Epidemia

Obrazek użytkownika Ryan
Kraj

 

 

 

Rosnąca liczba ofiar COVID-19 na świecie i pierwsze przypadki zarażonych koronawirusem w Polsce przypominają epidemię czarnej ospy we Wrocławiu w 1963 roku. Wroclaw miasto otoczone kordonem sanitarnym i masowe szczepienia w walce z potworną chorobą .

Skąd wzięła się czarna ospa we Wrocławiu, dlaczego wrocławianie dowiedzieli się o epidemii dopiero po dwóch miesiącach, jaki był bilans ofiar choroby i co przewidywała wówczas WHO

Co wspólnego ma Służba Bezpieczeństwa z epidemią czarnej ospy we Wrocławiu i dlaczego priorytety urzędu cenzorskiego były ważniejsze niż bezpieczeństwo mieszkańców? I jak się w końcu udało opanować epidemię, o tym w tekście;

Bardzo ciekawy artykuł

 

Epidemia

                         

Już prawie cztery tysiące osób zmarło wskutek choroby COVID-19 wywołanej koronawirusem, kilkakrotnie więcej niż z powodu SAARS. Liczba  zarażonych na świecie już dawno przekroczyła 100 tys. i coraz szybciej rośnie, a walka z epidemią trwa. Dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Tedros Adhanom Ghebreyesus ocenia, że każdy scenariusz rozwoju wydarzeń jest możliwy. 

Epidemia choroby zakaźnej, która zagraża życiu chorych, budzi zrozumiały lęk, zwłaszcza gdy trudno zapobiec jej rozprzestrzenianiu się. O lęku, który czasem przybiera postać paniki, pisała moja siostra tydzień temu [LINK]

Zawsze, gdy słyszę o pojawieniu się groźnej choroby zakaźnej, przypomina mi się epidemia czarnej ospy we Wrocławiu, która wybuchła latem 1963 roku. Maiłam wtedy 10 lat i bardzo dobrze pamiętam te wydarzenia, zwłaszcza że miały dla mnie wyjątkowe, przykre i długotrwałe konsekwencje, ale o tym później.

Ospa przenosi się drogą kropelkową oraz przez kontakt z chorym lub jego przedmiotami osobistymi. Ozdrowieńcy po tej chorobie są odporni na ponowne zarażenie przez długi czas, co ogranicza możliwość jej ponownego pojawienia się w miejscach, gdzie uprzednio wystąpiła, natomiast skutki pojawienia się wirusa w społecznościach, które nigdy nie miały z nim kontaktu, mogą być katastrofalne.

DZIECKO CHORE NA CZARNĄ OSPĘ WE WROCŁAWIU W 1963 ROKU

 

Czarna ospa, zwana inaczej ospą prawdziwą, budziła zawsze ogromny lęk, jest bowiem jedną z najgroźniejszych chorób zakaźnych, jakie kiedykolwiek wystąpiły na świecie. Okres jej inkubacji trwa od 7 do 17 dni, a średnio 13. Cechuje ją wysoka śmiertelność, średnio około 30 proc. chorych umierało, a istniały postaci tej choroby o śmiertelności szacowanej nawet na 95 proc. U osób szczepionych śmiertelność była znacznie niższa, wynosiła około 3 proc., a więc tyle, ile nasza współczesna zaraza, czyli COVID-19.

            

ARTYKUŁ Z „GAZETY ROBOTNICZEJ”, W KTÓRYM ZAMIESZCZONY ZOSTAŁ KOMUNIKAT PREZYDIÓW WYDZIAŁÓW ZDROWIA WRN I RN M. WROCŁAWIA, PODAJĄCY LICZBĘ 95 ZARAŻONYCH, W TYM DWIE OSOBY OSTATNIEJ DOBY, USTALONO WE WROCŁAWIU 1250, A W WOJEWÓDZTWIE 914 KONTAKTÓW I RZĘDU; W KOMUNIKACIE PODANO, ŻE OD POCZĄTKU AKCJI ZASZCZEPIONO 1 992 000, A W MIEŚCIE 419 100 PLUS PKP OKOŁO 55 600 OSÓB. 

