Pejzaż wyborczy z elektoratem w tle

Obrazek użytkownika Ryan
Notka

Świetną robotę zrobiła ostatnio dziennikarz Beata Goczał, która w swoim artykule na łamach wirtualnych mediów, zanalizowała przekaz medialno-polityczny głównych kontrkandydatów w zbliżających się wyborach: Andrzeja Dudy i Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, i wychwyciła zasadniczą różnicę jaka w nich tkwi. Andrzej Duda wedle Goczał nie skupia przekazu na sobie, wskazuje na szerszy horyzont, jego hasło wyborcza odwołuje się do większego porządku; “Niech żyje Polska” to zawołanie, wezwanie do aktywności, ale również pewna idea, umocnienia państwa, narodu. Pani Kidawa Błońska z kolei swoją kampanią oraz swoim hasłem („Prawdziwa prezydent”) skupia całą uwagę na sobie, to ona ma być gwarancją zmiany, jej cechy, jej przymioty, jej idee, ona sama ma zapoczątkować „powrót normalności”. 

Słabości Dudy, słabości Kidawy-Błońskiej

Głównych problemem dla Andrzeja Dudy może być to, że siłą rzeczy będzie on musiał brać odpowiedzialność za cały swój polityczny obóz i będzie łączony z każdą osobą z tego obozu (casus Lichockiej), a narracja jego kampanii „chowa go”, zasłania patetycznymi hasłami, co i tak może jeszcze bardziej ograniczyć jego zdolność manewru i żywego reagowania na działania opozycji. Inaczej mówiąc Andrzej Duda jest łatwym, wystawionym na widok - pomimo zasłon, celem; może być atakowany za wszystko, za co odpowiada realnie i nie, a jego możliwości obrony, z racji pełnionej funkcji jak i zbudowanego przez lata, majestatycznego wizerunku, są bardzo ograniczone.

Tym czasem pani Kidawa-Błońska ma inny problem, bardziej… personalny. Najsłabszym ogniwem jej kampanii jest ona sama. Jak się przez ostatnie miesiące okazało nie mając zbyt dużej wiedzy, znacznych umiejętności komunikacyjne, delikatnie mówiąc, a jednocześnie wysuwając się na plan pierwszy obnaża tylko swoje słabości. Jej hasło dodatkowo nie przykrywa jej, nie osłania, tylko ją niepotrzebnie uwidacznia. Jeśli to ona ma być zmianą to oczywiste jest, że musi być w awangardzie, a nie jak podczas prezentacji swojego hasła, zastępowana przez innych.

Bo co by nie powiedzieć i jak nie oceniać prezydentury Andrzeja Dudy, ten “pisowski” prezydent wykazywał się kilkakrotnie (pewną) samodzielnością, gdy niezależność Kidawy Błońskiej to byt pozorowany. Kidawa-Błońska została kandydatką nie z uwagi na jakieś swoje specjalne predyspozycje polityczne i personalne, tylko w wyniku walki frakcyjnej wewnątrz PO. Wyciągnięta z kapelusza, bardziej przypadkowa. Schetyna zresztą nieopatrznie to przyznał już podczas jej zaprezentowania jako kandydata do pełnienia funkcji szefa rządu. Pani Kidawa-Błońska nie była wcześniej w żaden sposób promowana, nawet po jej wystawieniu pozostawała słabo obecna w mediach.

Jeśli jakaś formacja chce wypromować nowego polityka, nową twarz, to przed jego formalnym ogłoszeniem co najmniej przez kilka miesięcy promuje się go w mediach, wysyła na spotkania, wywiady, powierza jakąś ważną formalnie funkcję. Tak aby jego osoba zaczęła się z czymś wyborcom kojarzyć. W przypadku Kidawy-Błońskiej nic takiego nie miało miejsca, stąd prosty wniosek, że była ona kandydatem przypadkowym. Jej nominacja na kandydata na urząd prezydenta była kolejną komedią pomyłek, gdzie nic nie przebiegło, jak powinno. Była pani marszałek uczestniczyła w niej bez protestu, pasywnie.

Miało być inaczej. Miały być debaty, zwycięstwo pani Małgorzaty, zjednoczenia partii wokół pewnego zwycięscy i jej oficjalne namaszczenie. A wyszło tak, że nawet jeszcze styczniu nie było pewne czy to ona wystartuje. Bez sensownego przesłania, z licznymi potknięciami, które nie miały by znaczenia, gdyby za kandydatką szedł mocny polityczny przekaz. Prawdziwość okazała się nieautentyczna.

Specyfika wyborów

Inną rzeczą jakiej wydaje się jej sztab wyborczy totalnie nie rozumie, jest specyficzny charakter nadchodzących wyborów i nie chodzi o chronologię, tylko o sprawy formalne.

