie Rogawki były nawet miejscem koncentracji Brygady w październiku 1946 r.). Trzeba podkreślić, że charakteryzował go obywatelski stosunek do żołnierzy i ludności, bez względu na pochodzenie i wyznanie. Dodajmy, że zwalczając bandytyzm, tępił także szajki rabusiów gnębiqce wioski zamieszkałe przez ludność prawosławną. Znamienne, że wędrując na przestrzeni wielu lat po Podlasiu i rozmawiając o okresie powojennym ze starymi mieszkańcami, także w wioskach zamieszkałych przez prawosławnych, odnotowaliśmy dobrą pamięć o "Młocie".
Ważnym elementem kształtującym społeczny odbiór "Młota" i jego oddziałów u ludności Podlasia, był sposób wymierzania sprawiedliwości osobom, które zawniły wobec społeczeństwa lub organizacji niepodległościowej. W 6 Brygadzie Wileńskiej istniał sąd polowy, o zmieniającym się składzie osobowym rekrutowanym z doświadczonych żołnierzy o wyrobionej i silnej osobowości, rozpatrujący sprawy osób oskarżonych o działalność agenturalną na rzecz NKWD i „bezpieki" oraz przestępców pospolitych. Zasadność wydawanych wyroków musiała być potwierdzona przez zeznanie kilku świadków, odnotowywane protokolarnie. Jeden z pododdziałów kpt. "Młota", dowodzony przez ppor. "Lecha", spełniał rolę żandarmerii, zajmując się głównie zapewnieniem bezpieczeństwa ludności w terenie. Grupa ta zwalczała nie tylko komunistyczną agenturę, ale przede wszystkim złodziei, rabusiów i bandytów (ludzi nakładających na ludność bezprawne kontrybucje, dopuszczających się morderstw, gwałtów i rabunków - często pod szyldem organizacji podziemnych). Trzeba bowiem z przykrością stwierdzić, iż lata wojny i komunistycznego bezprawia zdemoralizowały wielu ludzi o słabych charakterach, którzy kierując się niskimi pobudkami, starali się drogą rabunku wzbogacić kosztem słabszych. Ludzie ci nie mieli nic wspólnego z konspiracją niepodległościową. Wieloletnia propaganda komunistyczna przypisywała jednak zbrodnie pospolitych przestępców żołnierzom konspiracji niepodległościowej. Liczne dokumenty wytworzone w 6 Brygadzie Wileńskiej AK wskazują dobitnie, jak konsekwentnie „Młot" ścigał takich właśnie rabusiów i złodziei. Równie ważne było zwalczanie funkcjonariuszy UB, ich agentów oraz donosicieli. Ludzie ci za "judaszowskie srebrniki" stawali się sprawcami niezliczonych tragedii i cierpień swych współbraci i rodaków. Musimy jednak dodać, iż "Młot" był bardzo rozważnym dowódcą i zawsze bardzo wnikliwie rozpatrywał sprawy współpracowników komunistycznego aparatu represji. Tylko w sprawach ewidentnych donosicieli, którzy doprowadzili do poważnych tragedii, stosował najwyższy wymiar kary. Wina osoby podlegającej sądowi partyzanckiemu musiała być potwierdzona, najlepiej protokolarnie, przez kilku świadków. W razie ich braku "Młot" często odstępował od wymierzenia kary śmierci. Sposób postępowania wobec oskarżonych obrazuje dosyć dobrze raport funkcjonariusza plutonu operacyjnego KP MO w Bielsku, plut. Mieczysława Koca. Człowiek ten 12 II 1946 r. został ujęty przez patrol partyzancki i doprowadzony do oddziału 6 Brygady Wileńskiej, gdzie wszczęto przeciw niemu dochodzenie. Jak