Powrót "grupy trzymającej władzę"

Obrazek użytkownika Danz
Artykuł

Zwykło się mówić, że "każda kolejna władza stara się przejąć publiczną telewizję". To prawda. Tylko że w wypadku władz niepostkomunistycznych te starania nigdy nie kończyły się sukcesem. Z perspektywy 20 lat jawią się one jak mozolne zdobywanie warownych fortów twierdzy Verdun. Na forty takie, wkopane kazamatami głęboko w ziemię, udawało się czasem szturmującym wedrzeć, sukces jednak zwykle ograniczony był do usadowienia się na żelbetowym pagórku – wejście do właściwego fortu było nie do sforsowania. Po zmroku przyczajeni obrońcy spędzali szturmujących z dachu granatami i tyle było.

Mafijna solidarność

 

Otóż TVP, w poprzednim ustroju główna obok bezpieki podpora ustroju (to jej właśnie zwycięstwem, a nie ZOMO i wojska, był stan wojenny – wolę oporu Polaków złamano nie czołgami, bo te okazały się potrzebne incydentalnie, ale bombardując ich przez wiele miesięcy obrazami chaosu i bezhołowia), jest taką właśnie twierdzą, w której okopał się i z powodzeniem broni PRL.

Ta gigantyczna instytucja nie zmieniła swej istoty – genetycznie pezetpeerowskiej, by nie rzec wprost esbeckiej. Oczywiście dziś już niewielu pracuje w niej ludzi, którzy byli tam jeszcze za poprzedniego ustroju. Ale poprzez mechanizmy kooptacji, wzajemnego wspierania się, tępienia ludzi o sztywniejszym kręgosłupie oraz "wychowywania" i korumpowania tych bardziej giętkich, ludzie, których żywotne interesy trwale związane są ze środowiskami postkomunistycznymi, wciąż zajmują w tej strukturze pozycję umożliwiającą skuteczne zablokowanie wszelkich niemiłych im zmian.

RAZ w Rzepie.

Brak głosów