Strategia dla Polski - Co właściwie się dzieje w Unii Europejskiej?

Obrazek użytkownika ciociababcia
Artykuł

Z dr. Cezarym Mechem, byłym wiceministrem finansów, rozmawia Małgorzata Goss
Grecja pod komisarycznym zarządem, w Hiszpanii masowe bezrobocie, drożyzna we Włoszech. W odpowiedzi Bruksela przedstawia kolejne plany antykryzysowe, a z mediów leje się propaganda na rzecz scedowania reszty narodowych kompetencji do europejskiego centrum.

Co właściwie się dzieje w Unii Europejskiej?

- Relacje w świecie zachodnim na naszych oczach przekształcają się z partnerstwa w relacje neokolonialne. Niemniej jednak skuteczność procesu przejęcia kontroli przez centrum wymaga uprzedniego przekształcenia obywateli w "bezwolne stado", do czego konieczne jest oddziaływanie medialne. Dlatego grupy decyzyjne zmierzają do przechwycenia mediów za pomocą władzy i kapitału, a następnie wtłaczania ludziom przeświadczenia o ich współodpowiedzialności za decyzje elitarnych gremiów, na które w rzeczywistości obywatele nie mają żadnego wpływu. U podstaw tej taktyki tkwi założenie, że ludzie, którzy zostali przekonani za pomocą medialnego sterowania do danych wyborów, będą ich później bronili jak własnych, nawet jeśli są dla nich szkodliwe.

Jakie są skutki tej operacji prania mózgów?

- Proces ten powoduje, że obywatel staje się posłusznym narzędziem, nieanalizującym i pozbawionym racjonalności. A zatem najpierw edukujemy ludzi, żeby umieli czytać, ale później wbijamy im do głowy propagandowe absurdy i uczymy bezkrytycznie przyjmować to, co im się powie. Ma to ten negatywny aspekt, że całe dobrodziejstwo wzrostu produktywności, którego źródłem jest edukacja i wiedza społeczeństw, podlega zniwelowaniu. W efekcie wracamy do sytuacji sprzed XIX wieku i przełomu, jakim było upowszechnienie edukacji, a w następstwie wybuch rewolucji naukowo-technicznej. Proces poszerzania spectrum wiedzy i rozwoju innowacyjności wyraźnie uległ zahamowaniu. Znów tylko ułamek społeczeństwa posiada wiedzę na temat realnie zachodzących procesów, a reszta podlegająca antyedukacji jest w efekcie niezdolna do kreatywnej innowacyjności. Cały jej wysiłek staje się błędnie ukierunkowany.
Nie może to pozostawać bez wpływu na gospodarkę.

- To by wyjaśniało, dlaczego świat tzw. frontierów, tj. krajów wysokorozwiniętych, według najnowszych badań zatrzymał się pod względem wzrostu produktywności. Otóż w poprzednich wiekach wiedza służyła dobru ogólnemu. Dzięki genialnym pomysłom wynalazców następował wzrost służący wszystkim. O ile przez wieki tempo przemieszczania się ludzi było równoznaczne z tempem konia i nie można było tego przeskoczyć, o tyle wynalazczy boom na przełomie XIX i XX w. w krótkim czasie sprawił, że ruszyły pociągi ciągnięte przez parowozy, nastąpiła motoryzacja, wzniosły się w niebo samoloty. Tymczasem dzisiaj, o dziwo, wzrost prędkości poruszania się stanął w miejscu. Stoimy w coraz dłuższych korkach i nie rozwiązujemy tego problemu. Przeciwnie, cofamy się pod tym względem. Coś się zacięło. Prędkość samolotu od 50 lat nie wzrasta. Ba, problem z kosztami paliwa sprawia, że boeingi latają wolniej niż pół wieku temu. Gwałtowne przyspieszenie, jakie nastąpiło po II wojnie światowej, było związane z tym, że uwolnione zostały olbrzymie zasoby wiedzy, która pozostawała niewykorzystywana w okresie wojny. Drugi przełom stanowiła informatyzacja lat 90., czyli uwolnienie możliwości związanych z zakończeniem zimnej wojny. Jednak dzisiaj tamte impulsy już nie dają dodatkowych efektów w postaci wzrostu produktywności, potrzebny jest nowy przełom. Badania Roberta Gordona z Uniwersytetu Northwestern pokazują, że gdyby wyeliminować wszystkie elementy, które w sposób nadzwyczajny i tymczasowy oddziałują na produktywność, to w krajach wysokorozwiniętych wzrost nie przekraczałby 0,2 proc. PKB, a więc byłby na takim poziomie jak w Anglii i na świecie przed paroma wiekami. Cofamy się. Dlaczego? Otóż moim zdaniem, poprzednie sukcesy miały swoje źródło w upowszechnieniu wiedzy i oparciu jej na prawdzie, na chrześcijaństwie. Tymczasem obecna antyedukacja nie jest oparta na prawdzie, lecz na mieszaniu w głowach, a dostęp do prawdziwej wiedzy został zarezerwowany dla elit. Wróciliśmy więc do elitarności dawnych czasów z analogicznym wpływem na procesy innowacyjności.

