Polski Misjonarz * w Prawdzie o Cyrylu

Obrazek użytkownika wilre
Artykuł

Misjonarz na Wschodzie - ks. Jarosław Wiśniewski

Polski misjonarz ostro o pozorumieniu z Cyrylem Dodane przez: Redakcja Fronda.pl | 29.08.2012,

Kpiną jest właśnie powielanie kłamstwa katyńskiego. Także przez Cyryla I, chociażby poprzez odmowę przeprosin za tę zbrodnię. A jednak można zakpić na terenie Polski z ofiar katyńskich, a wizyta takiego kpiarza może być relacjonowana jako sukces - mówi tygodnikowi "Nasza Polska" ks. Jarosław Wiśniewski, misjonarz uznawany w Rosji za persona non grata.

Zdaniem duszpasterza, katolicy dobrowolnie "na fali szczerego, ale naiwnego ekumenizmu" oddali sporą cześć swoich autonomicznych przywilejów hierarchom prawosławnym, ktorzy z tego chętnie skorzystali. - To oni podpowiadają służbom granicznym, jakich biskupów i księży nie wpuszczać do Rosji. To ich sugestie są decydujące przy podejmowaniu decyzji personalnych w moskiewskiej nuncjaturze. To tu pierwsze skrzypce od lat gra Cyryl I. Mimo daleko idących ustępstw, sytuacja katolików w Rosji nie poprawia się. Symptomem niech będzie drastyczny spadek powołań i liczne rezygnacje kapłanów z polskim paszportem lub polskiego pochodzenia - mówi ks. Wiśniewski. - Łagodne traktowanie Rosjan i ich żądań tym właśnie się kończy, że zaczynają nas ignorować, kpić z nas, izolować. Kpiną jest właśnie powielanie kłamstwa katyńskiego. Także przez Cyryla I, chociażby poprzez odmowę przeprosin za tę zbrodnię. A jednak można zakpić na terenie Polski z ofiar katyńskich, a wizyta takiego kpiarza może być relacjonowana jako sukces - dodaje kapłan.
 

Ks. Wiśniewski przypomina, że przez 17 lat rządów metropolity Kondrusiewicza żaden rosyjski przywódca nie zaprosił na audiencję polskiego biskupa. Jego zdaniem spotkanie w takiej formie, w jakiej miało miejsce, mija się z celem. - Wrzód będzie ropiał i Kościół straci szansę na rolę mediatora. Dla mnie ideałem pozostaje ks. Jerzy Popiełuszko, który - nie obrażając nikogo - stawiał "kawę na ławę" i nie targował jak Ezaw za talerz soczewicy swoim pierworództwem. W moim odczuciu droga do pojednania przez przemilczanie jest bardzo daleka i wiedzie donikąd. Szanuję wysiłki episkopatu, bo wiem bardzo dobrze, ile cierpliwości i wyrzeczeń kosztowała ich misja pertraktacji z rosyjskim hierarchą i politykiem w jednej osobie - mówi wieloletni misjonarz.

Duszpasterz przypomina, że to właśnie Cyryl I podejmował decyzję o blokowaniu wysiłków Jana Pawła II, by odwiedzić Rosję w czasach patriarchy Aleksego II i to właśnie on tworzył politykę zagraniczną patriarchatu. - Żal mi naszych hierarchów podwójnie, bo - rezygnując z twardej linii w pertraktacjach o Katyń - narażają się na śmieszność w oczach oponentów, czyli "braci Moskali". Zarówno w polityce Kremla, jak i moskiewskiego patriarchatu dominuje schemat siły. W krajach muzułmańskich, gdzie prawosławie ma się kiepsko, hierarchowie prawosławni chętnie przyznają, że islam jest światową religią bliską w duchu prawosławiu. U siebie natomiast, gdzie czują plecy Kremla, o islamie mówią już z większym dystansem. To samo dzieje się w krajach katolickich. Cyryl I będzie mówił o wspólnych interesach, ale u siebie, w Moskwie, postara się, żeby katolicy wycofali się z życia publicznego, a księża w upokarzający sposób nadal będą czekać na wizy - tłumaczy ks. Wiśniewski.

Misjonarz twierdzi, że "ojcem złych relacji" pomiędzy Cerkwią a Kościołem jest własnie Cyryl I. - To on jest autorem "epokowego dokumentu" o "katolickim prozelityzmie", w którym wymieniono mnie, biskupa Mazura i kilka innych osób z nazwiska. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ten dokument nie stał się podstawą do wyrzucania księży z Rosji. Dokument ujrzał światło dzienne 10 lat temu, 29 czerwca, a moja deportacja nastąpiła 8 września, czyli dwa miesiące później. We wschodniej polityce, również w kościelnej polityce personalnej, tak często się oczekuje poprawności politycznej od szeregowych księży - relacjonuje ks. Wiśniewski.

