Rosyjska flaga mniej niż 50 kilometrów od Tbilisi.
Rosjanie nie tylko nie wycofali się z Gruzji, ale przesunęli się jeszcze bliżej w kierunku stolicy Tbilisi. Nie respektują porozumienia pokojowego i nie reagują na ostre słowa dyplomatów zachodnich.
W sobotę po południu wysłannik „Rz” obserwował oddziały armii rosyjskiej przemieszczające się z leżącego w sercu kraju (70 km na zachód od stolicy) miasta Gori, które kontrolują już od kilku dni, w kierunku Tbilisi. W długiej kolumnie pojazdów poruszające się po głównej drodze kraju było 11 wyrzutni rakiet Grad (naładowanych), kilkanaście czołgów, wiele transporterów opancerzonych oraz ciężarówki z tabliczką „Ludzie”, pełne żołnierzy, i ciągnące za sobą przyczepy z amunicją. Zatrzymały się przed mostem na rzeczce Lechuri. Już wcześniej mniejsze oddziały rosyjskie kontrolowały wioskę Igoeti, leżącą jeszcze kilka kilometrów dalej (i około 50 km od Tbilisi).
W Igoeti przy pierwszym rosyjskim posterunku symboliczny obrazek: na antenie transportera opancerzonego dumnie powiewa rosyjska flaga. A kilka metrów dalej stoi smutny gruziński policjant z flagą swojego kraju zwiniętą pod pachą.
Czołgi na wzgórzach
Rosjanie zdobywają kolejne tereny Gruzji bez żadnych walk. Pod Igoeti w stronę Tbilisi jest obozowisko gruzińskich wojsk i policji. Kilkuset Gruzinów siedzi lub leży pod drzewami, koło swoich samochodów. Jedyna ciężka broń, jaką dysponują, to kilka armat, teraz przyczepionych do ciężarówek. Jeszcze kilka dni temu dwie armaty stały na pobliskim wzgórzu, które teraz kontrolują Rosjanie, i były wycelowane w kierunku nadchodzącego wroga.
Teraz Rosjanie nie trzymają się jak wcześniej wyłącznie głównej drogi, której asfalt jest już zniszczony przez gąsiennice czołgów, ale rozmieszczają swoje czołgi i transportery opancerzone po okolicznych wzgórzach. Inne maskują gałęziami w bocznych drogach. Działają spokojnie i metodycznie.
Rosjanie nie przejmują się opiniami Gruzinów i Zachodu, twierdzeniami, że łamią porozumienie pokojowego, którego powstanie ogłosił prezydent Francji Nicolas Sarkozy już we wtorek w Moswie. Dmitrij Miedwiediew ogłosił zaś wówczas koniec rosyjskiej operacji wojskowej w Gruzji.
Od tego czasu Rosjanie opanowali kilka ważnych i dużych miast, przejęli kontrolę nad główną drogą, zniszczyli główny port Poti. Od soboty zniszczona jest też główna linia kolejowa. W powietrze wyleciał most w Kaspi, nad wspomnianą już rzeczką Lechuri. Rosjanie zaprzeczają jednak, by to oni go wysadzili.
Nawet więcej: sami demonstracyjnie zaczęli sprawdzać, czy inny most nad Lechuri — ten będący częścią pobliskiej głównej drogi — nie został zaminowany przez Gruzinów. Z powodu tego sprawdzania wstrzymali na kilkadziesiąt minut samochody z dziennikarzami, w tym wysłannika „Rz”, oraz pojazdy obserwatorów z misji OBWE.
Kwestia maruderów
Jak długo Rosjanie będą w Gruzji? Ich dowódcy udzielają podobnych odpowiedzi jak politycy: tak długo jak będzie potrzeba. Sugerują, że nie łamią porozumienia pokojowego, bo przewiduje ono stosowanie przez siły rosyjskie „dodatkowych środków bezpieczeństwa”. Najwyraźniej tworzą dużą strefę buforową przy separatystycznych republikach Osetii Południowej (jej granice są od kilku do kilkunastu kilometrów na północ od drogi Gori — Tbilisi) oraz Abchazji na zachodnim krańcu kraju.
— Zapewniamy spokój i bezpieczeństwo, których nie może zagwarantować gruzińska policja — mówi Arsen, lekarz wojskowy w stopniu porucznika, Ormianin z jednostki w Woroneżu, którego spotykam na posterunku przy zjeździe z głównej drogi do Gori. Twierdzi, że armia oraz Federalna Służba Bezpieczeństwa skutecznie sobie radzi z — jak ich nazywają Rosjanie — maruderami, czyli członkami często umundurowanych band, ugrupowań paramilitarnych, które szerzą przerażenie wśród Gruzinów, którzy jeszcze nie uciekli z tych terenów.
To o maruderach krążą najbardziej przerażające opowieści o grabieżach, gwałtach czy podrzynaniu gardeł (te ostatnie — wciąż bez potwierdzenia z niezależnych źródeł). To oni okradali zabłąkanych kierowców i dziennikarzy. — FSB się z nimi rozprawi, dostaną po 15 lat więzienia, a ukradzione przez nich samochody wrócą do właścicieli — mówi z przekonaniem Arsen, choć nie potrafi powiedzieć, w jaki sposób rosyjskie służby specjalne będą zwracały ukradzione samochody. Wielu Gruzinów oskarżało wcześniej Moskwę, że toleruje grabieże maruderów. Traktuje ich jak broń psychologiczną, siejącą przerażenie wśród miejscowych.
Chusta z napisem „Tbilisi”
Dokąd mogą dotrzeć Rosjanie? Bardzo trudno powiedzieć. Już kilka razy się wydawało, że mogą ruszyć na stolicę. I kilka razy, że już na pewno zaraz się w ogóle wycofają z Gruzji. Jeden z młodych żołnierzy, którzy późnym popołudniem zatrzymali dziennikarzy i misję OBWE przed mostem na Lechuri, miał od szyją zawiązaną białą chustę z napisem cyrylicą: Tbilisi.
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1975 odsłon