Dopłacasz do socjudeUnii

Obrazek użytkownika wilre
Artykuł

Dopłacamy do Unii

Tomasz Urbaś 17-02-2013, ostatnia aktualizacja 17-02-2013 15:00
Komentuj

W Brukseli uszczęśliwiony Donald Tusk poinformował, że zapewnił 106 mld euro dla Polski na lata 2014–2020. Ile z tego dostaniemy naprawdę?
 

W ostatnich pięciu latach dopłaciliśmy do członkostwa w Unii Europejskiej ponad 8 mld zł

Yes, yes, yes! " – krzyknął w 2005 r. premier Kazimierz Marcinkiewicz po zakończeniu negocjacji dotyczących planu finansowego Unii Europejskiej na lata 2007–2013. Politycy PiS ekscytowali się obiecanymi w Brukseli 91 mld euro (w ówczesnych cenach).
Kilka tygodni temu Donald Tusk nie posiadał się ze szczęścia, informując, że zapewnił 106 mld euro dla Polski na lata 2014–2020. Elity są zachwycone.

Tymczasem przeciętne płace były i są niskie. Gospodarka się zwija. Polacy, zwłaszcza młodzi, zasilają rosnące szeregi bezrobotnych. Rodzin nie stać na wychowanie dzieci.
Nie ma się czemu dziwić – nieoficjalnie Polska jest płatnikiem netto. W latach 2007–2012 dopłaciliśmy do wspólnotowego interesu ok. 2 mld euro, a utracone korzyści sięgnęły całej unijnej pomocy. Jaka jest istota układu z Unią Europejską, tak zadowalającego polityków, - a dającego popalić zwykłym Polakom?

Niespełniane obietnice

Unia Europejska jest fenomenalnym mechanizmem obietnic i propagandy. Środki budżetowe Wspólnoty traktatowo stanowią ok. 1 proc. produktu krajowego brutto wszystkich krajów UE przy wydatkach publicznych sięgających średnio połowy PKB (w Polsce ok. 44 proc. PKB). Budżet Unii jest co do zasady zrównoważony. Wydatki mają zatem znikomy realny wpływ na koniunkturę gospodarczą w Unii. Jak zwielokrotnić ich siłę oddziaływania?

Euromagicy w pierwszym kroku mnożą 1 proc. przez PKB, który wynosi łącznie ok. 12,8 bln euro (2012). Otrzymują kwotę rocznego budżetu ok. 128 mld euro.

Podzielenie budżetu na 27 państw członkowskich (w 2013 r. dołączy jeszcze Chorwacja) powoduje, że przedmiotem negocjacji są kwoty rzędu miliardów euro, np. dla Polski ok. 15 mld euro rocznie (przy rocznym PKB Polski w 2012 r. ok. 385 mld euro).
Jak widać, jakoś blado to wygląda w porównaniu z globalną kwotą 128 mld euro. A wyborca musi być oszołomiony, oślepiony i ogłuszony.
Politycy wpadli na pomysł, aby te makroekonomiczne drobiazgi wymnożyć.

Co siedem lat ustalają ramy finansowe – na lata 2007–2013 z kwotą ok. 1,035 bln euro, na lata 2014–2020 z kwotą 997 mld euro (spadek jest wynikiem presji na oszczędności). Dla Polski politycy negocjują już nie 15 mld euro, ale siedem razy 15 mld euro, czyli ok. 105 mld euro.

Ta suma działa podniecająco, roznieca błysk w oczach Kazimierza Marcinkiewicza czy Donalda Tuska.
To dobrze brzmi, pozwala nabrać wyborców i tchnąć w nich optymizm. O ten sztucznie wywołany optymizm chodzi politykom.
Gdy jest optymizm, ludzie kupują, przedsiębiorstwa inwestują i gospodarka się rozkręca.
(   )

Brak głosów