W latach sześćdziesiątych szczepienia przeciw czarnej ospie były obowiązkowe i na ogół nikt od tego obowiązku się nie uchylał. Choroba przerażała nie tylko ciężkim przebiegiem i śmiertelnością, ale także tym, że ozdrowieńcom zostawiała szpetne blizny na całym ciele, a przede wszystkim na twarzy. Miałam wówczas żywo w pamięci nowelę Henryka Sienkiewicza „Hania”, która opowiadała o niespełnionej miłości, a tytułowa bohaterka, piękna kobieta, w której kochał się jednocześnie polski szlachcic i potomek tatarski, zapadła na czarną ospę, po przebyciu której oszpecona wstąpiła do klasztoru, do końca życia zasłaniając twarz welonem…

Każdy, kto interesował się historią powszechną, wie zapewne, że czarna ospa wyniszczała w XVI wieku całe populacje. Hiszpańscy konkwistadorzy zwyciężali dlatego, że dysponowali lepszą bronią, armat i muszkietów nie miały podbite ludy Ameryki. Ale nie oni dokonali masowych pogromów, a uczyniła to ospa, którą nieświadomie przywieźli ze sobą. Zabiła ona prawdopodobnie tylko w latach 1520–1522 od 3 do 3,5 miliona Indian. Efekt ospy w imperium Inków był jeszcze bardziej wyniszczający – choroba zabiła około 95 proc. populacji. Wyniszczyła też populację Azteków, zabiła większość azteckich wojowników i ponad 75 proc. ludności Meksyku.

Wiadomość o ospie we Wrocławiu mogła przerazić. Informacja o epidemii zastała mnie, moją siostrę i rodziców w Gdańsku-Oliwie, gdzie spędzaliśmy wakacje. Wrocław otoczony został kordonem sanitarnym, każdy kto chciał wjechać do miasta musiał okazać dowód aktualnego szczepienia. Masowo szczepiono wszystkich, nawet niemowlęta. Cała moja rodzina, w tym ja, poddaliśmy się szczepieniu w Sopocie. Inaczej nie wrócilibyśmy do domu, ale szczepili się nie tylko wrocławianie.

W sumie poddano szczepieniom 8,2 mln mieszkańców kraju. Przeciw ospie zaszczepiono wówczas 98 proc. mieszkańców Wrocławia.

 

Dopiero po latach dowiedziałam się, że chorobę przywlókł do Wrocławia oficer Służby Bezpieczeństwa Bonifacy Jedynak, wówczas podpułkownik, a potem generał i dyrektor generalny w Szefostwie Służby Kadr i Doskonalenia Zawodowego  Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Po powrocie do Wrocławia z kontroli placówek w Indiach, do których poleciał pod fałszywym nazwiskiem i wystawioną na nieprawdziwe dane osobowe książeczką zdrowia (dlatego zapewne nie poddał się szczepieniom, obowiązkowym przy tego rodzaju wyjazdach), zachorował na nieznaną chorobę zakaźną. Na początku czerwca zgłosił się do szpitala MSW, gdzie po konsultacjach z Zakładem Medycyny Tropikalnej w Gdańsku zdiagnozowano u niego malarię i na tę chorobę był leczony. Po pobycie w szpitalu w połowie czerwca został wypisany do domu. W rzeczywistości oprócz malarii zainfekowany był również wirusem ospy prawdziwej, którym zdążył zarazić w czasie pobytu w separatce tylko jedną osobę – salową – i to ona stała się wtórnym źródłem epidemii. Pierwszą jej ofiarą była jej córka, pielęgniarka.

Stwierdzenie, że w mieście rozprzestrzenia się epidemia czarnej ospy przypisuje się doktorowi Bogumiłowi Arendzikowskiemu z Miejskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej, który analizował pod względem epidemiologicznym wszystkie dotychczasowe trudne do wyjaśnienia przypadki. Wśród nich był czteroletni chłopiec, świeżo wyleczony z ospy wietrznej, u którego ponownie pojawiła się na skórze ospowa wysypka. Tymczasem zachorowanie na tę chorobę, potocznie zwaną „wiatrówką”, uodparnia na nią do końca życia i ponowne zachorowania zdarzają się bardzo rzadko. Prawdopodobnie właśnie to zachorowanie okazało się przełomem w rozpoznaniu epidemii, a stało się to 15 lipca. Arendzikowski natychmiast skontaktował się ze swoim szefem, kierownikiem Sanepidu, dr. Jerzym Rodziewiczem, a ten zawiadomił władze w Warszawie. Tego samego dnia do Wrocławia dotarło pierwszych 10 tysięcy szczepionek. Wtedy ogłoszono stan pogotowia przeciwepidemicznego, od pierwszego zachorowania do momentu ogłoszenia epidemii minęło aż 47 dni. Dzień ten nazwano później czarnym poniedziałkiem.

Stan epidemii ogłoszono dopiero 17 lipca, ale informacje na ten temat w dzienniku „Słowo Polskie” nie były jednoznaczne. Pierwszy komunikat, w którym nie ukrywano powagi i grozy sytuacji, nadano dopiero 25 lipca, po 10 dniach od jego napisania. Artykuł oczywiście wstrzymała cenzura, nie można było przecież  informacją o czarnej ospie zakłócić święta 22 lipca. Krążyło wówczas mnóstwo plotek, ludzie wtedy nie tylko w tej sprawie nie ufali władzy, nie ufali jej z zasady. Ale władze do zagrożenia podeszły bardzo poważnie.