pisze sam M. Koc: - [...] zabrali mnie i poprowadzili za rzekę Bug, do bandy gdzie wówczas się stacjonowała, szliśmy tak do rana ze 20 km. Gdy zaprowadzili do bandy, która składała się z około 100 osób, pod dowództwem "Młota", po zameldowaniu dowódcy, że ja zostałem przyprowadzony, tenże wydał rozkaz dla żandarmerii, by przeprowadzili dochodzenie, którzy mnie bili pytając gdzie ja brałem udział w akcjach przeciw bandzie, ile zabiłem, kogo spaliłem, wszystko mieli zapisane w aktach u siebie. [...] Przeprowadzali dochodzenie przez cały czas aby mnie zastrzelić, lecz trzeba było podpisów 5, a zgłosiło się tylko 3, którzy mnie znali co ja robiłem i gdzie brałem udział, lecz nikt nie chciał podpisać wyroku śmierci, wówczas mnie wypuścili i kazali chodzić z nimi bez broni [...]". Mimo informacji o winie ujętego (zabijał ludzi i palił gospodarstwa podejrzanych o udział w podziemiu) zabrakło wymaganej ilości świadków by skazać go na karę śmierci. Ponieważ nie można było go zwolnić, gdyż za dużo zobaczył podczas pobytu w oddziale, zatrzymano go w Brygadzie, on zaś przy pierwszej okazji uciekł i zgłosił się do służby w macierzystej jednostce MO. Każdemu, kto będzie oskarżał "Młota" i jego ludzi o bezmyślną krwiożerczość i pochopne szafowanie wyrokami śmierci, warto przypominać tę historię.
Dzięki sprawiedliwemu postępowaniu "Młot" zyskał ogromne zaufanie ludności zamieszkałej po obu stronach Bugu. Przykładem takiej właśnie ufności w sprawiedliwość "Młota" może być zachowany w archiwach list PPR-owca z Sarnak, niejakiego Żaka, który starał się przekonać słynnego dowódcę, że miejscowi członkowie partii są ludźmi zupełnie nieszkodliwymi. Pisał on miedzy innymi: „Do Pana Komendanta „Młota". Mając na względzie dobro Ojczyzny oraz to, iż w tak ważnych dla wszystkich szczerych Polaków czasach jakie są obecnie, niniejszym zwracam się do Pana z uprzejmą prośbą o przesłuchanie mnie celem wyjaśnienia sytuacji o istnieniu PPR na terenie gm. Sarnaki. Bardzo proszę o wyznaczenie miejsca. Gdzie mam się do Pana udać, okazicielowi niniejszego, na którego w tej sprawie mam zaszczyt się powołać. Wielki czas, aby nareszcie przestał się bać Polak Polaka i zrozumieć się, gdyż w ten sposób tylko będzie można odróżnić właściwych "judaszów" oraz tych, którzy pod płaszczykiem różnych organizacji maltretują spokojną ludność. Definitywnie PPR na terenie Sarnak już dawno nie istnieje i istnieć nie będzie, tak samo jak żaden z byłych pepeerowców uważam nikomu nie szkodzi i nie szkodził, gdyż po zapoznaniu się z celami zasadniczymi tej partii, każdy zdrowo myślący Polak usuwa się jak najszybciej. Wrogiem dla Pana nigdy nie byłem i nie będę, gdyż pańskie stanowisko jest stanowiskiem 80% Narodu Polskiego [...]. Jakabykolwiek była Pańska decyzja w stosunku [do] mnie, krył się nie [będę, nigdy się] nie kryłem i nie będę i oddaję się całkowicie do Pańskiej dyspozycji. Proszę o uwzględnienie mej prośby. Z poważaniem /-/ Żak. Wyjaśnienia te zostały zapewne sprawdzone i okazały się przekonywujące, bo wspomniany Żak nie został zlikwidowany, ani też ukarany w jakiś inny sposób.
