Czy tylko zdrajcy boją się prawdy?
„Miałem bardzo ciekawą rozmowę z J. M. Rymkiewiczem, który – w dużym stopniu słusznie – mówił mi, że należy odejść od podziałów lewica ? prawica w Polsce. A zastąpić je innym podziałem: obóz niepodległościowy kontra zdrajcy.
Cóż, coś w tym jest…” – napisał na swoim blogu Ryszard Czarnecki.
Sprawił mi tym „bohaterskim” „Cóż, coś w tym jest…”, i w „dużym stopniu słusznie”, wielką satysfakcję. Na początek dobre i tyle.
Od lat już sądzę i nieustannie piszę o tym, że pierwszym celem środowisk patriotycznych i niepodległościowych powinno być dopadnięcie, a następnie przykładne ukaranie zdrajców narodu bez żadnych już „grubych kresek”, „dawania szans poprawy” czy „okazji do refleksji i zmiany postaw”.
Polacy po latach deprawujących, anty-pedagogicznych seansów polegających na apoteozie zdrady i zdrajców, potrzebują w końcu takiej zbiorowej i prawdziwej, wstrząsającej lekcji wychowawczej, która przywróci etyczno-moralny ład w narodzie oraz powrót do właściwego i zapomnianego, dzięki zabiegom salonu zdrajców, pojmowania dewizy Bóg Honor Ojczyzna.
Każdy na własne oczy i uszy powinien zobaczyć i usłyszeć, czym się kończy zdrada własnej ojczyzny i narodu. Jeżeli w kimś za mało lub w ogóle nie ma patriotyzmu, a tym samym zrozumienia dla surowego i przykładnego karania zdrajców ojczyzny to wystarczyć powinien mu po takiej lekcji wychowawczej, zimny dreszcz i zwykły ludzki strach na samą myśl, czym taka zdrada się kończy.
14 lutego obchodziliśmy kolejną rocznicę powstania Armii Krajowej i jest to wspaniały przykład tego, że w obliczu wielkiego zagrożenia i dramatu, jedynym wspólnym celem spychającym na bok wszystkie inne sprawy jest pokonanie wroga i odzyskanie wolności.
Czy ktoś wtedy myślał o złagodzeniu nieco języka opisującego okupanta by pozyskać dla Armii Krajowej jakieś wyimaginowane centrum?
Czy trwał spór o to czy polskiemu patriocie wypada lub nie, udzielać się w niemieckiej gadzinówce, Nowy Kurier Warszawski, albo angażować się w teatrach nadzorowanych przez wroga.
Takich rozterek wśród przytłaczającej większości społeczeństwa nie było dzięki dwóm dekadom prawdziwej państwowości, która postawiła na patriotyczne wychowanie młodzieży.
Czy można sobie w ogóle wyobrazić, by w dwudziestoleciu międzywojennym, jakaś banda wynarodowionych renegatów w wielkie państwowe święto zorganizowała kontr-uroczystości i ryczała bezkarnie „Dymać Orła Białego”?.
Nie przychodziło to do głowy nawet zdrajcom z KPP, będącym na sowieckim żołdzie gdyż wiedzieli doskonale, że taki występ byłby ich ostatnim, po czym rozniesiono by ich bezlitośnie na kopach bez zbędnych dyskusji i wysłuchiwania głupich tłumaczeń oraz pokrętnego objaśniania tego „artystycznego” języka wyrazu.
Ma stuprocentowa rację J.M. Rymkiewicz. Dzielić się na prawicę, lewicę, centrum czy liberałów można dopiero wówczas, kiedy odzyska się wolność i surowo ukarze zdrajców.
Problem dzisiaj jednak jest taki, że wielu ludzi doskonale zdaje sobie z tego sprawę, lecz sparaliżowani poprawnością polityczną boi się publicznie i przed kamerami tę „oczywistą oczywistość” wyartykułować.
Działa na nich każdorazowo organizowana przy takich próbach, odstraszająca akcja salonowych, medialnych sił szybkiego reagowania, jak na przykład ta przeprowadzona przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu za słuszne usytuowanie owych renegatów i zaprzańców po stronie ZOMO.
Mnie ten strach i paraliż sporej części prawicowych polityków i publicystów martwi, bo skoro ktoś boi się wprost mówić, w czym rzecz, to trudno oczekiwać od niego szczerej determinacji i odwagi w walce o Polskę.
Na własne życzenie spora część rodaków nosi od lat ten założony im kaganiec plus knebel, zestaw obowiązkowy, zaordynowany przez terrorystów od poprawności politycznej i nawet do głowy im nie przyjdzie powiedzieć głośno i publicznie tego, co powiedział w rozmowie z posłem Czarneckim, J.M. Rymkiewicz.
To udawanie, że toczy się spór między jakąś lewica, prawicą, a liberałami, albo popychanie pierdół o ścierających się różnych, równoprawnych i konkurencyjnych wizjach Polski to zwykłe oszustwo i teatr, który przynajmniej mnie kojarzy się z dyskusją i sporem o Polskę miedzy Kulczykiem i sowieckim szpiegiem Ałganowem w wiedeńskiej restauracji, albo rozmową kelnera Janusza Kaczmarka z „największym płatnikiem”, Ryszardem Krauze, na ostatnim piętrze hotelu Marriott.
