21 maja 1921 - Rozpoczęły się zacięte walki o Górę św. Anny podczas III powstania śląskiego.

Obrazek użytkownika serca wolanie...
Historia

21 maja 1921 roku, rozpoczęła się bitwa o Górę św. Anny, będąca symbolem heroizmu Polaków walczących w III Powstaniu Śląskim o przyłączenie Górnego Śląska do Polski. Kluczową rolę odegrał w niej pułk dowodzony przez Walentego Fojkisa.Przypomnijmy dziś tamte wydarzenia.

"W nocy 2/3 maja 1921 roku wybuchło III Powstanie Śląskie. Po okresie sukcesów powstańców od 10 maja na froncie trwał zastój w działaniach wojennych. Polacy, usatysfakcjonowani zdobyczami, nie przejawiali istotnej aktywności, zaś Niemcy po doznanym wstrząsie nie byli jeszcze gotowi przejąć inicjatywy. Panującą ciszę przerywały lokalne incydenty, z których najpoważniejszy związany był z akcją odwetową podjętą po zamordowaniu przez Niemów wziętych do niewoli powstańców przez pododdziały Grupy „Północ”. Skutkiem tejże akcji było opanowanie rejonu Gogolina, z którego to jednak powstańcy wycofali się następnie bez walki.
Niemcy tymczasem, nie chcąc pogodzić się z utratą Górnego Śląska, gotowali się do kontrofensywy. 20 maja szef sztabu Grupy „Wschód” por. Michał Grażyński ps. „Borelowski” meldował NKWP:

Na szosie Krapkowice – Otmęt – Gogolin silny ruch oddziałów nieprzyjaciela. Zauważono większą ilość samochodów osobowych i pancernych. 2 pociągi pancerne przybyły na dworzec w Gogolinie. Na odcinku Zdzieszowic nieprzyjaciel otworzył silny ogień z broni maszynowej.

20 maja do Głogówka przybył gen. ppor. Karl Hoefer, który tego dnia przejął dowodzenie nad oddziałami Selbstschutzu. Gen. Hoefer wcześniej był dowódcą stacjonującej na Górnym Śląsku 117 dywizji piechoty Reichswehry, a po zakończeniu wojny był dowódcą Grenzschutzu. Dobrze więc znał specyfikę Górnego Śląska i był znakomicie przygotowany do przeprowadzenia operacji militarnej przeciwko powstańcom. Wraz z nim przybył do Głogówka mjr. Jacobsen, który objął funkcję szefa jego sztabu
Siły Selbstschutzu składały się w tym czasie z dwóch grup operacyjnych. Na południe od Krapkowic operowała grupa Süd, którą dowodził gen. ppor. Bernard Hülsen. Na północ od Krapkowic zajmowała pozycje grupa Nord, dowodzona najpierw przez kpt. von Arnima, a następnie przez ppłk Grütznera. Do przeprowadzenia operacji przełamującej Niemcy wydzielili z grupy Süd związek taktyczny krapkowicki. Dowództwo nad nim objął osobiście gen. Hülsen. W jego skład wchodziły dwie grupy uderzeniowe.
Na lewym skrzydle natarcie prowadzić miała bawarska grupa „Oberland”, w składzie trzech batalionów piechoty oraz pododdziałów wzmocnienia i zabezpieczenia bojowego. Dowodził nią mjr Horadam. Od północy wspierały ją freikorpsy, którymi dowodzili por. hr. Strahwitz, chor. Haustein i von Holz, a także batalion „Gogolin” por. von Frobla, operujące na prawym skrzydle grupy Nord. Zadaniem grupy lewoskrzydłowej było przełamanie obrony powstańczej w rejonie na północ od Gogolina i wyprowadzenie natarcia w kierunku wschodnim celem oskrzydlenia sił powstańczych broniących się na północny – zachód od Góry św. Anny.
Na prawym skrzydle krapkowickiego związku taktycznego natarcie prowadzić miała grupa dowodzona przez majora von Chapppuisa, w skład której wchodziły również trzy bataliony. Miała ona przełamać obronę powstańców trzymających pozycje w rejonie na południe od Gogolina i rozwijać natarcie w pasie: Obrowiec, Strzebniów, Kępna, Jasiona, Zdzieszowice, Leśnica z zadaniem oskrzydlenia od południa sił powstańczych broniących się na południowo – zachodnim przedpolu Góry św. Anny. Odwód grupy stanowiły batalion rtm. Watzdorfa z pułku Gilgenheima oraz oddziały wydzielone von Rotzkircha – Wildego oraz von Eickena.
Celem natarcia obu grup było okrążenie, a następnie zniszczenie sił powstańczych skupionych w rejonie Góry św. Anny. To z kolei miało doprowadzić do utorowania oddziałom Selbstschutzu drogi do Gliwic, gdzie miały one połączyć się z cernowanymi tam oddziałami niemieckimi. Działania te miały wspierać natarcia prowadzone od północy – z Olesna na Lubliniec i z Zębowic na Kolonowskie oraz od południa – z rejonów Landzmierza, Bukowa i Zabełkowa. Miało to doprowadzić do trwałego rozcięcia sił powstańczych broniących się na szerokim froncie, ich okrążenia i zniszczenia. Po zrealizowaniu tych zadań połączone siły niemieckie miały wkroczyć do okręgu przemysłowego, by ostatecznie zdławić powstanie