Jakie to nadzwyczajne elementy sztucznie windują współczesną produktywność?

- Według Gordona, właśnie elitarność edukacji, a także droga energia, załamanie demograficzne, nierówności społeczne i proces globalizacji oraz delewarowanie gospodarki. Koszty energii zawyża tzw. walka z ociepleniem klimatu. Inny przykład sztucznego podnoszenia produktywności związany jest ze spadkiem liczby dzieci. Kobiety, które z natury powinny zajmować się dziećmi, zostały włączone do produkcji. Na razie pracują, zwiększając produktywność, ale gdy przejdą na emeryturę, okaże się, że nie ma młodego pokolenia, które mogłoby zastąpić pokolenie rodziców. Jest to zatem czynnik chwilowo tylko podnoszący produktywność, który za chwilę zniknie, pozostawiając destrukcyjne skutki. Okazuje się, że jeśli te wszystkie nadzwyczajne, chwilowe czynniki wzrostu produktywności wyłączyć, to produktywność Zachodu wróci do poziomu sprzed rewolucji naukowo-technicznej. Ów proces kurczenia z natury musi mieć oligarchiczną strukturę, jedynymi beneficjentami wzrostu muszą być bardzo wąskie grupy. Okazuje się, że w statystykach to już widać. W USA zaledwie 1 proc. obywateli przechwycił aż 93 proc. wzrostu dochodów, jaki nastąpił po ostatnim kryzysie, podczas gdy w ciągu ostatnich 15 lat te grupy przechwytywały 53 proc. wzrostu. W świetle opisanych trendów nie powinno dziwić, że po upadku światowego komunizmu, według "The Economist", odsetek PKB przypadający w udziale 1 proc. najbogatszych Amerykanów od 1980 roku podwoił się z 10 proc. do 20 procent. Innymi słowy, powrócił do poziomu sprzed rewolucji październikowej. W Polsce po zwycięstwie "Solidarności" poziom nierówności według Giniego wzrósł o jedną czwartą oraz nastąpiło obniżenie podatków dla najbogatszych.

Elitarność współczesnego systemu społeczno-ekonomicznego to przyczyna czy skutek spadku produktywności?

