"Czytanie ze zrozumieniem" - Andrzej Zybertowicz

Obrazek użytkownika obiboknawlasnykoszt@tlen.pl
Artykuł

Musimy mieć dużo czasu na przemyślenie danej kwestii, aby nie włączyła się reakcja automatyczna. Czym mniej czasu, nawyku i potrzeby przemyślenia ważnych problemów, tym większy potencjał oddziaływania dla władców rezonansowych pudeł i producentów tańców z draniami

Gdy niedawno na korytarzu bloku mieszkalnego w Toruniu położyłem na kaloryferze egzemplarz „Gazety Polskiej Codziennie”, ktoś nie mógł się oprzeć i po chwili na gazecie pojawił się zrobiony pisakiem dużymi literami tekst: „Pisowski bełkot”.

Zanim odniosę się do tego zdarzenia, odrobina wymądrzania się, czyli kilka słów o tym, co nauka mówi o ludzkim poznawaniu, przyswajaniu świata. Otóż ogromna większość pracy naszych umysłów to procesy nieświadome i zautomatyzowane. Nawet działania świadome przebiegają na podłożu nieświadomych procesów automatycznych. Podejmujemy np. świadomą decyzję, że przeczytamy tekst Zybertowicza w „Gazecie Polskiej” i wyrobimy sobie na jego temat jakiś pogląd. Brzmi to rozsądnie, prawda? Ale już w momencie, gdy rozpoczynamy lekturę, uruchamia się cała gama zjawisk nieświadomych i automatycznych, które kompletnie mogą pozbawić nas kontroli nad naszym dalszym postępowaniem.

Jak szybko składasz literki?

Czytanie to bardzo ciekawy przykład splotu świadomego z nieświadomym. Także czytanie tego tekstu, który masz właśnie, Czytelniku, przed oczyma. Jesteś świadomy, że czytasz mój tekst, ale już proces składania literek w słowa, a słów w zdania przebiega automatycznie. Zazwyczaj. Chyba że pojawi się nowe, nieznane Ci wcześniej słowo (np. transsubstancjacja), które trzeba przeczytać ze dwa razy, lub też ze znanych słów zostało ułożone zdanie o skomplikowanej treści. Automatyzm czytania może zostać zaburzony także wtedy, gdy z poszczególnych – dość łatwo zrozumiałych – ciągów zdań wyłaniają się myśli tak złożone, że wymagają ich wielokrotnego przeczytania i przemyślenia.

Słowem, wodzenie oczami po tekście to proces przedświadomego przetwarzania zdarzeń percepcyjnych (tak się mądrze mówi). I teraz dochodzimy do najciekawszego. Uczeni twierdzą (np. Michael S. Gazzaniga, autor wydanej także po polsku książki „Istota człowieczeństwa”), że podczas automatycznego przyswajania informacji postrzegane bodźce nie są traktowane jako neutralne. Nie, od razu są automatycznie wartościowane. Są odbierane jako negatywne (to pomieszczenie jest białe, a ja nie lubię bieli) bądź pozytywne (to pomieszczenie jest pomalowane w żywe kolory, a ja lubię takie barwy). Błyskawicznie wpływa to na nas, tworząc konkretne nastawienie do przekazu albo do jego autora.

Chcąc nie chcąc – oceniamy

Oceniamy – często bardzo jednoznacznie – niezależnie od tego, czy dany tekst w ogóle poprawnie rozumiemy. Gdy czytamy bądź słuchamy w sposób naturalny (jeśli można tak powiedzieć), to często/zazwyczaj oceniamy, zanim w pełni zrozumiemy treść danej informacji.

Stąd problemy z tak prostym wydawałoby się zadaniem jak czytanie ze zrozumieniem. Najpierw bowiem czytany tekst odkodowuje emocjonalna część naszego mózgu, a dopiero potem możemy (jeśli chcemy i jeśli potrafimy) podjąć zdystansowany namysł nad tym, co przeczytaliśmy. Ale emocjonalna część naszego mózgu często na samym początku wysyła nam silny sygnał blokujący korzystanie z możliwości części racjonalnej, zdolnej do logicznej analizy informacji z tekstu.

