Czy wielkość ma znaczenie...?

Obrazek użytkownika Ja Samuraj
Gospodarka

Dług publiczny Japonii stanowi obecnie ponad 200% rocznego PKB tego kraju. Grecja znalazła się w stanie zapaści finansowej w momencie, gdy jej dług sięgnął niecałych 160% PKB. Japonia, wydawałoby się przecież, że w znacznie gorszej sytuacji – daleka jest od takiego stanu. Co więcej, oprocentowanie japońskich obligacji należy do najniższych na świecie. Dlaczego? Przecież zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i mikroekonomią, wydawałoby się, że dług to dług i tak samo powinien obciążać gospodarkę.
Różnica pomiędzy długiem Grecji a Japonii dotyczy następujących kwestii:
(1) Od kogo dany rząd pożyczył pieniądze?
Rząd Japonii pożycza pieniądze od Japończyków, rząd Grecji – od każdego chętnego, głównie od bogatych krajów „starej” Unii Europejskiej.
(2) W jakiej walucie pożyczane są pieniądze?
Japońskie pożyczki denominowane są w walucie narodowej – japońskich jenach. Grecja po przyjęciu euro, zapożycza się we wspólnej walucie. A warto cały czas mieć świadomość, że euro jest dla państw unii walutowej, a szczególnie dla państw słabszych gospodarczo, jakby walutą obcą, gdyż nie mają one żadnego wpływu na jej kurs, ani prawa jej druku.
(3) Na co wydano pożyczone pieniądze?
Japonia, zgodnie z nową polityką gospodarczą (Abenomics) przeznacza uzyskane środki na wzmocnienie zdolności zasilania kraju, czyli w uproszczeniu na rozwój przemysłu. Grecja z długu finansowała wypłaty pensji, emerytur, a te przeznaczano za zakup towarów importowanych. Co pogrążyło i tak już słaby przemysł krajowy.
(4) Jak kształtuje się bilans na rachunku obrotów bieżących?
Rachunek obrotów bieżących – to krótko mówiąc bilans płatności kraju, czyli różnica zagranicznych transferów pieniężnych. O ile Japonia jest krajem stale wypracowującym nadwyżkę, to Grecja – deficyt, pieniądze cały czas wypływają z rynku greckiego.
(5) Jaka jest międzynarodowa pozycja inwestycyjna danego kraju?
Japonia jest krajem posiadającym aktywa zagraniczne netto, czyli więcej pieniędzy pożycza innym krajom, niż od nich. A Grecja wręcz przeciwnie – ma pasywa zagraniczne netto (dług), czyli jest pożyczkobiorcą.
Robiąc to zestawienie, bynajmniej nie chcę pokazać, że sytuacja gospodarcza Japonii jest kwitnąca – bo nie jest. Japonia ma problemy gospodarcze niezależnie od swojej bazy ekonomicznej.
Z porównania Grecji z Japonią, warto wyciągnąć jeden, kluczowy wniosek, iż to co najgroźniejsze w długu – to nie jest jego wielkość! A niestety, do tej pory (przed Abenomics) populistyczne media straszyły Japończyków właśnie wielkością tego długu, dlatego przez lata kraj nie był w stanie rozwiązać problemu deflacji.
Prawdziwą tragedią dla społeczeństwa greckiego stała się sytuacja, jaka nastąpiła po przyjęciu przez ten kraj wspólnej waluty – euro. Powstał swoisty raj dla importerów: otworzył się worek z kredytami, a brak wahań kursów walutowych gwarantował pewność transakcji – koszty importu nie wzrastały. Z drugiej strony, krajowe przedsiębiorstwa nie były w stanie wygrać konkurencji cenowej z wysokowydajnym przemysłem krajów rozwiniętych i bankrutowały. Grecja niestety nie wykorzystała udzielonych pożyczek na zwiększenie własnej zdolności zasilania (wzrost produktywności). Tylko za pożyczone z zagranicy pieniądze… kupowała zagraniczne towary. Warto w tym momencie, zamiast obarczać winą podobno leniwe, greckie społeczeństwo, zastanowić się, czy same mechanizmy funkcjonowania Unii Europejskiej, a w szczególności wspólnej waluty, nie generują takich efektów gospodarczych. Tym bardziej, że po Grecji finansowo upadła Hiszpania, Portugalia, Irlandia… itd. Wszystkie te kraje wypracowywały deficyt obrotów na swoim rachunku bieżącym i rozszerzały poziom swojego zadłużenia zagranicznego. Dlatego kryzys finansowy był w ich przypadku po prostu nieunikniony.
