Piekło i Wampiry
Pisałem ten tekst ponad rok temu. Żyliśmy wtedy w innej epoce z czego większość Polaków w ogóle nie zdaje sobie sprawy. Epoce moralnego upadku i pomieszania pojęć. Żyliśmy z dnia na dzień, w każdej chwili spodziewając się jakiejś katastrofy, agresji tzw "nieznanych sprawców", porwania dzieci lub aresztowania.
Wiele miesięcy temu obiecaliśmy sobie i dzieciom, że wbrew wszystkim przeciwnościom jednak w te wakacje pojedziemy nad morze. Nasza rodzina, jak inne, również zasługuje na chwilę wytchnienia, oderwania się od paranoicznej rzeczywistości, że po traumatycznych przejściach ostatnich dwóch lat potrzebujemy zmiany klimatu bardziej od innych, że „nam też coś się od życia należy”. Choćby mały okruch normalności, choćby przez kilka dni...
Żeby nasze dzieci nie czuły się trędowate i zakompleksione, żeby były z siebie dumne, żeby nigdy nie uwierzyły żadnemu potworowi w ludzkiej skórze, że pochodzą z „patologicznej rodziny”!
Przygotowania do wakacyjnego wyjazdu zawsze wiążą się z jakąś logistyką. Trzeba określić cel, przyjąć program, zaplanować wydatki, przygotować niezbędne rzeczy, wygospodarować czas... Cała masa drobnych decyzji, z których każda wpływa na sukces i jakość przedsięwzięcia. Zazwyczaj już same takie przygotowania sprawiają ze człowiek doświadcza satysfakcji. Ja jednak radości w sobie długo nie potrafiłem odnaleźć. Prawie przez cały czas przygotowań po prostu wypełniałem obowiązki – bo tak trzeba, bo jestem odpowiedzialnym ojcem, bo dla moich dzieci muszę utrzymać fason do końca.
Przygotowania... Wciąż z przekonaniem, że nasz byt wisi na włosku. Wystarczy przecież niegodziwość, albo głupota jednego funkcjonariusza - a jest ich całe mrowie. Nasze szczęście w każdej chwili może runąć pomimo nieludzkiego wysiłku. Musi runąć bo przecież wciąż toniemy w bagnie zdumiewającej niesprawiedliwości.
To prawda, że rozpoczęliśmy nasze przygotowania ze świadomością, że potem i tak trzeba będzie wrócić do piekła, ale staraliśmy się o tym za wiele nie myśleć, pracować nad sobą, prosić Boga o łaskę uwolnienia od strachu, żyć chwilą, cieszyć się pięknem i smakiem każdego dnia kiedy jeszcze trwa.
Brak pieniędzy i czasu to drobiazg.
Kiedy poprosiłem sędziego żeby w terminie pomiędzy 20 a 30 sierpnia nie wyznaczał żadnych rozpraw ponieważ jest to jedyny czas kiedy mogliśmy zaplanować wakacje rodzinne, dostrzegłem zdziwienie na jego twarzy. Dostrzegłem jeszcze coś gorszego w jego przeszywającym wzroku. Pogardę? Jego oczy jakby pytały: „jak on śmie o coś takiego prosić!?”, po co?”, „za co?”
Z wyraźną niechęcią zanotował moją prośbę w protokole.
Poczułem małą satysfakcję. Kolejne drobne zwycięstwo w ciągu tych długich dwóch lat walki o podeptaną godność.
Moja radość wówczas, jeśli w ogóle była, miała raczej charakter wtórny. Doświadczałem wzruszenia widząc nadzieję w oczach dzieci. Coraz bardziej zarażałem się od nich atmosferą oczekiwania na wyjazd do krainy obiecanej, rajskiej i tajemniczej. Doświadczałem podziwu dla pogody i siły ducha mojej żony, matki moich córeczek, dla jej zdolności budowania harmonii i zgody. To wspaniała kobieta. Lepszej nie mogłem sobie wymarzyć. Dzięki niej jestem szczęśliwy! Mimo agresji świata zewnętrznego. Współczuję rodzinom osłabionym egoizmem i wewnętrznymi konfliktami. Oni na pewno nie przetrwają tyle czasu co my w chwili gdy zwalą im się na głowę podobne do naszych doświadczenia.
Gdy obcy upatrzy ich sobie i potraktuje jak mięso, jak zwierzynę łowną.
*
Pisałem ten tekst ponad rok temu. Żyliśmy wtedy w innej epoce z czego większość Polaków w ogóle nie zdaje sobie sprawy. Epoce moralnego upadku i pomieszania pojęć. Żyliśmy z dnia na dzień, w każdej chwili spodziewając się jakiejś katastrofy, agresji tzw "nieznanych sprawców", porwania dzieci lub aresztowania. Nie miało sensu planowanie czegokolwiek w perspektywie większej niż kilka dni. Myślę, że tamte doświadczenia dają się porównać tylko z czasami niemieckiej lub bolszewickiej okupacji. Aż trudno uwierzyć, że to było tak niedawno. Co prawda nasi prześladowcy nadal są bezkarni, wciąż kręcą się po okolicy i szpiegują, czasem się mijamy na ulicach miasta, ale wiem, że dopóki PiS jest przy władzy i trwa "dobra zmiana" wampiry nie odważą się nas spacyfikować.Mogą próbować np: opóźniać przyznanie 500+, albo rozsiewać złośliwe plotki, stosować biurokratyczne szalbierstwa i tyle.Dlaczego mówię o nich wampiry? Jakoś trzeba było wytłumaczyć dzieciom istotę zagrożenia jakie nad nimi wciąż przecież wisi. Wampir, tłumaczę, to człowiek, który zgrzeszył i stał się zły. Zewnętrznie niczym się od nas, ludzi nie różni...Wampir jest jednak tak zepsuty, że jego dusza już jest w piekle i tylko jego nieszczęsne, zniewolone ciało jeszcze chodzi po ziemi, udaje człowieka i służy już tylkoTemuktórynieprzepuszczażadnejokazji.Taki niewolnik zła nie jest już w stanie samodzielnie odzyskać duszy. Jest z tego powodu w egzystencjalnej rozpaczy. Dlatego moje dzieci modlą się za nich do pana Boga o łaskę jej odzyskania.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1508 odsłon