Kiedy runie gmach kłamstwa i fałszu

Obrazek użytkownika Kajeka
Notka

"Dość Smoleńska" - krzyczą na nas prorządowe gazety i telewizje przy każdej okazji. Ale nie mówią prawdy: one same chcą mówić i mówią o Smoleńsku nawet więcej niż my.

10 kwietnia 2010 r. około godz. 9 rano dotarłem do redakcji "Wiadomości" na placu Powstańców. Zapowiadała się spokojna sobota, z oczywistym wydarzeniem numer jeden: obchodami 70. rocznicy zbrodni w Katyniu z udziałem śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Reporterzy na miejscu, zadania przydzielone, technika pod kontrolą. Z punktu widzenia planowania dnia wszystko gotowe. Po przejrzeniu Internetu pozostało otworzyć czekającą w kierowniczej kanciapie, zapakowaną w przezroczystą folię, grubą paczkę z weekendową prasą. Zanim po nią sięgnąłem, rzuciłem okiem na trzy umieszczone wysoko, wyciszone telewizory, nastawione na stacje informacyjne. Zobaczyłem czerwono-żółte paski. To wystarczyło. Paczki z gazetami nie otworzyłem ani tej soboty, ani później. Mam ją w domu, jako pamiątkę po dniu, który miał się stać polskim 11 września. Zresztą ta data coraz częściej jest pisana właśnie tak, jak amerykański 11/09–10/04. Niestety, nie ma tu analogi, jeśli chodzi o reakcję państwa na dramatyczne wyzwanie. Nie ma też podobieństwa w sferze zjednoczenia społeczeństwa. Ale w sensie poczucia w jego znaczącej części, że to, co było – zamyka się w innym etapie, że to na długie lata punkt „zero”, do którego wszyscy się odnosimy – to był nasz 11/09.

Kiedy runie gmach kłamstwa i fałszu

Tydzień, który nastąpił później – do pogrzebu na Wawelu – pozostanie w pamięci jako czas szczególny, być może najważniejszy w życiu. Rzeka ludzi na Krakowskim Przedmieściu, morze zniczy, ponadgodzinne wydania „Wiadomości” najpierw sprzed Pałacu i ze Smoleńska, a później z Krakowa. Poczucie, że bierzemy udział w ważnych wydarzeniach historycznych, wielki żal po ofiarach, ale jednocześnie nutka nadziei, że oto runął gmach kłamstwa i fałszu, który kazał niemal wszystkim dziennikarzom szydzić z wielkiego prezydenta.

Cztery miesiące wcześniej, gdy zawsze odważny Bartek Wróblewski (też wyrzucony z TVP po wyborach prezydenckich) zaprezentował w swoim materiale o rocznicy prezydentury wypowiedź Bronisława Wildsteina oceniającą śp. Lecha Kaczyńskiego jako najlepszego prezydenta wolnej Polski, rozpętała się niesłychana burza. Teraz to samo mówili niemal wszyscy dziennikarze, a co najważniejsze – mówili to zwykli Polacy. Nagle zniknęły te wszystkie klisze, które tak konsekwentnie wpajano obywatelom od roku 2005. Zawalił się cały kod pojęciowy, cała siatka naznaczeń i stygmatyzacji. Skończyła się „medialna okupacja”, ludzie wyrwali z głów niewidzialne kable, którymi płynęły formułowane na tysiąc sposobów, ale zawierające jednolitą treść, przekazy dnia. To był rodzaj pokojowej rewolucji, wypowiedzenie posłuszeństwa, uobywatelnienie, wreszcie – to ważna analogia z Sierpniem ’80 – odblokowanie własnego języka. Polacy zaczęli własnymi słowami opisywać własne uczucia. Każdy mógł mówić, i wielu mówiło.

1 2 3 4 następna.
TopNews - najpopularniejsze materiały WP.PL

Brak głosów