Warto jednocześnie zauważyć, że zarówno Hiszpania jak i Irlandia przed kryzysem finansowym, wypracowywały nadwyżkę budżetową! Co więcej, zanim Islandia wpadła w kryzys, przez cztery lata z rzędu, budżet rządu notował nadwyżki. Co za ironia: budżety w tych krajach były zdrowe! A mimo to się załamały. W przypadku Islandii, kraj pogrążyły prywatne instytucje finansowe, pożyczając i spekulując w walutach obcych. Wystarczyło, że Lehman Brothers ogłosił bankructwo, a korona Islandii drastycznie spadła na wartości. Spadek był tak znaczący, że praktycznie uniemożliwiał spłatę zadłużenia zagranicznego. Po znacjonalizowaniu przez rząd prywatnych instytucji finansowych, dług ten „przejęło” państwo i przygniecione wielkością deficytu, wpadło w stan ostrego kryzysu finansowego.
Historie tych państw mają jeden wspólny mianownik: o niebezpieczeństwie nie świadczy sama wielkość deficytu budżetowego, ale przede wszystkim to, w jakiej walucie ten deficyt się liczy. Znacznie ma kwota długu w obcych walutach zaciągnięta nie tylko przez rząd, ale również przez sektor prywatny. Oczywiście od bilansu płatności całego kraju zależy, czy w przyszłości ten dług będzie mógł być spłacony. A deficyt na rachunku bieżącym, niestety nie wróży krajowi zasobnej przyszłości…
Zasadniczo można przyjąć, że kraj zadłużony wyłącznie w swojej walucie narodowej nie jest zagrożony zapaścią finansową. Ponieważ w ostateczności, może tę walutę nawet wydrukować. Warto zwrócić uwagę, że większość krajów, które zagrożone są bankructwem, posiada dług w walucie obcej (przez taką rozumiem także euro), którego nie jest w stanie spłacić. Oczywiście, zapaść finansowa może także i zdarzyć się w kraju, w którym rząd pożyczył pieniądze we własnej walucie. A to za sprawa inflacji. W 1946 r., zaraz po zakończeniu II Wojny Światowej, Japonia wprowadziła „blokadę depozytów”, co de facto oznaczało zapaść finansową, w celu powstrzymania nadmiernej inflacji. Inflacja ta wzrastała wskutek olbrzymiej luki podażowej, jaka pojawiła się w gospodarce Japonii tuż po wojnie. Była one efektem zniszczeń wojennych, przez które krajowa zdolność zasilania Japonii została wręcz zdewastowana. Warto stąd nauczyć się jednej prawidłowości: skrajną inflację waluty narodowej powoduje brak krajowej zdolności zasilania. Prawidłowość ta działa także w drugą stronę: jeżeli popyt rynku wewnętrznego jest w stanie zaspokoić produkcja krajowa, to niezależnie od innych czynników (np. poziomu zadłużenia), krajowi nie musi grozić wysoka inflacja. Podsumowując: dopóty popyt krajowy może być zaspokojony przez krajową zdolność zasilania, to upadek finansowy takiego kraju jest mało prawdopodobny, o ile jego zadłużenie denominowane jest w walucie narodowej.
Dlatego, tym, co tak naprawdę powinno martwić Polaków jest ta część zadłużenia, która jest denominowana w walutach obcych. Dług zaciągnięty w walucie narodowej, nie stanowi niebezpieczeństwa dla finansów kraju, o ile choćby pośrednio służy rozwojowi krajowego przemysłu (zdolności zasilania). Co więcej, w sytuacji bardzo niskiego poziomu inflacji, racjonalna polityka rządu powinna stymulować gospodarkę narodową poprzez pożyczanie pieniędzy od społeczeństwa, a dalej ponownie wprowadzanie ich do dochodu narodowego. Oczywiście katastrofą jest sytuacja, gdy pieniądze te wypływają z kraju, bo wtedy stymulują gospodarki… innych państw. Mówiąc krótko: powinniśmy dbać o gospodarkę narodową.
Problem z zadłużeniem rządu polskiego, a właściwie częścią zagraniczną tego zadłużenia polega na tym, że przy stałym, wieloletnim deficycie obrotów bieżących w przyszłości po prostu nie będzie z czego oddać tych pieniędzy. Dlatego podstawowym zadaniem obecnego rządu, nie powinny być sztuczki księgowe, mające na celu przykrycie całkowitego polskiego zadłużenia, a praca nad tym, jak osiągnąć rzeczywiste zmniejszenie poziomu zadłużenia zagranicznego netto i deficytu na rachunku bieżącym. Czyli po prostu opracowanie strategii:
- jak oddać pieniądze pożyczone do tego momentu z zagranicy ;
- i co zrobić, aby w przyszłości nie było potrzeby pożyczania pieniędzy z zagranicy;
Przy okazji warto pamiętać, że każdy import towarów i usług, jest równoznaczny z faktem wypływania pieniędzy z kraju. Czyjś wydatek – to dla drugiej strony dochód! A więc, kupując towary zagraniczne, przyczyniamy się do zmniejszenia własnego dochodu narodowego i poziomu oszczędności krajowych. Wobec tego, w sytuacji braku pieniędzy na rynku wewnętrznym, nie dziwmy się, że rząd ratuje budżet pożyczkami z zagranicy. Co tylko odracza nieunikniona katastrofę…