Front powstańczy na odcinku od Starego Koźla po szosę Strzelce Opolskie – Gogolin trzymała, podległa dowództwu Grupy „Wschód”, 1 dywizja górnośląska, którą dowodził mjr. Jan Ludyga – Laskowski. Na prawo od niej zajmowały pozycje pododdziały Grupy „Północ” (podgrupa „Bogdan”). Trzon 1 dywizji górnośląskiej stanowiły trzy pułki piechoty:

- odcinek od Starego Koźla po Januszkowice obsadzał 2 pułk piechoty, którym dowodził kpt. Paweł Cyms, i który – według raportu dowództwa Grupy Środkowej z dnia 15 maja 1921 roku – liczyć miał 1.510 ludzi;
- odcinek od Januszkowic po Łęg trzymał 1 pułk piechoty, dowodzony przez por. Walentego Fojkisa, który – według przywołanego raportu z 15 maja – liczył 1.860 ludzi;
- odcinek od Łęg po szosę Strzelce Opolskie – Gogolin obsadzał 8 pułk piechoty, którym dowodził kpt. Franiciszek Rataj, liczący 15 maja 1921 roku 1.200 ludzi.

Były to stany o ok. 20 - 25% niższe w stosunku do stanów z końca pierwszej dekady maja. Wielu żołnierzy bowiem, korzystając z zastoju w działaniach wojennych, wzięło urlop i udało się do rodzinnych domów. Diametralnie inaczej wyglądało to po stronie niemieckiej, gdzie wojsk stale przybywało.
W takim to położeniu zastała oddziały powstańcze ofensywa Selbstschutzu. Dowódca 1 dywizji górnośląskiej, mjr Jan Ludyga – Laskowski w taki oto sposób opisuje ostatnie dwa dni poprzedzające niemieckie natarcie:

Dzień 19 i 20 maja przeszedł na wytężonej pracy fortyfikowania wyznaczonych punktów obronnych na odcinku dywizji. Pułki 2 i 8 zajęły stanowiska w myśl rozkazu operacyjnego nr 2, o czym powiadomiły dowództwo dywizji. Natomiast 1 pułk zaskoczony został atakiem niemieckim podczas wykonywania ruchów przegrupowania. Adiutant 1 pułku przesłał telegraficzny meldunek do dywizji, donosząc, iż z powodu przemęczenia ludzi przegrupowanie nie będzie ukończone w dniu 20 maja.

