Autorskie pułapki Donalda Tuska

Obrazek użytkownika seaman
Blog

Nie było żadnej afery, nie było przecieku, w ogóle nic nie było - ten motyw, jakby żywcem wyjęty z frazeologii sławetnego Kononowicza, przewija się coraz częściej przez zaprzyjaźnione z rządem media i wydaje się, że to jest także pomysł Donalda Tuska na odzyskanie zaufania po klęsce październikowej. Każdy polityk stoi przed pułapką pewnego specyficznego rodzaju - potencjalną sprzecznością wcześniejszych deklaracji w stosunku do późniejszych czynów lub w odwrotnej kolejności.

Premier nie podejmując żadnych działań wobec swoich najbliższych zauszników natychmiast po otrzymaniu w sierpniu informacji od szefa służby antykorupcyjnej, chcąc nie chcąc, spalił za sobą mosty. I to jest pierwsza pułapka, którą premier osobiście zatrzasnął na siebie, gdyż dopiero jesienią, będąc już pod presją ujawnionych stenogramów, zrobił to, co powinien był uczynić latem – ta fatalna sekwencja zdarzeń odbiera wszelką wiarygodność deklarowanym intencjom przy dymisjonowaniu podwładnych. A skoro nie ma afer, skoro to wszystko wymyślił Kamiński na spółkę z Kaczyńskim, to po co ten wojenny okrzyk premiera, czy nie da się spokojnie wyjaśnić tego w prokuraturze, sądzie, w komisji śledczej ?

Skąd ta próba rozwodnienia za wszelką cenę zakresu prac komisji przez badanie historii ustaw hazardowych, nawet za ceną przeciągania jej prac w odległą przyszłość ? Wydaje się, że premier i jego partia są świadomi faktu, że nieprzyzwoitość czynów i rozmów zostanie zapamiętana: że mniej będą ważyć fakty ewentualnego braku dowodów czystej korupcji i łamania prawa, lecz w najbliższych wyborach zaważy zwyczajne ludzkie poczucie przyzwoitości wyborców.

Metoda obrony oparta na grepsie Kononowicza pozostała mu więc jako jedyna, ale może się mimo wszystko nie sprawdzić. Można bowiem dochodzić prawdy, czy w aferze hazardowej i stoczniowej wystąpił element korupcji; można się spierać, czy było złamanie prawa, ale jedna rzecz jest pewna i temu sami bohaterowie tych afer, włączając w to premiera, nie zaprzeczają – stenogramy rozmów są autentyczne. Wiele faktów można zanegować, z różnych zarzutów się wywikłać, ale tych znajomości wyprzeć się nie można.

A kwestia prywatnych znajomości aktywnie kontynuowanych w kontekście działalności politycznej, to jest kwestia przyzwoitości, która w polityce często jest na dalszym planie, gdyż z reguły góruje nad nią skuteczność, ale właśnie brak przyzwoitości lub jej obecność odkładają się w pamięci publiczności i składają się na podświadomy wizerunek człowieka. To dlatego nie zawsze jesteśmy w stanie uzasadnić precyzyjnie, dlaczego danemu typowi nie ufamy, gdyż nasza całościowa opinia składa się z takich fragmentów, które teraz tworzą jeden obraz, ale poszczególnych składników nie pamiętamy.

Autentyczne są zatem rozmowy telefoniczne delikwentów, autentyczna jest wieloletnia komitywa i schadzki prominentów Platformy z podejrzanymi typami na cmentarzach, lotniskach, stacjach benzynowych, przyjmowanie ich we własnych domach. Prawdziwy i przez nikogo nie jest kwestionowany temat tych rozmów i spotkań – ustawa o grach hazardowych. Nikt nie poddaje również wątpliwość przedmiotu zainteresowania Chlebowskiego i jego interlokutora, czyli zredagowania ustawy po myśli biznesmena. Jak najbardziej autentyczna jest długoletnia i przyjacielska zażyłość premiera z głównymi bohaterami stenogramów - ze Schetyną, Drzewieckim, Chlebowskim.

Nie ma takiej możliwości, żeby trzeźwo myślący człowiek, nawet niekoniecznie bardzo bystry, nie zadał sobie w tym kontekście pytania – czy autentyczne jest zaskoczenie i oburzenie premiera, które wyraził po ujawnieniu tych konszachtów jego najbliższych współpracowników ? Czy to jest możliwe, że po dziesięcioleciach pracy z drugim człowiekiem, nie mamy zielonego pojęcia o jego przyjaźniach, upodobaniach, preferencjach, prywatnych kręgach znajomych, kolegów i przyjaciół ?

Na pewno trzeba przyznać, że Donald Tusk rolę nieświadomego i zaskoczonego szefa odegrał bardzo dobrze. Jednak już na drugi rzut oka, gdy uświadomimy sobie, że premier nie dość, że nie wyciągnął konsekwencji wobec swoich współpracowników, to w oczywisty sposób ich ostrzegł, to nie zostanie nam nic poza uznaniem dla aktorskich możliwości. Bowiem trzeba naprawdę złej woli, żeby uwierzyć, że Donald Tusk jest tak głupkowato naiwny, że w trosce o dobro legislacji idzie indagować podejrzanego o nielegalny lobbing kolegę i nie ma pojęcia, że w ten sposób go ostrzega. Kto w taką wersję wierzy, ten obraża inteligencję premiera i jego elektorat. Problem w tym, że kto wierzy w wersję pierwszą, że premier świadomie dokonał przecieku, żeby ostrzec kolegów, ten również obraża jego wyborców.

I to jest druga pułapka autorstwa Donalda Tuska, którą premier zastawił, tym razem na swój własny elektorat. Jakby nie patrzeć, wyborcy mają teraz do wyboru obraz polityka naiwnego aż do granic głupoty albo wyrachowanego gracza politycznego przyłapanego na gorącym uczynku tuszowania afery.

Brak głosów

Komentarze

Złodziej złodziejowi wilkiem - stado trzyma się .
Zakładałem kiedyś "Cichą wymiane matki" -
Obecnie ewoluje to w kierunku postawienia Tuska ponad wszystkim .
Gra aferami stępi społeczne poczucie niezadowolenia - umęczony naród łyknie przynęte .
Tusk na Naczelnika Państwa - tylko bóg go osądzi ?

Vote up!
0
Vote down!
0
#34593

"stado trzyma się "
Do czasu, miejmy nadzieję
Pozdrawiam
seaman

Vote up!
0
Vote down!
0

seaman

#34594

do czasu "Mądry Polak po szkodzie "

Vote up!
0
Vote down!
0
#34595

Jacyś naukowcy, którzy badali automaty. Chlebowski natomiast obiecywał na 90%, wiec nie na 100, a poza tym nie miał zamiaru nic robić, czyli palił, ale się nie zaciągał.

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#34626