Brak głosów

Komentarze

Pożyczanie kredytów z zewnątrz zawsze jest i bylo niebezpieczne.

Unia Europejska to sztuczny twór stworzony po to aby osłabić gospodarkę krajów europejskich.

Żydzi pod pozorem zrównania poziomów życia w europie wprowadzili walutę Euro.

Pod pozorem globalnego ocieplenia zamykano fabryki a produkty sprowadzano z Chin.

W tym czasie gdy w Chinach budowano fabrykę w Europie zamykano.

W taki sposób cały przemysł Europy przeniesiono do Chin.

Unia Europejska pozbywała się miejsc pracy oraz pieniędzy.

Chiny w przeciągu kilku lat stały się "smokiem gospodarczym".

Jeżeli gospodarstwo domowe bez względu na to czy jest bogate czy biedne oszczędza to lepiej na tym wychodzi.

Unia Europejska głownie wydaje. Nie trzeba być ekonomistą aby wiedzieć to, ze wcześniej czy pozniej taki sztuczny twór padnie.

Deficyt - słowo to kojarzy mi się  glownie z żydami:

Bieda w Polsce i w Europie jest "regulowana z zewnątrz", bo komuś zależy aby Europa "zdziadziała".

Jak coś spada na wartości to można to kupić za bezcen.

A dlaczego Polska jest biedna:

http://bardzo-wirtualna-polska.abceblog.com/dlaczego-w-polsce-jest-bieda/

Znajdźcie mi chociaż jedna firmę w Polsce która jest Polska.

Nawet czosnek w sklepach jest z Chin.

Wydajemy więcej niż zarabiamy.

Nic nam się nie opłaca.

No przepraszam, coś tu jest nie tak.

Polska to kraj mogący być potęgą Europy a nawet świata, ale nie chce.

Jakby ktoś mi dal władzę do reki to pierwsze co bym zrobił to wygonił cholernych syjonistów z Polski.

Dlaczego w Polsce toleruje sie koszerny faszyzm?

mam na myśli syjonizm:

http://bardzo-wirtualna-polska.abceblog.com/faszyzm-i-syjonizm-wikipedia/

Powinniśmy odbudować to wszystko co nam obcy rzad rozwalił i powinniśmy sie odłączyć od UE.

Vote up!
1
Vote down!
-2
#394970