Wieczorem 20 maja do sztabu 1 pułku powstańczego, którym to dowodził por. Walenty Fojkis, docierać poczęły sygnały o wzmożonym ruchu wojsk niemieckich, wskazujące, że natarcie może rozpocząć się lada moment. Zastępca Walentego Fojkisa, Romuald Pitera, w swej autobiograficznej powieści „Gniew” pisze:

Jedno było dla nas jasne. Niemcy ładują się na barki i uderzą lada chwila.
— Łączcie mnie z dywizją — kazał Fojkis. Połączenie było już przerwane.
— Goniec na motocykl.
— Dopisz: co z Górą Świętej Anny? — rzuciłem mu przez ramię wybiegając z pokoju. Usłyszałem jakąś awanturę przed budynkiem. Goniec z 4 batalionu kłócił się z wartownikiem — zapomniał hasła.
— Co się dzieje?
— Pilny meldunek od pana baonowego Woźniaka. Zmarła mu muterka.
— Gdzie baonowy?
— Pojechał fort.
Zawróciłem w te pędy do Fojkisa z wiadomością, która nie należała do dobrych. Trzeba było natychmiast mianować zastępcę. Wybór padł na Kawę. Tymczasem gońcy wpadali jeden za drugim. Watoła meldował, że Niemcy przeprawiają się na wysokości Łęgu, Lortz podawał, iż w lesie schodzącym do brzegów Odry, leżącym na wprost Wielmierzowic, obserwuje przesuwanie się sił nieprzyjacielskich, które ocenia na jeden batalion. Kurier od dowódcy 8 pułku, kpt. Rataja, przywiózł odręczne pismo ze szkicem sytuacyjnym, z którego wynikało, że na kierunek Zakrzowa przesuwa się dwa bataliony nieprzyjacielskiej piechoty. Przewidywał, iż Niemcy uderzą na jego odcinku około godziny 5. Prosił o zwrócenie uwagi na styk jego pułku z naszym. Przesłaliśmy wszystkie otrzymane meldunki do dywizji. Widać tam również uważano tworzącą się sytuację za zapowiedź generalnej ofensywy niemieckiej. Do Zalesia została skierowana pół-bateria polówek i oddział Oszka. Zabezpieczano drugą linię — bramę do okręgu przemysłowego.

Nie udało się precyzyjnie określić godziny, w której wyszło niemieckie natarcie – źródła nie są w tym względzie ze sobą zgodne. Jedno jest pewne – było to już po północy 20/21 maja 1921 roku. Mjr Jan Ludyga – Laskowski pisze:

O godz. 12.30 w nocy z dnia 20 na 21 maja rozpoczęli Niemcy bombardowanie z dział artylerii tudzież minomiotaczy stanowisk 8 pułku. Po zniszczeniu przednich placówek przystąpili natychmiast do ataku frontu powstańczego, przenosząc równocześnie ogień artylerii na ważniejsze punkty strategiczne położone poza linią frontu. Wywiązała się ciężka walka, gdyż powstańcy bronili się bohatersko. Baon Szendery z 8 pułku, który miał dwie kompanie w Zakrzowie, tudzież baon Kurtoka, również z 8 pułku, zdziesiątkowane. Nieprzyjaciel, napotykając silny opór na odcinku Dąbrówka - Zakrzów, uderzył na pozycje I baonu 1 pułku, zajmującego pozycję na zachód od Krempnej, forsując Odrę na północ od Zdzieszowic. Do ataku tego nieprzyjaciel użył podstępu, wysyłając kobiety z chorągwiami białymi przez most. Tuż za nimi posuwały się oddziały Selbstschutzu. Wywiązała się zacięta walka między I baonem a oddziałami nieprzyjacielskimi na odcinku Krempna – Rozwadze – Obrowiec. Baon I poniósł dotkliwe straty, gdyż dwie kompanie zostały przez nieprzyjaciela osaczone, a następnie wymordowane. Walka w okolicy Obrowiec – Krempna trwała do godziny 9. Mniej więcej o tym samym czasie nieprzyjaciel uderzył ponownie na stanowiska 8 pułku pod Jesioną – Zakrzów. Podczas tych walk baon Szendery znalazł się w pewnym momencie w bardzo przykrym położeniu. Zauważyła to załoga wzgórza 310 i wbrew rozkazowi opuściła swoje stanowiska i samorzutnie pośpieszyła z pomocą zagrożonym oddziałom baonu Szendery. Była to lekkomyślność, brzemienna w fatalne następstwa. Oddział dostał się w krzyżowy ogień niemieckich karabinów maszynowych i został zupełnie rozbity. Tym samym znalazło się wzgórze 310 bez obrońców. Dlatego też nieprzyjacielowi udało się zająć prawie bez wałki pozycje 310, która jest kluczem do posiadania Góry Św. Anny. Zdając sobie sprawę z poważnej sytuacji, jaka się wytworzyła po zajęciu przez Niemców wzgórza 310, dowództwo dywizji chciało użyć do kontrataku na to wzgórze część załogi baonu 1 pułku, który w myśl rozkazu operacyjnego dywizji z dnia 18 maja znajdować się był powinien na Górze Św. Anny. Niestety, 1 pułk, z powodu nieukończenia ruchów dyslokacyjnych w myśl rozkazu operacyjnego nr 2, Góry Św. Anny nie obsadził, przez co jej obrona stała się niemożliwą.

