Francuzi, Repertuar rewolucyjnych zdziczeń... Przed Auschwitz i Kołymą była Wandea

Obrazek użytkownika desmes
Artykuł

Repertuar rewolucyjnych zdziczeń od stuleci pozostaje niezmienny i w każdej z erupcji zbrodniczych ideologii oferuje ten sam zestaw okropności. Zbrodni "dla dobra ludzkości", masowej eksteminacji czy rewolucyjnej utylizacji ludzkiej skóry i tłuszczu nie wymyślił ani Hitler ani Stalin, lecz "republikanie" i "patrioci" czasu rewolucji francuskiej.

W notce pod jednym z moich tekstów dotyczących Wandei – pewien bloger podał w wątpliwość wyjątkowy charakter represji, jakie spadły na mieszkańców tego departamentu w latach 1793 i 1794. Pisał tak: …nie sądzę, by rewolucja ustanowiła w Wandei jakieś nowe standardy. Wszak masowe mordy były od wieków specjalnością wyznawców Kościoła rzymsko-katolickiego, także we Francji. Rewolucjoniści francuscy nie zstąpili z kosmosu, ani nie przywędrowali z mongolskich stepów. Byli Francuzami, „dziećmi” tej samej cywilizacji, co monarchiści.

W tej wypowiedzi można wskazać szereg stereotypów, za pomocą których „ludzie lewicy” podważają argumenty, skargi i żale „ludzi prawicy” (lewicy i prawicy szeroko pojętych i toutes proportions gardées). Na przykład: wszystko już było, nie ma więc o co drzeć szat. Albo: monarchiści i katole zachowywali się w przeszłości podobnie jak rewolucjoniści, więc nie mają prawa mieć pretensji o to, jak ich potraktowano.

Bogactwo historycznych źródeł

Tylko że – pomijając wszystko inne – republikańsko-rewolucyjne zbrodnie i nietolerancja miały w Wandei charakter naprawdę prekursorski. Były w znacznym stopniu nowe, wymyślone na nieznaną dotąd skalę, a na dodatek opatrzone etykietką miłości do ludzkości. I co najważniejsze, nosiły na sobie ślady, by tak rzec, „usprawnienia przemysłowego”. Co się jednak wcześniej – wbrew pozorom! – nie zdarzało.

 Dowód? Wystarczy poczynić niewielkie wypisy z fundamentalnej pracy Reynalda Sechera Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea – departament zemsty opublikowanej w tłumaczeniu Mariana Miszalskiego nakładem warszawskiego Wydawnictwa Iskry w roku 2003. Co za chwilę uczynię.

 Wprawdzie w notce pod moim tekstem tenże sam cytowany już bloger dał upust dystansowi do – jak myślę – wszelkich publikacji nielewicowych na temat Wandei i innych hekatomb rewolucyjnych, stwierdzając, że tezy Sechera są – cytuję dosłownie – oględnie mówiąc, dyskusyjne. Tymczasem w tej książce nie żadne tezy, lecz fakty mówią za siebie, dodatkowy komentarz nie jest potrzebny, bo książka ta stanowi wspaniałą prezentację bogactwa historycznych źródeł – jak zauważa w przedmowie profesor Sorbony Jean Meyer.

 Reynald Secher bowiem przede wszystkim ukazał nieznane dotąd DOKUMENTY. I to właśnie jest jego wielką zasługą. Dzięki niemu – jak napisał sławny skądinąd badacz Pierre Chaunu w słowie wstępnym do tejże pozycji (wstępów tam, jak widać, wiele) – Wandea wkroczyła do Sorbony, i to głównym wejściem. Po tej publikacji (pierwsze wydanie francuskie w roku 1986) wyciągnięte przez Sechera na wierzch fakty spopularyzowano w licznych wysokonakładowych publikacjach skierowanych do przeciętnego odbiorcy. I to za sprawą domów wydawniczych, które trudno posądzić o rojalistyczne skłonności (vide seria Découvertes Gallimard).

 Fakty mówią za siebie  

A zatem teraz – garść co brutalniejszych cytatów. Zaznaczam, że podobnych można w książce Sechera znaleźć o wiele więcej.

 Oto deputowany Konwentu Jean-Baptiste Carrier, jeden z pomysłodawców i wykonawców masakry roku 1793, powiadał: Niech więc nie mówią nam o humanizmie wobec tych okrutnych Wandejczyków; wszyscy zostaną wytępieni (…) nie wolno pozostawić przy życiu ani jednego buntownika [Secher, op. cit., s. 245].