Donosicieli nie obciążonych jeszcze poważnymi winami "Młot" pouczał lub skazywał na karę chłosty - likwidował tylko w ostateczności. Niestety, nie zawsze można było być pobłażliwym. Gdy został aresztowany i zamęczony w śledztwie zastępca "Młota" z okresu okupacji niemieckiej - Gregorczyk "Bonawentura" (żołnierze KBW i ubecy przypalali go ogniem, wlewali mu do gardła benzynę i bili tak, że połamali mu kości, a ciało dosłownie "odpadało"), "Młot" kazał zlikwidować ludzi odpowiedzialnych za tę tragedię. Zginęło kilku donosicieli z Mężenina i okolic, w tym dwóch miejscowych nauczycieli - informatorów PUBP w Siedlcach. Dzisiaj ktoś - np. z grona ich rodzin - może opowiadać, jacy to byli z nich sympatyczni ludzie i zastanawiać się, czy aby nie potraktowano ich zbyt surowo. W odpowiedzi na takie stawianie sprawy możemy jedynie przypomnieć los "Bonawentury" i setek innych osób, które w wyniku działalności takich szpicli przeszły przez piekło śledztwa i więzień UB, znajdując kres swej drogi w bezimiennym "dole śmierci", lub wychodziły po latach z więzienia ze zniszczonym zdrowiem i zrujnowanym życiem.
Żołnierze "Młota" byli wyposażeni i wyekwipowani na wzór Wojska Polskiego, a co najważniejsze - obowiązywała ich także ściśle wojskowa dyscyplina. Zwarte pododdziały zawsze używały mundurów WP. Dowództwo dbało, by oddział wyglądał porządnie. Tylko żołnierze żandarmerii, ze względu na specjalny charakter zadań, używali dość powszechnie strojów cywilnych. Trzeba dodać, że żandarmeria 6 Brygady częścią swych sił operowała w polu, zaś część miała zamelinowaną przy pomocy "siatki" w wioskach (korzystała także z usług "siatki" w poszczególnych bazach - placówkach). Wielka dbałość o umundurowanie charakteryzowała podległą "Młotowi" grupę "Huzara". Większość jego podkomendnych występowała w świetnie dopasowanych mundurach, koalicyjkach i butach "oficerkach". W patrolach Obwodu Sokołów Podlaski - "Jezioro" dowolność strojów była znacznie większa. 6 Brygada Wileńska była jednostką świetnie uzbrojoną. Większość partyzantów posiadała broń maszynową lub automatyczną, a także broń krótką. Nadwyżki pochodzące głównie ze zdobyczy ukrywano w konspiracyjnych schowkach i magazynach, wydobywając je tylko w razie potrzeby (nie jeden taki magazyn kryje się zapewne do dzisiaj w lasach, na polach czy na strychach podlaskich gospodarstw).
To, że oddziały "Młota" przez tyle lat utrzymały się w terenie walcząc z całą machiną państwa komunistycznego, stało się możliwe głównie dzięki sprawiedliwemu postępowaniu i dobremu stosunkowi do ludności, która widziała w nich swych obrońców przed bezprawiem "bezpieki" i bandami rabunkowymi. Zdajmy sobie sprawę, że bez tego poparcia żaden oddział nie byłby w stanie utrzymać się w polu przez tyle lat! Wieś widziała w "Młocie" i jego podkomendnych jedynych obrońców przed terrorem i bezprawiem władz komunistycznych, a także przed spodziewaną kolektywizacją rolnictwa, której wszyscy się bali - wiedząc, że przyniesie - tak jak w Rosji - głód, terror, masowe aresztowania i śmierć.
Trzeba też jednak dodać, iż długotrwała działalność "Młota" była możliwa dzięki poprawnemu i umiejętnemu układaniu sobie stosunków z innymi konspiracyjnymi organizacjami niepodległościowymi występującymi po obu stronach Bugu. Oddziały "Młota" współdziałały zarówno z oddziałami partyzanckimi i strukturami konspiracyjnymi WiN-u, jak i podziemia obozu narodowego (NZW i NSZ). Niekiedy operowały wspólnie z siedleckim oddziałem "Pogoń" dowodzonym przez kpt. Henryka Hebdę "Korwina" (m.in. 2 VII 1946 r. w walce z NKWD, UB i KBW pod Łosicami ), walczyły też razem z oddziałem PAS NZW kpt. Romualda Rajsa "Burego" (rozbicie 28 IV 1946 r. grupy operacyjnej UB i KBW pod Muzyłami oraz ciężkie walki w rejonie Czochaniej Góry i Śliwowa 30 IV 1946 r.). Trzeba też powiedzieć, iż "Młot" potrafił szybko i skutecznie reagować, gdy inne grupy lub organizacje zaczynały łamać zasady poprawnego współdziałania lub stosunku do ludności (m.in. rozbroił kilka takich grup w powiecie Bielsk Podlaski).