Proste. Jeśli prezydent kończy swoją kadencję i nie ma możliwości startu w następnych wyborach, wtedy pojawia się grono kandydatów, z których wyborcy wybierają nową głowę państwa, odpowiadając sobie na proste pytanie “kto jest najlepszy”. Jednakże w sytuacji, gdy urzędujący prezydent ubiega się o drugą kadencję pytanie to poprzedza inne: czy urzędujący prezydent zasługuje na drugą kadencję, i dopiero jeśli ktoś odpowie sobie negatywnie na to wstępne pytanie, przechodzi do drugiego: kto ma go zastąpić. Jeśli jednak odpowiada pozytywnie na pierwsze, to drugiego w ogóle nie rozpatruje. Tym samy wskazywane w badaniach opinii publicznej 40-45 % jakie ma obecnie Duda to wyborcy, którzy zasadniczo odpowiedzieli już sobie na to pierwsze pytanie, i tyle. Zasadniczo nie są zainteresowani pozostałymi kandydatami. Reszta, czyli obecnie jakieś 55-60 % odwrotnie: odpowiedziało sobie na pierwsze pytanie negatywnie i rozgląda się za nową propozycją.

 

To jednak nie eliminuje prezydenta Dudy automatycznie z ich wyborczego horyzontu. Po szybkim rekonesansie wyborcy mogą zweryfikować negatywną pierwszą odpowiedź i stwierdzić: nie do końca mi odpowiada, ale nie ma lepszego w puli. Oznacza to, że Duda nie musi się zasadniczo martwić utratą wyborców co raczej myśleć o ich zbieraniu z grupy 55-60%.

Tu może ktoś zauważyć, że zasadniczo podobnie było z Bronisławem Komorowskim, który też ubiegał się o drugą kadencję, a jego wynik w pierwszej turze był sporo niższy niż to pokazywały badania (70% w pewnych, do 34% realnie osiągniętych). To tylko pokazuje jednak tylko jak bardzo słaby kandydat można zmarnować każdy potencjał. Śmiem twierdzić, że jednak pan Duda nie popełni ciągu błędów byłego prezydenta.

Wracając. Ci którzy już zdecydowali, że poprą Andrzeja Dudę zwyczajnie nie będą się zbytnio interesować przebiegiem kampanii, co najwyżej co jakiś czas zerkając w przerwie reklamowej co tam się nowego w polityce dzieje. Już podjęli decyzję, i jeśli nie pojawi się żaden nośny temat, który przyciągnie ich uwagę, i który ukaże Andrzeja Dudę w złym świetle, będą poza zasięgiem krytyki obecnego prezydenta. Ich wciągnięcie ponownie do grona wyborców poszukujących nie będzie łatwe. A śmiem twierdzić jeszcze bardziej stanowczo, że siła magmatyczna pozostałych kandydatów jest ograniczona.

Kidawa-Błońska nie pociąga, robi kampanię na partyzanta, gnieżdżąc w małych salkach, zamykając w gronie aktywistów; pan Hołownia co krok dekonstruuje swój wizerunek katolika, Robert Biedroń to… Robert Biedroń, który łatwo może zburzyć swój wizerunek miłego i układnego, i zamienić się we wrzeszczącego na swój kraj europosła. Szef PSL-u nie ma żadnych cech, których nie ma Andrzej Duda, jest wręcz jego kopią (stateczny, spokojny, kontemplujący, jednak bez aparycji). A kandydat Konfederacji atakujący z prawej strony, ma może jako jedyny szansę podebrać wyborców z twardego elektoratu Dudy, o ile nie padnie ofiarą walk frakcyjnych.

Niewierny wyborca

Pozostali kandydaci posiadają też inny zasadniczy problem: ich elektoraty są znacznie mniej wierne, skłonne do przepływu. Większość z nich nie ma „elektoratu własnego”, tylko partyjny. Może za wyjątkiem pana Biedronia, który ma swoich własnych, nielicznych, bardzo nielicznych, sympatyków. W przypadku prezydenta Dudy, jego elektorat jest szerszy niż elektorat PiS i jeśli nie zaśpi to będzie w stanie jak pięć lat temu zdobyć nowych, choć na pewno nie tak licznych. Elektorat własny Kidawy-Błońskiej także oczywiście nie istnieje, ma ona tylko elektorat wypożyczony od PO.