Duszpasterz podkresla jednak, że "Bóg pragnie szybszego i prawdziwego pojednania katolików z prawosławiem i Polaków z Rosjanami. Zdaniem ks. Wiśniewskiego nie nastapi to jednak za życia patriarchy Cyryla.

- Z prawosławnymi dzieli nas bardzo niewiele, a ich niechęć do Watykanu jest często wymuszana i wytresowana przez prawosławną hierarchię. Nawrócenia pewnej kategorii osób odbywają się jedynie poprzez modlitwę i post. Sama modlitwa nie wystarczy. Pewne nadzieje w moje serce wlewa męczeńska ofiara wielu sprawiedliwych ludzi z Katynia i Smoleńska. Niewykluczone, że niektórzy z nich w drodze na rzeź podjęli taki post i wzbudzili takie właśnie intencje - puentuje misjonarz.

Rozmowa Roberta Wita Wyrostkiewicz z ks. Jarosławem Wiśniewskim ukazała się w najnowszym numerze tygodnika "Nasza Polska".

APPENDIX.

 

KLERYK STAŚ – Ks. Jarosław Wiśniewski

 

KLERYK  STAŚ

 

Dumą  misjonarzy i misjonarek z Uzbekistanu są ich stosunkowo liczne powalania. Gdy się weźmie pod uwagę minimalna ilość praktykujących parafian.

Mamy franciszkankę Marinę Jurczenko, siostrę, która 18 lat temu podjęła głos powołania jako jedna z aktywistek taszkienckiej wspólnoty.Teraz pracuje w Pawłodarze w Kazachstanie. Mamy Koreankę Natasze, która odbywa postulat na Ukrainie i będzie mieć 27-go sierpnia obłóczyny w naszej taszkienckiej katedrze.

Wstąpiła rok temu do sióstr z argentyńskiej kongregacji Verbo Incarnato, która się opiekuje misją Sui Iuris w Tadżykistanie. Jeszcze trzy inne siostry podjęły głos powołania ale się wykruszyły i wiem tylko tyle, że mieszkają daleko za granicami Uzbekistanu. Mamy również kleryka milionera na Litwie, który się szykuje do posługi jako Kaplan diecezjalny i marzy o powrocie do Taszkientu. Mamy nareszcie aż 3 kleryków franciszkańskich. Na piątym kursie jest kandydat do diakonatu i dziekan krakowskich kleryków konwentualnych, oczko w głowie naszej misji Sergiusz. Jest w nowicjacie utalentowany Rosjanin Maksym i bohater mojej opowieści Koreańczyk Staś.

 

Przodkowie

 

Stanisław przybył do Taszkientu na pierwsze ponowicjackie wakacje jeszcze w zeszły piątek 30-tego lipca… Nie było okazji się bliżej spotkać. Ja wyjeżdżałem do Fergany i wróciłem zmordowany w niedziele. W poniedziałek do późna czekaliśmy na powrót młodzieży z Kirgizji. Czekaliśmy patrząc na mecz siatkówki i na migawki z football’ u.

Mecze niebyły nazbyt ciekawe więc wywiązała się rozmowa.

Rodzice Stanisława już kilka lat temu wyemigrowali z Taszkientu do Rosji. Mieszkają w Wołgogradzie i dlatego swoje wakacje Staś, który pozostał obywatelem Uzbekistanu dzieli pomiędzy Taszkient, Wołgograd i Moskwę. Patrząc na football przyznał się, że ma zawsze rozterkę komu kibicować, bo się czuje patriotą minimum trzech krajów. Na zawodach sportowych kibicuje zarówno Koreańczykom  z północy jak i z południa, bo przodkowie mamy są z północy a  przodkowie taty z Korei Południowej. Ma sentyment do Rosji, bo się urodził w Chabarowsku na Dalekim Wschodzie a rodzice jak wspomniałem mieszkają w Wołgogradzie. Troszkę mniej kibicuje w Polsce choć mieszka tam od 3 lat a najmniej Uzbekistanowi, bo jak powiada w czasach studenckich spędzano na mecze uzbeckiej drużyny piłkarskiej pomimo woli jego i jego kolegów, by na dużych imprezach futbolowych było na stadionie quorum.