Co gorsza – dywersanci niemieccy zdołali poprzecinać kable telefoniczne, skutkiem czego poszczególne pułki nie miały łączności ze sztabem dywizji. W tej sytuacji można było polegać wyłącznie na gońcach. Major Ludyga – Laskowski pisze:

21 maja o godz. 6 [dotarł] do dowództwa I dywizji meldunek o rozpoczętym ataku niemieckim. Dowódca dywizji przesłał niezwłocznie meldunek o rozpoczętym ataku niemieckim do grupy wschodniej.
Dowództwo dywizji wysłało na odsiecz powstańców natychmiast pociąg pancerny, a od dowództwa grupy wschodniej żądało natychmiastowego przysłania przynajmniej jednego batalionu zapasowego do Sławięcic oraz odwrotnego przesłania granatów dla artylerii.”

Pomimo bohaterskiej postawy powstańców, Niemcy posuwali się naprzód, jednak tempo natarcia nie było takie, jak tego oczekiwał gen. Hoefer. Romuald Pitera wspomina:

O godzinie 2.30 Niemcy rozpoczęli bitwę ogniem artylerii. Pierwsze pociski padły w rejonie Zakrzowa i Łęgu. Zostały więc zaatakowane oddziały naszego i 8 pułku. Ten ostatni o wiele gwałtowniej. O godzinie trzeciej ruszyła piechota. Pojechałem do 3 baonu. Ciężkie karabiny maszynowe Watoły grały bez ustanku. Mimo ciemnego poranku i ciągnącej znad Odry mgły widać było wyraźnie linię nacierającej piechoty. W kierunku na Łęg posuwały się trzy kompanie: schodami w lewo. Ciężkie moździerze niemieckie macały stanowiska 3 baonu, usiłując odnaleźć gniazda karabinów maszynowych. Czołowa kompania nieprzyjacielska podniosła się do ataku. Odezwały się lekkie karabiny maszynowe i ręczne. Niemcy przypadli do ziemi. Po linii biły pociski naszych granatników. Z kolei weszła do akcji następna kompania niemiecka. Cały odcinek tętnił ogniem. Ogień artylerii ucichł. Zbyt mała była odległość między liniami. Wreszcie Niemcy rzucili trzecią kompanię.
— Teraz ich pokropcie moździerzami — odezwał się Watoła.
Zaraz po pierwszej salwie z czołowej kompanii niemieckiej poderwali się wpierw pojedynczy żołnierze, a po nich grupki — po dwóch, po kilku — aż w końcu cała kompania zaczęła wycofywać się.
— Kontratakować?
— Siedź cicho. Będzie jeszcze okazja. Popatrz — pokazałem Watole wycofujących się powstańców z lasu leżącego na południe od Obrowca i Żyrowej.
— To 8 pułk?
Podjechałem na rowerze do grupki ludzi, prowadzących rannego.
— Skąd?
— Od Zakrzowa. Tam już są Niemcy.
— Nie wiecie, kto was zaatakował?
— „Oberland”.
— W takim razie na nas idzie „Chappuis” — odezwał się Watoła.
— Wszystko według planu. Trzym się.
W dowództwie zastałem meldunek od Lortza. Niemcy uderzyli na styk naszego l batalionu i 2 pułku Cymsa, między Wielmierzowicami i Januszkowicami. Natarcie załamało się w ogniu karabinów maszynowych. Omówiliśmy z Fojkisem położenie. Według naszych przypuszczeń główne siły nieprzyjacielskie były skierowane na 8 pułk. W zależności od powodzenia na tym odcinku następne uderzenie wyjdzie na nas.
— Bez wsparcia artylerii nie wytrzymamy — rozważał głośno Fojkis.
— Jedź do dywizji.
Jeszcze Fojkis nie wyjechał daleko za Leśnicę, kiedy otrzymałem wiadomość z 8 pułku. Pułk po nieudanym kontrataku na Zakrzów wycofywał się na Żyrową, odsłaniając prawe skrzydło baonu Watoły.
Kurier, który przywiózł meldunek, otoczony żołnierzami z 2 baonu, jeszcze nie ostygły po walce, opowiadał o jej przebiegu. Zakrzów przechodził kilka razy z rąk do rąk. Straty były duże. Po naszej stronie według jego relacji padło 60 zabitych i 100 zostało rannych. Straty niemieckie wynosiły: 150 zabitych i rannych.

