To ja – szczęśliwy jak osesek po kąpieli i cycku, albowiem, po raz pierwszy chyba od czterdziestu lat, spędzam drugie z kolei Boże Narodzenie w domu, z rodziną i radością, a nie na żelaznej, chybotliwej puszce, gdzieś na zimnych wodach, gdzie do najbliższego lądu jest jeden kilometr – prosto, pionowo w dół.
Armatorzy i inne grube ryby bardzo dbają, że jak jednego roku Święta spędziłeś z...