O pszczółce Maji od Aniołów – czyli jak z Coryllusa zrobić ikonę popkultury
Wczoraj dziecko wróciło mi z przedszkola z papierową nalepką na piersi. Nalepka jak nalepka, nie przyglądałem się. Nasze sympatyczne panie wychowawczynie jak zwykle w coś fajnego się z dziećmi bawiły? Na pierwszy rzut oka wyglądało toto na pszczółkę Maję. Znamy wszyscy tę sympatyczną postać z kreskówek. Kojarzy się jednoznacznie pozytywnie. Ze trzy pokolenia już bezpiecznie się wychowały na jej przygodach. Z tym, że ta pszczółka z nalepki to nawet nie była pszczółka. Znaczy się wszystko miała jak Maja: odwłok w żółto brązowe paski i miała skrzydełka i czułki, włosy miała charakterystyczne - rude jak Maja. Ale zamiast przez wszystkich rozpoznawalnej twarzyczki, wstawiono jej coś na kształt wyświetlacza 16/9 w kolorze czarnym. Z czerni jego czeluści wyłaniały się wielkie zimne i hipnotyzujące oczy w kolorze grobowego błękitu. Jak z okładki jednego z horrorów mistrza Kinga.
Żona mi zwróciła uwagę na tę dziwną ozdobę. Ostatnio kotwiczona jest w świadomości dzieci moda na różnego rodzaju nalepki przyklejane na ubrania. Ale żeby trzylatkom takie rzeczy robić? I to bez wiedzy i zgody rodziców? Do czterolatków pewnie przyjdą nalepki na ciało? Pięciolatkom wepchnie się tatuaże zmywalne. A co dla sześciolatków wcielonych przymusowo do szkoły? Niezmywalne? Rodzice zbytnio do owych ozdóbek nie przywiązują wagi... A tu nie ma już imprezy szkolnej, przedszkolnej czy ludowej żeby coś takiego się człowiekowi nie przykleiło do d... znaczy się do pośladka, pleców, ramienia czy policzka.
Wzburzyłem się i w pierwszym odruchu powziąłem postanowienie że jutro sobie z paniami wychowawczyniami porozmawiam szczerze jak nigdy, a jak trzeba to i wygarnę im co nieco. No bo jakże to tak?!
A potem sobie przypomniałem, że dupa i sobota! I że od dwóch lat mam proces ze słynącym z wielkiej troski o „dobro dziecka” skierniewickim funkcjonariuszem MOPR-u, który tylko czeka żeby do niego zgłosiła się z donosem jakaś pedagożka niezadowolona ze współpracy ze mną.
Ech... A człowiek dziecko im powierza pod opiekę w zaufaniu - myślałem. No to powinny chyba to rozumieć i szanować, docenić... zresztą niechby już doceniły własny interes - „dobrze i szeroko pojęty” - jak mawiały stare komuchy sprzed stanu wojennego.
W czasach kiedy Świat jeszcze tak bardzo nie ruszył na przód.
-
Przecież jak będą tracić zaufanie rodziców w takim tempie to im za dwa, trzy miechy nikt dziecka nie przyprowadzi – rzekłem.
-
Dlatego w przyszłym roku albo za dwa, dobrze nie pamiętam, wchodzi obowiązek przedszkolny już od trzylatków i jak im nie przyprowadzisz dziecka to zrobi to policja – westchnęła ciężko żona.
-
Nie możliwe! Przecież nasz prezydent obiecał, że cofnie ten przymus z powrotem do siedmiolatków – zdziwiłem się.
-
Przymus szkolny cofnie – tłumaczyła cierpliwie żona - skoro rodzicom tak bardzo na nim zależy, ale o przymusie przedszkolnym nigdzie przecież nie było wspominane.
Nikt o tym nigdzie nie wspominał, bo wszyscy tylko o sześciolatkach... A więc po co cała ta zadyma?
No ale wracając do plakietki, z którą wróciło mi dziecko z przedszkola. Postać pszczółki Maji z twarzą wziętą od telewizora skojarzyła mi się luźno, z logo pewnego zespołu muzycznego o którym bardzo odważnie napisał wczoraj Krzysztof Osiejuk na swym blogu w tekście pt: „Czemu diabeł chodzi do kościoła?” Na czarnym tle widnieje w nim purpurowy krucyfiks z postacią Coryllusa umęczoną i spętaną zygzakiem kresek układających się w sześcioramienną gwiazdę, rysowaną jak odwrócony pentagram. Czy to jest satanistyczny symbol? Czy może tylko chuchanie na zimne, częste u alergików?
Dlaczego diabeł chodzi do kościoła to akurat wiem. Nie wiem natomiast dlaczego pan Bóg mu na to pozwala? No i nie wiem dlaczego ostatnimi czasy diabeł wziął się za psucie wizerunków ikonom? I wcale nie chodzi tu o prawosławne malarstwo liturgiczne, ale o ikony dziecięcej popkultury. Takie jak na przykład pszczółka Maja.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3172 odsłony
Komentarze
@Autor
21 Marca, 2016 - 14:33
Coryllus ikoną? Czego?
To jakieś wolne żarty zgranego duetu Coryllus - Toyah?
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
Autorze!
21 Marca, 2016 - 16:28
O ile problem, który podniosłeś w swej notce jest wart zainteresowania, o tyle wątek ze "zgranym duetem" Coryllus-Toyah - jak słusznie nazwał ich Jazgdyni - wydaje się być najzupełniej zbyteczny. Użytkownicy naszego Niepoprawnego Serwisu od lat znają ów duet i nie mają o nim dobrego zdania. Ty Godny Ojcze jesteś na Niepoprawnych zbyt krótko, stąd mogłeś nie wiedzieć, że zarówno Coryllus, jak i Toyah wykazując się chamstwem - "złapali się przed paroma laty za oszewki" z kilkoma naszymi Niepoprawnymi. Tekst na poniższych zdjęciach jest cytatem słów, jakie wypowiedzieli obydwaj.
Pozdrawiam,
Satyr
___________________________
"Pisz, co uważasz, ale uważaj, co piszesz".
© Satyr
:) Kiedy opublikowałem ten tekst i poprzedni na salon24
21 Marca, 2016 - 18:27
:) Kiedy opublikowałem ten tekst i poprzedni na salon24 zarówno Coryllus jak i Toyah solidarnie dali mi bana z komentarzami podobnymi jak na załączonych obrazkach :D. Widać teksty były nie po ich myśli... Jeden z panów nawet zażądał usunięcia jego pseudonimu z tego kontekstu. Uznałem, że obaj wizjonerzy są trochę niezrozumiani (wyprzedzili swoją epokę) i z tego powodu mają objawy alergiczno-paranoiczne. Przyjąłem to spokojnie, nawet z pokorą, w przekonaniu, że ich poczucie zamurowania w oblężonej twierdzy jest w pełni uzasadnione i tylko czas coś może na to poradzić. Gdyby mieli moje doświadczenia z tzw "reala" z pewnością lepiej potrafiliby sobie radzić ze stresem i nie ulegać przypadkowym impulsom. Wyskalować sobie reakcje na bodźce zewnętrzne i ułomności bliźnich. Tym niemniej to barwne i interesujące osobowości, których poglądy i twórczość uważam za cenne dla naszego społeczeństwa. Często mnie inspirują.
LechG