I tu kolejny wyborczy pies jest pogrzebany. Natura elektoratów dwóch głównych partii – PO i PiS, jest zasadniczo inna. Elektorat PiS nie jest zasadniczo elektoratem negatywnym (anty-PO), gdy elektorat Platformy tak (anty-PiS). Wyborcy PiS głosują na tę partię z uwagi na jej (socjo-) nacjonalistyczny i konserwatywny charakter, z uwagi na przekaz tej partii i postrzeganie jej jako obrońcę interesu narodowego (PiS “chroni nas” przed Ruskimi i LGBTQitd., przykładowo).

Pod tym względem PO wygląda mizernie; nikt nie stwierdzi szczerze w to wierząc, że wspiera tę partię z uwagi na jej chadecki (bezobjawowy) czy liberalny charakter (mocno zwietrzały). Platforma jest partią typowego dla zachodu liberalnego etatyzmu i pragmatyzmu moralnego. PiS przy niej wypadał zawsze jako partia fanatyczna, określona ideologicznie, stąd nie miał szans wygrywać wyborów, aż okazało się, że wyborcy uznali, że fanatyzm ten jest gwarancją reform, a platformerski oportunizm nie. PO jak wielu to podkreśla jest tylko anty-PiS-em, z resztą taką naturę tej formacji umocniły fatalne rządy Schetyny, gdy konkurował on z innym anty-PiS-em (Nowoczesną), kto jest bardziej zawziętym opozycjonistą. Trzeba mu oddać: tę batalię wygrał, tracąc jednak możliwość przestawienia PO na inne tory.

I PSL, i SLD są w trochę lepszej sytuacji, bo jednak obok bycia anty-PiS-em posiadają swój elektorat oryginalny: wiejsko-chadecko-ludowy i socjaldemokratyczny, które generalnie traktują te partie jako formacje pierwszego wybory. Przy okazji jednak mogą zaabsorbować trochę elektoratu anty-pisowskiego: PSL pozując na partię spokoju i dyplomacji, moderantyzmu, de facto taką mniejszą wersję PiS, a SLD oświeconego liberalizmu społecznego. (Notabene na marginesie można odnotować przepoczwarzenie się PSL, które z wiejskiego PO stara się stać wiejskim PiS, co jest prawdopodobnie przyczyna sukcesów tej partii w ostatnim roku). To jednak nie zabezpiecza wyniku ich kandydata. Andrzej Duda, nie mogąc starać się o elektorat anty-pisowski, może zawalczyć jednak o elektoraty właściwe tak PSL jak i SLD. Ludowcom odebrać centrowców, lewicy elektorat zachowawczo-socjalny. Drugi z wymienionych elektoratów (nie oryginalny, tylko anty-pisowski) jest przepływowy z PO, choć przepływowy w dwie strony.

Socjał-liberał, który jest prawie zawsze wrogo nastawiony do PiS, może w tych wyborach czuć się bardzo dopieszczony, będzie się o niego ubiegać i kandydatka PO, pan Hołownia i pan Biedroń; prawicowiec z PSL, ten bardziej wyśrodkowany, może zakochać się w Kidawie-Błońskiej lub pozostać wierny PSL (jeśli oczywiście nie ucieknie do Andrzeja Dudy), lecz Kosiniak-Kamysz ma również szansę podebrać konserwatystów głosujących na PO, a tacy tam jeszcze dalej są, choć raczej pozostają w ukryciu. Tak czy inaczej pani Kidawa-Błońska nie może być pewna o to, że wszyscy wyborcy PO będą jej wierni, skoro konkurs na anty-Dudę trwa w najlepsze. Starając się być jednak anty-Dudą może pogubić przy okazji wyborczy „długi ogon”, który się rozejdzie do innych.

Kosiniak-Kamysz de facto się z wspomnianego konkursu chwilowo wycofał, walczy raczej tylko o umocnienie swojego zaplecza i potwierdzenie dobrego wyniku z 2019 r. Tylko przy mocnym zwarciu pozostałych kandydatów, przy dobrym wyniku Hołowni, może wejść do drugiej tury. Starcie kandydata PSL z kandydatem PiS odbywałoby się jednak na zupełnie innych zasadach. Istnieje przekonanie, że na Kosiniaka-Kamysza będzie najłatwiej głosować wszystkim, liberałom, socjalistom, centrowcom. Tylko że wybór między nimi będzie bardziej konkursem osobowości, w którym Kosiniak-Kamysz wypada blado, a wyborcy bardziej lewicowi pewnie sobie w takim przypadku odpuszczą.

Łazarz Grajczyński

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)

Komentarze

Ciekawa analiza,ale........ moja lepsza
8-))))))
Pozdrawiam

 

https://niepoprawni.pl/blog/husky/przywrocimy-w-tvp-prawdziwe-informacje

Vote up!
2
Vote down!
-1
#1619752