- To przyczyna, ale może stać się skutkiem w łańcuchu zdarzeń. Proces oligarchizacji, odejście od solidarności i upowszechniania dobrobytu na rzecz elitarności dostępu do wiedzy, dóbr i usług powoduje, że cofamy się do zamierzchłych czasów. Procesy decyzyjne koncentrują się w rękach elity, która dąży do własnych korzyści, obracając społeczeństwo w posłuszną masę. U podstaw tego procesu leży egoizm i odejście od etyki chrześcijańskiej. Otumanione społeczeństwo już nie jest w stanie się bronić przez zmianę mechanizmu dystrybucji dochodów na bardziej sprawiedliwy. Elity przekonują ludzi, że wszystko, co czynią, czynią dla nich, żeby uniknąć wybuchu społecznego, który doprowadziłby do opodatkowania ich dochodów. Analizy statystyczne ukazują, że te procesy naprawdę zachodzą. Wzrost dobrobytu elit w krajach wysokorozwiniętych następuje kosztem współobywateli. Elity zafundowały im procesy globalizacji. Powodują one, że przeciętni Amerykanie i Europejczycy są stopniowo spychani do poziomu przeciętnych Chińczyków, a nie mając środków na edukację dzieci - jeszcze bardziej obniżają poziom przyszłej produktywności społeczeństw. W efekcie pozyskanie przez elity dodatkowych zysków z krajów biedniejszych odbywa się kosztem ich własnych społeczeństw. Na to nakłada się proces delewarowania [oddłużenia - przyp. red.] gospodarki. Proces zmniejszania popytu nakręconego kredytem będzie niezwykle bolesny, zważywszy, że rozwój finansowano kredytem od II wojny światowej, a poziom zadłużenia wzrósł wielokrotnie. W przeszłości życie na kredyt było gospodarczo racjonalne, ponieważ pozwoliło, aby całe społeczeństwa żyły lepiej, dłużej, były zdrowsze i lepiej wyedukowane. Dzięki temu rosła efektywność ekonomiczna społeczeństw i były one w stanie spłacać zadłużenie. Teraz jednak stoi to pod znakiem zapytania. Elitarność współczesnego systemu społeczno-gospodarczego powoduje, że tylko elita będzie lepiej i dłużej żyła, będzie lepiej wykształcona, będzie efektywniej pracowała, a pozostali będą żyli krócej i pracowali mniej efektywnie i nie będą w stanie spłacać starych długów.

Społeczeństwa współczesne nie potrafią zdiagnozować, dlaczego biednieją?

- Propaganda wskazuje im różnych winnych, ale nigdy tego prawdziwego. Dla elity, która przechwytuje owoce wzrostu, poszerzenie ekspansji na cały świat w ramach globalizacji to możliwość dodatkowych zysków i jeszcze lepszego życia. Dzisiaj ponad 50 proc. usług medycznych w USA jest konsumowanych przez zaledwie parę procent najbogatszych Amerykanów. Istnieje wiedza dotycząca leczenia nowotworów i innych chorób, ale kliniki w USA oferują ją tylko najbogatszym. To, co kiedyś stawało się zdobyczą wszystkich, jak penicylina, dziś jest dostępne tylko dla elit. Patentyzacja zapewnia koncernom astronomiczne zyski na lekach. Nikt się nie zastanawia, że gdyby leki były dostępne masowo, mogłyby być tańsze, a ratując zdrowie milionom ludzi - zwiększyłyby ich produkcyjność. Nic dziwnego, że gdy porównamy pierwsze półwiecze i drugie półwiecze XX wieku, to tempo przyrostu długości życia ludzi obniżyło się w tym czasie trzykrotnie. W efekcie załamania solidarności międzyludzkiej i odejścia od etyki chrześcijańskiej na Zachodzie nastąpił w ostatnich latach spadek produktywności aż o 60 procent.

Czy coś może samoczynnie zatrzymać ten proces nowego podziału świata?

- Powrót do wartości i oparcie się na prawdzie są dla zatrzymania tego procesu kluczowe. W sensie ekonomicznym opisany proces, w połączeniu z globalizacją, wprowadza nowe nierównowagi. Wyhamowanie następuje w krajach najwyżej rozwiniętych i krajach od nich uzależnionych, ale z drugiej strony następuje wzrost znaczenia demograficznych kolosów - Indii i Chin. Nigdy w przeszłości nie było takiej sytuacji, żeby w ciągu jednej generacji kraj, którego PKB był mniejszy od hiszpańskiego, stał się drugą światową potęgą. A niedługo stanie się pierwszą. USA obecnie wydają na obronę połowę wydatków światowych. Zwykle bywa tak, że zanim jakiś kraj osiągnie przewagę gospodarczo-militarną nad przeciwnikiem, to osłabiony rywal jest jeszcze na tyle mocny, aby starać się temu przeciwstawić militarnie. Tak było w przypadku Niemiec rywalizujących z Anglią, tak też było w przypadku Sparty i Aten 2,5 tysiąca lat temu. Jak wylicza Graham Allison z Harvardu na łamach "Financial Times", powstanie nowych potęg w jedenastu przypadkach na piętnaście prowadziło do wojny o dominację. Allison zauważa, że w czasach współczesnych wszelkie interwencje militarne miały na celu "ustanowienie stosunków ekonomicznych lub terytorialnych na warunkach korzystnych dla Amerykanów lub usunięcie przywódców ocenianych jako nie do zaakceptowania". Wyraźnie widać z tej perspektywy, że świat pozbawiony wartości, z egoistycznymi elitami, wcale nie będzie bezpieczniejszy, niezależnie od tego, co akurat podadzą media. Dla Polski w każdych warunkach kluczowe jest powstrzymanie procesu dechrystianizacji.

