Słów kilka

Obrazek użytkownika Szeremietiew
Blog
O procesie, w którym został uniewinniony, i mrzonkach związanych z profesjonalizacją armii rozmawiamy z byłym wiceszefem MON Romualdem Szeremietiewem · Autor: Andrzej Walentek · Źródło: Super Express

"Super Express": - Po trwającym ponad trzy lata procesie został pan uniewinniony od zarzutów korupcji, które pojawiły się w prasie w 2001 roku i doprowadziły do pańskiej dymisji. Czy czuje się pan usatysfakcjonowany wyrokiem?

Romuald Szeremietiew: - Mam mieszane uczucia. Cieszę się, że w trakcie długiego i drobiazgowego procesu znalazło potwierdzenie to, co było dla mnie oczywiste - zarzuty korupcyjne okazały się nieprawdziwe. Sąd podczas ponad 70 posiedzeń wykonał ciężką pracę. Gdyby jednak wcześniej prokuratura rzetelnie zbadała swoje dowody, to tego procesu po prostu by nie było. Łyżką dziegciu jest ukaranie mnie grzywną za zdarzenie, które w innym postępowaniu nie zostało uznane za naganne, czyli za ujawnienie czterech tajnych dokumentów mojemu asystentowi Zbigniewowi Farmusowi.

- W okresie, kiedy był pan wiceministrem obrony, znalazł się pan pod obserwacją służb specjalnych za zgodą ówczesnego premiera Jerzego Buzka, szefa MON Bronisława Komorowskiego i koordynatora tajnych służb Janusza Pałubickiego. Czy któryś z nich pogratulował panu uniewinnienia?

- Nie odezwała się żadna z osób, które pan wymienił. Dostałem natomiast wiele gratulacji, zwłaszcza od oficerów, którzy ze mną współpracowali w MON, oraz od kilku innych członków rządu premiera Buzka.

- Głównym bohaterem zamieszania, okrzykniętego aferą korupcyjną w MON, był Zbigniew Farmus, którego agenci UOP widowiskowo zatrzymali na promie płynącym do Szwecji. Prawie nic nie mówi się o jego synu, Miłoszu, który wtedy także pracował w MON. Czy wiedział pan, że Miłosz Farmus jest oficerem amerykańskiego wywiadu?

- Zanim Miłosz Farmus podjął pracę w MON, przeszedł procedury sprawdzające i, co więcej, otrzymał od WSI wysokie dopuszczenie do tajemnicy. Jest oczywiste, że zatrudnienie oficera obcego wywiadu, nawet z kraju sojuszniczego, jest rzeczą niedopuszczalną. Gdyby więc informacja na temat Miłosza Farmusa była prawdziwa, oznaczałoby to, że kontrwywiad WSI okazał się w tym przypadku skandalicznie nieudolny.

- Myśli pan o powrocie do czynnego uprawiania polityki?

- Moje poglądy na sprawy obronności są odległe od rozwiązań, które są obecnie realizowane. W tej sytuacji trudno mi sobie wyobrazić powrót do polityki.

- Nie kryje pan swego sceptycyzmu co do programu pełnego uzawodowienia naszej armii...

- Polska nie ma pieniędzy na dużą armię zawodową. A biorąc pod uwagę nasze położenie, musimy zdać sobie sprawę, że dysponując małą armią zawodową, nie będziemy w stanie obronić kraju choćby do czasu, kiedy sojusznicy udzielą nam wsparcia. Zniesienie powszechnego poboru do wojska z pewnością przysporzy głosów wyborczych tym, którzy niechętnie wypełniają obowiązek obrony ojczyzny, ale nie przyczyni się to do poprawy bezpieczeństwa narodowego Polski.

- Decyzje jednak zapadły i rząd chce dokonać czegoś, co jeszcze nie udało się nikomu na świecie - w ciągu dwóch lat przekształcić nasze siły zbrojne w pełni profesjonalną armię. Czy to jest w ogóle możliwe?

- Jestem zaskoczony niezmąconym przekonaniem MON, że dysponując marnymi instrumentami prawnymi i organizacyjnymi oraz ograniczonymi środkami finansowymi, uda się w krótkim czasie przeprowadzić tak niezmiernie skomplikowaną operację. Odnoszę też wrażenie, że próbuje się zamienić Wojsko Polskie w swoistą agencję ochrony, w której obecny obywatelski obowiązek obrony ojczyzny zamieni się w rodzaj pracy ubranego w mundur zatrudnionego. Ci wojskowi "ochroniarze" będą mieli prawo żądać wynagrodzenia odpowiedniego do stopnia zagrożenia, z jakim wiąże się wykonywana "praca". Mamy przykłady z innych państw, do czego to może doprowadzić. W Belgii w związku z brakiem chętnych do zawodowej służby wojskowej rząd rozważa, czy w ogóle nie zlikwidować wojska.

- Czy podziela pan obawy tych, którzy alarmują, że Wojsko Polskie stało się ostatnio obszarem walki politycznej między PO i PiS?

- Rzeczywiście można dostrzec objawy czegoś takiego. W ostatnich latach, przynajmniej od czasu sporów z prezydentem Wałęsą, w sprawach wojska udawało się trzymać armię z dala od polityki. Ewentualne wciągnięcie armii w obszar walki politycznej nie pomoże w utworzeniu sił zbrojnych zdolnych do sprostania zagrożeniom dla bezpieczeństwa państwa.

Brak głosów