 W rezultacie generał Turreau otrzymuje zadanie: Wandeę spalić i wyludnić. Nim to uczyni, będzie się listownie upewniał, czy rzeczywiście uczynić ma to, co mu uczynić kazano – i dostanie oficjalną carte blanche. W liście z 17 stycznia 1794 napisze zatem: Moim zamiarem jest palić wszystko, tak aby zachować tylko niezbędne punkty dla rozkwaterowania oddziałów zdolnych unicestwić buntowników, po czym 19 stycznia 1794 wyda rozkaz: Wszyscy bandyci, którzy zostaną schwytani z bronią w ręku lub dowiedzie się im tego, za bunt przeciw ojczyźnie zostaną oddani pod bagnety. W ten sam sposób należy postępować wobec dziewcząt, kobiet i dzieci. Osoby podejrzane nie będą również oszczędzone [Secher, op. cit., s. 140-141].

 Oburzali się nawet zwolennicy Republiki

Czy Turreau rzeczywiście tak postępował? Korespondencja pomiędzy nim a jego podwładnymi nie pozostawia wątpliwości, że tak. Wiemy o tym nie tylko z luźno krążących opinii czy z natury nieprecyzyjnych tekstów publicystycznych bądź literackich. Po upadku rewolucyjnego terroru jesienią roku 1794 szereg osób winnych zbrodni oddano pod rewolucyjny (a jakże!) sąd, który ich przesłuchał, osądził i kazał zgilotynować. Zachowały się ich zeznania.

Ale też już wcześniej zdarzały się skargi cywilnych rewolucjonistów, mieszkańców Wandei, świadków prześladowań, przerażonych czynami Turreau, Carriera i im podobnych. Zwłaszcza, że republikańskie represje niejednokrotnie dotykały także samych zwolenników republiki (czyli tzw. „patriotów”) wyłącznie z racji wandejskiego pochodzenia. Nadto wielu republikańskich żołnierzy (przynajmniej w listach i relacjach) okazywało wstręt do tego, co kazano im czynić w Wandei w imię Republiki. Zachował się szereg takich listów.

Utrwalony w tych wszystkich źródłach repertuar zdziczeń przypomina jako żywo wydarzenia wołyńskie czasów ostatniej wojny światowej; jest pod tym względem, niestety, „klasyczny”. Różni się jednym faktem: został zadekretowany przez republikański Konwent, choć oczywiście Konwent nie nakazał organizować męczarni – a „tylko”, bagatela! wyciąć w pień ludność departamentu. Skończyło się gwałtami, rozpruwaniem brzuchów ciężarnym kobietom, nabijaniem dzieci na bagnety… Czytamy o tym wszystkim, przypominam!, nie w odblaskach „wieści gminnej” czy literackich wywodach, ale w dokumentach, z konkretnymi datami, miejscami i nazwiskami!

 Zbrodnie w imię ludzkości  

Tytułem pierwszego przykładu, w raporcie oficera policji Ganneta ze stycznia 1794 roku znajduje się następujący akapit:

            Amey [dowódca jednej z dywizji] nakazuje rozpalić w piecach i gdy są już dobrze rozpalone, wrzuca tam kobiety i dzieci. Posłaliśmy do niego naszą delegację; odpowiedział nam, że w ten sposób Republika chce piec swój chleb. Początkowo skazano na ten rodzaj śmierci kobiety-bandytki, i nie mieliśmy nic do powiedzenia; ale dziś krzyki tych nieszczęśliwych tak bardzo rozochociły żołnierzy i Turreau, że chcieli pozwolić na kontynuowanie tych zabaw. Z braku żon rojalistów zabrali się do żon prawdziwych patriotów. Dotąd, według naszej wiedzy, dwadzieścia trzy kobiety poddano już tej straszliwej męczarni (…) chcieliśmy odwołać się do naszej powagi, jednak żołnierze zagrozili nam tym samym losem [Secher, op. cit., s. 144].

 Niektóre relacje budzą trwogę nie tylko opisami mordów, ale i stosunkiem do tychże. W liście ze stycznia 1794 roku kapitan Batalionu Wolności Dupuy pisze do własnej siostry (!): Niesiemy pożar i śmierć. Wiek, płeć, nic się nie liczy. Wczoraj jeden z naszych oddziałów spalił wioskę. Pewien wolontariusz zabił własną ręką trzy kobiety. To okrutne, ale ocalenie Republiki stanowczo tego wymaga [Secher, s. 144]. Ostatnie zdanie – ocalenie Republiki stanowczo tego wymaga – brzmi niczym wyjęte z pamiętnika jakiegoś „likwidatora” getta…

 Spodnie z człowieka i kobiecy tłuszcz  

A teraz co do prekursorstwa. Zaistniało ono na przykład w dziedzinie preparowania ludzkiej skóry, której nadmiar oraz marnowanie się – w związku z masowymi egzekucjami – zwróciło widać uwagę rewolucyjnej administracji. Już 14 sierpnia 1793 Saint-Just w raporcie przesłanym Komisji Środków Nadzwyczajnych pisał: W Meudon garbuje się skórę ludzką. Skóra ludzka ma konsystencję i jakość lepszą od koźlęcej. Skóra z ciał kobiecych jest bardziej miękka, ale mniej trwała [Secher, op. cit., s. 154].