Do najpoważniejszych operacji bojowych oddziałów "Młota" należy zaliczyć ciężkie walki prowadzone wspólnie z oddziałem PAS NZW "Burego" w pow. Wysokie Mazowieckie w kwietniu 1946 r. (Muzyły, Śliwowo - Czochania Góra), opanowanie Łosic i ciężkie walki z operacją przeciwpartyzancką w rejonie tego miasteczka w lipcu 1946 r., rozbicie szeregu posterunków MO jesienią 1946 r. (m.in. Sterdyń, Kosów Lacki, Prostyń, Łapy, Łosice), likwidację 8 tzw. "robotników z Chodakowa" i 2 żołnierzy KBW w grudniu 1946 r. (wszyscy oni byli oddelegowani do pracy w PUBP Sokołów Podlaski przy fałszowaniu wyborów), rozbicie posterunków MO w Międzylesiu, Brańsku, Wyszkach, Klukowie i Nurze zimą i wiosną 1947 r., rozbicie garnizonu ochraniającego most na Bugu w marcu 1947 r., opanowanie Wisznic i Rossoszy oraz walkę pod Utrówką w czerwcu 1947 r. oraz rozbicie grupy operacyjnej KBW pod Krynicami w lipcu 1947 r. W 1948 r. oddziały "Młota" stoczyły szereg ciężkich i krwawych walk z obławami i grupami operacyjnymi UB i KBW, podczas których poległo wielu partyzantów, a kilka oddziałów uległo zniszczeniu.
Po rozbiciu głównych sił brygady wiosną - latem 1948 r. kpt. "Młot" raz jeszcze podjął próbę sformowania większej jednostki polowej, łącząc niedobitki 2 szwadronu "Bartosza" z oddziałem "Huzara" (łącznie około 30 żołnierzy w zwartym oddziale). Na ich czele stoczył kilka dalszych walk z obławami w powiecie Bielsk Podlaski. Jednak już w okresie września - października 1948 r. oddział ten podzielony został na małe patrole, które miały większe szansę przetrwania zimy w warunkach bezustannych obław i operacji przeciwpartyzanckich prowadzonych przez UB i KBW.
Jak wygląda bilans działalności bojowej oddziałów partyzanckich kpt. "Młota"? Na przestrzeni lat 1946 - 1949 oddziały 6 Brygady Wileńskiej wykonały blisko 250 akcji bojowych. Stoczyły około 50 walk i potyczek z siłami "bezpieczeństwa", wykonały 35 różnego rodzaju zasadzek, rozbiły nie mniej niż 30 posterunków MO i placówek UBP, przeprowadziły 6 akcji na pociągi, 15 akcji na urzędy gminne, 55 akcji na spółdzielnie, 10 akcji "rozbrojeniowych", kilkadziesiąt akcji "przeciwbandyckich" oraz 35 innych akcji, głównie "porządkowych" i na różne obiekty gospodarcze. Zlikwidowały wielu funkcjonariuszy UB, współpracowników "resortu bezpieczeństwa" oraz bandytów z szajek rabunkowych (grup takich zlikwidowano bardzo wiele, "Młot" jednak niechętnie szafował krwią ludzką i zazwyczaj karał rabusiów solidnymi batami i nakazem wyjazdu na inny teren).
Przez oddziały "Młota" przewinęło się łącznie około 300 żołnierzy walczących w polu z bronią w ręku (nie licząc setek uczestników siatki terenowej). Ponad 140 zginęło w walce, w katowniach UB lub przed lufami plutonów egzekucyjnych. Pozostali w większości przeszli przez okrutne śledztwa i odbyli wieloletnie wyroki więzienia. Spośród dowódców pododdziałów podlegających "Młotowi" nie przeżył ani jeden. Stało się tak, jak zapisano w jednej z ulotek 6 Brygady - do ostatniego legniemy, by wyrzucić precz z naszej Ojczyzny Sowietów.