Powołano Radę Epidemiologiczną, która składała się z wrocławskich lekarzy i pracowników Ministerstwa Zdrowia. Wśród nich był także lekarz z Gdańska, gdzie wcześniej zmagano się już z czarną ospą. Wprowadzono zakrojony na szeroką skalę program profilaktyczny, umieszczając osoby podejrzane o kontakt z chorymi w izolatoriach, które zlokalizowano, między innymi, w Praczach Odrzańskich i na Psim Polu.

W podwrocławskiej miejscowości Szczodre zorganizowano szpital dla chorych na ospę. Na szeroką skalę stosowano dezynfekcję, słomiane maty nasączone płynem dezynfekcyjnym przy wejściu do budynków

Światowa Organizacja Zdrowia  przewidywała wówczas, że epidemia potrwa dwa lata i w jej wyniku zachoruje do 2 tysięcy osób, a umrze 200. Epidemia wygasła po 25 dniach od jej wykrycia. Po 7 sierpnia zachorowały tylko cztery osoby, 19 września odwołano stan epidemii.

Okazało się, że zachorowało 99 osób (najwięcej wśród pracowników służby zdrowia), siedem z nich zmarło, wśród ofiar śmiertelnych cztery osoby to lekarze i pielęgniarki. Najmłodszy zarażony miał pięć miesięcy, najstarszy 83 lata. Mimo kordonu sanitarnego ospa wydostała się poza Wrocław, leczono ją w pięciu województwach.

Gdy wróciłam z rodzicami do Wrocławia pod koniec sierpnia, epidemia już wygasała. Pamiętam jednak klamki w drzwiach w miejscach publicznych, a także w okienkach w kasach biletowych na dworcu kolejowym owinięte bandażami, nasączonymi środkiem odkażającym, co przypominało, że zagrożenie nie ustało.

Choć formalnie nie odwołano stanu epidemii nauka w szkole zaczęła się z początkiem września. Dla mnie wtedy dopiero zaczęła się choroba, okazało się bowiem, że podczas szczepienia przeciw ospie zostałam zainfekowana żółtaczką zakaźną typu B, czyli tzw. wszczepienną, przenoszoną przez krew. Masowe, w krótkim czasie przeprowadzane szczepienia przeciw ospie, zwiększyły ryzyko zakażeń przenoszonych przez krew. Skończyło się to dla mnie czterotygodniowym pobytem szpitalu, kwarantanną dla mojej siostry, bo nie było pewności jaki to typ żółtaczki, a potem roczną ścisłą dietą. Nigdy nie miałam już potem w pełni zdrowej wątroby. No i do końca życia nie mogę być dawcą ani kwi, ani szpiku, ani żadnych organów. Musiałam i muszę z tym żyć. Pamiętam, że po moim powrocie ze szpitala nasz tato kupił zestaw strzykawek i igieł, które były u nas w domu.  W razie konieczności zrobienia zastrzyku, zawsze używaliśmy własnego sprzętu, bo nie było strzykawek i igieł jednorazowych. Jedna ze strzykawek i kilka igieł były używane tylko przez mnie, bo aby wyeliminować zainfekowanie żółtaczką zakaźną konieczna jest sterylizacja w temperaturze 300 st. C, czyli gotowanie pod ciśnieniem, a w warunkach domowych nie było to możliwe.

Jeżeli ktokolwiek chciałby porównywać tamtą epidemię z 1963 roku do obecnej, powinien pamiętać o jednej zasadniczej różnicy. Wszyscy narażeni na zachorowanie na ospę prawdziwą byli w dzieciństwie zaszczepieni przeciw tej chorobie. Chorowali tylko ci, u których odporność na zarażenie z czasem zmniejszyła się. Głównym orężem walki z epidemią były nie tylko środki dezynfekcyjne, izolatoria i miejsca kwarantanny, ale przede wszystkim masowe szczepienia. Poddanie się im aż 98 proc. wrocławian, czyli prawie wszystkich, wygląda imponująco. Warto jednak pamiętać, że to masowe podporządkowanie się zaleceniom nie wynikało z zaufania, tylko ze strachu przed potworną chorobą. Śmiertelnego strachu.

 

http://twittertwins.pl/epidemia/

Fantastyczny film nakręcono o tych zdarzeniach.

https://www.filmweb.pl/film/Zaraza-1971-11950

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (4 głosy)