Bełtanie „jasnej strony mocy”

Obrazek użytkownika obiboknawlasnykoszt@tlen.pl
Artykuł

W powietrzu wisi zmiana, coś się zaczyna przekręcać. Wyczuwam to bardziej intuicją niż rozumem.

Bezmózgie politruki staja się przyjemniejsze, niektórzy nawet zaczynają wydzwaniać i zabiegać o spotkanie, nieoficjalną rozmowę:

- Panie Witku, pan rozumie, tak naprawdę, to my jesteśmy po tej samej stronie, tylko ja trochę ukryty, wie pan, dla ocalenia substancji, aby wszystkiego nie rozkradli – tak sobie monologują.

Przyjmuję to ze stoickim spokojem, bowiem ostatnie lata nauczyły mnie rozpoznawać – w ludzkim gatunku – skunksy, szczerzuje i pospolite szczury. Zaklęcia zawodowych kameleonów nie robią już na mnie większego wrażenia. Tym bardziej dziwi mnie to, co dwa tygodnie temu ogłosił profesor Andrzej Zybertowicz. Lubię profesora i zwykle liczę się z jego zdaniem, jednak w momencie gdy wziął się za diagnozę niejakiego Tomasza Sekielskiego poniosło profesora daleko...bardzo daleko.

Profesor Zybertowicz sugeruje, że rzeczony Sekielski prawie już znajduje się „po jasnej stronie mocy”. Do jasnej Anielki!, po jakiej jasnej stronie”? po naszej stronie? A niby czym sobie na to zapracował?

Sekielski większość swej dotychczasowej biografii strawił na mniej lub bardziej bezczelnym służeniu postkomunistycznej gębie Trzeciej Rzeczpospolitej. Czynił wszystko co rozkazali mu walterowcy z TVN, tropił nieszczęsnego Lipińskiego – w pokoju sejmowym Renaty Beger, legendował starych bezpieczniaków i mitomanów, ot chociażby takich jak towarzysz Aleksander Makowski, propagował brednie marka Dochnala, słowem był użyteczny we wszelkich działaniach godzących w antysystemową – patriotyczną i katolicką – opozycję.

Kiedy jednak TVN wyżął go jak znoszone pantalony „zdążający ku jasnej stronie mocy” Sekielski załapał się na układ z politrukami rządzącymi obecnie w telewizji publicznej i za bajońskie pieniądze przygotowuje nędzny programik mający był skrzyżowaniem usiłowań śledczych z tym czym żyją najprymitywniejsze tabloidy. Tyje przy tym – na tych publicznych pieniądzach – jak wieloryb i sapie coś o „dziennikarskiej misji”.

Co też profesora Zybertowicza skłoniło do zaskakującej diagnozy? doprawdy nie wiem, może miał gorszy dzień. W zbyt łatwym kwalifikowaniu reżimowych urzędników mediów do przejścia na „jasną stronę mocy” jest coś niebezpiecznego i brzydko pachnącego.

Oczywiście każdy, także, Tomasz Sekielski, ma prawo do nawrócenia. Jeden wszakże jest warunek takiej konwersji: głośne i jasne wyznanie grzechów oraz prośba o wybaczenie! Tylko w takich warunkach grzesznik zasługuje na wybaczenie, choć wcale nie predestynuje go to do szukania sobie miejsca wśród patriotycznej śmietanki. Najpierw do kuchni kochany i gary szorować, ciesząc się z uzyskanego wybaczenia!

W przypadku Sekielskiego żadnego wyznania grzechów – opowieści o warsztacie reżimowca – nie było. Tomasz Sekielski uważa, że mizdrzenie się do naszej strony, puszczanie oka na pięć minut przed zmianami wystarczy, aby załapać się na nowe konfitury. Otóż oświadczam panu, panie Sekielski – nie wystarczy! I już moja i moich znajomych w tym głowa, aby nie wystarczyło.

Tomasz Sekielski najpierw musi przejść długą, dziennikarską resocjalizację, aby uczciwi przedstawiciele naszego zawodu bez wahania podawali mu rękę. Po 10 kwietnia 2010 roku było wiele czasu na to, aby zmądrzeć i oderwać twarz od konfiturowego koryta. Tomasz Sekielski tego nie uczynił, więc zanim panie profesorze otworzy pan przed nim swoje ramiona, warto mu się bardziej gruntownie przyjrzeć.

Inaczej dojdziemy do momentu kiedy przełom istotnie się dokona, ale natychmiast zostanie spaskudzony przez konwertytów ostatniej chwili, węszących za konfiturami Tomaszów Sekielskich. Nie ma żadnej „jasnej strony mocy” dla ludzi cynicznie wykorzystujących dziennikarski zawód do wygodnego urządzania się i unoszenia się w głównym nurcie medialnego paskudztwa.

Dostało się Sekielskiemu, bo warto zawczasu alarmować, zanim jeszcze naiwni i obdarzeni zbyt krótką pamięcią patrioci wyciągną dłoń do ludzi, którzy zgniły system Trzeciej Rzeczpospolitej ile sił podtrzymywali. W pierwszym szeregu konserwatorów Rzeczpospolitej Na Niby na pewno był i jest Tomasz Sekielski. O jego szczupłym i w pewnym czasie nieodłącznym partnerze przez litość nawet nie wspomnę.

Panie profesorze „po jasnej stronie mocy” należy być bardzo ostrożnym i przezornym, inaczej „jasną stronę” znów zbełtamy z błotem

Witold Gadowski

http://www.stefczyk.info/blogi/dziennik-chuligana/beltanie-jasnej-strony-mocy,6596005064

Brak głosów