Kazimierz Krajewski, Tomasz Łabuszewski
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1878 odsłon
Komentarze
Jastrząb i Żelazny - całość
22 Lutego, 2013 - 21:29
Grzegorz Makus - "JASTRZĄB" i "ŻELAZNY"
ostatni partyzanci Polesia Lubelskiego 1945 - 1951
Pobierz całą publikację - kliknij tutaj:
http://www.ciechanowiec.info/downloads.php?cat_id=35
!Obibok na własny koszt
Obibok na własny koszt
Polskie powstanie antykomunistyczne
22 Lutego, 2013 - 21:31
W 1944 r. wkraczająca na tereny dzisiejszej Polski Armia Czerwona nie niosła Polakom wyzwolenia ani pokoju, lecz nową okupację, która tym razem miała potrwać prawie pół wieku. Po początkowym współdziałaniu frontowych jednostek sowieckich z oddziałami Armii Krajowej przeciwko Niemcom, NKWD przystąpiło do działań represyjnych wobec żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego. Eksterminowano przede wszystkim inteligencję, aby jak najbardziej osłabić żywioł polski. Mimo to konspiracja - choć znacznie osłabiona - trwała na straży niepodległości. W 1945 r. w podziemiu, tym razem skierowanym przeciwko komunistom, znajdowało się jeszcze ćwierć miliona ludzi (z tego około 20 tysięcy w oddziałach partyzanckich). Choc nie było przejrzystych rozkazów, żołnierze Polskiego Państwa Podziemnego wybierali walkę przeciwko nowemu okupantowi, zamiast bezwolnego zdania się na łaskę oprawców z UB i ich sowieckich mocodawców z NKWD.
W latach 1945 - 1947 na terenie prawie całego kraju powstały i działały silne zgrupowania partyzanckie Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" (WiN), Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ), Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW), Konspiracyjnego Wojska Polskiego (KWP) oraz kresowe oddziały eksterytorialnego Wileńskiego Okręgu AK (5 i 6 Brygada Wileńska AK) i inne, które staczały walki z grupami operacyjnymi NKWD i UB-KBW, rozbijały katownie UB i uwalniały aresztowanych, rozbrajały szczególnie uciążliwe posterunki MO, likwidowały agenturę komunistyczną i funkcjonariuszy UB, dezorganizowały powstanie kolaboracyjnego aparatu władzy PPR.
Dopiero po sfałszowanych wyborach i ogłoszeniu amnestii w lutym 1947 r. większość oddziałów została rozformowana i ujawniła się. Jednak wiarołomstwo nowych okupantów po raz kolejny dało o sobie znać i bardzo szybko nastąpiły masowe aresztowania ujawnionych, pokazowe procesy i wyroki śmierci, zabójstwa byłych żołnierzy podziemia dokonywane przez "nieznanych sprawców". To wszystko powodowało, że wielu konspiratorów ponownie wróciło do lasów, woląc zginąć w walce, w obronie honoru i godności, niż dać się zakatować w lochach UB. Walczyli i ginęli oni jeszcze pod koniec lat 50-tych, a ostatni polski partyzant, akowiec z oddziału kpt. Zdzisława Brońskiego "Uskoka", Józef Franczak "Lalek" poległ w obławie pod Piaskami (woj. lubelskie) 21 października 1963 r. (!)
Przez 45 lat komuniści próbowali zakłamać i zohydzić pamięć o podziemiu niepodległościowym, a określenie "bandyci" to jeden z delikatniejszych epitetów używanych przez propagandę. W potocznej świadomości nadal pokutują fałszywe stereotypy, będące wytworem komunistycznych oszczerstw. Do ich ugruntowania przyczynili się peerelowscy pseudohistorycy, którzy przez kilkadziesiąt lat nazywali powojenną eksterminację polskich patriotów "epoką walki o utrwalenie władzy ludowej". Stworzony przez nich skrajnie fałszywy obraz historii lat 40-tych i 50-tych trafiał do podręczników, encyklopedii i okolicznościowych artykułów prasowych.