 Świadek (świadek!) Robin w wytoczonym potem procesie zeznaje, że zwłoki obdzierane były ze skóry w połowie, bo zdejmowano skórę poniżej pasa, potem wzdłuż każdego uda aż do pięt, w ten sposób, że po zdjęciu spodnie były już częściowo uformowane, trzeba było jeszcze tylko skóry wygarbować i zeszyć [Secher, op. cit., s. 153-154].

 A oto co głosi zeznanie innego świadka w procesie toczonym 6 listopada 1794: Niejaki Pecquel, major-chirurg 4. Batalionu Ardenów, ściągnął skórę z trzydziestu dwu ludzi (…) skóry te przewieziono potem do niejakiego Langlais, garbarza, gdzie pewien żołnierz sprawił je. Są one teraz u Prud’homme’a, rękawicznika [Secher, op. cit., s. 153-154].

 Z kolei 5 kwietnia 1794 roku żołnierze generała Crouzata spalili w Clisson sto pięćdziesiąt kobiet, aby zdobyć tłuszcz w celach użytkowych. Jeden z nich zeznał: Wykopaliśmy jamy w ziemi, aby umieścić tam kotły, żeby zbierać w nich spływający tłuszcz, kotły przykryliśmy żelaznym rusztem i na ruszt położyliśmy te kobiety (…) a jeszcze wyżej podłożyliśmy ogień (…) Dziesięć baryłek tłuszczu wysłałem do Nantes. Był to jakby tłuszcz z mumii: służył szpitalom [Secher, op. cit., s. 154].

 Morał

W tym kontekście niczym gorzka kpina brzmi artykuł 35 Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela ogłoszony 24 czerwca 1793 roku (a stanowiący skądinąd motto książki Sechera): Gdy rząd gwałci prawa ludu, powstanie jest dla ludu i każdej jego części najświętszym z praw i najkonieczniejszym z obowiązków.

Czyż władze Republiki mogły po tym wszystkim odzyskać zaufanie Wandejczyków? Owszem: mogły przynajmniej próbować. I próbowały. Zwłaszcza, że jesienią 1794 roku fortuna odwróciła się od rewolucyjnych katów. Po kolejnym przewrocie generałowie prowadzący antywandejską akcję zostali na rozkaz nowej władzy aresztowani, osądzeni i w końcu zgilotynowani. Nowi przywódcy podjęli próbę mediacji z mieszkańcami zdziesiątkowanego departamentu; część uwięzionych zwolniono z więzień, a po jakimś czasie Napoleon postanowił wypłacać odszkodowania za zniszczone mienie i zamordowanych krewnych (i znów – związane z tymi odszkodowaniami dokumenty stanowią niezastąpione źródło na temat stanu departamentu przed i po latach wojny domowej).

 Niestety, nie przywróciło to życia zamordowanym obywatelom. Zaznaczmy – obywatelom regionu niegdyś wyjątkowo zasobnego, bo wbrew mitom, stanowił on przed rewolucją krainę co się zowie dostatnią. Nie przywróciło to też zaufania. Do dziś Wandea pozostaje regionem – na przekór oficjalnej, państwowej „linii” – katolickim. Tu głosuje się na prawicę, a nawet na monarchistów. Godłem zaś departamentu (ku zgorszeniu reszty Francji) jest Najświętsze Serce Jezusa.

 

Jacek Kowalski

 
 
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)

Komentarze

różnicą miedzy zbrodniami popełnianymi w czasie Rewolucji Francuskiej a tymi popełnianymi przez socjalistów narodowych i międzynarodowych jest to że francuzi odmienie niż pozostali dokonywali je publicznie, nawet nie próbując ich ukryc. Kto chciał mógł przyglądać się szlachtunkowi dokonywanemu codziennie na miejskich placach na terenie całej Francji, a dzień w którym to narodowe szaleństwo się rozpoczeło jest swiętowany w całej Francji jak wielkie zwycięstwo. I pomyśleć że zaczeło się to całkiem niewinnie. Ot skutkiem suszy na południu Francji poziom wody w Sekwanie obniżył się do tego stopnia że nie można było spławiać barek ze zbożem, i w Paryżu zaczeło brakować chleba. Takie zdarzenie miało miejsce co kilka lat i nie było by w tym nic niezwykłego gdyby nie to że tym razem w Paryżu ktoś rozpuścił plotkę że to król magazynuje zboże. To z kolei wprawiło we wściekłośc paryskie gospodynie domowe które popędziły pod pałac królewski wyrazić swoją dezaprobatę wobec rzekomych poczynań króla. No i lawina ruszyła.....

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#1499093