Dziękuję za rozmowę.

za:
http://naszdziennik.pl/wp/15015,bezproduktywny-swiat-frontierow.html

Brak głosów

Komentarze

Kazanie zostało wygłoszone w niedzielę 11.11.2012 r. w Przeoracie w Warszawie na Mszy św. o godz 8.30.
Drodzy wierni,
w dzisiejszym kazaniu pozwolę sobie odbiec trochę od tematu dzisiejszej epistoły i Ewangelii. Nie chcę jednak wchodzić tu w polemikę, czy kazanie o takiej tematyce powinno się mówić 11 listopada, czy też 10 lutego. Bardziej pragnę zwrócić ku zobowiązaniom wynikającym z Chrztu Polski, ku misji, jaką Polska otrzymała do spełnienia w środkowo-wschodniej części Europy.
W 966 r. Mieszko I przyjmuje Chrzest, ze wszystkimi jego konsekwencjami. Po pierwsze, poddaniem Polan pod królewskie panowanie Chrystusa i Maryi. Następnie złączenie innych Polskich ludów pod tymże królewskim berłem Chrystusa. A także niesienie i umacnianie światła Ewangelii innym ludom naszej części Europy, w której od tej pory Polska miała stać się ostoją katolickości, przedmurzem, na którym zatrzymywały się zajadłe ataki przeciwników panowania Boskiego Odkupiciela Pana naszego Jezusa Chrystusa.
To, że Chrzest Mieszka nie był zagrywką polityczną, a uczyniony był z pełną świadomością konsekwencji z niego wypływających, widać w jego polityce, której nie można w jakikolwiek sposób zarzucić, że sprzyjała pogaństwo, a przeciwnie, dopomagała innym do przyjęcia wiary, jak np. Węgrom.
Również Bolesław Chrobry, syn Mieszka, świadomy był misji jaką Polska otrzymała na Chrzcie. I jako władca chrześcijański oddał się jej z całym sercem. Kronikarz Gall tak wyraża się o ówczesnym władcy: „biskupów i kapelanów swoich w wielkim miał poszanowaniu… Boga zaś czcił z największą miłością, Kościół święty wywyższał i przyozdabiał”. Bolesław Chrobry postawił sobie za zadanie nie tylko umocnić Polskę w chrześcijańskich obyczajach, rozwijać życie zakonne, ale uczynić ją misjonarką innych narodów. Nawiązał on w tym celu ściślejszy stosunek ze Stolicą Apostolską. Ukoronowaniem wierności Chrobrego wobec Chrztu, a zarazem dowodem na zrozumienie wypływających z Chrztu konsekwencji było opanowanie środkowej Europy i umacnianie w niej wiary katolickiej. Nadanie przez Stolicę Apostolską niezależnej Metropolii gnieźnieńskiej oraz aprobata dla jego poczynań cesarza Ottona III, który nazywa Chrobrego bratem i współpracownikiem cesarstwa i nadaje mu władzę niezależnego mianowania i inwestowania biskupów w Państwie.
Ale gdy tylko nasz naród zapomina o swej misji w tej części Europy, którą tak dobrze rozumieli i wypełniali pierwsi władcy, gdy sprzeniewierza się obowiązkom, jakie Polska wzięła na siebie na Chrzcie, gdy zapomina o tym, że punktem odniesienia jest Bóg, wtedy przechodzi poważne kryzysy, wtedy dochodzi do tragedii.
Pierwszy taki kryzys widzimy za czasów Bolesława Śmiałego. Król podnosi rękę na świątobliwego sługę Kościoła, biskupa krakowskiego Stanisława i każe go zabić. Śmierć biskupa i jej następstwa miały bardzo negatywny wpływ na późniejsze losy kraju. Karą za to sprzeniewierzenie się Kościołowi, a zarazem Bogu i misji danej przez niego Polsce doprowadziło do rozbicia dzielnicowego. Polska przestała być na wiele lat królestwem. Ale tak jak cudownie zrosły się posiekane części ciała krakowskiego męczennika, tak za dwieście lat miały zjednoczyć się ziemie polskie pod jednym berłem królewskim. Wielce przyczynił się do tego arcybiskup Jakub Świnka. Wiedział bowiem, że aby zjednoczyć królestwo trzeba najpierw zjednoczyć i uzdrowić Kościół w kraju uwikłany w różnego rodzaju konflikty. Stał też na straży ścisłej współpracy władzy świeckiej z kościelną pamiętając o tym, że Polska będzie na tyle silna, na ile będzie poddana Bogu. W końcu również niemało do zjednoczenia przyczynił się przez swoją politykę wspierającą Łokietka.
Kolejny kryzys spowodowany był rewolucją protestancką, która wdarła się w XVI/XVI w. do naszego kraju. Polska powoli sprzeniewierzając się wierze przyjętej na Chrzcie stanęła nad przepaścią, o krok od zatopienia się w wirze herezji. Episkopat propagował wolność wyznania dla heretyków. Komisja sejmowa z biskupem na czele otworzyła akt konfederacji warszawskiej, który dawał wolność religijną innowiercom pozwalając szerzyć się protestanckim błędom. Popierał to wszystko sam prymas Uchacki, który dążył również do utworzenia kościoła narodowego.