Proceder ten trwał do końca istnienia "Polski Ludowej", jednak mimo to wielu dowódców antykomunistycznego podziemia weszło w chwale do historii, a takie pseudonimy jak "Łupaszka" (mjr Zygmunt Szendzielarz), "Zapora" (mjr cc Hieronim Dekutowski), "Orlik" (mjr Marian Bernaciak), "Uskok" (kpt. Zdzisław Broński), "Zagończyk" (mjr Franciszek Jaskulski), "Ogień" (mjr Józef Kuraś), "Warszyc" (kpt. Stanisław Sojczyński), "Młot" (kpt. Władysław Łukasiuk), "Huzar" (kpt. Kazimierz Kamieński), "Bruzda" (mjr Jan Tabortowski) oraz wiele innych pozostały na zawsze legendą polskiego oporu przeciwko sowietyzacji kraju.
Polesie Lubelskie ma w tej legendzie również piękną kartę. To właśnie tutaj, na styku powiatów włodawskiego, chełmskiego i lubartowskiego, działał po wojnie duży oddział partyzancki Obwodu WiN Włodawa, dowodzony przez pochodzących z Włodawy braci: Leona Taraszkiewicza ps. "Zawieja", "Jastrząb", a po jego śmierci w 1947 r. przez Edwarda Taraszkiewicza ps. "Grot", "Żelazny". Komuniści bali się ich jak ognia, ale ludzie w nadbużańskich wioskach w okolicach Włodawy uważali za Wojsko Polskie i jedyną prawowitą władzę. To przede wszystkim dlatego grupa "Jastrzębia", a potem "Żelaznego", przetrwała na stosunkowo niewielkim obszarze aż do 1951 roku, do końca przypominając, że nie cały naród poddał się zniewoleniu.
Przez 45 lat propaganda PRL i inspirowani przez nią "literaci" przedstawiali braci Taraszkiewiczów - podobnie jak innych żołnierzy antykomunistycznego podziemia w całym kraju - jako zwykłych bandytów, lecz także - wykorzystując fakt, że urodzili się w Niemczech - jako volksdeutschów, a nawet esesmanów i oprawców Majdanka. Hołdując goebbelsowskiej zasadzie, że "kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą", komuniści stworzyli tak czarną legendę rodziny Taraszkiewiczów, że jeszcze dzisiaj ciężko przebić się przez mur stereotypów i kłamstw pokutujących od dziesiątków lat. Najwyższa więc pora by opowiedzieć jak było naprawdę.
autor - Grzegorz Makus
współpraca - Kazimierz Krajewski - IPN Wa-wa
Obibok na własny koszt
Słów kilka o rodzinie Taraszkiewiczów
22 Lutego, 2013 - 21:34
Słów kilka o rodzinie Taraszkiewiczów
Ojciec "Jastrzębia" i "Żelaznego, Władysław Taraszkiewicz urodził się 18 kwietnia 1896 r. we Włodawie. Był synem Franciszka i Agaty z domu Haciuk ze wsi Przewłoka (pow. parczewski). Z zawodu był stolarzem - kołodziejem. Jego bliskim krewnym był Bronisław Taraszkiewicz (1892-1938), autor pierwszej gramatyki języka białoruskiego dla szkół średnich, który przełożył na język białoruski "Pana Tadeusza" i "Iliadę". W latach 1922-1927 był posłem na Sejm II RP, organizatorem i przywódcą Białoruskiej Włościańsko - Robotniczej Hromady. W 1933 r. znalazł się w Związku Sowieckim, gdzie w 1937 r. został aresztowany, a następnie rozstrzelany w wyniku czystek stalinowskich.

Matka, Róża Klara urodziła się 31 VIII 1902 r. Była córką Piotra Sybilli i Jadwigi z domu Matuszewskiej. Piotr Sybilla, dziadek przyszłych partyzantów, pochodził z Kościan w woj. poznańskim, a babka Jadwiga, z oddalonej ok. 10 km. wsi Zadory, również w woj. poznańskim, należącym do zaboru pruskiego. Ciężkie warunki życia zmusiły Piotra i Jadwigę Sybilla do wyjazdu w poszukiwaniu pracy do Duisburga, miasta położonego w zachodniej części Niemiec, w Zagłębiu Ruhry.
