Obrażenia zależą od rodzaju broni
[quote]Jakiego rodzaju była to broń?
- Paliwowo-powietrzna, konstruowana na podstawie niemieckich burzących bomb lotniczych, zaprojektowanych w 1944 roku. Mieliśmy projekty tych bomb i chodziło o stworzenie nowej broni, która występowała pod roboczą nazwą broni termobarycznej, a potem została nazwana bronią wolumetryczną. Pracowaliśmy w zespole kilku młodych naukowców - fizyków, pirotechników, elektroników. Kierował nami bardzo doświadczony i zasłużony profesor. Broń, którą tworzyliśmy, nie miała być bombą - nad takimi pracowali np. Amerykanie, a w Związku Sowieckim znacznie silniejsze bomby były już testowane - ale czymś groźniejszym, rakietą. Potem była ona dalej rozwijana. W latach 80. wprowadzono głowice termobaryczne do rakietowych miotaczy ognia Ryś i Trzmiel używanych przez piechotę, do tego doszły znacznie mocniejsze ładunki dla SpecNaz i OsNaz, eksperymentalne głowice do rakiet Kub i Wega, do strącania samolotów bronią termobaryczną i ładunki ręczne w formie nowych głowic do rakiet Strzała. Były próby odpalania broni termobarycznej z myśliwców MiG-31 przeciw bombowcom strategicznym i samolotom rozpoznawczym wroga.
Jak tego typu broń działa?
- Mogę o tym mówić tylko dlatego, że akta mojego działu odtajniono w 1992 roku i dziś są jawne, dostępne za zezwoleniem również naukowcom cywilnym. Tak więc są różne technologie uzyskania tego samego efektu. My stosowaliśmy rozpylenie w powietrzu i zapalenie chmury paliwa płynnego lub stałego, jeden ładunek może eksplodować i rozpylić chmurę materiału wybuchowego, a drugi zainicjować jego eksplozję, krótko mówiąc: zapalić. Metod jest setki, a efekt jest jeden - chodzi o to, aby uzyskać ekstremalnie małe ciśnienie i ekstremalnie wysoką temperaturę. Na przykład, gdy oddamy strzał do samochodu, dosłownie złoży się on - blachy i szyby zapadną się do środka, i stanie w płomieniach. Nieraz trafiane zwykłym termobarycznym trzmielem wozy pancerne odwracały się gąsienicami do góry. Taka jest siła tego pocisku. Rosjanie dowiedli jej w Czeczenii.
Czy taki pocisk jest w stanie zestrzelić cel w powietrzu?
- Na naszych pociskach, tych, które mieliśmy, wykonywaliśmy próby strzelań do samolotów bezzałogowych. Wtedy tworzyliśmy pociski na podstawie gotowego rdzenia z silnikiem i silnikiem startowym, który się wypalał od razu po opuszczeniu wyrzutni, i dalej rakieta już była jednoczęściowa z głowicą i silnikiem marszowym na paliwo płynne. Pierwsze były próby strzelań testowych do samolotów La-17, dużych i szybkich, na które nasze pociski naprowadzały się komendami radiowymi. Tę technologię można wykorzystywać do zwalczania celów latających, przede wszystkim na niskiej wysokości. To jest kwestia tylko tego, jak naprowadzić rakietę, czy komendami radiowymi, jak my, czy bez naprowadzania - tylko na kierunek, czy na radar, czy na ciepło. Jeśli na radar, to należy spodziewać się uszkodzeń w przedniej i środkowej części samolotu, przy założeniu, że pocisk wybuchł, powiedzmy, 15 m nad celem, i przy tym założeniu dokonać zwykłych, wizualnych oględzin wraku. W tym wypadku niestety kompletnie bezużyteczna byłaby analiza ciał, ponieważ trudno będzie odróżnić obrażenia pochodzące od ogromnych przeciążeń, a od takich się najczęściej ginie w katastrofach, od obrażeń powstałych w wyniku działań broni wolumetrycznej. Były u nas przeprowadzone analizy na psach, tzw. kukłach, jak to roboczo nazywali w wydziale, który przeprowadzał te próby. Pies poddany działaniu broni wolumetrycznej jest z pozoru nieuszkodzony, wygląda, jakby spał, ale gdy się go dotknie, czuć, że zamiast narządów wewnętrznych ma papkę. Można by się spodziewać, że taki pies będzie miał obrażenia takie, jak po pobycie w komorze niskiego ciśnienia bliskiego próżni. A jednak obrażenia były inne, takie jak przy przeciążeniach, rzędu ponad 100 g czy nawet 500 g.
Jaka jest celność tego typu pocisków? [/quote]
Cały artykuł znajdziecie tu:
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=109562
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 710 odsłon
Komentarze
Re: Obrażenia zależą od rodzaju broni
9 Stycznia, 2011 - 00:46
Tak, faza ataku rakietą wolubaryczną jest 100%. Pozostała faza sprowadzenia samolotu na tereny przed lotniskiem. Decyzja "odchodzimy", po czym nagle spadanie ze stu metrów, jakby poza kontrolą pilotów??? Co mogło spowodować tą sytuację. Czytałem dziś, artykuł z zeznania Murawiowa, szefa lotniska w Smoleńsku. Wyraźnie opisał sytuację, że słyszał, jak załoga Tupolewa, bez przeszkód, pokonała podejście na kursie i ścieżce, i prawdopodobnie w momencie decyzji "odchodzimy", otrzymali pozwolenie na kontynuację lądowania, przez nieznany, według Murawiowa głos, i od tego momentu łączność z załogą zanikła??? Co się stało??? Uważam, że poniżej wysokości 100m, zadziałał sabotaż, przygotowany w Polsce na automatycznym pilocie, w ten sposób, że po przekroczeniu tej wysokości w dół, nastąpiła blokada sterów na opadanie, co sprawiło, że samolot poprostu spadał jak kamień, ponad 10m/s. Załoga, bez słów ratowała samolot z prezydentem, dokonując rzeczy niemożliwej w tej sytuacji, mianowicie doprowadzili samolot do awaryjnego lądowania, świadczą o tym ślady kół w miejcu zetknięcia z ziemią w rejonie zamachu.
http://el.ohido.siluro.salon24.pl/179682,jednak-ladowali-na-brzuchu
W tym momencie atak rakietą z głowicą wolubaryczną, i szczątki rozrzucone siłą pędu z krajobrazem jak po ataku taką \właśnie, opisaną bombą??? Kto to uczynił??? Pytanie chyba retoryczne??? W tej sytuacji, nrmalny sąd, nigdy nie ukarze ewentualnych winnych??? Jedynym wyjściem jest proces poszlakowy o ludobójstwo na obywatelach Polski przez inne państwo działające w zmowie, do trybunału w Hadze??? Pzdr.