Doprowadzono do tego, że Polska mająca bronić i umacniać wiarę w Środkowej Europie stała się azylem dla heretyków. Wśród tej zawieruchy znaleźli się jednak mężowie broniący odważnie ziem, które ich wychowały przed protestantyzmem i zgubną wolnością religijną propagowaną przez konfederację warszawską. Piotr Skarga i kardynał Stanisław Hozjusz – ci dwaj wielcy mężowie wszystkimi siłami starali się przezwyciężyć upadek Polski. Jednak za to sprzeniewierzenie się swojej misji musiała nadejść kara. Nie trzeba było długo czekać, kilkadziesiąt lat później Polska tonęła w potopie szwedzkim. Zemścił się protestantyzm, z którym flirtowali. I tylko zwrócenie się serc Polaków do Niej, do Niepokalanej pozwoliło przezwyciężyć stojącą blisko zagładę. Dlatego Król Jan Kazimierz w akcie dziękczynienia postanowił uznać Maryję Królową Korony Polskiej. Trzeba tu wspomnieć, że Piotr Skarga, Jan Kazimierz i później Jan III Sobieski byli pod wielkim wpływem objawień Maryi włoskiemu jezuicie Juliuszowi Mancinellemu. W tychże objawieniach Maryja sama nazwała się Królową Polski i wyraziła pragnienie bycia czczoną jako Królowa tego narodu, który umiłowała oraz obiecała nam za tę cześć jej oddaną swoją opiekę.
Ale śluby Jana Kazimierza były nie tylko dziękczynieniem po pokonaniu wrogów wewnętrznych i zewnętrznych; były one również obietnicą szerzenia Królestwa Chrystusa i Maryi, a także poprawy sytuacji niższych stanów.
Niestety, śluby te nie zostały spełnione. Przywódcy, szlachta zamiast dbać o to, aby Rzeczpospolita była fundamentem katolicyzmu w środkowej części Europy trwali w gnuśności i przyjęli jakobińsko-masońską wizję Polski. Kolejne sprzeniewierzenie się swojej misji spowodowało kolejną katastrofę. Pogrzebanie Polski na mapie Europy na ponad sto lat. Rozbiory.
Jedynie powiewające sztandary Konfederatów Barskich z Matką Bożą przypominały, że synowie Polski chcą trwać przy wierze przodków i wypełnić przyrzeczenia dane na Chrzcie Polski i potwierdzone przez Jana Kazimierza. Niestety ich synowie ponad sto lat musieli okupywać przyszłą niepodległość łzami i krwią. Krew i cierpienia stała się karą za grzechy, które nasi przodkowie popełnili nie będąc wierni temu co przyrzekali. To krwawe oczyszczenie było potrzebne by zrozumieć, że jedynym odniesieniem w historii Polski, w historii naszego narodu jest sztandar prawdziwej wiary z wizerunkiem Królowej Korony Polskiej i Krzyża.
Ale czy wszyscy to rozumieją? Dlaczego ta porozbiorowa radość trwała tak krótko? Dlaczego zaraz potem doszło do kolejnej tragedii? Kolejnego zniewolenia, które, nie przesadzę gdy powiem, że ciągnie się po dziś dzień. Dlaczego? W okresie międzywojennym nie odpowiedziano na wezwanie Boskiego Serca. Serca, które przemówiło przez usta Rozalii Celakównej. Nie dokonano Intronizacji Serca Jezusowego w Polsce, nie uczyniono go Królem, tak jak on o to prosił. Nie wypełniono po raz kolejny misji, jaką Polska dostała na Chrzcie.
Drodzy wierni, abp. Lefebvre powtarzał, że powinniśmy dobrze przyglądać się historii, gdyż ona jest wyśmienitą nauczycielką. Widząc jak postępowali inni, znajdziemy wskazówki, jak i my powinniśmy postępować. Niestety, drodzy wierni, dziś żyjemy w jednym z tych smutnych okresów, gdzie i książęta Kościoła i władcy w Polsce sprzeniewierzają się posłannictwu Polski i nie chcą wyciągać wniosków z biegu historii naszego kraju. Opuścili sztandar wiary naszych przodków. Rzucają się w objęcia liberalizmu i masońskich idei. Sprzedają poczucie swej polskości na rzecz globalnych unii. Nie chcą uznać Chrystusa Królem, nie chcą uznać panowania Jego Boskiego Serca na nami, nie chcą uznać Jego Matki Królową. Tym samym wyrzekają się przyrzeczeń naszych ojców, wypierają się misji i roli Polski w Europie. A Polska wielka może być jedynie Polska katolicka, Polska w której będzie panowało niepodzielnie berło Chrystusa. Inaczej legnie ona w guzach, jak miało to na przestrzeni dziejów kilkakrotnie miejsce. Nie patrzmy bezradnie, jak zarzuca się pętlę na szyję naszej ojczyzny. Nie uginajmy przed mocą. Bądźmy na ordynansach u Chrystusa, bądźmy sługami Maryi. Wznieśmy sztandary modlitwy i szturmujmy Jej Matczyne Serce. Ona tyle razy ratowała naszą Ojczyznę przed upadkiem, i teraz jest w stanie to uczynić. Niech zapanuje pokój Chrystusa w Królestwie Chrystusa. Niechaj za jej wstawiennictwem zapanują rządy Chrystusa w naszej umiłowanej ojczyźnie. Amen.
Za: Forum Tradycji Katolickiej

