Co jest partyjną propagandą?

Obrazek użytkownika maciej1965
Grafika komputerowa

Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę abonamentową przyznającą mediom publicznym około 2 mld zł tytułem rekompensaty za utracony abonament. Po złożeniu podpisu przez prezydenta opozycja rozpoczęła hejtowanie głowy państwa. Z jednej strony stawia zarzuty, że Prezydent dofinansował partyjną propagandę PiS-u, a z drugiej, że pieniądze te zabrał (sic!) z leczenia onkologicznego. 

Pierwszy zarzut już sam w sobie jest idiotyczny. Pieniądze przyznane mediom publicznym, a więc nie tylko TVP, są rekompensatą za utracony abonament. Częściowo utracony na skutek ulg (zwolnień) dla seniorów, częściowo zaś na skutek zawierzenia części widzów zapewnieniom Donalda Tuska, że abonament jest "be" i powinien zostać zniesiony. Akurat programy "propagandowe" same się utrzymają. Programy typu "W tyle wizji", "Woronicza 17", "Minęła 20" czy "Jedziemy" są niezwykle popularne, przyciągają ogromną ilość widzów spragnionych krwi, wylewanej symbolicznie przez kłócących się na wizji polityków, czy po prostu dowcipnego komentowania przez prowadzących wpadek totalsów. To zapewne załatwia finansowanie tych programów z reklam puszczanych przed i po nich. Gorzej z finansowaniem transmisji sportowych, Teatru Telewizji, programów przyrodniczych, uroczystości państwowych czy programów dla dzieci. Ktoś może powiedzieć, że programy sportowe generują spore wpływy z reklam. Owszem. Ale same z siebie też są drogie. Bo trzeba wysłać ekipę filmową, reporterów, zakupić prawa do transmisji, opłacić łącza. To kosztuje, w przeciwieństwie do programów publicystycznych, w których aktorzy ze wszystkich stron sceny politycznej sami pchają się gratisowo do studia, a koszt to gaża prowadzącego, obsługa techniczna i woda mineralna dla polityków. A już na innych misyjnych programach TVP na pewno kokosów nie zarabia.

I drugi zarzut opozycji. Rzekomo pieniądze na rekompensatę abonamentu miały by pochodzić z zaniechania leczenia onkologicznego. Toż to kłamstwo. Te pieniądze nigdy nie były przeznaczone na służbę zdrowia. Możliwość ich przekazania na onkologię to fantazja opozycji. Kłamstwo tak długo powtarzane, że stało się faktem medialnym. Do tego stopnia, że strona rządowa i prezydent tłumaczą się, dlaczego nie przekazali tych pieniędzy na onkologię! Ba, zapowiedzieli, że mimo, iż na onkologię dano w tym roku wielokrotnie więcej niż za PO, to skierują na nią dodatkowe środki z rezerw budżetowych. Kłamstwo do tego stopnia bezczelne, że Kosiniak Kamysz po podpisaniu ustawy przez Prezydenta Dudę powiedział, że on bez zmrużenia oka zawetowałby ustawę i przekazał te pieniądze na służbę zdrowia. W ten sposób polityk ten skompromitował się jako kandydat na prezydenta. Bo jako prezydent owszem, mógłby ustawę zawetować i zablokować przekazanie tych pieniędzy dla mediów publicznych, ale na co przeznaczyć po wecie te pieniądze to nie jego decyzja, ale decyzja Sejmu RP. Przecież to nie prywatne pieniądze Prezydenta. Sejm mógłby teraz przeznaczyć je np. na szkolnictwo i co mógłby zrobić Prezydent? Znowu tylko zawetować. I Kosiniak Kamysz powinien o tym wiedzieć. 

Skompromitowała się też kandydatka PO na prezydenta. Kidawa Błońska stwierdziła: "Podpisuje Pan ustawy bez namysłu. Wiem jedno, tego podpisu Polacy Panu nie zapomną." Jak to "bez namysłu"? Prezydent podpisał ustawę na godzinę przed ustawowym terminem. Jeśli oczekiwanie z podpisem do ostatniej minuty nazwać brakiem namysłu, to ile według pani Kidawy trwa namysł? Zanim palnęła takiego "Bronka", pani wicemarszałek powinna sama się trochę namyśleć. 

Za to przeciętny Polak za tydzień nie będzie zapewne pamiętał, że PiS "okradł" onkologię z 2 mld zł, ale z chęcią obejrzy transmisję ze skoków narciarskich, olimpiadę, koncert discopolo, film przyrodniczy czy bajkę w ABC. I być może części tych przeciętnych Polaków nie będzie w tym przeszkadzało, że będą to oglądali mimo, że nie zapłacili abonamentu, bo kiedyś Donek pozwolił...

Za ]]>Niezalezna.pl]]>

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)