Historia pewnej rozmowy na ławeczce

Obrazek użytkownika qqryq-true
Kraj

Do podzielenia się tą historią, skłoniła mnie refleksja która narodziła się w wyniku zwykłej, towarzyskiej, sąsiedzkiej rozmowy i sprzeczki na osiedlowej ławeczce.

Ławeczka jak i osiedle, jakich wiele w Polsce, sposób myślenia - możliwe że również powszechniejszy.

A było tak, moi rodzice, jak również ciocia, przed kilku laty skorzystali z możliwości uwłaszczenia się swoim lokatorskim mieszkaniem, w którym mieszkali kilkadziesiąt lat. Zamienili na określonych warunkach lokatorskie prawo na odrębną własność. Oczywiście spełniali warunki ustawy, na lokalach nie było żadnego kredytu.

W podobny sposób postąpiło bardzo wielu Polaków, z tego co czytałem to ok. pół miliona.

Przedmiotowa rozmowa i sprzeczka dotyczyła tej okoliczności.

Sąsiedzi mojej cioci, zgromadzeni na ławeczce nie skorzystali z tej możliwości ponieważ... zapłacili znacznie wcześniej do kasy spółdzielni mieszkaniowej, /wcześniej tj. zanim owa ustawa autorstwa LPR i innych posłów, weszła w życie/zapłacili za coś co nazywa się "własnościowym prawem".
Własnościowe prawo nie było bynajmniej własnością, był to pewien dziwoloąg wymyślony nad Wisłą i może jeszcze gdzieś w demoludach przez sprytnych ludzi. Wymyślony prawdopodobnie z zachłanności na kasę.
Brać pieniądze i to duże, od ludzi, za coś co często było dofinansowane z budżetu państwa i dodatkowo nie dając właściwego towaru, tj. prawa własności...

Można powiedzieć że którzy kupili to prawo własnościowe, postąpili nieco jak Kowalski płacący wykup za swój samochód który został skradziony /była taka gangsterska praktyka przed laty, zdemaskowana przez prasę/

Innymi słowy, zapłacili za coś za co płacić nie powinni, a przynajmniej nie tyle.

Teraz, po owym uwłaszczeniu - czyli pewnej dziejowej sprawiedliwości, ludzie którzy wcześniej zostali ... zrobieni w balona, płacąc za "własnościowe", kierują swą frustrację przeciw ... uwłaszczonym i oczywiście "winnemu całego tego zła" rządowi PIS.

Tak właśnie jak na osiedlowej ławeczce, moja ciocia wysłuchiwała tych pretensji, nieśmiało próbując coś tłumaczyć, oczywiście bez powodzenia. Skoro ja straciłem a to winien jest ten kto zyskał.
Coś jest niesprawiedliwe nie dlatego że prezesi spółdzielni brali kasę za coś co się nie należało /i w zasadzie to powinni za to odpowiedzieć/, ale dlatego że ktoś skorzystał a a ja straciłem, tak to sobie tłumaczy sąsiad mojej cioci...

Nasuwa się refleksja iż może to być częsty sposób pojmowania. Niestety.

Przenosząc to na przykład gangstera wymuszającego wykup samochodu, można powiedzieć że ten który zapłacił gangsterowi będzie miał pretensje do tego który nie zapłacił a odzyskał auto, bo tak się ułożyło.

Przykład ten może wskazywać jak trudna jest sytuacja polityczna w naszym kraju. Ludzie oszukani, przez jeden czy drugi system, mogą szukać winnych nie tam gdzie trzeba. Mogą winić tych którzy nie dali się oszukać a nie tych którzy ich oszukali!
Konsekwencje tego oczywiście są straszne.

Czy w związku z tym, nie należało by zacząć tłumaczyć sąsiadowi najbardziej prostych spraw?

Że nie jestem winien tego że on został zrobiony w bambuko, że jedziemy na jednym wózku, jedynie ci trzeźwo myślący są nieco mnie oskubani.

Uświadomienie tego mechanizmu ostrzyżonej owcy, która wini swą nie ostrzyżoną towarzyszkę a nie tego który strzyże, może czasem pomóc w rozmowie na osiedlowej ławeczce.

Brak głosów