W tym miejscu warto nieco więcej miejsca poświęcić sytuacji na odcinku bronionym przez 8 pułk piechoty. Położenie stało się tam krytyczne, gdy baterii armat „Ordon”, zajmującej pozycje w rejonie na północ od Żyrowej, po wystrzeleniu kilkuset pocisków zabrakło amunicji.

Bataliony grupy „Oberland” opanowały Dąbrówkę, Sprzęcice i Niwki, przez co zaczęły wychodzić na tyły pułku dowodzonego przez kpt. Rataja. Batalion ppor. Krukowskiego z tegoż pułku pod naporem Niemców opuścił Obrowiec i zaczął wycofywać się na południe. W krytycznym położeniu znalazł się batalion Kurtoka, który bronił się w rejonie pomiędzy Wygodą, Strzebniowem i Zakrzowem. Nad ranem Niemcy, wdarłszy się klinem do Wygody, zaczęli wychodzić na jego tyły. Batalion zaczął odchodzić na południe, w tym jednak momencie do akcji został wprowadzony, pozostający dotąd w odwodzie, batalion Szendery, który odzyskał Zakrzów i zamknął na krótko powstały wyłom. Bataliony grupy „Oberland”, uporządkowawszy się, wznowiły natarcie, uderzając z impetem na batalion Szendery. W sukurs sąsiadowi pospieszył – brew rozkazowi – oddział broniący wzgórza 310 (w Oleszce), ważnego punktu taktycznego, broniącego dostępu od północy do Góry św. Anny. Na skutek nie trzeba było długo czekać. Niemcy opanowali wzgórze 310 i dotarli do Góry św. Anny. Batalion Szendery znalazł się w okrążeniu, z którego wydostał się kosztem ogromnych strat – 60 zabitych i 94 rannych. Walki te tak oto opisuje Jan Ludyga – Laskowski:

W międzyczasie Niemcy przypuszczali raz po raz atak na Żyrowę – Oleszkę. Dla złamania oporu powstańców skierowali ogień artylerii i minomiotaczy na wymienione miejscowości. Aż do godziny 10.30 załoga Żyrowy – Oleszki wstrzymała pięć gwałtownych ataków niemieckich, które wszystkie załamały się w ogniu powstańców. Z powodu wzmagającego się ognia artylerii dowództwo 8 pułku zmuszone zostało do przeniesienia dotychczasowego swego miejsca postoju z Żyrowy do Leśnicy i od tej chwili przestała istnieć łączność telefoniczna 8 pułku z dowództwem I dywizji. O godzinie 11.15 Niemcy ponowili swoje dotychczasowe bezowocne ataki na pozycję Żyrowy – Oleszkę, która zaatakowana przez nieprzyjaciela z trzech stron, broniła się uparcie aż do godziny 12. Dziesięciokrotnie liczebniejsze oddziały nieprzyjacielskie zapanowały ostatecznie nad Żyrową i Oleszką, zmuszając powstańców do opuszczenia zajmowanych stanowisk i wycofania się w stronę Leśnicy.