 

Studia

 

Stanisław wyrósł na Kujluku. To odległa dzielnica w południowej części miasta, gdzie największą część mieszkańców stanowi koreańska diaspora. Tym nie mniej uczył się w tzw. “Uspience“. To prestiżowa szkoła w centrum nieopodal kościoła. Stanisław widywał ruiny w dzieciństwie i intrygowało go to miejsce.Wspomniał, że nawet wszedł na to terytorium lecz o ile dobrze pamiętam dostał po nosie od jakichś zamieszkujących to miejsce zbirow niewiadomego pochodzenia i wyznania.

 

Biznes

 

Po szkole średniej i studiach muzycznych Staś podjął prace w biznesie. Prowadził firmę rozprowadzającą telefony komórkowe a gdy to nie wyszło jakiś czas był designe’rem i sekretarzem. Przepisywał teksty po uzbecku i robił to biegle mimo, że nie znal języka.Nauczył się nawet wychwytywać błędy.

 

Powołanie

 

Do kościoła trafił w 2001-m roku. Dowiedział się o odbywających się tutaj koncertach organowych i krok po kroku coraz chętniej odwiedzał to miejsce. Jest muzykiem, gra na skrzypcach a ostatnio w seminarium zachęcono go by grał również na organach. Ta druga fascynacja zrodziła się właśnie w taszkienckim kościele. Kościół został odremontowany rok wcześniej. Pierwszy entuzjazm przyciągał do świątyni wiele osób ale droga do powołania nie może być lekka.

 

Emigracja

 

Wiele osob trafiło do kościoła poprzez koncerty organowe. Około 10-ciu osób, które grały w naszym kościele na organach Graja obecnie w wielu świątyniach Europy i świata. Sam 3 miesiące temu ze wzruszeniem żegnałem organistkę Julie Usmanową, która na stale wyjechała do Kanady. Inna organistka z Taszkientu o imieniu Lola gra obecnie na Ukrainie w miasteczku Artiomowsk. W ostatnią niedziele mieliśmy koncert gościnny wychowanki naszego konserwatorium, która gra obecnie w Austrii.

Wiem ze słyszenia, że kilka innych osób gra na organach w kościołach w Rosji.

Dziwna to emigracja. Taszkient opuszczają utalentowani ludzie. Czy ta luka po nich się kiedyś zapełni trudno zgadnąć. Trudno tez zgadnąć kto z  naszych 4 kleryków powróci na stale do Uzbekistanu.

Deklarują chęć powrotu wszyscy czworo ale wiadomo, że dla wielu z tych co opuścili kraj decyzja o powrocie nie jest łatwa.

Staś wspomniał podczas obiadu, że czuje się bardzo przywiązany do koreańskiej kuchni i bardzo mu jej w Polsce brakuje. To spory argument do powrotu, motywuje obecność franciszkańskiej misji, tym nie mniej trzeba się mocno modlić i kibicować, żeby synowie tej ziemi nie pogardzali nią i nie zrażali się sukcesami islamu oraz nieprzerwaną “wielka emigracją narodów”, która chwilami w panice dokonywała się i dokonuje nadal. Na naszych oczach.

 

Wakacje

 

Kleryckie wakacje to gorączkowy czas. Z jednej strony proboszczowie chcą jak najskuteczniej skorzystać z ich pomocy, z drugiej strony rodzice i krewni napierają zewsząd ze swymi pragnieniami.

Staś wyznał, że pozostało w mieście jeszcze 5-ciu krewniaków a dokładnie 5 rodzin. Wedle koreańskiego zwyczaju on do każdej z tych rodzin musi pójść i spędzić choćby jeden dzień a najlepiej kilka. Przyznał się, że żadna z tych rodzin nie chodzi do kościoła i nawet podał przykład jak negatywnie jego decyzje odebrał pewien wujek, który na pytanie o plany małżeńskie Stanisława otrzymał odpowiedź, że nie ma żadnych z powodu wyznania i światopoglądu. Mimo, że tradycyjni Koreańczycy maja pewne wyobrażenie o celibacie, bo również w buddyzmie jest taka kategoria bezżennych ale jak powiada Staś, tutejsi Koreańczycy wychowani w duchu sowieckim nie posiadają żadnych takich wspomnień i wszystkiemu się dziwią.

Jak się domyślam są to pierwsze i najtrudniejsze misje jakie na tych wakacjach ma kleryk do spełnienia. Male szanse, że którąś z tych pięciu rodzin uda się przekonać 32-letniemu klerykowi. W mentalności wschodniej młodzież ma słuchać starszych a nie pouczać. Tym niemniej życzę mu wielu sukcesów na tych wakacjach i na studiach. Powraca do Polski 15 września a więc ma przed sobą 40  pracowitych dni.

 

Ks.Jarosław Wiśniewski

Taszkient , 3 sierpnia 2010 r.

www.orient.to.pl

 

 

Brak głosów