Mesjasz lewicy zatryumfował
Polskiej lewicy jest wszystko jedno, jakim prezydentem będzie Obama. Najważniejsze, że odbiega od znienawidzonego stereotypu konserwatywnego Amerykanina – pisze publicysta Rzepy.
Na głównym placu wioski Kogelo, w której wciąż żyje 87-letnia kenijska babcia Obamy ze strony ojca, rozstawiono namioty i wielki rożen na specjalnie tuczonego byka. „Byk wjechał na ruszt, jak tylko w Ameryce otwarto punkty wyborcze. Zjechali tu ludzie z całej Kenii. Tradycyjnym tańcom nie było końca. Prezydent Mwai Kibaki ogłosił święto narodowe” – doniósł największy kenijski dziennik „Daily Nation”. A w komentarzu redakcyjnym Angeyo Kalambuka napisał: „wreszcie nadszedł człowiek, który odbuduje wartości zatracone dawno przez Amerykę”.
Trochę dalej na północ red. Jacek Żakowski pisał w „Gazecie Wyborczej”: „Baraku, musisz! Jesteś szansą dla nas wszystkich”. „Gazeta” nie donosiła o planowanych zbiorowych tańcach i modłach, ale reszta brzmiała podobnie.
Między Chomskim a Madonną
Dawno już jednemu człowiekowi nie udało się skupić na sobie tyle uwielbienia. Od ludycznych stanów euforii po intelektualne fascynacje lewicowych elit. Gdzieś na skrzyżowaniu Madonny i wielkiego lewicowego filozofa lingwisty Noama Chomsky’ego uplasowano prezydenta Baracka Obamę.
Byk został zjedzony, fajerwerki zgasły, ale lewicowy tryumfalizm zostanie z nami jeszcze jakiś czas. W Ameryce, w Kenii, ale przede wszystkim wśród europejskich elit nieczekających spełnienia socjalistycznych marzeń. Nie udało się we Francji, w Niemczech, nie udało się w Polsce, może uda się Amerykanom. „Obamo, musisz!”.
Nie wiemy, jakim będzie prezydentem i czy spełni nadzieje polskiej lewicy. Wiemy, że głosował zawsze za najbardziej lewicowymi rozwiązaniami, ale też nigdy się nie przeciwstawił woli swojej partii. Potrafi porywać tłumy, choć w jego wyborczych mowach nie było wielu oryginalnych myśli. Napisał aż dwie autobiografie, ale żadna z nich nie może być uznana za manifest lewicowy. To nie są dzieła na miarę „Hegemonia albo przetrwanie” Noama Chomsky’ego czy socjalizujących felietonów Paula Krugmana.
Największą wartością Baracka Obamy dla polskiej lewicy jest to, że odbiega od znienawidzonego stereotypu konserwatywnego Amerykanina. Nieważne, jakim będzie prezydentem. Dziś jest mesjaszem lewicy. Ogromną nadzieją dla wielu jak Jacek Żakowski przekonanych, że Ameryka upada tak szybko, że świat nie nadąża z przystosowaniem się do nowej sytuacji.
Czytaj Rzeczpospolitą.
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 380 odsłon