Główny ciężar walk dźwigał odtąd na swoich barkach pułk Walentego Fojkisa. Romuald Pitera wspomina:

Koło godziny dziesiątej wyszło ponowne natarcie niemieckie na baon Watoły, który, mimo iż został wsparty dwoma kompaniami 2 baonu, cofał się na linię Zdzieszowice – Rozwada.
— Siły nieprzyjaciela obliczam na dwa bataliony — meldował Watoła.
W tym samym czasie 8 pułk został wyparty z Żyrowej. Jeden z jego oddziałów, dowodzony przez kpt. Kellera, cofając się ku południowi wpadł na tyły niemieckiego batalionu nacierającego na Watołę. Niemcy nie wytrzymali rozpaczliwego uderzenia Kellera, który sądził, że jest otoczony i z całą desperacją postanowił się przebijać. Ta niespodziewana pomoc pozwoliła Watole na uporządkowanie oddziałów i oderwanie się od Niemców. Nowa linia obronna przebiegała teraz przez dworzec w Leśnicy i Solownię. l baon, który zepchnął nieprzyjaciela za Odrę, został przesunięty na północ od Wielmierzowic z zadaniem stworzenia drugiej linii obronnej i zamknięcia skrzydła 2 pułku, na co bardzo nalegał Cyms, przypuszczając, że Niemcy z kolei uderzą na niego.

Dodajmy, że w międzyczasie dowództwo 1 dywizji górnośląskiej skierowało na najbardziej zagrożone odcinki (Krępna, Żyrowa) posiadane odwody – kompanie marynarzy kpt. Oszka i bosmana Walerusa, katowicki batalion Sitka oraz pociąg pancerny „Korfanty”. Jan Ludyga – Laskowski pisze:

Tymczasem nadszedł meldunek z I baonu 1 pułku o wzięciu Krempnej przez Niemców. Zarządzony został kontratak przez dwie kompanie III baonu oraz oddział marynarzy wraz z samochodem pancernym. O godzinie 11.15 zdobyli powstańcy Krempnę.

W zażartych bojach takie miejscowości jak Krępna, Żyrowa czy Rozwada po kilka razy przechodziły z rąk do rąk. Niejednokrotnie dochodziło przy tym do starć na broń białą. Romuald Pitera pisze:

Kiedy Fojkis wrócił z dywizji, sytuacja na odcinku 8 pułku przedstawiała się wręcz źle. W samej rzeczy 8 pułk nie był zdolny do zorganizowanej akcji. Dowództwo i część rozbitych oddziałów wycofało się na Górę Świętej Anny. Fojkis odebrał im zapasową amunicję, której brakowało 4 baonowi, i usiłował zmontować obronę góry. Poszczególne oddziały 8 pułku zorganizowały się w trzy gniazda oporu: Góra Świętej Anny, Koczorownia, Rozwada. Między tymi punktami przeciekały drobne grupki nieprzyjaciela w kierunku na górę. Posłałem Fojkisowi ostatnią naszą rezerwę: kompanię saperów z Wełnowca, dowodzoną przez kompanijnego Kowalskiego. Akurat Niemcy rozpoczęli ponowny ogień artylerii. Na wszystkich drogach i ścieżkach prowadzących do Leśnicy i na górę walczyły pomieszane ze sobą oddziały: resztki 8 pułku, cofające się kompanie 1 pułku, z 2 i 3 baonu, wreszcie oddziały niemieckie. Oddziały grupy „Oberland”, prące wprost na górę, zatrzymały się zdezorientowane sytuacją. To pozwoliło kpt. Ratajowi na wycofanie sporej części swoich ludzi.
Obydwaj z Fojkisem zdawaliśmy sobie sprawę, że Niemcy zdążają do zdobycia góry i do otoczenia nas przez zajęcie Lichyni i Januszkowic od północy. Dlatego też na rozkaz cofania się na Zalesie, otrzymany z dywizji drogą okrężną przez Kędzierzyn, odpowiedziałem ustnie kierowcy Wasilewskiemu, nie było bowiem już czasu na pisanie:
— Na Zalesie cofa się 8 pułk. My zaginamy skrzydło na Cymsa.
Była to ostatnia wiadomość, jaką dywizja otrzymała tego dnia o nas. Na stokach góry wciąż trwał młynek. Dwukrotnie Niemcy zajmowali stok północny i dwukrotnie musieli się wycofać, raz wyrzuceni przez 4 baon, to znowu przez kompanię Skrzypca tegoż baonu, która wróciła na linię.