Zaporowe emocje

Jeśli ktoś ma negatywny emocjonalny stosunek do analizowania katastrofy smoleńskiej: „To moherowa obsesja!”, to jego umysł automatycznie powstrzyma go przed spokojnym zapoznaniem się z wywodem, który pokazuje poważne nieprawidłowości w postępowaniu władz polskiego państwa w tej sprawie.

Piszę to, by Państwu i sobie samemu lepiej objaśnić to, co dzieje się na internetowych blogach, forach, jak komentowane są materiały. Pouczające są dla mnie wpisy na portalu Niezależna.pl pod moim tekstem z poprzedniej „Gazety Polskiej” zatytułowanym „Raport z Tuskokraju” (o celowości posługiwania się określeniem „Tuskokraj” muszę napisać osobno, bo niektórzy komentatorzy wysuwają w tej sprawie rozsądne zastrzeżenia). Sporo komentarzy i dyskusji nie dotyczyło tematu. Albo trochę dokładniej: było na temat tego, co lektura tekstu wywołuje w głowie czytelnika. Wielu komentatorów nie odnosi się do tego, co napisałem, do tego, co z tekstu można faktycznie wyczytać, ale do tego, z czym w reakcję weszły ich emocjonalne radary, z czym się coś komuś luźno kojarzy. Prowadzą publicznie swoje wewnętrzne monologi (to zresztą przypadłość sporej grupy „zawodowych” blogerów). Na tematy, które ich bolą. Niektórych zabolał – jak się zdaje – obraz ich samych, jaki w „Raporcie” wyczytali. A ból, jak to ból, trzeba odreagować – np. krytykując nauczyciela, który te cytaty zebrał i upublicznił.

Oto przykład: „Dziwi mnie że nie czuje sie Pan w ogóle odpowiedzialny za stan edukacji w Polsce. Jest Pan częścią systemu edukacji (profesor, wykładowca). Jeśli jest niski poziom studentów (pewnie tak jest), to jest to po części odpowiedzialność Pana i Pańskich kolegów po fachu. Po prostu źle wykonujecie swoją pracę w źle zbudowanym systemie edukacji. Po trzecie, co Pan zrobił osobiście, żeby np. zlikwidować Kartę Nauczyciela, która jest jedną z przyczyn kiepskiego nauczania?”.

Gdy rozróżniamy reakcje automatyczne/emocjonalne oraz merytoryczne/racjonalne to taki wpis nie dziwi. I wcale nie trzeba tłumaczyć go agresją.

Ale jeśli w pozaemocjonalne reagowanie na rzeczywistość nie wykroczymy, to i Polski nie odmienimy. Dalej będziemy narodem bez państwa i państwem bez narodu.

Dużo czasu na przemyślenie

Jak pisze wspomniany Gazzaniga, „Musimy mieć dużo czasu na przemyślenie danej kwestii, aby nie włączyła się reakcja automatyczna”. Czy mamy taki czas, gdy po internecie surfujemy z jednego tekstu do innego, często żadnego nie doczytując? Albo gdy skaczemy po telewizyjnych kanałach? Ale za każdym razem ugruntowujmy w sobie jakieś nastawienie.

Piszę o zjawisku w komunikacji ludzkiej powszechnym. Nie piszę o internetowej agresji i chamstwie. Chodzi o coś innego. O mechaniczny odbiór sygnałów komunikacyjnych. Jeśli tego zjawiska nie uchwycimy, nie zrozumiemy, co w ostatnich latach wydarzyło się w Polsce z komunikacją publiczną.

Czym mniej czasu, nawyku i potrzeby przemyślenia ważnych kwestii, tym większy potencjał odziaływania dla władców rezonansowych pudeł i producentów tańców z draniami.

Autor: Andrzej Zybertowicz

Źródło: Gazeta Polska, lipiec 2012 rok.

Za:http://niezalezna.pl/30990-czytanie-ze-zrozumieniem

Brak głosów