Jeżeli część opozycji paraliżuje strach przed publicznym mówieniem całej prawdy i nazywaniem zagrożeń naszej ojczyzny po imieniu to, co dopiero by było, jeżeli jakimś cudem stalibyśmy się nagle rzeczywiście wolnym krajem?
Trudno przypuszczać, że ni stąd ni zowąd rozwiązałby się worek z odwagą. Jeżeli ONI nie mają skrupułów by za Smoleńsk kłamliwie obarczać poległych to, dlaczego MY boimy się w studio TVP, Polsatu czy TVN24 powiedzieć śmiało i otwarcie, że jesteśmy przekonani, że doszło do spisku, zamachu i potwornej zbrodni.
Która hipoteza od samego początku była i jest bardziej wiarygodna?
Dlaczego w medialny cień odsuwacie przed każdymi wyborami Antoniego Macierewicza?
Prawda źle się sprzedaje i może zaszkodzić wyborczemu zwycięstwu, a biblijne „Tak Tak; Nie Nie” to dzisiaj obciach powodujący spadek w sondażach?
Wizerunkowo niekorzystnie wypada w III RP człowiek bez skazy, który nigdy nie zawiódł, nie skłamał, nie przestraszył się i nie poszedł na zgniłe kompromisy?
Po co komuś zwycięstwo osiągnięte dzięki trzymaniu światła pod korcem, kiedy powinno ono być na świeczniku i rozjaśniać polską izbę wszystkim rodakom?
Tylko głoszenie odważnie całej prawdy może zapoczątkować odzyskiwanie Polski, a co najważniejsze umożliwi nam policzenie własnych, tych rzeczywiście naostrzonych i gotowych do cięcia szabel.
Nie ma niczego głupszego niż uczestniczenie w wojnie i prowadzeniu działań na zasadach narzuconych przez wroga, czyli świadomej rezygnacji na jego sugestie z używania najgroźniejszej naszej broni, czyli mówienia odważnie całej prawdy.
Może już czas opozycjo na odkurzenie i przyswojenie sobie słów księdza Jerzego Popiełuszki oraz wcielenie ich w życie, nie tylko w kontaktach między sobą czy na spotkaniach z sympatykami, ale także w rozmowach z Moniką Olejnik i tymi wszystkimi Kuźniarami, Durczokami, Knapikami, Morozowskimi i Lisami, jeżeli już zdecydowaliście się tam chodzić?
Jeżeli na głoszenie prawdy decydują się nieliczni to wtedy spotyka ich los księdza Jerzego. Kiedy prawda jest odważnie głoszone przez tłumy, ONI staną się bezradni i bezbronni. „Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. Życie w prawdzie to dawanie świadectwa na zewnątrz, to przyznawanie się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji.
Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą.
Na tym polega w zasadzie nasza niewola, że poddajemy się panowaniu kłamstwa, że go nie demaskujemy i nie protestujemy przeciw niemu, na co dzień.
Nie prostujemy go, milczymy lub udajemy, że w nie wierzymy. Żyjemy wtedy w zakłamaniu. Odważne świadczenie prawdy jest drogą prowadzącą bezpośrednio do wolności.
Człowiek, który daje świadectwo prawdzie, jest człowiekiem wolnym nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia, nawet w obozie czy więzieniu.
Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na drogę prawdy, gdyby ta większość nie zapominała, co było dla niej prawdą jeszcze przed niespełna rokiem, stalibyśmy się narodem wolnym duchowo już teraz.
A wolność zewnętrzna czy polityczna musiałaby przyjść prędzej czy później, jako konsekwencja tej wolności ducha i wierności prawdzie.
Zasadniczą sprawą przy wyzwoleniu człowieka i narodu jest przezwyciężenie lęku. Lęk rodzi się przecież z zagrożenia.
Lękamy się, że grozi nam cierpienie, utrata jakiegoś dobra, utrata wolności, zdrowia czy stanowiska. I wtedy działamy wbrew sumieniu, które jest przecież miernikiem prawdy.
Przezwyciężamy lęk, gdy godzimy się na cierpienie lub utratę czegoś w imię wyższych wartości. Jeżeli prawda będzie dla nas taką wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężymy lęk, który jest bezpośrednią przyczyną naszego zniewolenia.
Chrystus wielokrotnie przypominał swoim uczniom:
„Nie bójcie się. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a nic więcej uczynić nie mogą”.
Jerzy Popiełuszko, 30 października 1982 roku
Warszawska Gazeta
Mirosław Kokoszkiewicz piątek, 02 marca 2012
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1543 odsłony
Komentarze
klakier
18 Marca, 2012 - 10:58
Do mediów zapraszani są klakierzy...Generalnie ludzie, którzy tak naprawdę nie mają swojego zdania lub są na tyle kulturalni, że uważają kłótnie przed kamerą jako coś uwłaczające ich godności...i mają rację, tyle, że żyjemy w czasach, w których NIE obowiązują zasady deQuebertainea a zycie polityczne to jedno wielkie MMA....liczy się jedynie zwycięstwo, bo zwycięzców nikt nie sądzi....co widać dokładnie na naszej arenie zmagań...