Major Ludyga – Laskowski wspomina, że, wobec coraz groźniejszych meldunków z frontu udał się na zagrożony odcinek (pod Leśnicą), wysyłając równocześnie oficerów sztabu dywizji do Kędzierzyna, Zalesia i Ujazdu, celem powstrzymania uciekających z frontu powstańców i przeprowadzenia natychmiastowej reorganizacji rozbitych jednostek bojowych. Z sytuacji, jaką dowódca dywizji zastał na froncie, wynikało, że o obronie Góry Św. Anny przez 1 pułk mowy być nie mogło. Resztki 8 pułku w tym czasie trzymały się kurczowo zachodnio – północnego podnóża Góry Św. Anny.

Niemcy tymczasem parli dalej naprzód. Wyczerpane ciężkimi walkami bataliony 1 i 8 pułków piechoty wycofały się na rubież Wielmierzowice, Kraszowa, Zalesie, Popice. Górą św. Anny została w ten sposób opuszczona przez Polaków. Romuald Pitera wspomina:

Ostatecznie o godzinie 14 grupa „Oberland” zajęła Górę Świętej Anny. Jej obrońcy z Fojkisem wycofali się na Zalesie, a stamtąd do Sławięcic. Natomiast na nas uderzyły z podwojoną zaciętością oddziały grupy „Chappuis”. Cofaliśmy się pod osłoną l baonu, idącego w tylnej straży. Miał małe straty i zwycięski poranek za sobą. Baon opóźniał według wszelkich reguł żołnierskiej sztuki. Szedłem wraz z Lortzem i jego pocztem szosą na Leśnicę; zmieniające się kolejno kompanie zajmowały stanowiska, otwierały ogień i znowu po przepuszczeniu zapóźnionych podnosiły się i cofały do stanowisk kompanii następnej. Jak rozkładanie dywanu. Walka w Leśnicy trwała krótko, w mieście połączyły się obydwie grupy niemieckie. Było już dobrze pod wieczór, kiedy oparliśmy się o linie 2 pułku.
— Jak przechodzi front? — Zapytałem Szajnocha, mego kolegę z politechniki.
— Januszkowice, Rokicie, Raszowa, Cisowa, Zalesię.
— A Lichynia?
— W Lichyni nasi.
— Mieliście ciężki dzień?
— Skąd, tylko pozorowane natarcie. Cyms w pierwszej chwili myślał, że to wy zaczęliście ofensywę.
Stanęliśmy na postój w Raszowej. Baonowi podali straty: 10 zabitych, 5 zaginionych i około 60 rannych. Na wozach wieźliśmy ciała zabitych kolegów z różnych pułków.

Pułk Fojkisa w walkach dopołudniowych stracił około 100 zabitych i rannych. Kilka godzin później z czterech jego batalionów jedynie batalion Marcina Watoły zdolny był do walki. Tak upłynął pierwszy dzień bitwy o Górę św. Anny. Kolejne dni bynajmniej nie przyniosły spokoju. Pomimo zaciekłych ataków, Niemcom nie udało się przełamać pozycji powstańców, którzy bronili im dostępu do przemysłowego serca Śląska."

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)