U schyłku XIX w. duży przyrost naturalny, przeludnienie wsi, ucisk gospodarczy, polityczny i narodowy, któremu podlegała ludność polska pod zaborami, skłaniał ją do podejmowania emigracji zarobkowej, która najwcześniej i najliczniej dotknęła właśnie zabór pruski. Do 1900 r. ze wschodnich prowincji pruskich odpłynęło ok. 3,5 mln. ludzi, a w następnych 14 latach jeszcze ok. miliona. Do Niemiec zachodnich ściągał Polaków ciężki przemysł, potrzebujący tanich rąk do pracy. W Zagłębiu Ruhry w 1912 r. zamieszkiwało ok. 450 tys. Polaków. Pracowali głównie w kopalniach węgla. Życie organizacyjne Polonii było ściśle związane z krajem. Polacy w Niemczech mieli własne towarzystwa śpiewacze, sportowe "gniazda" Sokoła i organizacje stypendialne dla młodzieży. Większość robotników polskich w Zagłębiu Ruhry należała do Zjednoczenia Zawodowego Polskiego. W 1914 r. działało w Zagłębiu Ruhry 1735 przeróżnych organizacji polonijnych, a tamtejsza emigracja traktowała swój pobyt jako przejściowy, do czasu uzbierania sumy potrzebnej na zakup ziemi w kraju. Jedną z takich emigracyjnych rodzin byli właśnie Piotr i Jadwiga Sybilla, dziadkowie "Jastrzębia" i "Żelaznego".
Władysław Taraszkiewicz, w czasie I wojny światowej został wcielony - jak wielu Polaków z zaboru rosyjskiego - do armii carskiej. Podczas walk dostał się do niewoli i wraz z jeńcami został wywieziony w 1914 r. do Niemiec, do kopalni węgla w Zagłębiu Ruhry. Tam poznał swoją przyszłą żonę Różę Klarę Sybilla i tam również się pobrali. W Niemczech działał w organizacji "Sokół", do której później przystąpili również szwagrowie jego żony: Jaśkowiak i Czekała. Również w Niemczech, w Duisburgu, urodzili się trzej ich synowie: Edward - 22 stycznia 1921 r., Władysław - 9 lipca 1922 r. i Leon - 13 maja 1925 r.
Rodzina Taraszkiewiczów. Siedzą: matka Róża Klara Sybilla i ojciec Władysław Taraszkiewicz.
Między nimi stoi Rozalia Taraszkiewicz (ur. 1931 r.). Zdjęcie przedwojenne.
Z biegiem czasu Polacy zaczęli wracać do Ojczyzny. Szwagier Róży Klary, Jaśkowiak wrócił jako pierwszy. Dostał pracę w Łańcucie jako komisarz policji (drugi szwagier - Czekała wyjechał do Francji).
Władysław Taraszkiewicz wrócił z rodziną do Polski - do Włodawy - w sierpniu 1925 r. mimo, że w Niemczech oferowano mu posadę w dużym majątku ziemskim - jako stolarzowi-kołodziejowi. Po powrocie rodzina Taraszkiewiczów przez krótki czas mieszkała na ul. Podzamcze, a następnie na ul. Folwarcznej. Ojciec prowadził warsztat, miał ucznia i czeladnika. W roku 1927 pobudowano dom na ul. Podzamcze. 27 stycznia 1931 r. Taraszkiewiczom urodziła się córka Rozalia. Synowie ukończyli szkołę podstawową we Włodawie. Leon pracował i uczył się zawodu masarza u p. Dejera we Włodawie, Władysław uczył się w Siedliszczu krawiectwa, Edward uczęszczał do szkoły handlowej w Chełmie, gdzie mieszkał na stancji.
współpraca - Kazimierz Krajewski - IPN Wa-wa
Obibok na własny koszt
Obibok na własny koszt