http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=7710&Itemid=100

**************************************
  Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
----------------------------------
Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków

Vote up!
0
Vote down!
0

  Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
----------------------------------
Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków

#412458

Szef MSZ Niemiec: Rosja jest naszym sąsiadem Aktualizacja: 2012-11-16 9:52 am Minister spraw zagranicznych Niemiec Guido Westerwelle powiedział dzisiaj w wywiadzie radiowym, że Rosja jest sąsiadem Niemiec i ich strategicznym partnerem. Szef niemieckiego MSZ i były lider liberalnej Wolnej Partii Demokratycznej, w radiowym wywiadzie stwierdził, że Rosja jest sąsiadem Niemiec (sic!) i ich strategicznym partnerem, dlatego krytyka wewnętrznej polityjki Rosji powinna być wyważona. Nie będzie to jednak możliwe bez zaciśnienia współpracy z Rosją. Właśnie w czasie, gdy istnieją między nami różnice zdań, nie wolno nam milczeć, ale musimy wzmocnić kontakty (…) jeśli nie utrzymamy takiej równowagi, niczego nie osiągniemy, bo wówczas dialog nie będzie możliwy, a Rosja zamknie się do pewnego stopnia – twierdzi Westerwelle. Źródło: Europe Online Magazine MM Za: narodowcy.net (Listopad 16, 2012)

Ruskie mapy bez Polski widziałam, a tutaj potwierdzenie, że kondomium już zlikwidowali... kiedy nam powiedzą?

****************************************
  Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
----------------------------------
Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków

Vote up!
0
Vote down!
0

  Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
----------------------------------
Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków

#412467